sobota, 27 sierpnia 2022

"Trzy kolory Bogini" Anna Kohli

Kościół miał do wyboru dwie strategie: z jednej strony mógł próbować zakazać pogańskich świąt – z wyjątkowo mizernym rezultatem. Z drugiej strony sprytniejszą taktyką było wynalezienie liturgii zastępczej, która „obsadzała własnym personelem” naturalne punkty obrzędowości w kole roku. W ten sposób Boże Narodzenie i święto Trzech Króli zastąpiły Święto Narodzenia Słońca, Epifanię czy Kalendy styczniowe. Nowa liturgia przykryła bogactwo starej jak cienka, dziurawa chusta, przez którą prześwitują dawne rytuały i wierzenia”.

Zakup tej książki był moim marzeniem od chwili, gdy przeczytałam jej fragmenty na blogu autorki. Niestety jest praktycznie niedostępna. Ewentualnie można – jak ja to zrobiłam – wysłać do wydawnictwa maila z zapytaniem, czy mają jeszcze jakiś egzemplarz. „Trzy kolory Bogini” to najcenniejsza pozycja w mojej kolekcji. Wraz z książkami „Niesamowita Słowiańszczyzna” oraz „Seks. Odwieczny problem Kościoła” tworzy Wielką Trójcę, czyli tytuły niezmiernie dla mnie ważne.

To, jak istotne miejsce zajmuje na mojej liście, potwierdza też wysiłek włożony w pisanie recenzji. Zabierałam się za nią kilka razy. Poprawiałam, rozpisywałam się i skracałam. Walczyłam ze słowotokiem, póki nie dotarło do mnie, że i tak nie uda mi się użyć wszystkich zaznaczonych cytatów. Znam ból tych, którzy wrzucają do sieci niekończące się wstęgi komentarzy. Zasypują rozmówców argumentami, wyłuszczają im wszystko skrupulatnie, a finalnie frustrują się, widząc „TL;DR, XD”. Daremne żale – próżny trud, jak skwitowałby to Asnyk. Nic na siłę, jak kwituję ja.

Mój zachwyt budzi nie tylko treść „Trzech kolorów”. Podziwiam tytaniczną pracę oraz czas poświęcony przez autorkę na badania. Anna Kohli odwiedziła wiele krajów, odbyła mnóstwo rozmów, przeanalizowała masę tekstów i przyjrzała się przeróżnym dziełom sztuki. Dotarła do dziesiątek zapomnianych (a nierzadko celowo ośmieszonych) źródeł. Poznała miejsca dawnych kultów, te zagarnięte „łagodnie” przez zasiedzenie (jak jaskinie pustelnicze), a także brutalnie – przez chrystianizację mieczem i pochodnią. W swojej książce wymienia zburzone świątynie, przerobione rzeźby (typu Czarny Chrystus z Lukki) oraz życiorysy świętych zmontowane z dawnych wierzeń. Podaje liczne przykłady fałszowania mitów. Potwierdza, że niektórym legendom wystarczy jedno pokolenie, aby zakorzenić się w pamięci. Inne potrzebują więcej czasu, zwłaszcza gdy lud nie chce porzucić swojej wiary. Cytuje zapiski rozgniewanych biskupów o plebsie, który oddaje cześć starym bogom – oraz boginiom. Sięga do prac z zamierzchłych czasów, ale i do tych, którym stuknął ledwo wiek. I wciąż nie brak w nich wzmianek o kultywowaniu dawnych tradycji. O szacunku do bogiń, a przez to do natury.

Po przeczytaniu można się gorzko uśmiechnąć na myśl o podwalinach naszej cywilizacji, tak chętnie przywoływanych przez katolików. Ponad 2000 lat, odmieniane przez wszystkie przypadki. Ponad 1000 lat historii kraju, w którym w imię nowej wiary ludzi okradano i mordowano. Wybijano im zęby, gdy nie przestrzegali postu. Zaganiano do kościoła, gdzie człowiek stojący do nich plecami przemawiał w dziwnym języku. Do lat 70. XX w. Kiedy dodamy do tego zakaz czytania Biblii w językach narodowych funkcjonujący do XIX w., pogłowie analfabetów w pierwszych dekadach XX w. czy przedmowę do wydania Biblii Wujka z 1962 roku (wolno już czytać PŚ, ale tylko to, które wolno), owo chlubne tysiąclecie katolicyzmu w Polsce „troszkę” się kurczy.

