W 2019 roku wpadło mi w ręce sporo wartościowych pozycji. Kilka nowości, kilka starszych, a kilka całkiem starych - odkryłam na nowo urok biblioteki. W moim prywatnym, subiektywnym rankingu najlepszych książek 2019 roku królują dwa tytuły. Miałabym ogromny problem, gdybym musiała wybrać jeden, ale na szczęście nie muszę, więc podaję oba.
Najbardziej potrzebna książka:
Kto mnie zna, ten wie, jak ważne jest dla mnie dobro zwierząt (nie mylić z "dobrostanem" z nowomowy hodowców i myśliwych!). Jak boli mnie/wqwia ludzkie okrucieństwo i bezmyślność w tym temacie, zamykanie oczu na fakty związane z chowem przemysłowym i myślistwem, czy bambizm wytykany Hołowni, a wyznawany przez tysiące hipokrytów. Ów bambizm ma wiele twarzy, od jedzenia mięsa i wpadania w histerię na widok zafoliowanego prosiaczka w hipermarketowej lodówce po wysyłanie wegan na sawannę, żeby przekonywali lwy do porzucenia łowów. Albo Eskimosów do sadzenia trawy na lodzie. Kreatywność ludzi zaniepokojonych negowaniem "od zawsze" i "wszyscy" nie zna granic.
O tym, że kupię tę książkę, zadecydowałam pół sekundy po skończeniu czytania darmowego fragmentu. Jestem baaardzo niepraktykująca, do tego im dłużej przyglądam się polskiemu duchowieństwu, tym intensywniej przepoczwarzam się w antyklerykała, ale religijność "Boskich..." w ogóle mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, bo to zbiór cytatów obalających sens tak gorliwie przytaczanego Wielkiego Argumentu pt.: "czyńcie sobie ziemię poddaną" i reszty bzdur, którymi pseudokatolicy tak chętnie wycierają sobie mordki.
Polecam. Każdemu. Bez wyjątku.
Najbardziej przerażająca książka:
Przeczytanie "Vox" kosztowało mnie wiele nerwów. Być może cierpię na przerost empatii, ale utożsamiałam się z bohaterką i wraz z nią odczuwałam całą gamę emocji, od złości przez pogardę po nienawiść. Kilka razy musiałam odkładać książkę na bok, żeby odetchnąć. Zobaczyłam historię, jakiej bardzo nie chciałabym ujrzeć w Polsce. A przyznam, że odczuwam spory niepokój, widząc u miłościwie nam panujących spore ku temu ciągotki. Naprawdę spore.
Po premierze pojawiło się sporo głosów, że to przejaskrawione, nigdy nie miałoby szans się zdarzyć, a w ogóle to feministyczne bicie piany. Cóż, te, dla których feminizm to "wojowanie z portkami", a one brońbosze nie są feministkami (przecież mają faceta, lubią piec szarlotkę i jak im otwierają drzwi), wzruszą ramionami i zajmą się swoim życiem. "Vox" jest o nich. O bierności. Jeśli nie zabieramy głosu, inni mogą go nam odebrać. Dojdą do wniosku, że nie jest nam potrzebny.
I tu muszę wspomnieć o jeszcze jednym tytule. "Kata" Steinara Bragiego to książka, która otwiera oczy. Do tych, którzy uważają, że kultura gwałtu nie istnieje, jej przesłanie i tak nie trafi. Oni wiedzą lepiej, że zgwałconej tylko się wydawało, a w ogóle to jej wina, bo miała za krótką spódniczkę i wracała sama. Ale może do innych trafi. To ciężka i bardzo gorzka wykrzyczana męskim głosem odpowiedź na #metoo.
Jak widać, postawiłam na książki z mocnym przesłaniem. Niekoniecznie idealnie napisane, ale nie ma to dla mnie znaczenia. Będę o nich pamiętać jeszcze długo, a to ważniejsze niż słowa ułożone w piękną, gładką i ugrzecznioną formę. Żeby nie raziło.
* pierwsze zdjęcie jest z sieci
Naprawdę wartościowe dwie pozycje wybrałaś. Nie czytałam Voxa.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Właściwie same się wybrały. Zrobiły na mnie takie wrażenie, że pomimo wielu innych, jakie przeczytałam w ubiegłym roku, te według mnie zasługują na wskazanie palcem i głośne stwierdzenie: TAK, TRZEBA JE PROMOWAĆ.
