sobota, 24 grudnia 2022

"Kochanek" Marguerite Duras

Na początek małe wyjaśnienie w sprawie zdjęcia. Wszystkie okładki „Kochanka”, na jakie natknęłam się w sieci, są przeokropne. Tak samo jak okładka egzemplarza, który wypożyczyłam z biblioteki. Ponieważ będę często nawiązywać do ekranizacji, pozwoliłam sobie sięgnąć po zdjęcie z jednej z najsłynniejszych scen z tego filmu.

Książka-skandal o miłości-skandalu. Autobiograficzna opowieść o romansie biednej białej 15-latki z dwa razy starszym bogatym Chińczykiem, rozgrywającym się we francuskich Indochinach w okresie międzywojennym. Opinia publiczna zbulwersowała się kilka razy. Pierwszy raz, gdy tych dwoje spotkało się i doznało czegoś w rodzaju uderzenia pioruna sycylijskiego. Nagłego wybuchu namiętności, uczucia wyniszczającego, bez przyszłości, bez nadziei. Drugi raz, kiedy „Kochanek” pojawił się na rynku księgarskim, a trzeci, kiedy świat (a przynajmniej Wielka Brytania) ujrzał ekranizację. Brytyjscy paparazzi gnębili młodziutką aktorkę wcielającą się w postać nimfetki tak intensywnie, że ta musiała na jakiś czas ukryć się na egzotycznej wyspie. Reżyser nie wspierał jej w żaden sposób, co więcej, bardzo cieszyła go aura skandalu. Darmowa reklama sprzyjała sukcesowi filmu, więc nieważne, że opierała się na plotkach o realnych zbliżeniach aktorów na planie. Co za tym idzie, Jane March przypięto łatkę ladacznicy, grzesznicy i całą resztę epitetów, którymi „obrońcy moralności” z lubością obrzucają kobiety lubiące seks. Nie znalazłam żadnej informacji o tym, żeby z podobnym podejściem spotkał się Tony Leung Ka Fai, odtwórca roli tytułowego kochanka.

Ale do brzegu. Najpierw obejrzałam film, a potem przeczytałam książkę i przychylam się do opinii, że ekranizacja jest lepsza. Nie wiem, czy z taką łatwością odnalazłabym się w fabule bez jej znajomości. Marguerite Duras opisała swój nastoletni romans dopiero w podeszłym wieku, ponoć po tym, gdy dotarła do niej informacja o śmierci mężczyzny. Po wielu latach dowiedziała się, że nigdy nie przestał jej kochać. Sama zrozumiała, że to, co do niego czuje, to (być może) miłość, kiedy wracała do Francji. Wcześniej nie była pewna, nie znała tego uczucia, a może też broniła się przed nim, bo i tak nie mieli przyszłości.

Czemu piszę „być może” w nawiasie, jakbym wątpiła w prawdziwość tego, co połączyło tę parę? Bo rzeczywiście mam wiele wątpliwości. Autorka przedstawia ich relację dość sucho, ale wyraźnie odczuwalny dystans jest w pełni zrozumiały – pisze o nim po kilku dekadach. Spina historię o ich znajomości z luźnych wspomnień oraz licznych dygresji. Nieuważny czytelnik może się w nich pogubić, bo twórczyni nie trzyma się chronologii wydarzeń. Przypomina jej się rodzinny dom pozbawiony miłości, patologiczne emocjonalne uzależnienie matki od najstarszego syna, bieda i strach. Przywołuje sceny z dzieciństwa, by za chwilę przenieść się do garsoniery, w której dwa spocone ciała kotłują się na pościeli. Później znowu wraca do momentów, w których była razem z rodziną i czuła wielką nienawiść do starszego brata. W kolejnych fragmentach jest już zupełnie gdzie indziej, zarówno w czasie, jak i w przestrzeni, by finalnie dopiąć fabułę odebraniem pewnego telefonu.

Kochanek” to nie tyle krótka, co króciusieńka książeczka, ale zawiera mnóstwo treści – tych niezapisanych. Skłoniła mnie do wielu przemyśleń. Gdybym była nauczycielką polskiego (i mogła to zrobić bez kuratorki Basieńki grożącej paluszkiem), omawiałabym ją na lekcjach. W klasie maturalnej, żeby nie było. Przy czym muszę podkreślić, że choć film powstał jako produkcja stricte erotyczna, w oryginale nie ma aż takiego nacisku na seks. O tylu tematach chciałabym porozmawiać z młodzieżą, z tylu różnych perspektyw popatrzeć z nimi na tę opowieść. To była miłość czy jedynie żądza? Czy byliby szczęśliwi, gdyby historia potoczyła się inaczej? Czy on ją naprawdę kochał, czy tylko mu się wydawało? Czy ona go nie kochała, czy jednak miała go w sercu, skoro jego śmierć zmotywowała ją do opisania spotkań w garsonierze? Czy wystarczy powiedzieć, że jest się z kimś dla pieniędzy, aby naprawdę tak było?

