sobota, 13 sierpnia 2022

"Kwietniowa czarownica" Majgull Axelsson

Zamknęłam właśnie jedną z tych książek, których czytanie sprawia ból. Jest nieprzyjemne, bo wciąga czytelnika w podły świat. W codzienność nieszczęśliwych ludzi, którzy tak nienawidzą samych siebie, że krzywdzą każdego, kto zbytnio się do nich zbliży. Reagują jak wygłodzony pies znający jedynie bicie. Gryzie rękę, która zbliża się z jedzeniem; warczy i kuli się pod spojrzeniem człowieka. Kojarzy go tylko z cierpieniem, więc woli zaatakować pierwszy.

Kwietniową czarownicę” czyta się ze zmarszczką na czole i zaciśniętymi ustami. Lektura jest tak bardzo, tak cholernie przykra, że wręcz czuje się, jak do umysłu wpływa ciemna, gęsta, lepka ciecz. Gorycz. Mimo to czyta się dalej – z nadzieją, że będzie lepiej. Że Majgull Axelsson zaplanowała bohaterkom lepszy los. Że pokazała im czystą miłość, za którą nie trzeba płacić godnością czy wyszarpywać ją jak kawały żywego mięsa. Uświadomiła, że są wartościowymi ludźmi, zasługującymi na tę miłość tak po prostu. W trakcie lektury miałam chęć każdą z nich przytulić, nawet Birgittę – choć wiem, że w najlepszym wypadku by mnie odepchnęła. A najprawdopodobniej uderzyła, opluła czy ugryzła. I przy okazji okradła.

Poprawka. Nie każdą bym przytuliła. Po poznaniu tej mrocznej, dołującej opowieści o czterech siostrach jestem w stanie współczuć Christinie, Margarecie, a nawet wspomnianej Birgitcie, która tak bardzo pogubiła się w życiu. Nie potrafię jednak wykrzesać z siebie zbyt wiele empatii w stosunku do najbardziej pokrzywdzonej przez los Desiree. Zdaję sobie sprawę, że nie umiem wejść w buty tak niepełnosprawnej osoby, niemniej budzi we mnie odrazę. Rzecz jasna nie chodzi o jej wygląd, a o charakter i wyrachowanie. Między innymi, nie mogę jej wybaczyć, jak perfidnie i bez cienia skruchy posłużyła się Camille.

Autorka stworzyła fabułę, w której czas biegnie w różne strony. To opowieść o czterech siostrach, których nie łączą więzy krwi, lecz postać opiekunki społecznej Ellen. Trzy spotykają się w jednym domu, a czwarta jest odizolowana z racji swojej choroby. Istnieje, choć o niej nie wiedzą. Towarzyszy im, mimo że nie mają bezpośredniego kontaktu. Obserwuje ich życie z zawiścią, aby w końcu zdecydować się na ingerencję.

Cofamy się do dzieciństwa każdej z sióstr, przenosimy się do teraźniejszości, by po chwili powrócić do jakiegoś ważnego wydarzenia. Skacząc w tył i przód, składamy poszczególne elementy w ponurą całość. Dowiadujemy się, co kieruje bohaterkami. Poznajemy traumatyczne momenty, które wpłynęły na ich zachowanie – i wpływają nawet po latach, wisząc nad nimi jak ciemna chmura. Przekonujemy się, że źli ludzie to ludzie nieszczęśliwi. Zatruwają innych jadem, czasami nieświadomie, ale często z premedytacją. Niosą swoje nieszczęście jak zarazę, nieraz z pokolenia na pokolenie. Niektórych można porównać do uszkodzonych przedmiotów, które nawet po naprawie nie działają, jak powinny.

W recenzjach przewijały się wzmianki o katharsis. Autorka przeczołguje czytelnika, przyciska jego twarz do podłogi lepiącej się od brudu i wymiocin. Zmusza do patrzenia na posiniaczone pośladki niemowlaka, słuchania krzyków i płaczu. Każe przyglądać się kolejnym atakom epilepsji i udawanemu współczuciu personelu szpitala. Pochyla się nad dziećmi, które boją się rodziców. Które boją się o rodziców. Które zastanawiają się, czemu zostały porzucone przez rodziców – i głodne miłości łaszą się jak bite szczenię do buta okrutnego pana.

