środa, 1 marca 2023

"Ariadna" Jennifer Saint

Pamiętam, jak natknęłam się na pytanie popularnej polskiej autorki zadane fance. „Jak poradziłaś sobie z tymi emocjami?” Rozmawiały o niesamowicie dramatycznym rzekomo fragmencie, który akurat miałam okazję przeczytać. Pamiętam swojego łotdefaka. Kobieto, o co ci chodzi? Emocje jak na grzybach (i nie mam na myśli strachu, że jakiś typ w lesie pomyli cię z dzikiem)!

Pamiętam, jak autor komedii kryminalnych zdradził swoim fanom, że kiedy pisze kolejne scenki, czasami śmieje się sam do siebie. Skądinąd to sympatyczny człowiek, ale byłam w stanie przebrnąć tylko przez pierwszą część jego serii.

Po co te dygresje? Ano po, żeby zgrabnie nawiązać do zdania, które skusiło mnie do zgłoszenia się po „Ariadnę” na równi z cudną okładką oraz obietnicą oddania głosu kobietom. Pisarka twierdzi, że „to książka, której sednem jest siostrzeństwo”. A ja twierdzę, że to kolejny przykład tego, jak mocno niekiedy rozmijają się zamierzenia twórców oraz odbiór czytelników.

Niedawno stękałam, żem wielce rozczarowana, bo „Wariatki” Chantal Delsol mnie oszukały. A oszukałam się sama. Niepotrzebnie nastawiłam się na coś, czego tam nie było. Tutaj mamy identyczną sytuację. Spodziewałam się elektryzującej historii o Ariadnie (nie o Tezeuszu), o tym, jak poradziła sobie w świecie, w którym kobiety mają niewiele do powiedzenia. Nawet jeśli to królewny. Chciałam przeczytać inną wersję mitu, tym razem opowiedzianą przez płeć żeńską i przedstawioną z jej punktu widzenia. Rozumiem, że różnie można wyobrażać sobie kobiecą siłę, niekoniecznie jako dosłownie rozumianą waleczność (jak u Amazonek). Niemniej dla mnie żadna z bohaterek silna nie była, a już na pewno nie tytułowa Ariadna.

Już miałam pisać, że „z oryginałem”, ale w ostatniej chwili się opamiętałam. Z wersją znaną chociażby z dzieła Parandowskiego pracę Jennifer Saint łączy – nomen omen – cienka nić. Na Kretę przypływa statek z grupką ateńskiej młodzieży przeznaczonej na pożarcie przez Minotaura. Wśród nich znajduje się książę Tezeusz, który kradnie serce kreteńskiej królewnie. Dziewczyna pomaga mu w ucieczce i razem z nim odpływa z wyspy swojego ojca, aby obudzić się porzucona na innej wyspie. „To już koniec babe, skończyło się love story. Jestem już zmęczony, wracam dziś do żony”. Od tego momentu „Ariadna” to pełna improwizacja autorki. Rozpisała fabułę na dwa głosy – zrozpaczonej córki Minosa oraz... drugiej, też zrozpaczonej. Obie pokochały mężczyznę, który okazał się nie dzielnym, honorowym herosem, a zwykłą szują.

Czytałam i kręciłam głową. O ile Ariadna stała mi się obca bardzo szybko, o tyle przez jakiś czas z zainteresowaniem przyglądałam się Fedrze. Uznałam ją za dużo ciekawszą postać, więc rozwiązanie, które zaplanowała jej twórczyni, wprawiło mnie w osłupienie. Zresztą finał historii samej Ariadny również wywołał potężnego marsa na moim czole.

Dobrnęłam do ostatniej strony i dalej nie wiem, gdzie to siostrzeństwo. Bo bohaterki są siostrami? Siostrzeństwo kojarzy mi się z kobiecym wsparciem, z przyjaźnią, z solidarnością. Może Ariadna w końcu popłynęła do Fedry, ale jak dla mnie to trochę za mało – i zbyt późno.

Do książki zraziła mnie też inna kwestia. Dziewictwo greckich bogiń, wydanie drugie poprawione wcześniejszych wierzeń, nieprawdziwe, a mimo to wciąż powtarzane. Owo dziewictwo nie było nigdy dosłownym. Chodziło wyłącznie o chęć bycia niezależną, brak zgody na przydzielanie męża (czy przydzielanie mężowi), nie o abstynencję seksualną. Niby czemu ciężarne kobiety miałyby modlić się do bogini dziewicy o szczęśliwy poród? Nie było innych opcji? Szkoda, że autorka wpisuje się w ten nurt i przytacza mit o dziewictwie Ateny czy Artemidy w sensie „nieskalania” (przez beniza) oraz „czystości”. Po co to powielać, nie lepiej odkłamać?