UsuńI pewnie robię to z większym zaangażowaniem niż wielu z tych, co objęli je patronatem ;)
Bo Ci patronowie książek (oczywiście nie wszyscy), to czasem mam wrażenie, nie maja nawet pojęcia o czym są książki, które mają promować ;)
UsuńMoże są i tacy, co biorą jak leci. A potem się zobaczy ;)
UsuńPamiętam Twoją recenzję książki "Vox", zrobiła na mnie wrażenie. Na pewno ją przeczytam. "Boskich zwierząt Hołowni nie czytałam, i szczerze mówiąc nie zamierzałam, ale skoro piszesz, że warto...
OdpowiedzUsuńP.S. Faktycznie, brak liczby przeczytanych stron, czy książek - na drugi rok musisz się poprawić z tym podsumowaniem ;D ;D
"Vox" polecam, choć jest specyficzna. Jeśli tylko ktoś jeży sierść na samo słowo "feminizm", skreśli ją bez wahania. A zawiera o wiele wiele więcej. A Hołownię polecam (w sensie książkę), bo to naprawdę kawał porządnej roboty. I cała masa miłości do zwierząt.
UsuńPoprawię się, obiecuję ;)
Wiedziałam, że znajdę tutaj te dwie książki xD
OdpowiedzUsuńPrzeczucie? ;)
UsuńA może oczywista oczywsitość? )
UsuńMoże ;) Ale było też sporo innych dobrych w tym roku, tak że było w czym wybierać :)
UsuńAkurat Hołownię wyróżniłaś z boku a pamiętam że ta druga mocno uktiwła Ci w pamięci - nawet o tym wspominałaś jak rozmawiałyśmy prywatnie :)
UsuńAno fakt. Pamięć mam dobrą, ale krótką, a Hołownia faktycznie, dynda sobie na widoku ;)
UsuńA czytałaś Hołownię i zwierzeta w nowym wydaniu? :)
UsuńNie, ale koleżanka ma, więc kiedy się umówimy na ploteczki, na pewno to od niej pożyczę :)
UsuńJestem ciekawa czym się różnią ;)
UsuńNa pewno słowem od autora :) Wyjaśnia w nim, jak bardzo zdziwił go pozytywny odbiór czytelników (nie tylko pozytywny, wiadomo, ale spodziewał się Armagedonu) pierwszego wydania. Tyle wiem :)
UsuńHm... chyba wypozyczę :) Dam radę? :)
UsuńDasz. Jeśli sporo wiesz o traktowaniu zwierząt (jak to wygląda od środka), to dasz. Jeśli nie, może być ciężko, bo autor dokładnie o tym pisze.
UsuńJa jestem zbyt wrażliwa ;/
UsuńZatem Tobie jej nie polecam. Uważam "Boskie..." za bardzo dobrą książkę, ale jest jednocześnie bardzo prawdziwa i pokazuje otwarcie, jak ludzie krzywdzą i wyzyskują zwierzęta.
UsuńTo ja coś o tym wiem... wiem i od dziecka mnie to ruszało :( Krzywda zwierząt, wykorzystywanie :( A Hołownia jest wege?
UsuńTak i bardzo promuje wegetarianizm. Przez to m.in. podpadł fanom Rydzyka i ogólnie przedstawicielom kościoła. Mówi otwarcie, że w XXI wieku nie ma potrzeby jedzenia mięsa, można go nie jeść i nie paść z głodu i chorób, no i pokazuje szerszy kontekst biblijnych cytatów, którymi fani mięsa lubią się wysługiwać. Oj, bardzo z tego powodu podpadł wielu ludziom ;)
UsuńPrzez wegetarianizm? Przecież Hołownia jest bardzo wierzący, mówi o kościele o wierze itp. O tak znam to z Biblią... łapanie za słówka i podteksty przeciwników wegan i wegetarian ale i weganie (wege oszołomy) wysługują się Biblią... to taka bezsensowna walka w zadadzie o co? Przecież widać jaka jest prawda... jacy są ludzie jak traktują zwierzeta w życiu codziennym.... mnie nic do tego co kto je i jak je... mam to gdzieś i nie będę nikogo nakłaniać do bycia wege.. szanujmy się nawzajem ;)
UsuńJa będę, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości :)
UsuńPoszukaj w sieci, jest naprawdę sporo artykułów na ten temat. Po premierze Hołownia był na językach u wielu osób, w tym rządowych klakierów. W internecie można znaleźć naprawdę wiele różnych "kwiatków" o nim i jego książce.
