Nowa szkoła, nowa klasa, nowi ludzie. Podczas pierwszej godziny wychowawczej (albo lekcji języka polskiego) każdy miał powiedzieć o sobie parę słów. Jedna z koleżanek zwróciła moją uwagę, bo oznajmiła, że uwielbia horrory Stephena Kinga. Ja, głupi czternastoletni dzieciak, zdziwiłam się, że jak to. Jak można czytać horrory? Mogła mnie wyśmiać, zlekceważyć lub uznać za idiotkę, ale następnego dnia przyniosła mi „Miasteczko Salem”. Tak właśnie, ponad ćwierć wieku temu, zaczęła się moja miłość do książkowych horrorów. I do Kinga.
Wspomniany Stefan to twórca tak płodny, że nawet nie liczę, z iloma jego dziełami jestem do tyłu. Co jakiś czas po niego sięgam, choć są to głównie starsze pozycje. Niedawno wybór padł na „Miasteczko”. Naszła mnie chęć na spotkanie po latach. Chciałam sprawdzić, czy dalej robi wrażenie, czy to głównie licealne wspomnienia. Czy sceny, które wtedy jeżyły mi włos na głowie, a może i straszyły w koszmarach, przeczytam z gęsią skórką. A może ogarnie mnie smutek, że to se ne vrati? „Odwiedzę cię, kiedy będziesz spał, nauczycielu”. Skrobanie w okno z prośbą: „Wpuść mnie, Mark”. „Jest nas teraz bardzo dużo. Pozwól, żebym to była ja. Jestem... Jestem głodna”.
Współcześnie motyw wampirów jest przetyrany na dziesiątą stronę, przewałkowany, przemielony i – by rzec dosadnie – przerzygany. Nie da się wymyślić już nic nowego. Małe senne miasteczko (chciałoby się dodać: w stanie Maine) też przewijało się dziesiątki razy, nie tylko w twórczości Kinga. Mieliśmy wampiry obleśne, zmysłowe i migoczące w słońcu, wampiry samotne i stadne, żyjące w pieczarach i luksusowych rezydencjach, chodzące w koronkach i wywijanych butkach oraz w skórze i lateksach, ukrywające się przed ludźmi, rządzące nimi i chwalące się wampirstwem (?) na koncertach. Nie zmienia to faktu, że w '75 roku Król nierozerwalnie powiązał wampirzy temat ze swoim nazwiskiem.
Czy jest tu ktoś, kto nie kojarzy tego dzieła? Jeśli jest, spieszę wyjaśnić, że „Miasteczko Salem” to opowieść o spokojnej miejscowości, która stopniowo się wyludnia. A raczej liczba ludzi sukcesywnie zamienia proporcje z liczbą wampirów. Powoli, powolutku kolejni mieszkańcy znikają, aby grasować nocami w swojej nowej wampirzej odsłonie. Z grubsza to cała fabuła, ale nie zapominajmy, że mówimy o książce Kinga, mistrza pobocznych wątków i dygresji. Ci, którzy nie lubią jego gadulstwa, będą znudzeni, ale ja uwielbiam, zwłaszcza tutaj. Jak dla mnie to mistrzowska forma opisywania ludzkich grzechów i pragnień, prowincji, gdzie nic się nie ukryje przed oczami i uszami sąsiadów etc. A przede wszystkim perfekcyjne zwiększanie napięcia.
Głównym bohaterem jest Ben, powracający do miasta po latach w poszukiwaniu tematu do nowej książki. Ważny jest również Mark, młody ciałem, ale dojrzalszy od niejednego dorosłego. Sporo miejsca poświęcono i Mattowi, nauczycielowi, który odkrywa, że nie wszystko można ogarnąć rozumem. Mamy też Susan, marzącą o wyrwaniu się z miasteczka.
Bohaterów jest mnóstwo i jeśli nie o każdym, to o wielu warto by wspomnieć. No bo jak pominąć ojca Callahana? A Danny Glick? Garbaty Dud i jego autobus? Mike grabarz? A boleśnie typowa para, której piękne życie skończyło się wraz ze szkołą średnią? Utknęli w zaniedbanej przyczepie, nieszczęśliwi we troje – Sandy, Roy i niemowlę. To wątek krótki, ale Randy'ego pamiętałam od liceum.
„Miasteczko Salem” to moje pierwsze spotkanie z Kingiem. Pierwsze i tak mocne, że przez ćwierć wieku kojarzyłam niektóre motywy. I klimat, upiorny klimat domu Marstenów. A Barlow... O matko, czy ja kiedyś doczekam godnego odwzorowania postaci Barlowa w filmie? Rutger Hauer w ekranizacji z 2004 roku był w miarę blisko, ale to ciągle nie to. Ciągle czekam, aż ktoś wyciągnie esencję.
