„Karanie nie było jego celem. Ani zapełnianie więzień nieszczęśliwymi ludźmi. Jego celem było dotarcie do prawdy. Drogę wyznaczało mu zawsze poszukiwanie odpowiedzi na nękające go pytania. Znajdowanie tego, co się zgubiło, co zostało zapomniane, i czego nigdy nie odnaleziono”.
Wypożyczyłam „Plaże cudów” z jednego powodu – chciałam się dowiedzieć, czy Erlendur w końcu znajdzie brata. I spokój. Był tylko jeden egzemplarz na ponad 50 filii bibliotecznych, więc jechałam po niego przez pół miasta. Jako że pogoda dopisała, przycupnęłam na moment w parku i nacieszyłam oczy widokiem fontanny. Poznanie finału historii i krótki pobyt na łonie natury to – niestety – jedyne zalety przeczytania tej książki.