Będziesz nakłaniać? Swojego chłopa też? :)
UsuńNie wiem czy warto szukać ;)
Tak, czemu nie? To zbyt ważne, żeby nie próbować. A jego próbuję, ale póki co z umiarkowanym skutkiem. Muszę nauczyć się lepiej gotować, wtedy samo przyjdzie ;) I wie już, że jeśli się rozejdziemy, jego następca na sto procent będzie co najmniej wege ;) To nie tylko kwestia zawartości talerza.
UsuńTo już Twoja decyzja :)
Wege to przede wszystkim styl życia i bycia a nie talerz... wiesz zależy też w jaki sposób ktoś nakłania - Ty z pewnością nie robisz tego rzucając wyzwiskami czy obrażając kogoś o to, że je mięso a Ty nie... a niektórzy mają takie metody... ja szanuje wybór innych i byłoby miło gdyby inni szanowali mój wybór - mnie a z tym bywa... sama już wiesz jak...
UsuńCoś zerknęłam i znalazłam miedzy innymi to "Jak konkretnie mogę zmienić to, co się dzieje?
Jeść więcej produktów roślinnych. Jeść mięso rzadziej, ale lepszej jakości. Wybierać produkty o mniejszej zawartości cierpienia. Przykład: jeśli kupujesz jajka "trójki", czy nie mógłbyś sprawdzić, czy - za cenę jednej jajecznicy mniej - nie stać by cię było na "dwójki"? Różnica w "indeksie etycznym" jest radykalna. W chowie klatkowym (z którego pochodzą "trójki"), kura po śmierci, w piekarniku, ma dla siebie więcej miejsca, niż miała za życia."
I tutaj trzeba się zgodzić..
PS Internet mi przerywa a tak dobrze mi się z Tobą pisze... Bu....
Moim celem jest praca u podstaw. Pokazywanie, że można inaczej. Że da się. Trzeba tylko chcieć. Wiele osób myśli, że wege/wega jest szalenie trudny, wymaga poświęceń i masy pieniędzy, a nic z tego nie jest prawdą. Ale bez chęci się nie da. Jeśli ktoś ogranicza się do wyśmiewania czy głupich pytań o to, co jem (w domyśle: trawę i kamienie), nie tracę na niego czasu. Ale są inni, którzy chętnie by się dowiedzieli.
UsuńMoże to znak, że pora spać :) Ja uciekam w każdym razie. Pa! :)
Czyli na spokojnie ale i odbiorca jest cierpliwi i spokojny :)
UsuńJa już wiele razy tłumaczyłam, na spokojnie... mama zrozumiała i mówi ze to zdrowa ale przyznaje otwarcie ze bez mięsa nie da rady, że raz na jakiś czas musi zjeść bo lubi, bo lepiej się czuje ale nie myśli z czego to jest i jak "powstało" ale innym mogę mówić, mówić i mówić... mówić to wiesz jakiej śmierci i oni nie zapamiętają i nie zrozumieją, nie uszanują, że jestem wege... nie chodzi nawet o śmiechy i chichy ale o to ze pomijają ten fakt jak np. zapraszają rodzinę na obiad, organizowane przyjęcie urodzinowe, wesele... i jak jestem :ignorowana". Człowiekowi aż nie chce się na takie przyjęcia przychodzić skoro inni tak naprawdę go ignorują....
Do szybkiego napisania;)
Pa :)
Wiem, już o tym rozmawiałyśmy kilkukrotnie. Nie rozumiem tego zapraszania i totalnego olewania preferencji gościa. Po co w takim razie zapraszają? Faktycznie chcą jego obecności, czy zapraszają, bo zapraszają, a skoro już przyszedł, ma się dostosować? A jak nie, to jego problem, bo wydziwia?
UsuńPewnie poszłabym max dwa razy, a przed drugim powiedziała, że przyjdę, ale wolę się wcześniej najeść w domu, bo ostatnim razem tak mnie "ugoszczono", że siedziałam głodna. I gdyby za drugim było tak samo, stałoby się dla mnie jasne, że nie jestem mile widziana. Ale to ja, lekko złośliwa i niepokorna ;)
Zapraszają bo wypada a tak naprawdę zapraszają rodziców - mnie przy okazji. Tak mi się wydaje ale wprost mi tego nie powiedzą. Tylko Dziadki o mnie pytają ale dziadków rozumiem, że nie przygotują bo już pamięć nie ta, ludzie innej daty - z lat kiedy mięso się jadło. Ale rodzeństwo? Ile można tołkować - ja juz nawet nie mówię.. odechciało mi się. Tylko Mamie o tym mówię raz na jakis czas i nawet wspominałam aby moze ona coś powiedziała ale chyba tego nie zrobiła. A moze zrobiła tylko i to nie pomogło.