Katharsis, dobre sobie! Nie lubię i nie chcę się tak czuć. Zbyt wiele beznadziejnych, nieszczęśliwych historii poznaję w świecie rzeczywistym, żeby dokładać sobie negatywnych emocji. „Kwietniowa czarownica” ścisnęła mi serce tak, że do tej pory czuję na nim zimne, suche paluchy. Wygląda na to, że poznałam żeńską wersję Arnaldura Indridasona. Szwedzka koleżanka po piórze wciąga go nosem w kategorii „zgaś czytelnikowi słońce”. Tu nie ma odpowiedzi, nie ma rozwiązań, nie ma szczęśliwych zakończeń. Jest tylko ból, pustka, której nie sposób zapełnić, błędy, których nie da się uniknąć i przeszłość, od której się nie ucieknie.

Rewelacyjna, ale bolesna książka. Czytać na własną odpowiedzialność.

34 komentarze:

  1. Przeczytałam prawie wszystkie książki. Bardzo lubię jej twórczość, ale tak jak piszesz "gasi słońce".
    Jednak mimo wszystko polecam. Owszem boli, kłuje w serce, tłucze kijem duszę, ale warto. Literatura inne niż wszystkie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby tylko miała choć jedno małe światełko, takie maleńkie, na sam koniec. Żeby zostawiała czytelnikowi chociaż skrawek nadziei, a nie to dołujące poczucie beznadziei...

      Usuń
  2. Chyba nie jestem gotowa na taką lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam. Szczegóły zatarły się w pamięci, ale jestem pewna, że książka zrobiła na mnie wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zupełnie nie książka dla mnie, wątpię, czy dałabym radę ją doczytać, nawet gdybym zaczęła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wciąga, więc kto wie. Ale wciąga jak zatrute bagno, nie jak coś, co zachwyca - przynajmniej ze mną tak było.

      Usuń
  5. Czytałam to tak dawno temu, że już nawet nie pamiętam, co zrobiła Desiree. A musiało to być coś bardzo podłego, skoro wzbudziła w Tobie odrazę... Co do autorki, to podobno jest powtarzalna i chyba nie ma osoby, która by przeczytała wszystkie jej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że za jakiś czas się przekonam. Ale najpierw muszę zebrać się na odwagę ;)

      Desiree posłużyła się pewną młodą kobietą w obrzydliwy sposób. Wykorzystała ją, żeby poczuć coś, czego normalnie poczuć by nie mogła z powodu swojej choroby. To było wstrętne.

      Usuń
  6. Aleś wyciągnęła ksiązkę;) Chyba nie jestem na nią gotowa, ale zapiszę sobie nazwisko, bo mnie zainteresowałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłam na nią zupełnym przypadkiem, a okazała się tak mocnym strzałem :)

      Usuń
  7. No i cóż, skusiłaś mnie! Aż mam ochotę na własnej skórze odczuć te wszystkie emocje!
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrażenie ta książka powinna zrobić na pewno. Tylko może wciągnąć w niezły dołek :/

      Usuń
  8. Lubię czasem przeczytać takie książki, ktore porządnie wejda w głowę i przeczołgają emocjonalnie. Bede miała na uwadze 😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie ona należy do tego typu książek, oj tak! :)

      Usuń
  9. Trochę mroczna ale myślę, że to ciekawa opcja.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam "Kwietniową czarownicę" i "Dom Augusty" tej autorki, ale niestety kompletnie nie pamiętam tych książek. Piszesz o emocjach, o przeczołganiu przez autorkę, a ja mam pustkę w głowie, bo zupełnie nic nie pamiętam. Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że baaardzo dawno temu czytałam te powieści, będąc jako w liceum jeszcze. I teraz nie wiem czy powinnam sobie zrobić powtórkę, czy jednak nie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może czas zrobił swoje, może wiek miał znaczenie, a może po prostu gust. Ja znowuż czytałam przed okresem, więc być może zwiększona wrażliwość dała o sobie znać ;) Pewnie kiedyś odważę się sięgnąć po kolejną jej książkę, ale na chwilę obecną trochę się obawiam. Zwłaszcza, że czytałam kilka wypowiedzi autorki. Jak twierdzi, woli pisać o rzeczach ważnych, a one są często bolesne. Chyba jednak wolałabym choć śladowy happy end, a nie takie pozostawianie czytelnika w stanie beznadziei.

