wtorek, 4 października 2022

"Porzuceni" Maciej Kaźmierczak (recenzja przedpremierowa)

Powinnam chyba stworzyć osobną kategorię książek, z którymi mam problem. Niekoniecznie dlatego, że są kiepskie, źle napisane czy nudne, po prostu nie do końca wiem, co o nich sądzić. „Porzuceni” pasują do tej szuflady, ponieważ przeczytałam to dwa dni temu, ale wciąż nie jestem w stanie powiedzieć, czy polecam ten tytuł, czy mi się podobał, czy może czegoś nie zrozumiałam.

Ale od początku. A początek... nie był łatwy. Długo nie mogłam wczuć się w tę historię, nie czułam żadnych pozytywnych fluidów do (bardzo prostego) stylu autora. Nic mnie nie wciągnęło, nie szarpnęło ani nie wyrwało z butów. Co dziwne, bo fabuła aż się o to prosi. W łódzkim parku dwójka spacerowiczów z pupilami napotyka upiorne znalezisko – ktoś zakopał stertę psich zwłok. Policja początkowo ociąga się z przyjazdem, ale na miejscu szybko się ożywia. Pod jednym z martwych psiaków leżą zwłoki dziecka. Do mundurowych prowadzących sprawę dołącza komisarz z Gdańska, postać antypatyczna i przerysowana. Trzy lata wcześniej w jego mieście w podobny sposób zamordowano dziecko. Według mężczyzny zbrodnie popełnił ten sam człowiek, pozostaje jedynie to udowodnić, aby otworzyć sprawę. I znaleźć mordercę.

Do połowy czytanie szło mi ślamazarnie. Co rusz odrywałam się od lektury, zerkałam a to w okno, a to w komputer, a to w telefon. Nijak nie mogłam poczuć „flow”. Wiecie, czasem strony przewracają się same, wszystko wokół znika, słyszymy głosy bohaterów, jakbyśmy byli obok nich. Tu nic takiego nie miało miejsca. Cały czas tylko litery, litery, litery i szelest kolejnych kartek. Do tego ewidentnie nie zaiskrzyło między mną a bohaterami. Oczywiście to żaden dowód na niską jakość książki, ale czytałam i wzdychałam z coraz większą irytacją. Młodziutka, na wskroś naiwna Malwina, pracownica domu dziecka, boi się podniesionego głosu, ale idzie w każde niebezpieczne miejsce, które wpadnie jej do głowy. Tomasz to tajemniczy mężczyzna z trudną przeszłością – brzmi kusząco dla fanek problemów. Pierwsze to idealny przykład bohaterki z horrorów, która szuka znajomego w piwnicy, a kiedy słyszy dyszenie w ciemnym kącie, zamiast uciekać, lezie dalej z tekstem: „To nie jest śmieszne! Czemu robisz sobie ze mnie żarty?” Drugie to milczek z saloniku prasowego, ukrywający liczne sekrety. Moim skromnym zdaniem jest dziwny, a do tego cholernie toksyczny. Mimo tego młoda lgnie do niego jak mucha do g... do miodu. Choć na początku zaplusował u mnie poprawnym nazwaniem śmierci zwierząt i ogólnie prozwierzęcą empatią, to później pikował w dół, żeby rąbnąć na samo dno. Razem z Malwiną.

Od połowy coś w końcu ruszyło. Zarówno akcja, jak i moje zainteresowanie. Może styl przestał mi przeszkadzać, a może się poprawił, w każdym razie w krótkim czasie ujrzałam ostatnią stronę. Czyli plus – szybko się czyta. Zamknęłam książkę i pozostałam na dłużej w zadumie. Szczerze mówiąc, wciąż nie wiem, czy to jedna z tych nie do końca dopracowanych autorskich wizji, czy to ja czegoś nie zrozumiałam. Widzę otwartą furtkę do kolejnej części lub smutne marzenie bohatera, że kiedyś uda mu się coś, co nie udało się teraz. Na dwoje babka wróżyła. Do tego albo autor naprowadzał czytelnika na konkretne tropy, albo wpuszczał go w maliny. Robił to specjalnie, żeby mieszać mu w głowie, czy po prostu tak mu (nie) wyszło?