UsuńNo to ja delikatnie im mówiłam ale to jak grochem o ścianę. Na wesele brata poszłam najedzona - musiałam isc... dla mnie tam było do jedzenia tylko ziemniaki a to i tak ogólnie przez całą noc 3 malutkie gałki i łyżka sałatki....
Przykre to, bardzo przykre :(
UsuńPrzywykłam, że mnie olewają
UsuńAle nie zmienia to faktu, że jest przykre.
UsuńCo poradzić...
UsuńNie wiem. Wiem, co bym zrobiła na Twoim miejscu, ale co Ty możesz zrobić, będąc na swoim miejscu... Nie wiem. Raczej niewiele, będąc w tej sytuacji, w tym momencie życia, w którym jesteś. Coś musiałoby się zmienić. Po prostu :/
UsuńNie wiem czy samo się zmieni... nie chce myśleć. Nie chce zaprzątać sobie tym głowy. Szkoda czasu. Niektórzy nigdy nie zrozumieją
UsuńA co Ty byś zrobiła?
Skupiłabym całą energię na usunięciu głównej rzeczy, która mnie blokuje i nie pozwala iść do przodu. Nie chcę tu pisać publicznie, ale rozmawiałyśmy o tym parokrotnie. Ona sama się nie zmieni, to musi wyjść od Ciebie.
UsuńChwila.. nadal mówimy o ignorowaniu przez innych, bo się pogubiłam
UsuńIgnorowanie przez innych wynika bezpośrednio z sytuacji, w której się znajdujesz i o której piszę. Póki jej nie zmienisz, będziesz lekceważona. To oczywiście tylko moje zdanie, mogę się mylić, ale póki co, uważam, że nie masz specjalnie czym grać, więc członkowie rodziny traktują Cię, jak traktują, bo wiedzą, że mogą. To paskudne i podłe, nie powinni tak robić, ale robią. Sami z siebie nie zmienią podejścia. Bo niby czemu? Przecież wiedzą, że robią Ci przykrość, a mimo to robią tak dalej.
UsuńTo brzmi brutalnie, ale tak to widzę. Póki nie weźmiesz życia w swoje ręce, jest duże prawdopodobieństwo, że będzie wyglądać cały czas tak, jak wygląda teraz.
Hm... czyli postawić się i jednak nie dawać spokoju.. nadal mówić, mówić, mówić aż dotrze? Chociaż wątpię by dotarło...i oni chyna nie wiedzą, że takie zachowanie to brak szacunku bo robią wielkie oczy ze zdziwienia.. nawet ostatnio mówiłam do bratowej, że z chęcią zjadłabym coś co ona ugotowała i byłoby mi miło, tylko ze ja nie jem miesa ale gdyby zrobiłą bez mięsnego to bym zjadła... Na co ona wielkie oczy "Tak?" a nadal gotuje mięsne potrawy, zawsze jest mięcho, mięcho i mięcho..... mówiłam rodzinie o tym olewaniu, ugnorowaniu mojej osoby,m traktowaniu jak powietrze
UsuńNikt nie steruje moim zyciem, nikt nie mówi mi jak mam zyć... to moje decyzje
Nie, nie o to mi chodzi. Kwestia Twojego talerza to tylko efekt sytuacji, w jakiej jesteś, najmniejszy z problemów. Według mnie traktują Cię jak dziecko i póki nie weźmiesz życia w swoje ręce, będziesz tak traktowana. Piszesz: "Nikt nie steruje moim zyciem, nikt nie mówi mi jak mam zyć... to moje decyzje", ale czy tak jest faktycznie? Odpowiedz szczerze (nie mnie, sobie samej), w jakim stopniu masz wpływ na swoje życie. Czy faktycznie decydujesz o czymś więcej niż to, co jesz, a czego nie jesz. I to w domu, bo w gościach... sama wiesz, jak jest.
UsuńTak ostentacyjne olewanie Twoich wyborów jest przykre, ale to czubek góry lodowej. Powtarzam, to tylko moje zdanie, ale według mnie uważają Cię za osobę niedojrzałą, z którą nie trzeba się liczyć. Czy w obecnej sytuacji jesteś w stanie im udowodnić, że się mylą? To, o czym piszę, to odkładanie życia na później. Jakie masz plany na rok, dwa, pięć do przodu? Gdzie widzisz się w wieku 40 lat? 50? Te wszystkie pytania, jakie zadaję, nie wymagają odpowiedzi. One są tylko dla Ciebie. Możesz odsuwać trudne decyzje i nieprzyjemne myśli, ale zmiany i tak nadejdą.