No i ostatnie. Sceny erotyczne w ekranizacji uważam za jedne z najpiękniejszych, najbardziej namiętnych ze wszystkich, jakie w życiu widziałam. Jeszcze nie wiem, co sądzę o tej jednej, po kolacji. Tak samo nie poukładałam sobie w głowie tego, że ona była właściwie dzieckiem, a on – dorosłym mężczyzną. Co nie zmienia faktu, że pamiętałam ten film (a konkretnie te sceny), mimo że pierwszy raz oglądałam go jeszcze w podstawówce.

38 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, że tytułu ani nie oglądałam ani nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swego czasu narobił szumu, ale dziś chyba mało kto go kojarzy :)

      Usuń
  2. Nie słyszałam ani o książce, ani o jej filmowej adaptacji, ale w sumie to nic dziwnego, jakoś nie interesują mnie takie tematy... Za to zaciekawiło mnie, że w tym przypadku film okazał się lepszy od materiału źródłowego - to rzadkość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem jest lepszy, choć nacisk jest tutaj położony na sferę erotyczną, a w książce na coś innego. Ale jednocześnie książka jest dość chaotyczna, więc niektórzy mogą się pogubić.

      Usuń
  3. Oglądałam ten film wiele, wiele lat temu i pamiętam jakie zrobił na mnie wrażenie. Po książkę raczej nie sięgnę, ale motyw dyskusji z młodzieżą bardzo do mnie przemawia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie ekranizacja ma coś w sobie :)

      Ciekawe, co na to powiedziałaby ta młodzież ;)

      Usuń
  4. Kojarzę! Ale wygrzebałaś staroć ;>

    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak o nim gadacie, że kusi, żeby obejrzeć ;>

      P.

      Usuń
    2. Zawsze można zerknąć, żeby wyrobić sobie własne zdanie :)

      Usuń
  5. Mam trochę problem z historiami, w których jedna strona (zazwyczaj kobieta) jest tak bardzo młoda i wchodzi w relację z dużo starszym facetem. W takich związkach widzę raczej grooming niż prawdziwe uczucie i to mi przeszkadza w poznawaniu takich tekstów. Przyznam, że nie słyszałam nigdy o filmie ani o książce. Książkę chyba sobie podaruję, bo mam wrażenie, że nie odnalazłabym się w treści, ale na film być może rzucę okiem. I nie ukrywam, że ciekawią mnie sceny erotyczne o których wspomniałaś :) Ze smutkiem natomiast przyjmuję informację, że aktorce "dostało się" od opinii publicznej. Jaki ten świat jest obrzydliwie patriarchalny to słów brakuje :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem tutaj nie ma groomingu, bo on jest podobnie albo nawet mniej dojrzały od niej. Taki bierny, wszystko go przerasta, nie ma na nic wpływu, jak ta roślinka pustynna - ktoś (ojciec) dmuchnie, a on frunie.

      Czytałam niedawno artykuł o tym filmie i kontrowersjach, jakie wzbudził. Aktorka po ok. 10 latach wybaczyła reżyserowi, ale co przeżyła hejtu, to jej. Nikt jej tego nie wymaże z pamięci :/

      Usuń
    2. Okej, rozumiem, dzięki za wyjaśnienie. Strasznie nie lubię takich bohaterów, i takich ludzi w sumie. Bez własnego zdania, zewnątrzsterowalnych w każdej kwestii.

      Biedna :( Podziwiam, że wybaczyła reżyserowi, ale właśnie. Co się wycierpiała to jej.

      Usuń
    3. Spotkały się w tej historii dwie osoby w jakiś sposób wewnętrznie potłuczone. On niby taki bogaty (kasa tatusia z wieczną groźbą odcięcia od pinionżków), ale też nieszczęśliwy, a ona... Przedziwne połączenie, z którego nie mogło wyjść nic dobrego.

      Ktoś mógłby powiedzieć, że widać nie cierpiała tak bardzo, skoro później zasłynęła innymi scenami erotycznymi, tym razem z Brucem Willisem. Czyli dalej szła w tym kierunku. Ale jednak jestem przekonana, że została w niej wielka rana.

