sobota, 4 czerwca 2022

"Okrutna jak Polka" Paulina Młynarska

Wiem, jaką drogę musiałam przebyć, aby pokonać w sobie stare wzorce. Wpojone mi od zawsze, zapisane w moim kobiecym DNA poczucie wstydu, niższości, winy, bycia „nie w porządku”. Utajoną niechęć do samej siebie i do innych kobiet, podejrzliwość wobec własnej seksualności, a także służalczość i lękliwość wobec męskiej hierarchii. Oraz „pilnowanie” innych kobiet, czyli pakowanie się ze swoim pouczeniem moralnym w ich prywatne wybory, ocenianie ich, szukanie w nich winy, gdy skarżyły się na niesprawiedliwość, mówienie „ja bym” i wiedzenie lepiej, co w danej sytuacji należałoby zrobić. I jeszcze tę lepką satysfakcję, gdy się okazywało, że facet wybrał, pochwalił, skomplementował właśnie mnie, a nie ją”.

Połknęłam tę książkę na raz, ale długo dumałam nad recenzją (lub czymś na jej kształt). Obawiałam się, że utonę we własnym słowotoku i zaleje mnie milion dygresji. Poruszę tyle wątków, że powstanie miszmasz, który rozczochra czytelnikowi włos, ale nie pozostawi żadnych przemyśleń. Ze wstępnym konceptem nosiłam się kilka dni, aż obejrzałam „Żony ze Stepford” z 1975 roku. Znałam tylko remake z 2004 roku i dobrze go wspominam, więc poznanie oryginału było dla mnie wstrząsem. Poirytowana zasiadłam do opisywania wrażeń z lektury. I tak sobie myślę, że Paulina Młynarska napisała jedną z tych prac, po które sięgają nie ci, co trzeba. Albo inaczej – ci, którzy sięgną, nie znajdą w niej nic, co by ich zaskoczyło czy poszerzyło horyzonty. Z kolei ci, którym przydałoby się porządne wietrzenie między uszami, odłożą egzemplarz ze zmarszczonym noskiem i głośnym: „Fuj, feminizm!”

Dygresja. Trudno mi traktować poważnie wszelkie mniej lub bardziej niezależne kobiety reagujące histerią na hasło „feministka”. Pomijam autentyczne fanki stylu „ona krząta się w domu, a on poluje na mamuty”. Za każdym razem, gdy natykam się na fejsbukowy profil z nakładką „Feminizm? Nie, dziękuję!”, przewracam oczami. Komentuję dziewczątko dosadnie i nieładnie, ale tylko w myślach. Zastanawiam się, czemu nie wybrało nakładki „Jestem idiotką”. Przepraszam! „Jestem idiotą”, bo dziwnym trafem wiele z nich walczy też z feminatywami. I to bardziej zajadle niż autorzy tej nagonki, komuniści.

Wyzłośliwiam się, ale sporo mnie łączy z autorką. Poza tym kończy mi się cierpliwość do ludzi, dla których feministka to brzydka wąsata lesba kastrująca chłopów samym spojrzeniem. Kobieta z mężem i dziećmi określająca się tym strasznym słowem na „f” wywołuje u nich zwarcie na łączach. Dodajmy jeszcze pick me girls trajkoczące „nie nie, ja nie jestem feministką!” i mamy pełen obraz. „Okrutna jak Polka” prędzej wypali im oczęta, niż pobudzi do pracy choć jedną szarą komórkę.

Dygresja 2. Aż mi się przypomniał pewien stary film.

Klucząc i lawirując po meandrach dygresji, dobijamy wreszcie do sedna. To nie jest książka Pauliny Młynarskiej. To JEST Paulina Młynarska. Za czerwoną okładką kryje się pokaźny (mimo mikrej objętości – niespełna 200 stron, nie licząc pustych kartek na notatki) zbiór felietonów na przeróżne tematy. To głos dziennikarki, kobiety, Polki. Głos rozzłoszczony, dosadny, nierzadko wulgarny. Twórczyni sporo uwagi poświęca aktualnej sytuacji w kraju, wytyka palcem polityków i patrzy surowym wzrokiem na kler. Przygląda się z uwagą, jak kobiety traktuje rząd (nie tylko ten), KK, media i społeczeństwo. Analizuje patologiczne zjawisko istniejące od lat – jad, który sączymy sobie nawzajem. Matki córkom. Starsze młodszym. Oczywiście, można być jak te trzy małpki, które nic nie widzą, nie słyszą ani nie mówią i twierdzić, że nigdy w życiu nie spotkało się z wredną postawą żadnej kobiety. Pozostanę sceptyczna lub będę zazdrościć. Wybierzcie sobie odpowiednią bramkę.

