sobota, 18 czerwca 2022

"Proste równoległe" Agata Romaniuk

Czasem myślę sobie, że prostaczeję z wiekiem. Wybaczcie mi to fantazyjne słowotwórstwo, mam na myśli coraz częstsze skłanianie się ku rozrywce lekkiej i przyjemnej. Ambitną wciąż lubię i niezmiennie szanuję, niemniej bywa, że przykurzona czeka w kącie, aż do niej wrócę. W recenzjach „Prostych równoległych” widziałam wzmianki o szukaniu w sieci utworów granych przez bohaterki. Ja nie zrobiłam tego ani razu, a uważam się za osobę, która lubi i umie w research. Nomen omen, coś nie zagrało.

Pisałam już kiedyś, że Wydawnictwo Agora wypuszcza przepiękne książki? Każda, którą od nich dostałam, cudnie prezentuje się na półce. Ta też, do tego ma niezwykle przyjemną w dotyku okładkę. Nie spotkałam się wcześniej z taką strukturą – chciało się ją głaskać i głaskać. A co czeka czytelnika w środku? „Proste równoległe” opowiada o Marcie Rychter i Wandzie Krajewskiej, dwóch kobietach, których ścieżki zetknęły się w nieprzyjaznych czasach. Młodsza, właściwie dziecko, była niczym nieoszlifowany diament. Starsza, gwiazda otoczona aurą tajemniczości (i skandalu), postanowiła zrobić coś, czego odmawiała wielu innym. Otoczyła młodszą opieką i zaczęła uczyć ją gry na skrzypcach. Potwornie wymagająca, wiecznie niezadowolona diva nie mogła zrozumieć, że młodsza nie chce pójść w jej ślady, bo ma własny pomysł na życie. Agata Romaniuk świetnie naszkicowała charaktery bohaterek, ale mnie i tak najbardziej podobało się tło historyczne. Wręcz fizycznie czułam ciężką atmosferę tamtych czasów, zupełnie jakby oblepiała mi skórę. Tutaj duży plus za pióro, bo nie każdy tak potrafi. Piękny, plastyczny język pełen odwołań do muzyki.

Jeżeli chodzi o wady, mam drobne zastrzeżenia do korekty. Wyłapałam kilka literówek, trafił się też błąd ortograficzny. Może niedużo jak na całą książkę, ale jestem na to wyczulona. Nazwijcie mnie orto-nazi, jeśli macie chęć. Kolejny minus, taki subiektywny, to kwestia aborcji. Nie wiem, czy autorka zrobiła to świadomie, bo ma określone poglądy, czy tak wyszło, ale ilekroć się ten temat przewinął, za każdym razem negatywnie. Aborcja była albo niechciana, albo nieudana. W wyniku powikłań po zabiegu jedna z pobocznych bohaterek nie mogła mieć więcej dzieci (a według narratorki powinna, bo była bardzo opiekuńcza). Inna nie chciała usunąć ciąży, ale ją do tego zmuszono. Kolejna też nie chciała i finalnie się nie zgodziła, czym zawiodła bliskich. Zupełnie jakby nie można było przerwać ciąży z własnej nieprzymuszonej woli.

Cóż, poglądy jak dół pleców, każdy ma własne. Póki nie narzuca ich innym, nic mi do tego. Co nie zmienia faktu, że uważam „Proste równolegle” za dobrą książkę, która mnie nie urzekła. Szanuję i podziwiam ogrom włożonej pracy, ale miłości z tego nie będzie. Myślę, że „wina” leży głównie w braku sympatii do bohaterek. Żadnej nie polubiłam, choć gdybym musiała wybierać, bliżej mi do Wandy. Marty nie rozumiałam, więc jej los był mi obojętny. Gdybym miała taki dar jak ona, podjęłabym zupełnie inne decyzje. Wanda była chłodna, trzymała otoczenie na dystans. Wydawała się niektórym wyniosła czy uważająca się za lepszą od innych. Osobiście nie mam z tym problemu, bo według mnie utalentowane osoby SĄ lepsze od reszty ludzi. Kolorowa papużka wyróżnia się wśród wróbli. Mimo pozornego chłodu Wanda umiała kochać. Kiedyś złamano jej serce – i to niejeden raz.

Życie Krajewskiej zaintrygowało mnie o wiele bardziej niż historia jej uczennicy. Przyznam, że nie do końca rozumiem, czemu w kolejnych częściach Marta przejmuje rolę narratorki i opowiada o mentorce. Czyżby to ona według pisarki miała być tą bliższą odbiorcom? Tytuł mówi o prostych równoległych, czyli (przynajmniej) dwóch liniach. Zgodnie z definicją geometrii Łobaczewskiego* takie linie mogą się przeciąć w nieskończoności. Nawet tak totalnie różne osobowości jak Wanda i Marta mogły się spotkać i nawiązać tym samym przedziwną, nieco toksyczną relację.

Podsumowując, mnie autorka nie skradła serca, ale napisała dobrą książkę, która przypadnie do gustu wielu czytelnikom. Nie tylko tym wrażliwym na piękno muzyki. Po prostu wrażliwym. Jeśli chcecie cofnąć się w czasie do okresu PRL-u, poczuć komunistyczny zaduch, zobaczyć, jak tłamszono inteligencję, poznać gorliwość miernych, ale wiernych etc., powinniście być zadowoleni.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Agora.

* Oczywiście, że sama na to nie wpadłam. Szczęśliwie dysponuję prywatnym doktorem matematyki, więc poznałam odpowiedź na pytanie, czy linie równoległe mogą się przeciąć.

** Zdjęcie z sieci.

24 komentarze:

  1. Przeczytam, by wyrobić sobie zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem w trakcie czytania innej książki autorki i - chociaż książki zupełnie inne - odczucia nieco podobne. Cóż po "Proste równoległe" nie miałam zamiaru sięgać, ale teraz będę na tę książkę uważała jeszcze bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żałuję przeczytania tej książki, bo uważam ją za naprawdę dobrą, ale pożegnałyśmy się bez żalu.

      Usuń
  3. Ja też z ciekawości chętnie przeczytam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważam, że książka może się podobać. Warto sprawdzić samej :)

      Usuń
  4. Ja też bardzo zwracam uwagę na korektę - w końcu książka to produkt, za który się płaci i oczekuje się, że publikacja, po którą sięgamy będzie dobrze wydana. Tym bardziej, że ceny książek (tak jak i wszystkiego) wciąż rosną. Niestety mam wrażenie, że w wielu przypadkach korekta coraz bardziej kuleje.

    Co do tematu aborcji, który jest podejmowany w książce, to myślę, że tą kwestię odebrałabym podobnie jak Ty.

    Natomiast jeżeli chodzi o książkę to jeszcze nie wiem czy po nią sięgnę. Aktualnie nie mam ochoty na publikacje o tej tematyce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety odnoszę identyczne wrażenie, jeśli chodzi o korektę czy nawet redakcję. Mam na myśli książki, bo o portalach internetowych nawet nie chcę mówić. Wystarczy posiedzieć w nich dłużej i muszę zastanawiać się nad pisownią poszczególnych słów przy pracy :/

      Usuń
    2. No i to jest przykre, bo jest coraz więcej osób, które zauważają problem, a to oznacza, że jest on powszechny. Kiedyś książki były dla mnie rzeczami, które pomagały mi w ogarnięciu się z dysleksją, a teraz i tam można znaleźć sporo błędów. :(

      Usuń
    3. Wydaje mi się, że chorujemy dziś wszyscy (no, może nie wszyscy, ale sporo z nas) na bylejakość. Może brzmię jak boomer czy jak to się tam zwie, ale widzę to od dawna.

      W poprzedniej pracy miałam pod sobą dziewczynę po edytorstwie. Byłam załamana jakością jej tekstów - poprawki po niej zajmowały mi mnóstwo czasu. Mogłam je oczywiście odsyłać i odsyłać do skutku, ale wisiały nade mną dedlajny. Więc korygowałam sama :/ Dziś już nie dziwię się (aż tak bardzo) tym licznym błędom, na jakie natrafiam w książkach. Skoro dyplom edytorki może mieć taka osoba (skądinąd sympatyczna, no ale jednak), czego mam oczekiwać.

      Usuń
  5. Najlepsze pierwsze zdanie recenzji, jakie od dawna widziałam! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Tym razem średnio mnie to zainteresowało. Widać nie moja bajka takie granie :>

    P.

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś czuję, że niekoniecznie poczuję miętę z autorką i tą książką...
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Sama nie wiem, czy to książka dla mnie. :) A czy jest opisane, jak wyglądały te aborcje, w jakich warunkach się odbywały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, autorka położyła akcent na konsekwencje zabiegu (albo braku zabiegu). Nie skupiała się na samej procedurze. W ogóle niespecjalnie się na tym skupiała, po prostu mnie to zakłuło w oczy. Być może inni nawet nie zwrócili na to uwagi.

      Usuń
  9. Książki nie czytałam i nie mam jej w najbliższych planach. Chyba nie mój temat, ale kto wie co mi odwali w przyszłości

    OdpowiedzUsuń
  10. Może to nie tyle "prostaczenie" z wiekiem, co po prostu taki okres. Ja też czasem lubię doszukiwać się wszystkiego w książce, sprawdzać źródła, szukać czegoś czego nie zrozumiałam, sprawdzać każdy wspomniany utwór, dzieło itd. Ale czasem stawiam na zupełnie prostą lekturę - byle przeczytać i wciągnąć się w fabułę.
    To jak bardzo książka mnie interesuje, też może mieć tu znaczenie.
    Co do aborcji to chyba za dużo jej jak na jedną powieść i faktycznie może się to wydawać trochę politycznie niekierunkowane. Mimo to mogłabym dać jej szanse i wyrobić sobie własne zdanie. Może kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, czasami po prostu chce się poczytać coś przyjemnego :)

      Nie wiem, czy aborcji jest za dużo, czy zwyczajnie ja zwróciłam na nią uwagę, a ktoś inny przeleciałby oczami i poszedł dalej. Może jestem wyczulona na takie aspekty w książkach :)

      Usuń