Piszę to nie po to, żeby sprawić Ci przykrość, ale żeby w jakiś sposób Tobą, nie wiem, potrząsnąć. Jesteś fajną, ciepłą, dobrą dziewczyną, ale tkwisz w miejscu.
No tak... tutaj masz rację i teraz wiem co masz na myśli tylko na ten moment jakaś zmiana nie jest możliwa... nie teraz... to nie jest takie łatwe jak może się komuś wydawać ale ja wiem, że Ty nie oceniasz, tylko piszesz jak widzisz to jako osoba trzecia ale też która nie zna całej sytuacji. Tylko czy taka zmiana rzeczywiście coś by dała? Czy takie zmiany sprawiaja, że inny zaczynają szanować drugą osobę i liczyć się z jej zdaniem? Czy tak jest rzeczywiście?
UsuńWiem, że zmiany przyjdą.. prędzej czy później... wiem gdzie chciałabym siebie widzieć, wiem jak chciałabym aby wyglądało moje zycie, moja przyszłość a jak widzę? Kiedy zamykam oczy nic nie widzę... czarna plama :( Przyszłość... no właśnie...
Nie odebrałam Twojego komentarza jako przytyki, wiercenia dziury.... ja wiem, że chcesz dla mnie dobrze i jestem Ci za to z całego serca wdzięczna. Przypomniałaś mi jaka jest prawda ale też dałaś do myślenia. Dziękuję Ci za to. Dziękuję, że się o mnie troszczysz i martwisz :*
Fakt, wiem tylko tyle, ile mogę wyczytać. Coś pewnie sobie dopowiem. Co do Twojego pytania o zmianę, uważam, że tak. Dorosły, dojrzały człowiek jest samodzielny, nie zależy od nikogo (nie chodzi mi tu o emocje typu więź z mamą czy rodzeństwem), podejmuje decyzje, które może podejmować, a nie tylko te, na które może sobie pozwolić. Osoba zależna... Ona musi się dostosowywać do tych, od których zależy, a oni z kolei mogą to wykorzystywać. Zwłaszcza, jeśli nie jest nastolatką, tylko od dawna człowiekiem z dowodem w ręku.
UsuńNo martwię się, martwię, co mam nie martwić. Chciałabym kiedyś przeczytać, że jesteś szczęśliwa i wkraczasz z zapałem w nowy etap życia :)
A jeśli jednak są pewne ograniczenia... z drugiej strony są one do pokonania a jednocześnie nie jest to łatwe na ten moment... nie wiem czy to jest możliwe. Z pewnością chce coś zmienić... muszę... i zacznę zmieniać a rozpoczne od tego co przede wszystkim mnie blokuje i jest oporem...
UsuńDziękuję <3 Wzruszyłam się...
To pozostaje mi tylko czekać i trzymać kciuki :)
UsuńNie dziękuję aby nie zapeszyć <3
Usuń<3
Usuń:*
Usuń:*
UsuńMięso jem i nie zrezygnuję z tego, choć chciałbym, żeby zwierzęta nie były tak okrutnie traktowane. Boskie zwierzęta może przeczytam. jednak co do "Vox'a" nie obraź się ale moim zdaniem to jest przesada. Kobiety są rożne jedna faktycznie będzie siedziała cicho da wszystkim (nie tylko mężczyznom) sobą pomiatać, inna ustawi sobie faceta tak, że będzie jej stopy lizać. Znałam parę gdzie facet po powrocie z pracy gotował i sprzątał, a księżniczka leżała na kanapie. Inna będzie latać za facetem a potem ponarzeka jaka ona biedna. Mamy równouprawnienie, wiadomo nie wszędzie ale w naszym kraju to na jakiej pozycji będzie kobieta zależy tylko i wyłącznie od niej. Jak się nadaje znajdzie się na wysokim stanowisku, facet ma tak samo. Zresztą moim zdaniem jeśli kobieta lubi piec tą szarlotkę i woli większość decyzji zrzucić na faceta to można jej na to pozwolić, można też pozwolić tak facetowi. Nie każdy ma dominujący charakter, niektórzy chcą mieć święty spokój a my stawiamy ich pod presją. Po to jest partnerstwo, żeby się wspierać. Nie każdy potrafi być całkowicie samodzielny. Grunt, żeby znaleźć kogoś kto tego nie wykorzysta, ale to jak mówiłam, każdy jest panem swojego losu.
