„Skok
w króliczą norę” to zaskakująco mądra, smutna i gorzka
książka. Wzięłam ją ze sobą na wyjazd, żeby mieć coś do
czytania w razie nudy, a okazała się nie zwykłym „cosiem”,
tylko naprawdę dobrą, wartościową powieścią. Nie wiedziałam,
że to kolejna część sagi, przez co weszłam w środek (a raczej w
końcówkę) historii czterech przyjaciółek, kobiet w okolicach
40-tki. Śledziłam ich dalsze losy, poznałam skutki podjętych
decyzji i wraz z nimi zastanawiałam się, jak i kiedy to wszystko
tak się pokomplikowało.
Akcja
„Skoku...” rozpoczyna się w chwili, gdy jedna z bohaterek wraz z
przyjaciółkami świętuje swoje czterdzieste urodziny. W trakcie
kameralnego przyjęcia jej matka źle się czuje i zostaje odwieziona
do szpitala. To przełomowy moment w życiu obu kobiet – Monika
musi przewartościować priorytety i w szybkim czasie zaplanować
opiekę nad schorowaną Ireną. Głowi się nad tym, czy da radę
zorganizować pomoc sama, czy lepiej będzie przenieść matkę do
domu opieki. W trakcie czytania poznajemy też pozostałe bohaterki:
Amelię, rozpaczliwie poszukującą sposobu na rozwiązanie problemów
finansowych, Paulinę, szukającą swojego miejsca na ziemi na
obczyźnie oraz Izę, teoretycznie najbardziej zaradną i szczęśliwą
z całej grupy. Poznajemy również przeszłość samej Ireny, jej
sekret, z którym musi borykać się od młodości. Wszystkie kobiety
jakoś ułożyły sobie życie, choć raczej z akcentem na „jakoś”
niż „ułożyły”. W oczach przyjaciółek są szczęśliwsze niż
w rzeczywistości, wszystkie nawzajem czegoś sobie zazdroszczą, a
kiedy przekonują się, że trawa po drugiej stronie płotu
niekoniecznie jest bardziej zielona, są szczerze zdziwione.
Zauważyłam,
że „Skok w króliczą norę” nie zdobył zbyt dużego
zainteresowania czytelników, choć szczerze nie wiem czemu. To
całkiem dobra książka, choć – moim zdaniem – niektóre wątki
zostały zamknięte zbyt szybko i trochę cukierkowo. Jakby autorki
postanowiły puścić oko do czytelników (czytelniczek?) i dać im
nadzieję, że w piątą dekadę życia można wejść z przytupem.
Można zacząć od nowa i wreszcie być szczęśliwym. Oczywiście,
że można, nigdy nie jest za późno. Czterdziestka to moment, w
którym zaczyna się druga połowa życia – przed nami jeszcze
wiele do odkrycia i przeżycia. Trzeba tylko uświadomić sobie, że
ograniczenia typu „nie wypada”, „za późno”, „to już
nie dla mnie” narzucamy sobie wyłącznie my sami. Wiem, że
nie brak dwudziestokilkulatek zrozpaczonych, że młodość
przeminęła z wiatrem, a one są taaakieee samoootneee i na pewno
nigdy przenigdy już nikogo nie znajdą. Przejdzie im z wiekiem. Albo
zestarzeją się w wieku dwudziestu paru lat. W każdym razie biorę
pod uwagę, że książkę czytało sporo młodych dziewczyn, dla
których opisywane problemy były zbyt odległe, a decyzje bohaterek
– niezrozumiałe.
Nie
pamiętam, czy miałam wcześniej w ręce książkę napisaną
przez dwie osoby. Być może tak, nie potrafię sobie teraz tego
przypomnieć. Nie wiem, której autorki styl przypadł mi do gustu
bardziej – o tym przekonam się, kiedy poznam ich samodzielne
tytuły. Mogę stwierdzić tyle, że tej, która pisała „poważniej”.
Podsumowując,
w efekcie współpracy Adrianny Michalewskiej
i Izabeli Szolc powstała książka, która pokazuje nam, że
nie ma sensu zazdrościć innym ich życia. Nigdy nie wiemy, czy to
prawdziwe szczęście, czy tylko fasada, za którą kryje się
cierpienie. To opowieść o złych decyzjach, o trudnych decyzjach i
o tym, że zawsze inni będą wiedzieć lepiej od nas, jak powinniśmy
przeżyć swoje życie. Pytanie tylko, czy poddać się temu i płynąć
z prądem, czy wziąć odpowiedzialność za swój los i nie
przejmować się zdaniem innych. Osobiście twierdzę, że lepsze
jest to drugie. I polecam Wam tę książkę.
Wydaje mi się, że dzięki Twojej recenzji czytelnicy którzy zajrzą na Twojego bloga zwrócą na tę książkę uwagę... chociaż zajrzą i zobaczą, czym im się spodoba. Mądrze i ciekawie o niej piszesz. Ja do nie jzajrzę ;)
OdpowiedzUsuńO tak, ja na pewno się za nią rozejrze
UsuńDostałam ją od wydawnictwa w podziękowaniu za recenzję "Ciszy białego miasta" i okazała się nie "zapchajdziurą" (choć na początku pomyślałam: Obyczajówka? Eeee...), a fajną książką.
