środa, 28 maja 2025

"Legendy i Latte" Travis Baldree


 „Czasem ludzie nie widzą tego, co mają tuż przed nosem, dopóki prawie się z tym nie zderzą”.

Wybrałam tę książkę zupełnym przypadkiem, sprawdzając biblioteczne nowości. Nie miałam ochoty na nic konkretnego, celowałam w lekkie i przyjemne. I wiecie co, trafiłam idealnie.

Legendy i Latte” mają dość niskie oceny wśród czytelników. Nie żebym się z nimi zgadzała, ale chyba wiem, czemu są takie, a nie inne. Ta historia może znudzić. I rozczarować, bo zaczyna się z rozmachem – od wbicia miecza w łeb potwora i wyszarpania z czaszki pewnego kamienia. Fantastyka pełną gębą. Potyczki z bestiami, drużyna pierś... zgrany zespół złożony z doświadczonych wojowników oraz Bilbo orczyca, która zamiast swojej części skarbu zabiera tylko ten jeden kamień. I odchodzi, bo po 22 latach „dotarła do granic krwi, błota i gówna”. Odchodzi w stronę nowego.

Brzmi ciekawie? To świetnie, tyle że później fabuła ogranicza się do przerabiania starej stajni na coś w rodzaju kawiarni. Orczyca Viv kupuje ruderę i powoli, powoluteńku rozwija swój kawowy biznes. Ktoś, kogo zaintrygował prolog, może czekać na potyczki z zębatymi maszkarami, ale się nie doczeka. W byłej stajni pojawiają się nowe sprzęty, klienci, zwiększa się personel i menu, ale akcji właściwie nie ma. Niby przypałętuje się ktoś, kto twierdzi, że wkrótce Viv będzie musiała płacić haracz lokalnej grubej rybie; zanosi się na ustalanie, kto rządzi na tym terenie, ale gdy dochodzi do spotkania... Łagodnie powiedziawszy, amatorzy krwawych rozgrywek będą sfrustrowani.

Serio, miłośników fantastyki ta książka może niemiłosiernie znudzić. Jest spokojna, subtelna, urocza i słodka, pachnie kawą, bułeczkami z cynamonem i gorącą czekoladą. Ze swojego gatunku ma jedynie bohaterów, w tym orczycę, elfa, sukkubę czy gnomy. Dowiecie się, kto robi przepyszne wypieki, u kogo zamawiać kawę, a u kogo materiały do remontu. Poczujecie kołderkowy cosy klimat, ale na wymachiwanie mieczem nie liczcie.

Czy to znaczy, że lektura mnie znudziła i będę odradzać ją innym? Nic z tych rzeczy! Nie nastawiałam się na nic, więc nie byłam rozczarowana. Byłam zaskoczona. Powtarzając za jedną z opinii ze skrzydełka, to „wyjątkowo piękna książka, niepodobna do niczego, co dotąd czytałam”. To prawda, Travis Baldree napisał takie nie wiadomo co. Ni to fantasy, ni obyczajówka, ni to... romans? Nie, ten ostatni chyba najmniej, ale jest tu coś, co określiłabym jako (bardzo bardzo baaaardzo) slow burn. Nieuważni mogą go wręcz przegapić, a kiedy ja sama w końcu go zobaczyłam, poczułam wielkie rozczulenie.

Ponoć to tiktokowy fenomen. Nie wiem. Ponoć bestseller. Nie wiem do kwadratu. Na pewno wykracza poza ramy gatunku, więc czytelnik musi zdecydować, czy chce czytać takiego cudaka, czy nie. Autor początkowo wydał „Legendy...” własnym sumptem i rozumiem czemu. Nietypowa opowieść, zdecydowanie nie w trendach, bez przemocy, bez przekleństw, bez smut, z mieczem, ale bez walki, za to z kawą i łakociami... Można było zakładać, że nie znajdzie się wydawnictwo chętne zaryzykować. Tymczasem sukces zaskoczył pisarza, a sama książka doczekała się tradycyjnego wydania.

I to też dobrze rozumiem.


12 komentarzy:

  1. Raczej się nie skuszę. Ostatnio przystopowałam z książkami, bo zajęłam się innymi pasjami, bo i puzzle są częściej na stole i mozaika diamentowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne :) O mozaice diamentowej (chyba) nie słyszałam, poszukam info.

      Usuń
  2. Tak jak pisałam na Insta, mam tę książkę i czekam na dobry moment z lekturą :) Dobry, czyli nie musi stać się nic strasznego, ale sądzę, że to powieść idealna na pocieszenie po trudnym dniu albo koniec męczącego okresu w pracy :) Ograniczenie elementów fantasy dla mnie będzie chyba na plus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo przyjemnie mi się ją czytało, choć wraz z kolejnymi kartkami rosła we mnie chęć na słodycze ;) Mam nadzieję, że Ci się spodoba. Będę ją dobrze wspominać :)

      Usuń
    2. O nie, tylko nie słodycze :)) No cóż, dzisiaj by się przydała, na pocieszenie po tym wszystkim co się dzieje w polityce. Ale cóż, mam rozgrzebany reportaż o Białorusi (wiem, wybrałam sobie temat) i raczej planuję go dokończyć najpierw.

      Usuń
    3. Nie wiem, czy poradzi sobie z dzisiejszymi nastrojami :/ Dzisiaj na śniadanie dostałam pączki i drożdżówki, ale nie osłodziły mi dnia. Co najwyżej się zasłodziłam aż do mdłości, ale tak naprawdę nie pomogło. No cóż, już nic nie możemy zrobić.

      Usuń
    4. Prawda niestety. Trzeba żyć dalej i liczyć, że jakoś to będzie. Oby książki pomogły tak ogólnie.

      Usuń
    5. Niestety, nic innego nam nie pozostało...

      Usuń
  3. Przekonuję się do cosy klimatu po Emily Wilde, więc też jestem zaskoczona fenomenem. Książka trochę na mnie wyskakuje na każdym kroku, więc póki co się nie skuszę, ale będę pamiętać, że zapach czekolady też może być czymś przyjemnym w świecie orków i elfów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny raz wychodzi, że siedzę pod kamieniem i odkrywam coś, o czym wszyscy wiedzą ;D

      Usuń
  4. Dobra ksiązka jeśli wiesz, czego się spodziewasz. Mnie kusi ogromnie. Ale jakbym się nastawiła akurat na wartkie fantasy, to pewnie też poczułabym się zawiedziona :). W różnych momentach na różne rzeczy mam ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo :)
      Ale jeśli wiesz, że to spokojne, słodkie, przeurocze czytadełko, będzie przyjemnie. Najlepiej czytać przy kawie i ciasteczku :)

      Usuń