      Usuń
    4. Możliwe, że została też zaszufladkowana jako aktorka, która nadaje się tylko do takich scen. Też nie wierzę, że nie cierpiała skoro taki hejt ją spotkał. Jeśli potem wygrzebała się z tego i poszła do przodu to super, oby tak właśnie było.

      Usuń
    5. Tamte sceny też były dobrze zagrane, zmontowane i miłe dla oka, chociaż Bruce musiał się nieco podszkolić, bo był dość drewniany ;) Zerknęłam teraz na jej profil na Filmwebie i widzę, że ma całkiem sporą listę produkcji, w których wystąpiła, ale znam tylko "Kochanka" i właśnie "Barwy nocy" z Willisem. Może potem poszła już w ogólne aktorstwo, nie tylko, hm, łóżkowe. Może :)

      Usuń
    6. Chyba ogólnie Bruce nie jest jakimś wybitnym aktorem, chociaż teraz to trochę głupio się czuję tak pisząc, bo mignęła mi wiadomość, że ma problemy z pamięcią i to takie poważne. W każdym razie ja aktorki nie kojarzę zupełnie, więc też muszę zgooglać jej rolę.

      Usuń
    7. No DiCaprio to on nie jest, ale lubię jego filmy, zwłaszcza "Pułapki". Wiecznie poobijany, pokrwawiony, ale da radę powiedzieć "jupikaiej madafaka!" :D Lubię jego bohatera nie tylko za to, że jest takim twardzielem, ale też za to, że to czasami słodziak. Jak wtedy, kiedy jakaś młoda laseczka podrywała go na lotnisku, a on pokazał jej obrączkę. Albo w którejś części musiał się rozebrać i stać w afro-getcie z planszami z obraźliwym tekstem. Zanim wyszedł z furgonetki, powiedział do koleżanki, że spotkał ją zaszczyt (żartobliwie), bo zobaczyła coś, co widziała tylko żona. Pamiętam, jak wtedy ciepło mi się zrobiło na serduszku i zrobiłam takie "oh jo", jak Krecik :) Zupełnie inny niż James Bond wywłoka ;)

      Tak, jest chory i to poważnie. Przykre, bo choroba wyeliminowała go nie tylko z zawodu, ale i chyba ogólnie z życia społecznego.

      Usuń
    8. Tak sobie myślę właśnie, że ja prawie wcale nie pamiętam filmów z Willisem. Widziałam je na pewno, bo przecież przez lata były ciągle w telewizji jako "megahit" albo coś w tym stylu, ale nie pamiętam już z tego prawie nic. Scen, o których wspominasz w ogóle nie kojarzę... Bonda lubiłam oglądać, ale tego starego, chociaż ten motyw dzisiaj się też zestarzał i już trudniej mi patrzeć na faceta, który tak instrumentalnie traktuje kobiety. A najnowszy Bond to już w ogóle porażka.

      Usuń
    9. Chyba wiele osób wrzuca te filmy do szufladki "starocie", więc nie dziwię się, że nie kojarzysz tych scen :) Ja oglądam namiętnie, może nie jak "Władcę pierścieni" czy "Hobbita", ale przynajmniej raz czy dwa na rok trzeba sobie odświeżyć całą serię "Pułapek" ;)

      Co do "Bonda", mogę przybić żółwika :)

      Usuń
    10. Mam wrażenie, że to właśnie takie filmy w stylu "no przecież oglądałam, więc po co powtarzać", ale jak się człowiek zastanowi to wychodzi na to, że jednak można byłoby sobie seans urządzić.

      Przybijam :)

      Usuń
    11. Chociaż raz na jakiś czas, od wielkiego dzwonu ;) Oczywiście, nic na siłę, jak na przykład nie robiłabym sobie seanu kultowych romansów, bo to jednak nie moja bajka. Ale jeśli ktoś lubi - czemu nie? :)

      :)

      Usuń
    12. Pewnie, jak ktoś lubi to niech ogląda :) Ja oczywiście lubię oglądać slashery i co jakiś czas nachodzi mnie na oglądanie Halloween albo innego Krzyku :)

      Usuń
    13. One się chyba nigdy nie starzeją ;)

      Usuń
  6. Włączyłam wczoraj ten film i wytrzymałam do połowy. Pokonał mnie pod każdym możliwym względem. Mnie te sceny nie ujęły, ogólnie narracja jest tak zamulona, że nie wiem czy lepiej aby jej nie było ;D. No historia taka miałka, a nastawiłam się na coś bardzo interesującego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, narracja jest dość specyficzna :) Z pewnością nie każdemu przypadnie do gustu, podobnie jak te sceny. Mnie zachwyciły, no i jednak tyle czasu, a je pamiętałam. Ale co człowiek, to opinia :)