Żeby nie było, że tylko krytykuję i krytykuję. Cieszy mnie, że pisarka dostrzegła krzywdę kobiet wykorzystanych przez bogów. Mitologia obfituje w gwałty (opisywane jako różne metody uwodzenia), ale przechodzimy nad tym do porządku dziennego bez zbytnich refleksji. Ot, jurny Zeus czy inny mieszkaniec Olimpu znów upatrzył sobie ziemską kobietę i ją „posiadł”. Czy tego chciała, czy nie. Pamiętam ze szkoły podejście nauczycielki (sic!), że Zeus musiał tak postępować, bo był ojcem herosów. No panie, nie da się utrzymać w ryzach tego ogiera! Bryka jak wariat!

Podsumowując, mamy mit o Tezeuszu z innej perspektywy w przepięknej okładce. Język – ujdzie (poza błędem ortograficznym, który pojawił się na str. 70 oraz 402). Całość może się spodobać czytelnikom lubiącym mitologię, ale traktującym ją jako rozrywkę. Bez wgłębiania się w szczegóły i bez ciągotek do poszerzania wiedzy w tym zakresie. Dla mnie to kolejne dzieło, które można postawić obok Parandowskiego. Na półkę, która powinna pokryć się kurzem.

Za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

33 komentarze:

  1. Bardzo chciałam ją przeczytać, ale twoją recenzja ostudziła mój zapał. Lubię rozrywkowe książki, ale cały czas miałam przeczucie, że ta książka aspirowała do bycia innym typem literatury, Myślę, że też bym kręciła głową przy tych motywach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wychodzę z założenia, że zawsze warto samodzielnie sprawdzić i przekonać się, bo a nuż może akurat podejdzie :) Ja jestem ogromnie rozczarowana, ale i miałam duże oczekiwania.

      Usuń
    2. Też jestem tego zdania, dlatego napisałam tylko, że ostudziła zapał do sięgnięcia.

      Usuń
    3. Chyba już trzeci raz odpisuję na ten komentarz i odpowiedź umyka w eter. Nie wiem, co się dzieje...

      Usuń
  2. Ojo joooj :D Tak bardzo nie sięgnę po tę książkę! Też bym rwała włosy z głowy, gdzie to siostrzane wsparcie. Zgadzam się, świetnie że oddajemy głos kobietom, które były uprzedmiotowione we wszystkich opowieściach.. ale róbmy to z głową i w ciekawy sposób. Spróbuj z "Galateą" Madeline Miller. Może nie powali Cię na kolana, ale wydaje mi się, że to opowiadanie właśnie wymusza taką refleksję, jakiej spodziewałybyśmy się i po tej książce.
    Ale nadal chichoczę z podejścia nauczycielki do Zeusa :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytam :) Ale pewnie w pierwszej kolejności sięgnę po "Kirke", bo już tyle o niej słyszałam, a nigdy jakoś nie wyszło, żeby wypożyczyć.

      Nie chcę nikogo zniechęcać na siłę. Nawet zastanawiałam się, czy nie przespać się i nie napisać później chłodniejszej, bardziej stonowanej recenzji. Ale najlepiej pisze mi się na świeżo, a emocje się we mnie kotłowały :) Widziałam, że wiele osób jest zachwyconych, po prostu ja się do nich nie mogę niestety zaliczyć.

      Usuń
  3. Powiem Ci, że jak mi mignęła ta książka na insta, to zapisałam sobie tytuł "na zaś". Ale w sumie nie wiem, czy mam teraz chęć ją przeczytać. Myślałam, że będzie to opowieść o Ariadnie bardziej powiązana z tym znanym mitem.
    Jakiś czas temu czytałam "Panią Labiryntu", również retteling tej mitologicznej historii. I chociaż nie była to książka bez wad, a i baaaaardzo luźno opowiadała historię Ariadny, Minotaura i Tezeusza, to jednak skupiła się na tej głównej kobiecej postaci, pokazała jej bunt i jej siłę, a nawet "siostrzeństwo", którym tak reklamowana jest "Ariadna" Jennifer Saint.
    Swoją drogą, chyba jest jakaś moda na opowiadanie na nowo mitów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bym chciała wiedzieć, gdzie jest to siostrzeństwo w książce, bo ja go naprawdę nie widziałam. Historia opiera się na micie (przynajmniej w jakimś stopniu), ale to, jak później autorka pokierowała fabułą... No, bardzo do mnie nie trafiło.

      O "Pani labiryntu" słyszałam, ale nie miałam jeszcze okazji czytać. I też mi się wydaje, że zapanował trend na odgrzebywanie mitów. Podoba mi się, ale czasem odnoszę wrażenie, że to idzie w tę stronę co książki o obozach :/

      Usuń
  4. Zastanawiałam się, czy zakupić książkę, gdzieś trafiłam na fragment i jakoś mnie nie porwał, więc wstrzymałam konie. Po Twojej recenzji książka wylatuje z koszyka zakupów ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba miałabym podobne oczekiwania do twoich. Więc też bym się "przejaechała"

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam zamiar "Ariadnę" przeczytać, chociaż nie jestem fanką mitologii. Pomyślałam, że to będzie ciekawa wariacja na temat znanego mitu albo próba jego wyjaśnienia i odkłamania. A tu widzę, że ani to ani to. I chyba daruję sobie czytanie, bo nie wiem co miałabym z takiej historii wynieść. Nigdy nie wgłębiałam się w kwestię dziewictwa greckich bogiń, ale skoro to nie chodziło o seksualną "czystość" to jestem zbulwersowana, że autorka do tego nie dotarła albo dotarła i olała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością jest to wariacja na temat tego mitu, tylko czy ciekawa... to już bardzo subiektywna kwestia ;) Ja byłam napalona nieziemsko i okrutnie się rozczarowałam.