OdpowiedzUsuńNagadałam się :) za to "Kata" bardzo chętnie przeczytam.
Przepraszam, ale kompletnie nie rozumiem, o co Ci chodzi w tym komentarzu. Co konkretnie jest przesadą? Czy chociaż z grubsza wiesz, o czym jest "Vox"? To istotne pytanie, bo trudno mi się odnieść do Twoich słów, jeśli nie wiem, czy to luźna dygresja na temat, nie wiem, Twojego podejścia do związków czy szans na karierę kobiet i mężczyzn, czy opierasz się na swoich wrażeniach z lektury. Bo że Polka ma o niebo lepiej niż Arabka, nie trzeba mnie przekonywać. A czy ma faktycznie tak dobrze, że jeśli się nadaje, to zajdzie wysoko? Osobiście nie odważyłabym się na taką tezę.
Usuń"niektórzy chcą mieć święty spokój a my stawiamy ich pod presją" Kto "my"? I pod jaką presją? Jeśli chodzi Ci o bycie kurą domową, nie mam nic przeciwko. Nie będę żadnej wyganiać na kopach z domu i zmuszać do odkrywania leku na raka, jeśli któraś marzy o gotowaniu czy zabawach z dziećmi. Nic z tych rzeczy. Feminizm to wolność wyboru. Wbrew temu, co sądzi sporo ludzi (o zgrozo, również kobiet), feministki mogą mieć faceta, lubić piec szarlotki i jak im otwierają drzwi ;)
Nie czytałam książki ale wiele razy spotkałam się z opinią, że może być smutnym obrazem przyszłości. Z tym się głównie nie zgodzę, bo wręcz przeciwnie to kobiety coraz więcej mają do powiedzenia i wypowiadają to głośno.
UsuńMoże zbyt burzliwie zareagowałam w komentarzu na tę książkę, bo coraz większy hejt widzę wszędzie skierowany w stronę właśnie kur domowych i mnie to trochę drażni. Feminizm powinien być wolnością i walką o równość. Nie wyższość (to też ważne). Niestety krzykaczki w tych czasach robią, co robią i aktualnie to ja się o facetów boję a nie o kobiety :D
Zapewniam Cię, że nie musisz się o nich bać. Jeśli masz ochotę, poczytaj komentarze pod jednym z postów na profilu donald.pl na FB. Dotyczy świętokrzyskiego projektu aktywacji do pracy w IT, a jego celem jest wspieranie kobiet i niepełnosprawnych. Jak faceci zalewają się tam łzami! Jak szlochają, że dają babom dodatkowe punkty! To DYSKRYMINACJA mężczyzn! Nie doczytali w tej histerii, że projekt zakłada przyjęcie 100 osób, w tym... 8 kobiet. 92 osoby to mężczyźni, ale jakie to ma znaczenie? DYSKRYMINUJO mężczyzn, bo dajo punkty za płeć! Chliiiip!!! Ciekawe, ile z tych 8 kobiet usłyszy, że dostały się, bo mają waginę. Tym 92 panom raczej nikt nie zarzuci, że dostali się, bo mają penisa.
UsuńDruga dygresja. Nie pamiętam teraz która z aktorek mówiła, że odkąd zaczęła się upominać o stawki równe kolegom z planu, dostała łatkę trudnej we współpracy, problematycznej i kłótliwej. Kiedy dostawała mniej i siedziała cicho, wszystko było w porządku. To tyle odnośnie "jeśli się nadaje, to zajdzie wysoko" (i będzie dostawać takie same pieniądze jak mężczyźni na tym stanowisku).