Autorka przekazuje czytelnikowi wszystkie te informacje, jakby wręczała mu pęk kluczy. „Masz, od ciebie zależy, co z tym dalej zrobisz. Ja wykonałam swoje zadanie”. Stworzyła pracę pękatą od cytatów i opartą na potężnej bibliografii. Przypomina podręcznik akademicki, więc miejscami nadmiar danych przytłacza. Można kręcić nosem na niektóre analizy, poddawać w wątpliwość wyciągane wnioski (np. o etymologii części nazw). Można odrzucić całą treść z prychnięciem „Matriarchat? Byzydura!” Można też zastanowić się choć przez chwilę. Przyjrzeć się symbolom na starych rzeźbach i obrazach (np. motyw węża lub trójcy), przypomnieć sobie baśnie z dzieciństwa, wsłuchać w ludowe przyśpiewki, ocenić z boku nierozumiane tradycje. Nie wiem, czy da się rozwinąć w sobie ciekawość takich rzeczy, jeśli wcześniej się jej nie miało. Głęboko wierzę, że można przynajmniej spróbować.

Co wyniosłam z tej lektury? Z pewnością zmieniła mi się perspektywa i podejście do tzw. zabobonów. Dotarło do mnie, że naszym bogactwem nie są księgi sakralne czy kroniki, lecz folklor. Dziś uśmiechnę się na widok czerwonej wstążeczki przy dziecięcym wózku czy podkowy nad drzwiami. Traktuję je teraz nie jak durny przesąd, lecz jak małe zwycięstwa nad okupantem. Nie chodzi przy tym o to, aby zamieniać jedną wiarę na drugą. Nie potrzebuję tego. Po prostu cieszy mnie, że umiem już inaczej patrzeć na kwestie, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Spędziłam długie godziny na grzebaniu w sieci. Przeanalizowałam historie ważnych synodów (nie tylko Trydenckiego czy Watykańskiego II). Nauczyłam się szukać informacji (Mickiewicz, żółwik!). Postawiłam sobie nowe cele. Mam w planie kilka wycieczek, w tym na Ślężę, Łysą Górę czy do Wambierzyc. Bynajmniej nie do sanktuarium.

Okres należący do tzw. prehistorii ludzkości obejmuje 95% ogólnego czasu ludzkiej egzystencji na naszej planecie, a tzw. okres historyczny – jedynie 5%. Dyskutując o zagadnieniach związanych z wierzeniami i religią, chętnie o tych proporcjach zapominamy. Szczególnie ludziom wierzącym trudno jest przełknąć fakt, że monoteistyczne religie nie wprowadziły w zasadzie nic nowego, że są kontynuacją i transformacją dawniejszych mitów i wcześniejszej symboliki. Nasza kultura i myśl religijna nie powstały w Atenach, Jerozolimie czy Rzymie, ale sięgają korzeniami wczesnego neolitu”.

Polecam tę książkę osobom ciekawym świata, o otwartym umyśle. Może pozostaniecie sceptyczni wobec wyników tych badań, niemniej uważam, że warto. Zawsze warto spojrzeć na temat od innej strony. Pomyślałam też o badaczkach, którym zniszczono kariery, bo „ośmieliły się podważyć niejedno tabu świata naukowego, a szczególnie niezbite przekonanie, że patriarchalny porządek świata jest wszechobecny i odwieczny”. Jedna z nich to Marija Gimbutas. Nawet jeśli jedynym skutkiem mojej „recenzji” będzie poznanie przez Was jej nazwiska, było warto ją napisać.

22 komentarze:

  1. TL;DR, XD

    Nie no, żart. Ale chyba nie za bardzo Ci wyszło to opanowywanie słowotoku, co? ;>

    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Średnio dość. Ale doceń, że naprawdę starałam się ograniczać :D

      Usuń
    2. Doceniam ;>

      P.

      Usuń
    3. A kiedy trzecia z trzech? ;>

      P.