      Usuń
  7. Ty to umiesz wbić kij w mrowisko - erotyk omawiany w Wigilię, ciesz się, że ludzie byli zajęci wybieraniem ości z karpia, bo kto wie co by się mogło zdarzyć :P Btw, absolutnie zgadam się, że to jedne z najlepszych scen erotycznych, jakie widziałam (i tak, z ten moment po kolacji miałam ochotę sklepać mu dziób. Bez finezji i bez podtekstów). Książki nie miałam ochoty czytać, bo wydawało mi się to w gruncie rzeczy bardzo smutne. Bohaterka była dla mnie dość toksyczną istotą, strasznie pokręconą - on wydawał mi się więźniem tradycji, który jednak korzysta z przywilejów bogatego faceta. Jako ładne porno to się broni, jako film do oglądania dla fabuły już nie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, na seks (w sensie rozmowa, albo i inne zajęcia) zawsze jest czas ;)

      W końcu ktoś, kto oglądał film! :) Też uważam bohaterkę za kogoś w rodzaju toksyka. To chyba jedna z tych osób, które nigdy nie są zadowolone z życia. Sama mówiła, że jest zawsze trochę smutna, ale chodzi mi o takie ogólne, hm, rozczarowanie życiem. Takie wieczne gnanie gdzieś za czymś i wieczne szukanie bez szans na znalezienie. Tego czegoś.

      Usuń
    2. Przez przypadek uświadomiłaś mi, że znam taką osobę - wiecznie goni, ale nie wie za czym. To dopiero tragedia...

      Usuń
    3. Zgadzam się. Gonienie króliczka może być fajne, ale takie pędzenie dla pędzenia i brak radości, kiedy się już coś dogoni, musi na dłuższą metę męczyć.

      Usuń
  8. Czytałam kiedyś tę powieść. Słyszałam, że film jest spłycony w stosunku do książki, i nie miałam chęci go oglądać. :) Najbardziej ciekawiły mnie nie wątki erotyczne, ale życie rodzinne tej dziewczyny. Zastanawiałam się, czy jej matka chciała, by córka zaczęła zarabiać jako prostytutka. Pewne fakty na to wskazują – pozwalała nastolatce nosić wyzywające stroje itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie chciała i nie chciała jednocześnie. Kiedy podejrzewała, że jej córka spotyka się z kimś, raz czy dwa jej zwyczajnie wtłukła. Ale potem pieniądze od niej brała i korzystała z zaproszeń do restauracji. Ta jej matka była przeciekawą postacią, w negatywnym sensie, ale fascynującą.

      Zgadzam się, że film spłycił temat. Reżyser poszedł w erotykę, a czy wyszło mu to na dobre, czy nie, nie mnie oceniać. Ale chyba finalnie tak, jeśli spojrzymy na hałas wokół produkcji.

      Usuń
    2. Fascynujące jest też, w negatywnym sensie, że oni tak pogardzali tym Chińczykiem, choć on był bogatszy i bardziej wykształcony niż oni. A wiesz, że Duras napisała też "Kochanka z Północnych Chin"? To podobno ta sama historia, tylko że spisana o wiele później, kiedy Chińczyk już zmarł. :)

      Usuń
    3. O widzisz, nie miałam pojęcia. I teraz tak sobie myślę, czy nie korzystałam z niesprawdzonych źródeł przy pisaniu recenzji. W jednym artykule wyczytałam o tym, że autorka zasiadła do spisywania swojej historii po śmierci kochanka z... dzieciństwa (źle to brzmi), ale tekst był poświęcony "Kochankowi". Może ktoś nie sprawdził, a ja powtórzyłam ;)

      No ale nic, widzę, że w moim mieście ta druga książka jest tylko w paru filiach i to daleko ode mnie. Wrzuciłam ją sobie do koszyczka na stronie biblioteki i będę mieć ją na oku, kiedy zrobi się cieplej. Teraz nie chce mi się po nią jechać na drugi koniec miasta, a jednocześnie jestem ciekawa różnic pomiędzy tymi tytułami. Dziękuję za informację :)

      Usuń
  9. Nie widziałam tego filmu, ale jakoś do mnie totalnie nie przemawia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Nie dla każdego to produkcja, dlatego nie namawiałabym wszystkich jak leci. Mogłaby Ci ewidentnie nie podejść :)

      Usuń
  10. Pierwsze słyszę! Ale jeśli będę miała okazję przeczytać lub obejrzeć zapewne to zrobię. Ale najpierw chyba poczytam sobie o autorce i ogólnie dowiem się wszystkiego dookoła i książki, i produkcji filmowej.

    OdpowiedzUsuń