To ledwie dwie z setek sytuacji, w których kobiety mają równe szanse tylko w teorii. Wydaje mi się, że w ogóle nie interesujesz się tym, co robią feministki, dlatego nazywasz je krzykaczkami. Widzisz tylko protesty i transparenty, a według Ciebie kobiety mają dobrze, więc uważasz te demonstracje za zbędne. Tobie jest dobrze. Nie widzisz tego, że np. przy zgłaszaniu gwałtu czy molestowania kobieta jest enty raz pytana, w co była ubrana, czy piła, czy flirtowała, czy na pewno chce to zgłosić, czy zdaje sobie sprawę, że może zaszkodzić gwałcicielowi... tfu, uczciwemu mężczyźnie oskarżanemu o ten czyn. Kiedy na policję zgłasza się facet, nikt nie podważa tego, co mu się stało. Nikt go nie pyta, czy na pewno chce zgłaszać np. pobicie, czy zdaje sobie sprawę, że może tym zaszkodzić sprawcy. Takich sytuacji jest masa. Czytałaś hejty na Kasię gwałconą przez księdza, komentarze Stasia Michalkiewicza i jemu podobnych? Znasz historię 18-tki zgwałconej przez kolegę na urodzinach? (po co tam lazła, czemu siedziała z nim sama, chce zniszczyć życie dobrym chłopakom) Czytałaś komentarze o gwałtach po pigułce? (trzeba było nie pić, trzeba było pilnować drinka, same sobie winne, głupie dziwki etc.).
"Krzykaczki" próbują zmienić myślenie społeczeństwa. Sprawić, żeby ofiary były traktowane jak ofiary, a oprawcy jak oprawcy – nie odwrotnie. Żeby kobiety traktowano poważnie, a nie protekcjonalnie, bo co głupia baba może wiedzieć. Czy choćby żeby dziewczynki mogły wybrać, czy chcą poczytać o księżniczkach, czy o koparkach („Koparka Marka” z serii Mały chłopiec), czy chcą przygotować 2-miesięczną wyprawę, czy posiedzieć z mamą w kuchni i poznać przyprawy ("Klasa 5: W radosnym kręgu – Czytanka"). Przy okazji, słyszałaś o podręczniku dla 5 klasy „Życie na maksa. Poradnik uczuciowo-seksualny”?
Nie traktuj tego jako atak. Sporo myślałam nad tym, co i jak Ci odpisać. Nie wiem, czy masz takie poglądy, bo naprawdę nie wiesz, jak traktowane są kobiety w Polsce (i nie tylko), czy doskonale wiesz, ale należysz do tzw. strażniczek patriarchatu. Przez całe stulecia kobietom nie wolno było mieć swojego zdania i głośno go wypowiadać. To przykre, że nie minęło nawet sto lat, odkąd mogą to robić i już to niektórym przeszkadza. Już by je uciszali. A te, które się wypowiadają, są ośmieszane, nazywane krzykaczkami, pieniaczkami, histeryczkami, wariatkami, którym brakuje bolca etc. Bardzo przykre. Tu naprawdę nie chodzi o dobrowolnie ustalane relacje w związkach. Kury domowe będą żyły spokojnie w każdym systemie politycznym, w każdej rzeczywistości. Feministki walczą o to, żeby mogły żyć spokojnie również te, które chcą czegoś więcej.
Zaciekawiła mnie książka "Vox". Coś czuję, że też musiałabym robić od niej chwile odpoczynku, bo empatii mi nie brakuje.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że tak by właśnie było.
UsuńNie znam tych książek, ale chętnie je poznam, skoro tak bardzo polecasz i tak wielkie zrobiły na Tobie wrażenie. Może to będzie plan na nowy rok? Poznać mocną książkę o tym, że trzeba zabierać głos, żeby go nie stracić i ważną "ekologiczną" publikację (swoją drogą, znam i lubię inne książki pana Hołowni, więc to w sumie kwestia czasu, kiedy i tę poznam. Ciekawa jestem jak ją odbiorę jako "praktykująca" ;)).
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa. I będę czekać na Twoją opinię :)
UsuńVox mam w planach
OdpowiedzUsuńZatem pozostaje tylko czekać na przeczytanie :)
Usuń"Vox" przeczytam na pewno :)
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa Twojej opinii - już na zaś :)
Usuńczyli wiem,co muszę koniecznie przeczytać!
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
:) Polecam!
UsuńAleż się cieszę, że na liście znalazła się „Kata”! Wprawdzie jeszcze tej książki nie czytałam, ale znam „Kobiety” i bardzo za nie Steinara Bragiego cenię. „Katę” odkładam na odpowiedni moment, czyli taki, kiedy będę gotowa na silne emocje. :)
OdpowiedzUsuńIm więcej myślę o tej książce, tym bardziej upewniam się, że jest świetna.
UsuńBardzo chciałabym w tym roku sięgnąć po "Boskie zwierzęta". Mam nadzieję, że mi się to uda. ;)
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki! :)
UsuńZdecydowanie obie książki mam w planach. O obu czytałam świetne pozycje. Wielka szkoda, że nie udało mi się znaleźć na nie czasu w zeszłym roku :(
OdpowiedzUsuńObie potrzebują więcej czasu, więc może i na dobre wyszło. Znajdziesz (dłuższą) wolną chwilę, to przeczytasz :)
UsuńA więc chyba muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńA ja muszę polecić, mocno i z przekonaniem.