      Usuń
    4. Myślę, że będzie w pierwszej piątce książek, które planuję przeczytać w najbliższym czasie. Odstawiam na bok wydawnictwa (przynajmniej się staram), nie zgłaszam się do niczego na LC. Mam tyle świetnych tytułów na półkach, a wiecznie brak mi na nie czasu. Dość z tym!

      :)

      Usuń
  2. Szkoda, że jest tak trudno dostępna, bo wraz z mężem chętnie byśmy przeczytali. Będziemy polować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W razie czego zachęcam do zapytania fundacji (mail: efka@efka.org.pl). Kiedy pisałam do nich w ubiegłym roku, poprosili o min. 30 zł darowizny. To była niejako cena książki - można im wpłacić więcej ;) ale tyle wystarczyło.

      Wpis totalnie niesponsorowany :)

      Usuń
  3. faktycznie, wydaje się bardzo wartościową książką. Szkoda tylko, że nie jest ogólnia dostępna
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś będzie jakiś dodruk. Bardzo bym chciała, żeby więcej ludzi miało do niej dostęp.

      Usuń
  4. Kurcze aż szkoda, że książka jest tak słabo dostępna. Kościół maczał w tym palce, czy po prostu się nie sprzedała? Kawał dobrej roboty dotrzeć do źródeł w tylu szczegółach. Oczywiście zgadzam się z tym, że religia pozmieniała nam nazwy i znaczenia czegoś, w co wierzyliśmy dawniej, ale fajnie byłoby poznać więcej ciekawostek na ten temat. W ogóle jakoś nie mogę zrozumieć, czemu nadal wielu ludzi tak ślepo wierzy w to, co mówi Kościół.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że to brak promocji. Kameralne wydawnictwo, wydruk pewnie z dofinansowaniem. Żadne z dużych wydawnictw mogło nie być zainteresowane tematem. Pierwszy z brzegu przykład: ile "Niesamowita Słowiańszczyzna" musiała czekać na dodruk? Ledwo parę miesięcy temu trafiła ponownie do księgarń. Wcześniej można było upolować styrany życiem egzemplarz za ok. 200-300 zł :/

      Wiedza o "pokojowej" chrystianizacji na naszych ziemiach nie jest szczególnie bogata, ale nie jest też jakoś szczególnie ukrywana. Po prostu się o tym nie mówi, nie nagłaśnia badań, nie reklamuje książek. Tyle wystarczy, żeby nie dotarły do szerszego grona. Jeśli nie wiesz, że czegoś nie wiesz, to nie przychodzi ci do głowy, żeby się tego dowiedzieć ;) Jesteśmy od dziecka uczeni, żeby nie pytać, tylko wierzyć na słowo. Ci, co pytają, są wyśmiewani, że nie doznali łaski wiary. Ciekawość pierwszy stopień do piekła ;)

      Usuń
  5. Zajrzałam na wspominany przez Ciebie blog Anny Kohli. Spodziewałam się jakiegoś wpisu o dawnych wierzeniach, a cóż zobaczyłam? Na samej górze znajduje się post zatytułowany „Orgazm waginalny jest mitem, punkt G również”. :) W wolnym czasie przejrzę pozostałe wpisy, bo trochę ich jest. A jak trafiłaś na blog autorki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie zaglądałam na niego strasznie dawno. Nawet nie wiedziałam, że powstało tam coś nowego :)

      Wiesz co, nie pamiętam już, jak to dokładnie się zaczęło, gdzie był ten impuls (i co to było). Obstawiam, że szukałam jakichś informacji o podłożu nienawiści KK do kobiet. Szukałam swego czasu dość konkretnie. Zastanawiało mnie, skąd się wzięła ta chęć przydeptania kobiet do ziemi, te wszystkie "wilgotne wiatry", dusze kobiet wchodzące do płodów ponad miesiąc później niż u mężczyzn, te wszystkie durne teksty "ojców kościoła" o tym, że niewiasty powinny się palić ze wstydu za sam fakt, że żyją, bo są tylko worem cuchnącego łajna. Gdzieś musi być źródło tej niesamowitej pogardy. I tak pewnie trafiłam na autorkę. I na Utę Ranke-Heinemann :)

