niedziela, 20 lipca 2025

"Materiał na męża" Alexis Hall


Luc, kto jak nie matka ma ci kupić kokainę? Wiem, która jest najlepsza, i znam najlepszych dostawców. Niestety wielu z nich nie żyje, bo... cóż. Dilerzy prowadzą zazwyczaj niezdrowy tryb życia. Dużo pracują, źle się odżywiają. Poza tym to niezwykle stresujące zajęcie”.

Wiesz co, zawrzyjmy układ. Nie zaproszę cię na ślub, ty w zamian za to nie musisz mi opowiadać o swoim życiu, a moje życie możesz mieć w dupie”.

Moje relacje z tą książką można spokojnie określić jako „To skomplikowane”. Kiedy po nią sięgałam, czytało mi się dobrze, ale gdy odkładałam, w ogóle za nią nie tęskniłam. Była zabawna, ale i gorzka, choć pełna akcji, to momentami nudna. Zapałałam przez nią chęcią obejrzenia „Zgonu na pogrzebie”, a że nie mogłam znaleźć oryginału (brytyjskiego), włączyłam amerykański. I gorzko pożałowałam.

Materiał na męża” to sequel książki, co do której nie miałam żadnych wątpliwości, że mi się podoba. „Materiałem na chłopaka” byłam szczerze rozbawiona, a poza rozrywką przyniósł mi kilka refleksji. Poruszał sporo ważnych tematów, od nietolerancji po brak miłości i wydumane oczekiwania rodziców. Druga część również o nie zahacza, nawet bardziej (zwłaszcza o kwestię kontaktów z rodzicami), jednak czegoś w niej zabrakło. A może przeciwnie – czegoś było za dużo?

Fabuła jest prosta. Alexis Hall bez cienia krępacji przyznaje, że inspiracją był film „Cztery wesela i pogrzeb”. Mamy tu ślub:

  • na który bohaterowie wybierają się z chęcią,

  • na który żaden z nich nie chce iść,

  • na który jeden nie chce, a drugi właściwie nie ma nic przeciwko,

  • który stresuje obu tak samo, choć każdego inaczej i z zupełnie innych powodów.

No i jest jeszcze pogrzeb... Żegnamy się na nim nie tylko ze zmarłym; to swego rodzaju kreska, którą trzeba odciąć to, co trzymało w miejscu. Na pewne rzeczy zabrakło czasu, nie wszystko udało się naprawić, ale pojawiły się inne możliwości. Czy lepsze – życie pokaże.

Podsumowując, podobało mi się, ale nie tak jak jedynka. Nie oczarowało ani nie rozczuliło tak bardzo, i chyba też nie rozbawiło (choć było kilka śmiesznych momentów). Polecam, choć nie jestem pewna, czy napisałabym blurba.

6 komentarzy:

  1. Nie mam w czytelniczych planach, ale kto to wie, co się wydarzy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię "cztery wesela i pogrzeb", a może powinnam napisać, że lubiłam, bo oglądałam dawno temu i nie wiem czy film wytrzymuje próbę czasu. Wolę jednak na razie zachować miłe wspomnienia. W każdym razie inspiracja tym filmem zachęciłaby mnie do sięgnięcia po książkę, ale skoro nie był to dla Ciebie zachwyt to chyba jednak podziękuję. Strasznie męczą mnie powieści, które niby są spoko, ale jak się je odłoży to trudno do nich wrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez oglądałam ten film dawno temu i obawiam się, że dziś mogłabym go odebrać zupełnie inaczej. Może lepiej (bezpieczniej) nie wracać do pewnych rzeczy, bo były fajne kiedyś :) Książka w sumie też fajna, ale tak jakoś... Wielkiej miłości nie było.

      Usuń
  3. Może skuszę się na pierwszą część, chociaż raczej wątpię.. to chyba nie jest klimat, który mnie teraz szczególnie przyciąga.. ale widzę, że ciśniesz mocno instagramowe tytuły :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem :) Nawet kiedy współpracowałam z paroma wydawnictwami, nie brałam się za hiciory, a teraz nie wiem, jakie są hity IG czy TikToka. Jadę głównie na tym, co skusi mnie w bibliotece ;)

      Usuń