UsuńPierwszej książki nie czytałam, ale mam mniej więcej pojęcie na jej temat i stwierdzam, że mnie w tej kwestii nie trzeba nawracać. Nie rozumiem jak człowiek może mieć czelność uznawać sie za lepszego i bardziej cywilizowanego niż zwierzęta będąc jednocześnie jedynym gatunkiem, który zabija dla przyjemności. To jest chore a wspomniani myśliwi powinni być izolowani od społeczeństwa i zamykani w psychiatrykach, bo czerpanie radości z zadawania bólu nie jest normalne. Ale zanim się rozkręce na dobre powiem tylko, że czytałam za to drugą książkę i chociaż napisana była raczej słabo, to zgodzę się, że jej treść jest wstrząsająca. Tym bardziej w czasach gdy grupa samotnych, sfrustrowanych mężczyzn u władzy próbuje mówić nam co mamy robić ze swoimi ciałami. Czyż nasza polska rzeczywistość nie zaczyna brzmieć trochę jak prolog "Vox"?
OdpowiedzUsuńMnie ta książka zachwyca z tego względu, że obala wszystkie "argumenty" pseudokatolików. Sama nie czytałam Biblii od deski do deski (aż tak mi nie zależy na researchu), a autor zrobił to za mnie, dokładnie i rzetelnie. Podał konkretne cytaty wraz z kontekstem - fakty.
UsuńA co do "Vox", niestety czuję dokładnie to samo. Szczególnie w ubiegłym roku nazbierało się sporo wydarzeń, które do tej pory burzą mi krew w żyłach. Jeśli w wyborach nie wygra kandydat inny niż pisiaczek, przez kolejne lata rząd może doprowadzić do naprawdę mrocznej (a już źle się dzieje) sytuacji.
o Vox słyszałam i mam zamiar ją w tym roku przeczytać, a co do pierwszej pozycji nie miałam okazji jeszcze poznać pióra pana Hołowni, ale jestem bardzo ciekawa co mi zaserwuje. W wolnej chwili z pewnością przeczytam jego książkę.
OdpowiedzUsuńPolecam obie :)
UsuńI u mnie na blogu książkowo📖
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło weekendowo spod gabinetu lekarskiego 🙋🏵️
Odpozdrawiam i dużo dużo zdrowia życzę :)
UsuńMyślę, że 'Boskie zwierzęta' na pewno wpadłyby w moje gusta literackie.
OdpowiedzUsuńZatem zachęcam do przeczytania :)
UsuńŻadnej książki z tych co wyminiłaś nie czytałam, może kiedyś skuszę się na 'Boskie zwierzęta'.
OdpowiedzUsuńW każdym razie bardzo je polecam :)
UsuńSzczerze powiem - słyszałam, że w "Boskich zwierzętach" jest sporo o barbarzyństwie wobec zwierząt, a ja z tych co płaczą kiedy kota zrzucą z kolan, więc chyba jednak podziękuję.
OdpowiedzUsuńNatomiast "Vox" już czeka na swoją kolej. Czuję, że to mocna książka, ale taka, która wreszcie poruszy moją kobiecą stronę. Nie raz zmagałam się z dyskryminacją ze względu na płeć, ale również czasami karcę się za bierność. Mam wrażenie, że to idealna lektura dla mnie.
O tak, w "Boskich..." zebrał jak nie wszystkie, to większość informacji o traktowaniu zwierząt, więc jeśli ktoś tego nie zna, to boleśnie przekona się, jak ludzie potrafią być bezduszni i podli.
UsuńA "Vox"? Ona wypala ranę w sercu. Wielu osobom nie przypadła do gustu, po części przez styl (mnie osobiście tak bardzo nie przeszkadzał, zresztą zawsze biorę pod uwagę, że tak naprawdę rzetelnie oceniać mogę tylko oryginał, nie treść w tłumaczeniu), ale w większości chyba jednak przez przesłanie. Wprawia w dyskomfort, a ludzie nie lubią czuć dyskomfortu. Najlepiej wzruszyć ramionami i stwierdzić, że skoro mnie nikt nie dyskryminował, to na pewno nie ma żadnej dyskryminacji. Ech...
Książkę Hołowni mam w domu, więc muszę niebawem przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńPolecam! :)
Usuń