Opierając się na doświadczeniu własnym i podpatrzonym, mogę podpisać się pod większością słów, jakie padają w tej książce. Od dziecka kobiety upycha się w konkretne wzorce. Docina do szablonu jak Jaś Fasola ubranie wystające z walizki. Zagania z powrotem do szeregu poprzez kąśliwe uwagi i pseudożyczliwe rady. W wielu przypadkach przodują w tym kobiety. Zamiast się wspierać, zachęcać do rozwoju i cieszyć sukcesami, wbijają sobie szpile i ściągają na ziemię. Nietrudno zauważyć, że to głównie one syczą jak żmije pod artykułami o gwałtach. Po co tam lazła, trzeba było, ja bym nigdy, specjalnie się tak ubrała, a teraz płacze, dobremu chłopakowi chce zniszczyć życie, szmata, zdzira, dziwka. To one wieszają psy na kochankach, które uwiodły/ukradły im męża. To one wyśmiewają zdjęcia celebrytów i obgadują ładniejsze koleżanki. To one dokuczają młodziutkim siostrzenicom, bratanicom etc., z ochotą wskakując w rolę ciotki z koszmarów. To one podgryzają, kąsają i podszczypują. Przypominają, że zawsze jesteś za młoda, za stara, za gruba, za chuda, za ładna, za brzydka, za bardzo i za mało jakaś.

Moje obawy chyba się potwierdziły. Popłynęłam w dygresjach, ale „Okrutna jak Polka” to młyn na takie rozważania. Teksty są pełne emocji, więc poruszają. Do tego autorka często wyjmuje mi z głowy moje myśli. Mam wrażenie, że o wielu poruszanych aspektach napisałabym podobnie lub tak samo. Bardzo się cieszę, że słyszę coraz więcej takich głosów. Przybywa wiedźm wręczających dziewczynom miotły, ale bynajmniej nie do zamiatania obejścia. Rośnie grono ambitnych młodych kobiet, które wiedzą, że nie muszą spełniać cudzych oczekiwań. Nie muszą popełniać błędów swoich matek – mają całe życie na popełnianie własnych. Przede wszystkim mogą być siostrami, a nie konkurentkami.

Aż mi oko błysnęło, gdy zobaczyłam informację, że matronat nad książką objęło Centrum Praw Kobiet. Taki drobny szczegół, a cieszy.

Czy polecam Wam tę książkę? Oczywiście. Gwarantuję, że żadnej nie posypie się wąs, nie przestaniecie golić nóg i nie będziecie fantazjować o zamordowaniu samca, z którym mieszkacie pod jednym dachem. Możecie za to zwrócić uwagę na kilka kwestii, które być może nie zaprzątały Waszej głowy. Nie bądźcie pick me girl, bądźcie siostrami.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Prószyński i S-ka.

22 komentarze:

  1. Zachęcająca recenzja. Myślę podobnie jak Ty, więc książka mi się na pewno i spodoba i poruszy, a tekst: "porządne wietrzenie między uszami" zapamiętam i dodam do swojego kanonu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo poruszający ten zbiór. Zresztą widzę w sieci sporo kąśliwych uwag na jego temat - nieraz od ludzi, którzy nawet nie mieli go w ręce. Napisany przez feministkę = trzeba się popluć ;)

      Usuń
  2. To jest jedna z tych książek, które bardzo chcę przeczytać w tym roku. Jestem feministką - to jest dla mnie tak samo naturalne jak to, że jestem człowiekiem, kobietą, córką, siostrą, Polką, katoliczką - to wszystko tworzy mnie i jest we mnie spójne. Myślę, że to by nam w patrzeniu na feminizm pomogło, gdybyśmy zaczęli traktować to jako coś oczywistego, a nie jak wygodny lub niewygodny balonik, który się wciska w osobowość. Z Pauliną Młynarską mam problem - a właściwie z jej wypowiedziami. Czasem jej felietony były tak bardzo w punkt, że chciałam lecieć i przybijać piątkę, a innym razem tak bardzo mnie drażniły, że wręcz nie mogłam sobie z tym poradzić. Może to kwestia osobistych doświadczeń? Ja mam szczęście i w moim otoczeniu zawsze były kobiety silne, niezależne i pewne swojej wartości - to wpajały kolejnym pokoleniom i może stąd bierze się mój pancerz? Jasne, spotkałam kobiety, które obgadywały inne, albo wyskakiwały z tym "ja bym zrobiła" - chociaż w tym ostatnim przypadku mam wrażenie, że raczej powodowała nimi autentyczna troska, po prostu wyrażana z wysokości własnej grzędy. Czy chcemy pochwał? Myślę, że tak i to niezależnie od tego kto nas pochwali. Świat nie jest idealny i potrzeba lansowania tego zdrowego podejścia, że jesteśmy sobie równi niezależnie od płci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam wątpliwości, że osobiste doświadczenia mają wpływ na nasze odczucia. Ważne, aby nie odciskały się w stylu: mnie to nie spotkało, czyli nie ma takiego problemu. Taka... hmm... krótkowzroczność jest co najmniej przykra. Też znam sporo wspaniałych kobiet, ale nie mogę powiedzieć, że nie było w moim życiu wstrętnych, toksycznych bab. Idealnym przykładem jest żona brata mamy (nie nazwę jej ciotką, bo to żadna dla mnie rodzina). Trudno znaleźć drugie tak odrażające babsko. Była chora, kiedy coś mi się udawało. Zresztą nie znosiła, kiedy komukolwiek się coś udawało. Kąsała na oślep, byle uszczypnąć, taka była zawistna. Niestety, wstrętnych ludzi nie brak. Płci obojga, ale zawiść kobiet kobiety boli szczególnie.