Co jest pewne i warte podkreślenia, to problemy, które przewinęły się w książce. Maciej Kaźmierczak poruszył kwestię presji na macierzyństwo oraz chorób psychicznych i tego, co może się stać, gdy chora osoba nie otrzymuje odpowiedniego wsparcia. Od siebie dodam, że to kolejny kamyk do ogródka dla mężczyzn, którzy niczym rącze koniki umykają przed trudnościami prosto w objęcia nowego, lepszego życia. Ubiegając oburzenie w stylu #NotAllMen, mówię o konkretnych przypadkach, gdy stare zostaje porzucone i niech sobie radzi albo ginie.

Nie oceniam, bo nie wiem, czy uzyskany przez autora efekt był zamierzony, czy przypadkowy. Historia sama w sobie ciekawa, bohaterowie irytujący (mnie), więc można czytać bez kawy. Sporo brutalnych scen, więc amatorzy przemocy będą ukontentowani. Miłośnicy zwierząt i matki niech uważają. Zakończenie daje do myślenia. Nie polecam, nie odradzam, być może sięgnę po kolejne książki tego pisarza, żeby się przekonać, czy mi pasuje, czy jednak nie.

Premiera książki: 5 października 2022 roku

Za możliwość przedpremierowej lektury bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

30 komentarzy:

  1. Ja irytujących bohaterów nie uważam za wadę książki. Niech sobie będą irytujący, byle byli jednocześnie wiarygodni. :) Mam pytanie odnośnie do sterty psich zwłok – czy chodzi o to, że ktoś zakopał nieżywe już psy, czy też specjalnie je zabił?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To były trupki w różnych stadiach rozkładu, "na szczęście" psy zostały zabite przed zakopaniem.

      Usuń
  2. Właśnie mam mnóstwo takich książek, po których lekturze nie wiem co o nich sądzić. Tej nie przeczytam, jakoś mnie nie kusi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak podejrzewałam, że możesz nie być nią zainteresowana ;)

      Usuń
  3. Są takie książki, o których nie wiadomo, co sądzić. Nie są też wciągające w czasie lektury, ale potem wraca się do nich myślami. Chyba to nie jest ten przypadek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... W sumie to chyba nie. Co jakiś czas sobie o niej przypominam i wracam do rozkminek. Zrozumiałam dobrze czy coś mi umknęło? Winna jest ta czy jednak ta osoba? Jemu się to wydawało? A może jej się wydawało? ;)

      Usuń
  4. Czytając Twoją recenzję, bardzo zastanawiałam się, czy dałabym radę doczytać książkę i mam jakieś wrażenie, że chyba bym ją odłożyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mogłam :) Druga połowa na szczęście okazała się dużo lepsza.

      Usuń
  5. Nie czytałam, więc się wypowiem - a jakże :D Jestem fanką racjonalności i normalności - nic mnie tak nie wnerwia, jak problemy z odwłoka wzięte, albo pomysły rodem z taniego horroru (tak, piję do wchodzenia po ciemku na strych i te słynne "Jest tam kto?"). Więc mroczny buc z przeszłością, toksyk z kiosku i dziewczę słodkie i naiwne mogłyby sprawić, że dostanę wysypki nie nie dobrnę do lepszej drugiej połowy.

    Ale z drugiej strony... oglądałaś "Sweet girl"? Myślałam, że szlag mnie trafi - miałam ochotę wysłać ich wszystkich na terapię, albo warsztaty z komunikacji. Aż nagle przyszło zakończenie, a ja siedziałam z takim: "Wow, jakie to było dobre". Więc szczerze polecam jbc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerkam sobie na recenzje na Lubimy Czytać, bo jestem ciekawa opinii innych osób. Póki co, raczej przeważają głosy zadowolone, ale poczekam na sceptycznych. Może ktoś ma podobne rozkminki do moich :)

      Oglądałam! Ale musiałam przypomnieć sobie i zerknąć na YT. Chyba mam przeładowany móżdżek i mi się wylewa bokami :D Obejrzę sobie coś (i to coś z Momołą ;)) a potem nie pamiętam, że oglądałam. A podobało mi się. Nie tylko bo Momoa ;)

      Usuń
  6. Już kolejna recenzja tej książki na jaką dziś trafiam. To chyba znak :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj premiera ;)

      Ale może rzeczywiście do znak, żeby sięgnąć i przeczytać :)

      Usuń
  7. Z jednej strony brzmi ciekawie, z drugiej nie do końca :>

    P.