      Ogółem ciekawych stron jest całkiem sporo, tylko trzeba mocno je odsiewać. Inaczej przeczytasz w tym samym miejscu o czasach przedsłowiańskich, Wielkiej Lechii, wibracjach czy kontaktach z Jahwe za pomocą szyszynki ;)

      Usuń
  6. Nie pozostaje nic innego, jak napisać, że szkoda, że jest tak trudno dostępna! Ale może jak osoby po przeczytaniu Twojego wpisu zaczną pisać do wydawnictwa/fundacji to ktoś pomyśli o jakimś wznowieniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam zdecydowanie za małe zasięgi, żeby uzyskać taki efekt :) Ale nie powiem, chciałabym bardzo, żeby ta książka była bardziej dostępna.

      Usuń
  7. Witam serdecznie ♡
    Książka zaciekawia, pierwszy raz słyszę ten tytuł. Szkoda, że jest trudno dostępna, na pewno jest na nią wielu chętnych. Sama lubię takie tematy i chętnie przeczytałabym również punkt widzenia z tej książki. Nie wiem czy forma jest dla mnie ale tematyka- jak najbardziej :) Dziękuję za inspirację, być może natrafię na nią kiedyś, w tej chwili nadrabiam książkowe zaległości :D Cudowna recenzja Kochana!
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że może zaciekawić każdą osobę, która chciałaby poszerzyć wiedzę w tym zakresie. Może są fragmenty pisane nieco nudniej (np. o znaczeniu słów), ale reszta wciąga.

      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  8. Ej, etymologia jest fajna (chyba, że to Tolkien, który przez 4 strony wyjaśnia znaczenie słowa w 18 wymyślonych językach - wtedy nie jest)!. A na serio, świetna recenzja i będę polować na książkę - może uda się wygrzebać ją w jakiejś bibliotece. O adaptowaniu kalendarza, wprowadzaniu wiary siłą, paleniu świątych gajów i niszczeniu świątyń wiem nie od dziś. To nie tylko domena chrześcijaństwa, chociaż skali nie da się porównać. Fascynuje mnie za to inna rzecz: jak przechodzi z pokolenia na pokolenie pamięć o zamierzchłych czasach, czynnościach. Te czerwone wstążeczki, spluwanie przez lewe ramię i cała masa innych rzeczy, które ludzie robią, ale nie do końca uświadamiają sobie dlaczego. Jeden z moich wykładowców opowiadał kiedyś o badaniach, które potwierdziły, że Sycylia była połączona ze stałym lądem - podobno pamięć o tym była przekazywana w ludowych podaniach od wieków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie to fascynuje. Prosty lud przez długie wieki był niepiśmienny (teraz ogólnie mówię o całych narodach, nie tylko o naszym), więc musiał radzić sobie inaczej. I robił to znakomicie. No, może nie do końca, bo robić coś, a nie wiedzieć dlaczego... Hasło "bo taka jest tradycja" nic nie wyjaśnia ;)

      W tej książce autorka baaardzo dużo miejsca poświęca nazwom gór, rzek, miast etc. Czasami to aż nuży, bo właśnie wymienia je w wielu językach, wskazując na wspólny rdzeń. Ale nie robi tego na kilku stronach, na szczęście :)

      Usuń
  9. Ej, świetny tekst!
    Z ciekawości zaczęłam szukać i faktycznie nigdzie jej nie można dorwać. Teraz się zastanawiam czy jej nie kupić i po przeczytaniu nie oddać do biblioteki. Mam ostatnio taką misję, że wartościowe książki niedostępne w żadnej warszawskiej bibliotece sama którejś (zwykle ochockiej) oddaję. Uważam, że do tych naprawdę wartościowych lektur każdy powinien mieć dostęp, a wiadomo nie każdy ma pieniądze i możliwości.
    Tyle tylko, że do misji trzeba mieć zasobny portfel, a u doktoranta jest z tym ciężko. :D Ale nie tracę zapału!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fantastyczny pomysł, ale faktycznie, wymaga funduszy :)

      Ta książka była bardziej dostępna kilka lat temu. Nie żeby jakoś ją promowano, ale sama autorka bardziej się udzielała. Teraz to dramat :/ Jeśli nie u fundacji, nie wiedziałabym, gdzie uderzać.

      Usuń