      Pochwały są fajne, kto by ich nie lubił? :) Ale są babeczki, które walczą o nie jak lwice, deptając inne i głośno porównując się z nimi tak, żeby tamte zrównać z ziemią. To takie głośne "Wyyyybieeeerz mnieeee! Ja jestem fajniejszaaaaa!" Lekki crindż.

      Usuń
  3. Paulina Młynarska nie boi się wyrażać swojego zdania. Z chęcią poczytam jej felietony

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety sporo najgłośniejszych feminazistek (bo nie feministek) zrodziło uprzedzenia do feminizmu i niektóre kobiety po prostu się go boją. Nie sięgają po treści, które naprawdę otwierają oczy... Ten cytat na wstępie jest tak boleśnie prawdziwy. Mimo iż o tym wiem, jakże często dostrzegam w sobie te schematy, to poczucie winy, walcząc z tym spotykam się właśnie z tym umoralnianiem przez inne kobiety. Kurcze nie czytałam ale mam ochotę polecić tę książkę niektórym :P. Tylko tak jak mówisz, nie wiadomo, czy coś z niej wyniosą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony rozumiem te obawy, z drugiej... mamy dziś taki świetny dostęp do wiedzy, że trzeba naprawdę zamykać uszy i oczy na siłę. Trzeba nie chcieć się dowiedzieć, czym jest feminizm (i czy rzeczywiście to tylko "wojowanie z portkami" albo żądanie przywilejów). Czasami sobie myślę, że bardzo łatwo się w ten sposób żyje. Ale czy ja tak chcę?

      Usuń
  5. Mam wrażenie, że z wieloma książkami poruszającymi jakieś powiedzmy szeroko pojęte problemy społeczne jest właśnie ten problem, że czytają je już ci przekonani i tworzy się dużo echa, z którego nic nie wynika ;< Ale to dobrze, jeśli książka skłania do przemyśleń ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stety bądź niestety widziałam sporo złośliwości, które poleciały w sieć po premierze, więc przynajmniej kilka dupek zostało porządnie ukłutych ;) Każda niemerytoryczna, za to pełna jadu wypowiedź świadczy o tym, że przeczytał tę książkę (albo choć o niej usłyszał) ktoś, komu nieprzyjemnie poznaje się takie treści, bo świetnie mu się żyje w swojej banieczce.

      Usuń
    2. Miejmy nadzieję, że przeczytał książkę a nie tylko blurp...

      Usuń
    3. Albo informację o książce na jakimś forum :/

      Usuń
  6. Czasami, gdy czytałam Paulinę Młynarską wydawało mi się, że jest zbyt radykalna, zbyt skrajna w swoich poglądach. Ale z czasem zrozumiałam, że tak po prostu trzeba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami brakuje sił na przekonywanie, na proszenie o głos, na szukanie drogi dyskusji. Widząc ironiczne spojrzenia, umniejszanie i szydercze podejście, chce się już tylko krzyczeć.

      Usuń
  7. Nie wiem, czy coś z tego wyniosę, ale na pewno warte polecenia.

    OdpowiedzUsuń
  8. lubię Panią Paulinę za bezkompromisowość i odwagę, więc ta książka musi się znaleźć na mojej półce!
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Ci się spodoba tak samo jak mnie :)

      Usuń
  9. Chętnie sięgnę po tę książkę, ale tak, jak piszesz, nie zmieni ona mojego światopoglądu. Ja przeczytam ją z satysfakcją, że nie jestem odosobniona w swoich przekonaniach, ale ci, którzy potrzebują jej najbardziej, pewnie będą omijać ją szerokim łukiem z obrzydzeniem :/

    OdpowiedzUsuń