Jak widać, jestem fanką bezgranicznie wielbiącą to dzieło. Gdyby ktoś nie znał Kinga, natychmiast podam ten tytuł. To książka na wskroś kingowska, gadana, ale nie przegadana. Mroczna, treściwa, nie tylko straszna, ale i miejscami dołująca, bo – mimo że horror – jest cholernie życiowa. Autor pokazał, że umie rewelacyjnie pisać i jest świetnym obserwatorem. Jeśli ktoś sięga po ten tytuł dzisiaj i kręci nosem, że nudne, że za dużo bohaterów, że drętwe, że się zestarzało... Cóż, nie mam tyle cierpliwości ani tolerancji co moja koleżanka z liceum. Gusta gustami, ale z „Terminatora” też by można się śmiać, że przestarzały, a efekty pocieszne. Można, tylko po co robić z siebie głupka?
Czytałam dawno temu i raczej dobrze wspominam, chociaż pamiętam, że byłam zirytowana tym, że na okładce opis zdradzał, że chodzi o wampiry. Dzisiaj chyba każdy już wie o czym ta książka jest, ale wtedy byłam wkurzona :) Niedawno widziałam też nową ekranizację, oglądałaś może?
OdpowiedzUsuńW egzemplarzu, który teraz wypożyczyłam, nie ma bezpośredniej informacji. Są tylko przypuszczenia (czyży jakieś złe moce?). Może jest ktoś, kto nie kojarzy jakimś cudem tej historii, ale to trochę tak, jakby nie wiedzieć, o czym jest "Dracula" :)
UsuńWidziałam. I, szczerze mówiąc, mam problemy, żeby ją sobie przypomnieć. Czyli pewnie nie była tak zła, żeby zapaść mi w pamięć, ani taka dobra. Z tego samego powodu ;)
Wydaje mi się jednak, że "Dracula" to większy klasyk niż "Miasteczko Salem" :) W każdym razie szanuję, że jednak nie wszędzie ta informacja jest zdradzona.
UsuńTo mam podobne odczucia, początek filmu bardzo spoko, można się trochę pobać, ale później to już raczej krwawa jatka i nic ciekawego.
A nie, ja się absolutnie nie kłócę, że "Dracula" bardziej znany :) Ale skojarzenie miałam od razu z czymś dużym. Gdyby ktoś totalnie nie kojarzył "Miasteczka Salem", byłabym zdziwiona.
UsuńCiągle wierzę, że zrobią kiedyś taką ekranizację, która mnie zadowoli ;)
To też racja, raczej większość kojarzy :) Moim zdaniem większość ekranizacji popełnia ten błąd, że usilnie starają się powielać dokładnie to, co jest w książkach. Ja wolałabym inną wersję, jakąś reinterpretację wydarzeń, bo w końcu historię z książki już znam :)
UsuńTak napisałam ten komentarz, jakbym się kłóciła. Aż sprawdziłam, czy nie klepnęłam go rano, koło 5 :D No ale wiadomo, o co chodzi. Co do ekranizacji, mamy inaczej. Ja się zawsze wnerwiam, jeśli reżyser ma inną wizję, bo zwykle ta wizja mi się wcale nie podoba. Może trafiałyśmy na nie te ekranizacje, co trzeba ;)
UsuńJak lubię Kinga, to akurat ten tytuł mnie nie zachwycił...
OdpowiedzUsuńJestem w szoku! De gustibus i tak dalej, ale jednak w szoku :)
UsuńBoję się horrorów bardzo, ale piszesz tak zachęcająco ;)
OdpowiedzUsuńJeśli boisz się horrorów, na tym będziesz bała się baaardzo :) Jestem tego pewna.
UsuńHah przypomniałaś mi. Swojego czasu miałam na Kinga dużą fazę. Nawet nie pamiętam, od której książki się zaczęło, ale potem szłam do biblioteki i wypożyczałam po kolei, jak leci. Na przemian z Mastertonem xD. Jedne były lepsze, inne gorsze, bardziej znane i mnie znane. Alee tak się złożyło, że Miasteczka Salem nie przeczytałam. Czemu? Z głupiego powodu, nie mieli tej książki w bibliotece :). No i miałam nadrobić. Nadrobię :D
OdpowiedzUsuńMoja pierwsza. Najlepsza. Czytałam sporo, ale ta zawsze pozostanie numerem 1. Oby i Tobie się spodobała :)
UsuńMiasteczko Salem! :> :D
OdpowiedzUsuńP.
<3 Żółwik! <3
UsuńO, matko! Wiesz, że z horrorami mi nie po drodze, ale Miasteczko Salem też przeczytałam kilka dekad temu! Myślę, że mogłam być wtedy w gimnazjum/liceum i zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, bo późniejsze brokatowe wampiry miały zupełnie inny wydźwięk. Raczej nie zrobię re-readingu, bo ostatnio obejrzałam najnowszą adaptację, ale dobrze widzieć, jaką fanką jesteś :D
OdpowiedzUsuńWielką i wierną, zaiste ;D
Usuń