      Podejrzewam, że sporo osób dalej uważa, że Atena czy Artemida to boginie dziewice, czyste i nieskalane, bo taką wiedzę wynieśliśmy z lekcji polskiego. Im więcej nad tym myślę, tym bardziej się dziwię, czemu tak ochoczo uczono nas mitów*, a wierzenia z innych części świata były pomijane. Owe mity wykastrowano, ale jednak nie udawano, że ich nie było.

      * dawnych wierzeń. Sama się łapię na takim gadaniu, a przecież to była prawdziwa, potężna religia, po której zostało mnóstwo śladów, nie tylko w nazwach miast czy ruinach świątyń.

      Usuń
    2. Przykro mi, że takie rozczarowanie Cię spotkało. Znam ten ból, kiedy wydaje się, że książka będzie idealna, wspaniała, cudowna, a potem niestety tak jej nie odbieram.

      Przyznam, że ja się nad tym nie zastanawiałam nigdy. Z lekcji w szkole nie pamiętam nic o dziewictwie w kontekście mitologii, więc u mnie chyba tego wątku jakoś nie poruszano zbyt aktywnie. Pamiętam tylko, że uznawałam naukę mitologii za głupotę wtedy. Oburzona ja z czwartej klasy szkoły podstawowej hejtowała mitologię, że hej. Dzisiaj się z tego śmieję, ale niestety przez to nie orientuję się w niej zbyt dobrze.

      Usuń
    3. A może to i lepiej, że się nie orientujesz? Im więcej rozmyślam na ten temat, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że pakowali nam do głowy masę szkodliwych bzdur. Choćby sama końcówka u Parandowskiego to jedno wielkie przegięcie - przychodzą dwaj apostołowie na Olimp i przeganiają wszystkich bogów. Poza Ateną i Apollem. Nosz...

      Ja z jednej strony lubiłam mity za dzieciaka, a z drugiej już wtedy sporo rzeczy nich mnie drażniło. Taka była ze mnie mała feministka, co się wnerwiała, że ten Zeus i reszta nic, tylko ganiają za babami, a babom nic nie wolno ;)

      Usuń
    4. Możliwe, że tak. Parandowskiego czytałam tylko we fragmentach i przyznam szczerze, że już nic nie pamiętam. Apostołów przeganiających greckich bogów w ogóle nie kojarzę. Masakra.

      Dobre, mała feministka jest potrzebna :) Ja już nie pamiętam co mi nie pasowało, chyba ogólnie nie ogarnęłam konwencji, że jak to tak ktoś zamienia się w drzewo albo połknął dziecko :P

      Usuń
    5. A to całymi latami była szkolna lektura :/ Może wychodzi ze mnie teraz szuria, ale naprawdę coraz częściej dumam nad tym, że upychali nam do głów straszne bzdury. Szkodliwe bzdury.

      No, przedziwna fantastyka :D

      Usuń
    6. U mnie to też była lektura, ale we fragmentach, więc do tych najbardziej "soczystych" chyba nie doszłam. Pewnie tak, aż się boję przypomnieć sobie co działo się na lekcjach historii.

      Dobrze powiedziane :)

      Usuń
    7. "Soczyste" to znakomite określenie, pasuje idealnie ;)

      Usuń
  7. Mam na swojej półce "Kirke" i zamierzam kiedyś przeczytać ;), ale jakąś wielką fanką mitologii nigdy nie byłam, więc i nie napalam się te nowe ich obrazy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym sensie masz szczęście. Ja się napalam, a potem rozczarowanko :/

      Usuń
  8. A ja jakoś nie mogłam spamiętać tych postaci z mitologii, w pamięć wbił mi się tylko Syzyf z tym swoim głazem staczającym się z góry. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Widziałam już takie opnie, że markeing (czy założenia samej książki) nie przystają, do tego, co otrzymujemy. Chyba dorobiono za dużo "filozofii" do promocji tej książki, a sama treść jest dużo prostsza.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie tym razem ;>

    P.

    OdpowiedzUsuń
  11. W sumie nie wiem jakbym podeszła do tej książki. Mitologię lubię, jak i wariacje z nią związane, może potraktowałabym ją z przymrużeniem oka. Za to na pewno dobrze się bawiłam, czytając Twoją recenzję xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby nie było, z której strony nie patrzeć, są pozytywy ;)

      Usuń