    OdpowiedzUsuń
  8. A mnie ten tytuł bardzo zainteresował. Zapisuje na listę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Ci się spodoba, kiedy już po nią sięgniesz :)

      Usuń
  9. Po recenzji mam mieszane uczucia, ale w takim przypadku, chyba najlepiej będzie samemu wyrobić opinie i przeczytać!
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam dalej mieszane, mimo że zaraz minie tydzień, odkąd ją przeczytałam ;)

      Usuń
  10. O rany, takie książki są najgorsze! Nie znoszę, kiedy przeczytam coś i nie wiem co o tym sądzić. Już wolę poznać totalny gniot i wypunktować, co było nie tak niż dostać dziwną albo zupełnie przeciętną powieść, o której niewiele można powiedzieć. I też nie lubię kiedy długo muszę wgryzać się w akcję. Natomiast muszę przyznać, że tutaj zaintrygowało mnie miejsce akcji. Dużo tej Łodzi pojawia się w książce? Da się odczuć, że to konkretne miasto a nie jakiekolwiek? Pytam, bo rzadko czytam kryminały osadzone w miejscach, które mam szansę znać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Łodzi byłam tylko dwa razy i w tym samym rejonie (plus raz na naleśnikach w Manufakturze), więc nie znam jej za dobrze, ale w ogóle nie czułam łódzkiego klimatu podczas czytania. To mogło być jakiekolwiek miasto :) Zresztą inni też nie czuli, z tego, co widziałam w recenzjach.

      A co do tego, że nie wiem, co myśleć o tej książce, zawsze jest opcja, że to we mnie tkwi problem ;) Mogłam coś źle zrozumieć, nie zrozumieć albo doszukiwać się na siłę drugiego dna ;)

      Usuń
    2. Ech, tego się obawiałam właśnie :( W takim razie nie mam zbyt wielkiej ochoty sięgać po tę książkę, bo nie znajduję nic, co mogłoby mnie przyciągnąć.

      Ciekawe, że ja rzadko myślę w ten sposób. Czasami widzę, że ewidentnie książka nie jest dopasowana do mnie i w sumie to niczyja wina, ani moja, ani autora. Ale zazwyczaj jak nie wiem, co myśleć o danej pozycji to stwierdzam, że jest po prostu zbyt mało wyrazista, albo ja znam już za dużo historii z danego gatunku i robię się wybredna. Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Tak też można :) Mnie najbardziej nie podchodzi podejście części czytelników typu "ale gópi/a ta/ten bohater/ka! Ja bym inaczej zrobiła, gópie to było. Nie polecam książki, nie czytajcie jej!" Nie mówiąc już o tym, żeby nie czytać danego autora, bo JA go nie lubię ;)

      Usuń
    4. Zgadzam się, chociaż czasami łapię się na tym, że jak bohater zachowuje się w moim mniemaniu irracjonalnie to trudniej mi pozytywnie ocenić książkę. Chyba, że ta jego/jej irracjonalność jest uzasadniona, np. w "Ostatniej na imprezie" tak było. Bohaterka robiła podstawowe błędy i zachowywała się czasami jak dziecko we mgle, ale absolutnie to rozumiałam. Natomiast w opiniach na LC widzę, że dużo osób właśnie to wymienia jako minus, że "hehe, nie umiała w kominku napalić". No skąd miała umieć jak nigdy tego nie robiła. Poza tym haloo, apokalipsa, wszyscy umarli, na cholerę jej teraz przejmować się kominkiem.

      Usuń
    5. Mierzenie swoją miarą przez czytelników albo zerowa umiejętność wczucia się w sytuację danej postaci osłabia mnie od dawna. No ale tego nie przeskoczymy, tacy są ludzie :) Dlatego pozostaje nam sceptycyzm w stosunku do opinii/recenzji, innego wyjścia chyba nie ma :)

      Usuń
    6. Prawda i przywoływanie się do porządku, że przecież nie wszyscy mają tak jak ja, nawet jeśli chodzi o fikcyjne postaci :)

      Usuń
    7. Co poradzisz, nic nie poradzisz ;)

      Usuń
  11. Hi,

    Nice blog. I am new. Do you want to follow each other?

    https://fashionandwishlist.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Hi,

    Nice blog. I am new. Do you want to follow each other?

    https://fashionandwishlist.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń