sobota, 20 sierpnia 2022

"Byłam katolickim księdzem. Historia Ludmiły Javorovej, kobiety wyświęconej w Czechach" Tomasz Maćkowiak (rec. przedpremierowa)



– Szkoda, że pani nie chce rozmawiać.
Syknęła z irytacją.
– Mężczyźni już mieli wystarczająco dużo okazji, żeby mnie posłuchać – powiedziała.
Więcej nie spróbowałem. Rok później powtórzyła to samo, ale pod adresem duchownych: „Duchowni, mężczyźni rządzący Kościołem mieli dość okazji, żeby mnie słuchać. Ale nie chcieli, wiedzieli lepiej”.

Hm, od czego by tu zacząć... Może od tego, że czytanie kosztowało mnie sporo wysiłku. Nim dobrnęłam do połowy, zdałam sobie sprawę z własnej naiwności. Nie wiedzieć czemu, nastawiłam się na reportaż o silnej, niezłomnej kobiecie. Takiej, która wie, że ma coś do powiedzenia i – o zgrozo! – oczekuje, że jej zdanie będzie się liczyć. Machnie ręką na paplanie kościelnych hierarchów, którzy mniej lub bardziej dosadnie będą próbowali zagonić ją z powrotem do szeregu. Zignoruje strofowanie bez względu na to, czy autorem jest zwykły proboszcz, czy papież (tu moja subtelna aluzja do Wojtyły i jego „Listu do kobiet”, w którym pisał o „wolnej i niezależnej decyzji, wyraźnie poświadczonej przez Ewangelię i nieprzerwaną tradycję kościelną”, aby tylko mężczyźni byli „ikoną” Chrystusa).

Oczekiwałam, że Ludmiła Javorova będzie jak druga Uta Ranke-Heinemann, ekskomunikowana autorka „Seks. Odwieczny problem Kościoła”. Tymczasem poznałam cichą, niesłychanie pobożną niewiastę, która marzyła o byciu zakonnicą, a została awaryjnym księdzem. Przy czym „poznałam” zasługuje na cudzysłów, bo mimo tytułu bohaterki jest tu żałośnie mało. Równie dobrze Tomasz Maćkowiak mógłby nazwać swój reportaż „Podziemny Kościół w komunistycznej Czechosłowacji” lub „Felix Maria Davidek – biskup niepokorny”.

Przewracałam kolejne strony, a moje rozczarowanie rosło. Nie tylko dlatego, że tytuł znacząco rozmija się z treścią. Zdaniem autora nie można zrozumieć przypadku kobiety wyświęconej na księdza bez wiedzy o Czechosłowacji pod rządami komunistów. Przedstawia ją zatem na niespełna 230 stronach (odliczając zdjęcia, cytaty wprowadzające do rozdziałów, przypisy i posłowie). Zapełnia kartki przykładami gnębienia czeskiego duchowieństwa, od zamykania seminariów i zakonów, po upychanie księży w więzieniach. Przybliża postać proboszcza Josefa Toufara i rzekomego cudu w Czihoszti. Rozrysowuje struktury podziemnego Kościoła, porównując go do pierwszych chrześcijańskich gmin. Najwięcej miejsca poświęca nie Ludmile, a jej idolowi z dzieciństwa, późniejszemu mentorowi Felixowi. Ona przez cały czas pozostaje w cieniu. Za młodu z własnego wyboru, później ze strachu. Na jesieni życia z rozżalenia i goryczy. W końcu poświęciła tak wiele, a tak podle ją potraktowano (tu kolejna aluzja do JP2, bo to on, nie żaden nieokreślony Watykan, unieważnił jej święcenia).

Bardzo starałam się zachować obiektywizm. Chciałam poczuć choć kapkę sympatii do bohaterki, choć kompletnie jej nie rozumiem. Trudno mi było powstrzymać się od przewrócenia oczami przy czytaniu, że „naturalnym pragnieniem kobiety jest ofiarowanie się, rozdanie samej siebie”. Według autora ten pogląd jest jednym z powodów, dla których tak słabo opisano życie Ludmiły. Powstały tylko dwie książki, z których więcej dowiadujemy się o jej otoczeniu i znajomych niż o niej. Teraz dołączyła do nich trzecia – reportaż opracowany w identyczny sposób.

A propos. Lubię prace, w których im mniej autora, tym lepiej. Wolę też, gdy czytelnik może sam ocenić treść, nie trzeba mu niczego sugerować czy wskazywać palcem. Z tego powodu odpowiada mi surowość i minimalizm Justyny Kopińskiej, a wyraźna religijność twórcy „Byłam katolickim księdzem” nie. Notka biograficzna o Tomaszu Maćkowiaku podaje, że pracował dla „Gazety Wyborczej”, „Newsweeka” i „Polityki”. Gdy szukałam o nim informacji, natknęłam się na liczne okołoreligijne artykuły, m.in. z „Więzi” czy „W drodze”. Czytając jego najnowsze dzieło, czuje się, że napisał je katolik. Wyłapywałam każdą wzmiankę o „duchowej pustce” (świata bez religii), wymowne cudzysłowy oraz wykrzykniki. 

Jak widać, nie przekonał mnie ten reportaż, ale nałożyło się na to kilka czynników. Przede wszystkim to historia o Ludmile, w której praktycznie nie ma Ludmiły. Przewija się przez strony cichutko jak myszka, jakby przepraszała, że żyje. Autor spotkał się z nią tylko raz i zamienili kilka zdań. Skupił się na rysie historycznym Czechosłowacji pod komunistycznym butem oraz na działalności Felixa. Jak sam twierdzi, błądził przy tym we mgle, bo podziemny Kościół istniał głównie w przekazach ustnych. Jakakolwiek dokumentacja byłaby zbyt dużym zagrożeniem w razie trafienia w niepowołane ręce.

Czy mogę komuś polecić reportaż pana Maćkowiaka? Na pewno nie osobom o antyklerykalnych poglądach. Sięgnijcie po niego, jeśli chcecie poznać losy KK u naszego sąsiada w czasach komunizmu. Jeżeli nastawicie się na kontrowersję, odprawianie mszy przez kobietę w sutannie etc., możecie się rozczarować.

Premiera książki: 24 sierpnia 2022 roku

Za możliwość przedpremierowej lektury bardzo dziękuję Wydawnictwu Znak.

34 komentarze:

  1. To może być ciekawa książka, ale jakoś chwilowo nie mam na nią ochoty. Czekam na swój zestaw thrillerów i odliczam do urlopu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno znajdą się fani tej książki. Ja się do nich, stety czy niestety, nie zaliczam :)

      Usuń
  2. Rzeczywiście bardzo ciekawa tematyka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie tak, ale lepiej się nie nastawiać na sensacje ;)

      Usuń
  3. Matko, jak zobaczyłam tytuł tej książki to już prawie odpalałam przeglądarkę, żeby zobaczyć gdzie mogę ją najtaniej kupić. Na szczęście przeczytałam twoją recenzję do końca i już wiem, że nie będę czytać tego reportażu. I nie przeszkadzałoby mi katolickie spojrzenie autora, ale to, że tej kobiety wcale w książce nie ma to jest skandal. Nie słyszałam nigdy o kobiecie, która była księdzem i jeśli niczego się o niej nie można dowiedzieć to wielka szkoda :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, czegoś dowiedzieć się można, ale zdecydowanie nie tyle, ile sugerowałby tytuł :) Nastawiłam się niepotrzebnie na historię o Ludmile, a była to historia czeskiego KK, Felixa i nieco o tej nieszczęsnej kobiecinie ;)

      Usuń
    2. Rozumiem i nie dziwię się twojemu nastawieniu. No nic, tym razem odpuszczam.

      Usuń
    3. Czytałam inne recenzje i parę osób było tak samo rozczarowanych. Nie wiem (nie sądzę), żebym kogoś zachęciła do czytania. One też raczej nie skusiły, więc nie rozumiem, po co wydawnictwo zareklamowało książkę w ten sposób.

      Usuń
  4. Kurczę. Szkoda, że ten reportaż Cię zawiódł, bo miałam nadzieję, że będę mogła po niego sięgnąć, bo temat bardzo mnie ciekawi...szczerze mówiąc już nawet miałam odpaloną stronę jednej z księgarni internetowych, żeby sprawdzić czy ją znajdę, ale po doczytaniu Twojej notki, jednak sobie odpuściłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, tytuł moim zdaniem sugeruje (a przede wszystkim obiecuje) zbyt wiele.

      Usuń
  5. Nie tym razem ;>

    P.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie przeczytam, bo zupełnie nie interesuje mnie ta tematyka. Ale ciekawa jestem, jak będzie nazywana kobieta ksiądz. Ksiądzka? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie nijak nie będzie, bo nie dopuszczą do tego, żeby kobiety miały (ważne) święcenia :) Ale niedawno czytałam jakiś artykuł na temat nazewnictwa. Nie mogę sobie przypomnieć, gdzie się na niego natknęłam. W każdym razie autor/ka dogrzebał/a się do jakichś starych tekstów i wyciągnął/wyciągnęła wniosek, że mogłaby być to "księżna". Wiem, że to słowo ma już jedno znaczenie, ale miał/a naprawdę ciekawe argumenty. Może kiedyś uda mi się odszukać ten artykuł.

      Usuń
  7. Widziałam mnóstwo zapowiedzi tej książki, ale po przeczytaniu recenzji, widzę, że to przykład wykorzystania szeroko pojętej mody na reportaże o kobietach (kobiece - różnie można to ująć) oraz sensacji, aby sprzedać coś innego. A jeśli są dwie rzeczy, których nie lubię to oszukiwanie czytelnika i sensacyjność ;<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak! Jaka byłam wcześniej zaintrygowana, taka później poirytowana, że zrobiono mnie w konia.

      Usuń
  8. chyba się nie zdecyduję na tą lekturę ale ... przy okazji tak tylko ciekawostkowo. Ken G faktycznie blogerka weteranka :) nie sądziłam, że jeszcze ktoś regularnie pisze z czasów 2005-2006 :O ewenement na skalę światową wręcz. Nie mogę przeboleć jak nas ten onet potraktował ale pozostałe platformy są jakby wygodniejsze choć sentyment pozostał

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z regularnością to tak nie do końca. Na blogu prywatnym piszę o wiele rzadziej niż kiedyś. Trochę nas jeszcze zostało, ale część przeszła na własne platformy, a część zahasłowała blogi. Jeszcze inni wyciszali się, żeby finalnie zniknąć bez słowa. Co począć :)

      Na Onecie było fajnie, choć nie powiem, żebym tęskniła za wyrzucaniem postów na główną i nawałnicą trolli. Choć to był dobry trening ;)

      Usuń
    2. o tak ! też lądowałam w polecanych co było koszmarem bo z reguły zajawka mijała się nijak do treści posta. Regularność to miałam w sumie na myśli, że nie zniknęłaś. Wiele osób założyło rodziny i brakło im czasu a inni się wykruszyli bo za mało było już potem czytelników. Takie mamy czasy, że żyją wszyscy na Insta i FB bo wystarczy zdjęcie po co czytać ;) no ja też od lat zahasłowana jestem. Ale Twój nick widywałam zawsze gdzieś mi się przewijał choć nie sądzę bym prywatnie Cię czytywała. Teraz zobaczyłam Twój komentarz i mile się zaskoczyłam :)

      Usuń
    3. To prawda, niestety, poznikali. To znaczy rozumiem, że życie jest ważniejsze, blog to tylko dodatek, ale jednak trochę szkoda.

      Na pewno się nie czytałyśmy, bo bym pamiętała :) Zresztą teraz u mnie jest kilka osób na krzyż. Ale też Cię kojarzę, widać mamy część wspólnych znajomych :)

      Usuń
    4. znamy się tylko z widzenia, choć jedno o drugim nic nie wie :D

      Mnie bardzo szkoda szczególnie tych co nie dali znać że znikają i nie wiadomo, czy coś sie stało czy im się odechciało. Jednak emocjonalnie byliśmy zżyci.

      Byłam Zielonooką a potem Pollyanną a teraz Polly. Teraz to już chyba wspólnych nie mamy bo przypadkiem grzebiąc natrafiłam na Twój komentarz :)

      Usuń
    5. :)

      Mam tak samo. W niektórych przypadkach wiem, że ktoś porzucił stronę, bo np. urodziło mu się dziecko i to zajęło mu głowę. W paru innych bloger zmarł. Ale niektórzy zniknęli i do dziś zastanawiam się, jaki był powód. Osobiście uważam, że jeśli ma się jakąś, nawet małą grupkę znajomych, miło ich poinformować, że odchodzi się z blogosfery. Tak po prostu, żeby się nie martwili.

      Usuń
    6. to mamy bardzo podobnie. Zresztą ja jakbym zdecydowała zniknąć to też bym uprzedziła no ale nie każdy tak do tego podchodzi. Widocznie nie każdy jest tak samo emocjonalny czy odpowiedzialny bo jednak ja to traktuję jak pewnego rodzaju odpowiedzialność za kogoś żeby dać znać co się dzieje i tyle. No ale jesteśmy stara gwardia dziś młodzież w ogóle inaczej już podchodzi.

      Że bloger zmarł to chyba najsmutniejsze. Czytałam taki jeden Erizabesu i kiedyś słynną Chustkę.

      Usuń
    7. Kiedyś były czasy, teraz nie ma czasów ;) Ale jest w tym coś.

      Chustkę kojarzę, ale jej nie czytałam. Z moich wirtualnych znajomych, którzy odeszli (głównie z powodu choroby), mogę wymienić Marię Dorę, siostrę Judytę i Ervishę.

      Usuń
    8. miałam na myśli, że teraz trochę się komunikacja zmieniła i coraz mniej aktualna młodzież lubi czytać np. blogi z długimi wywodami :) są jakby bardziej wzrokowcami :)

      Oj to nie znam, nie czytywałam tych osób.

      Usuń
    9. To prawda. Ale nie tracę nadziei, że takich ludzi (lubiących czytać dłuższe formy) nie zabraknie. W końcu osoby w moim wieku bądź starsze nie wymarły. Jeszcze nie pora ;)

      Ervisha odeszła stosunkowo niedawno. Tamte dwie osoby dobre kilka lat temu. Miały specyficzne grono odbiorców, nie były raczej jakoś super popularne.

      Usuń
  9. Kontrowersyjny tytuł miał skusić te kobiece szatańskie pomioty, a treść nawrócić na jedyną słuszną służalczą drogę :P. Niby dla samej historii mogłabym się z ciekawości z książką zapoznać, ale zbyt religijny charakter chyba by mnie męczył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i mnie właśnie skusił, a potem wbiłam zęby, przememlałam i wyplułam :/

      Usuń
  10. Zapowiadało się ciekawie.. ale jednak nie będę się męczyć i odpuszczę... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie przysłużyłam się promocji tej książki, ale co poradzę ;)

      Usuń