      Usuń
    2. Myślę, że wiek na pewno miał znaczenie, bo miałam lat naście albo co najwyżej 21-22 jak zabrałam się za te książki i chyba nie do końca byłam w stanie je zrozumieć i docenić. Może zrobię kiedyś drugie podejście, ale nie wiem kiedy :) Rozumiem, że to poczucie beznadziei może być okropne i dołujące. Nie dziwię się, że chciałabyś choć troszkę happy endu :)

      Usuń
    3. Aż z tego wszystkiego ściągnęłam z regału jedną z książek Fannie Flagg :) Niech mnie ogrzewa w wolnym czasie, bo wciąż mnie otrzepuje po tej czarownicy.

      Usuń
    4. Fajnie mieć taką "comfort book". Ale u mnie to chyba byłaby Christie. Uwielbiam tę atmosferę elegancji i zbrodni w białych rękawiczkach :)

      Usuń
    5. Mam jedną jej książkę na półce i wciąż nie było okazji. Przy wolnej chwili muszę poczytać, bo nie sięgałam po Christie od lat :)

      Fannie jest przekochana. Tylko lekko się oszukałam, bo wybrałam ten kolejny tytuł, żeby spotkać znów ulubioną bohaterkę, a tu zonk. Akurat spadła z drzewa i umarła :/ Ale to tylko tak drastycznie brzmi, na szczęście fabuła otula mimo to. A może nawet bardziej? ;)

      Usuń
    6. Będę namawiać do czytania Christie zawsze i wszędzie :) Co ciekawe, ja sama baaardzo dawno nie czytałam jej książek, w zasadzie na blogu nigdy o niej nie pisałam, bo prawie wszystko przeczytałam jako nastolatka. Teraz mam ochotę na powtórkę z rozrywki tylko zawsze mi szkoda czasu na czytanie jeszcze raz. i tak tkwię w tym dylemacie :)

      Nie czytałam nigdy książek Fannie, ale mnie zachecasz teraz :)

      Usuń
    7. Może się znajdzie jakiś lżejszy czas, chwila oddechu czy coś i wtedy będzie jak znalazł na powrót do starych (znanych) książek :)

      Zachęcam do sięgnięcia po "Smażone zielone pomidory". To na pewno. Inne na razie poznaję na razie (jestem mniej więcej w połowie, zostało mi jeszcze parę tytułów) i ze smutkiem odkrywam, że żadna książka nie dorasta im do pięt. Są milutkie, słodkie, czasami głupiutkie, poprawiają nastrój, ale trzeba się odpowiednio nastawić. Tak jak na zjedzenie napoleona albo innego niesamowicie słodkiego ciastka :)

      Usuń
    8. Trzymam kciuki sama za siebie, żeby taki czas się znalazł :)

      Rozumiem, będę miała ten tytuł na uwadze. Rzadko sięgam po takie powieści, wiec tym bardziej będzie to wyjście ze strefy komfortu i mam nadzieję, że udane :) Szkoda tylko, że reszta książek autorki nie działa tak samo, ale jak widać to wyjątkowe dzieło może być jedno.

      Usuń
    9. Teraz widzę, jak chaotycznie napisałam ten komentarz. Aż dziwne, że udało Ci się zrozumieć, o co mi chodzi :) Co do Fannie, mam nadzieję, że dotarcia do końca mojej kolekcji i poznaniu wszystkich książek nie stwierdzę, że tak naprawdę jestem fanką nie jej twórczości, a jednego tytułu. Pomidorów właśnie ;)

      Usuń
    10. Bez problemu wszystko zrozumiałam :) Może się tak zdarzyć, ale życzę, żebyś rozkochała się w jej pisarstwie jako całości :)

      Usuń
    11. Też sobie tego życzę :) Inaczej stwierdzę, że pora włączyć rozsądek i nie kupować kompulsywnie książek danej autorki czy autora po poznaniu ledwo jednej ;)

      Usuń
  11. Mnie taka beznadzieja przygniata i rozwala :( Co innego wiedzieć o mechanizmach, a co innego wejść w ten świat uczuć i emocji. Dla mnie to za dużo. Literaturę odbieram mocniej niż film, a nawet na film bym się nie porwała w tym momencie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to Tobie zdecydowanie tej książki nie polecam :)

      Usuń
  12. Ciężka tematyka. Oczywiście takich nie unikam, ale zostawiam na jesień/zimę, wtedy mam nastrój na poważniejsze książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, do tej jesiennej aury, szarugi za oknem etc. będzie jak znalazł :)

      Usuń