UsuńCieszę się, że udało mi się Cię (Was) zachęcić :)
UsuńCzyli to takie miłę zaskoczenie ;)
UsuńTak, bardzo miłe :)
Usuń:)
UsuńKsiązka wydaje się naprawdę ciekawa, na wszelki wypadek sobie zapiszę, ale nie wiem kiedy uda mi się znaleźć na nią czas. Jednak piszesz, że wskoczyłaś w środek sagi, a ja nie widzę nigdzie, żeby to był któryś tom serii i trochę zgłupiałam...
OdpowiedzUsuńW recenzjach na Lubimy Czytać znalazłam informacje, że o tych bohaterkach można przeczytać we wcześniejszych książkach autorek. To taka może nie do końca saga czy seria, w każdym razie ktoś zaciekawiony losami poszczególnych osób może je poznać dzięki tym wcześniejszym tytułom.
UsuńCiekawe zachęcenie do przeczytania. Tytuł zapisuję i dziękuję za polecenie:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności ślę:)
Nie ma za co :)
UsuńPozdrawiam również :)
Czasem książki napisane przez dwie lub więcej osób są ciekawsze, o ile oczywiście autorzy potrafią współpracować i uzupełniać się, bo wiadomo co dwie głowy pomysłów to nie jedna. O książce nie słyszałam (chociaż Izabela Szolc gdzieś mi tam mignęła w opowiadaniach :)), fajnie, że zwróciłaś uwagę na coś mniej znanego. Mówisz, że to kolejna część sagi, a wiesz może jaka jest pierwsza? :)
OdpowiedzUsuńNie wiem :/ W recenzjach wyczytałam o tym, że bohaterki przewinęły się już we wcześniejszych książkach. Tylko tyle wiem :/ Skoro znam zakończenie ich historii (przynajmniej na razie, może autorki napiszą kiedyś ciąg dalszy), jakoś nie ciągnie mnie do szukania informacji, jak np. poznało się małżeństwo, które okazało się finalnie niezbyt szczęśliwe :)
UsuńCoś dla mnie, na mój obecny nastrój...
OdpowiedzUsuńMówisz? Zabrzmiało dość tajemniczo...
Usuńw ogóle nie spotkałam się z tym tytułem, a po recenzji widzę, że mogłoby mi się spodobać.
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
Puściłam ją w świat, czyli nie zachwyciła mnie tak ogromnie, żebym chciała ją zatrzymać, ale spodobała mi się na tyle, że mogę ją polecić.
UsuńŁatwo powiedzieć, że nie ma sensu zazdrościć innym życia, ale wykonać trudniej. :) Myślałam wcześniej, że ta książka to jakieś czytadło, ale widzę, że warto na nią zwrócić uwagę.
OdpowiedzUsuńWiem :/ Ale im szybciej zdamy sobie sprawę, że to bez sensu, tym szybciej będziemy mogli skupić się na własnym szczęściu (albo dążeniu do niego), zamiast porównywać się z innymi :)
UsuńLudzie mają prawo podejmować własne decyzje, błądzić , bo są tylko ludźmi...
OdpowiedzUsuńNie przepadam za sagami , ale po tą książkę chętnie sięgnę...
Mnie już nie kusi czytanie wcześniejszych, skoro względnie znam koniec tych wątków. Ale ten koniec jest interesujący, więc polecam przeczytanie.
UsuńCiesze się, że piszesz o książkach mało znanych, tych reklamowo pomijanych.
OdpowiedzUsuńNa pewno opierając się na Twojej recenzji ktoś się skusi i przeczyta :)
Pierwszą część/części zamierzasz przeczytać? :) Chyba raczej nie, skoro znasz zakończenie.
:)
UsuńNie wiem, może, jeśli wpadnie mi w ręce, to kto wie. Ale specjalnie jej szukać nie będę :)
Ja lubię czytać książki napisane przez dwie osoby, albo opowiadania napisane przez kilka. Dzięki temu mogę odkryć nowych autorów jeśli spodoba mi się dany styl pisania.
OdpowiedzUsuńKsiążkę pierwszy raz widzę, może kiedys się na nią skuszę.
Mam dokładnie to samo zdanie o zbiorach opowiadań :) Choć z drugiej strony nie każdy pisarz odnajduje się w krótkiej formie. Na dwoje babka wróżyła ;)
UsuńTemat bardzo fajny, choć zawsze mnie zastanawia, jak powstaje książka pisana przed dwóch autorów. To musi być bardzo złożony proces.
OdpowiedzUsuńPewnie mają za sobą duuużo dyskusji, przerzucania się argumentami i kompromisów.
UsuńJestem na tak. Zapisuje tytuł i będę się za nią rozglądać.
OdpowiedzUsuńTo książka do myślenia ^^ trzeba do niej podejść z nastawieniem :)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak :)
UsuńMoże się skuszę :)
OdpowiedzUsuńJak coś, to polecam :)
UsuńNiestety wartościowe książki nie zawsze przyciągają czytelników. I na odwrót ;) nie wiem, dlaczego tak się dzieje, może to kwestia tematu? Może tego, że trudno przekonać niezdecydowanych czytelników do sięgnięcia po dany tytuł jeśli książka jest prostu "o życiu"? Niektórzy autorzy potrafią pisać wciągająco o najzwyklejszych rzeczach, ale nie zawsze łatwo to sprzedać. Zawsze mnie zastanawiało, co sprawia, że jedno dzieło (książka, film, muzyka) staje się hitem, a inne przechodzi bez echa. Marketing? Odrobina szczęścia?
OdpowiedzUsuńMyślę, że dobra promocja to dziś podstawa, niestety. To już nie czasy "siedź w kącie, a znajdą cię". Nie znajdą. Za duży tłum :/
Usuń