niedziela, 18 września 2022

"Zaginione dziecko" Emily Gunnis

Dzieci pamiętają o wiele więcej, niż przypuszczamy. Znacznie więcej, niż sądzą dorośli – a nierzadko więcej, niż same chciałyby pamiętać. Mogą nosić w sobie mroczne wspomnienia całymi latami. Niektóre tajemnice zostaną zabrane do grobu, inne wyjdą na światło dzienne. Te drugie, mimo iż pozornie zakopane głęboko w podświadomości, oddziałują negatywnie na życie osoby, która je nosi. Dopóki się z nimi nie zmierzy, nie uwolni się od koszmarów z przeszłości.

Zaginione dziecko” zostało wrzucone przez wydawnictwo do szufladki „thriller”. Gdybym to ja miała przydzielić książkę do konkretnej kategorii, wybrałabym powieść psychologiczną. Może jest nieco mroczna (bardziej niż typowa literatura obyczajowa), może przewija się w niej okrutna zbrodnia sprzed lat, ale nie przyspieszyła mi bicia serca. Wciągnęła i skłoniła do przeczytania w kilka godzin, ale nie zagryzałam przy lekturze palców. Czy to źle? Niekoniecznie. Co więcej, uważam najnowsze dzieło Emily Gunnis za całkiem udane.

Pod przepiękną, dopracowaną okładką kryje się ponura historia o wielkiej tragedii. Jako nastolatka Rebecca widziała śmierć matki zatłuczonej przez męża, który wrócił z wojny z PTSD. Życie z nim było piekłem. Krzyżem, który Harriet miała dźwigać pokornie i bez słowa skargi, bo tego oczekiwało jej otoczenie. O zachowaniu Jacoba nie należało mówić w towarzystwie, a na wsparcie żon innych żołnierzy nie było co liczyć. Na pytanie o to, czy oni też zachowują się dziwnie, reagowały niesmakiem i zakłopotaniem, więc Harriet szybko nauczyła się milczeć. Zakrywała sińce i chodziła wokół męża na palcach, starając się nie wchodzić mu w drogę. Niestety, bomba z opóźnionym zapłonem musi kiedyś w końcu wybuchnąć.

Rebecca nigdy nie opowiedziała o tej nocy nikomu poza policją. A i tej nie wyznała wszystkiego. Trauma nie pozwalała jej nawiązać trwałych, a przede wszystkim prawidłowych relacji. Dziś jest dojrzałą kobietą i właśnie została babcią. Niestety, zamiast witać na świecie nowego członka rodziny, musi wrócić do strasznej przeszłości i wyznać swoją tajemnicę. Jessie, jej córka, przeżywa to samo co ona przed laty – wpadła w stan psychozy. Co gorsza, uciekła ze szpitala z chorym noworodkiem. Jeśli policja nie odnajdzie ich obu na czas, dziecko umrze. Rebecca musi się przełamać, dla dobra wnuczki, córki oraz siebie samej. Prawda domaga się ujawnienia. Już czas.

To nieco zagmatwana historia opowiedziana prostym językiem. Jednych rzeczy można się dość szybko domyśleć, inne zaskakują czytelnika (a przynajmniej mnie zaskoczyły). Fabuła wciąga, a bohaterowie wydają się bardzo ludzcy. Ich zachowanie niekiedy drażni, ale daje się zrozumieć – wystarczy się wczuć. To, co rzuca się w oczy, to fakt, że w tej książce nikt nie jest do końca szczęśliwy. Każdy przeżywa jakiś wewnętrzny ból, wyrzuca coś sobie lub komuś innemu. Sporo tu goryczy, poczucia krzywdy, strachu, a także starych, ale niezagojonych ran. Jest też nadzieja, choć krucha. Na szczęście wystarczy, żeby po dotarciu do ostatniej strony poczuć się lepiej. Podbudowaną, a nie rozjechaną negatywnymi emocjami niczym walcem.

Podsumowując, „Zaginione dziecko” nie wywołało we mnie trzęsienia ziemi, ale miałam po lekturze sporo przemyśleń. Myślę, że spodoba się wielu osobom – zwłaszcza miłośnikom historii o trudnych rodzinnych relacjach. Im mocno polecam ten tytuł.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Świat Książki.

24 komentarze:

  1. Myślę, że z czasem po książkę sięgnę. Lubię nieco zagmatwaną fabułę i niełątwe relacje rodzinne. Teraz przed nami coraz dłuższe wieczory, więc lista lektur do przeczytania rośnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak na razie nie mam w planach tej książki. Jakoś póki co bardziej po drodze mi z innym typem literatury.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta książka może mi się spodobać. Może kiedyś ją przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że warto. Aczkolwiek nie wiem, czy wytarmosi psychikę tak, jak obiecuje to tekst na okładce ;)

      Usuń
  4. Sama z siebie chyba nie sięgnęłabym po tę książkę, ale z Twojego opisu można wywnioskować, że jest w niej jednak coś intrygującego i mam wrażenie, że nietypowego, ale nie jestem pewna, co to dokładnie mogłoby być ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. takie historie uwielbiam, są zdecydowanie stworzone dla mnie!
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzadko kiedy sięgam po podobne lektury, tragedie rodzinne jako główny motyw - to nie dla mnie. Jako dodatek - ekstra. W każdym razie ciekawa jestem tego wewnętrznego bólu bohaterów. Lubię, kiedy autorzy dają im w kość. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj autorka trochę dała im popalić. Ale nie na tyle, całe szczęście, żeby zdołować czytelnika :)

      Usuń
  7. Mam wrażenie, że wiele książek określanych jako thriller, tak naprawdę jest powieściami o trudnych emocjach i relacjach między ludźmi. Wiem, czego spodziewać się po tej książce, więc nie będzie rozczarowania jeśli zdecyduję się po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to w sumie dobra książka (moim zdaniem). Warto, tylko bez nastawiania się na reklamy z okładki :)

      Usuń
  8. Staram się być odporna na reklamy z okładki, ale jednak co jakiś czas i tak się natnę. Najgorzej chyba nastawić się na nie wiadomo jaki cud literacki i dostać coś przeciętnego. Na szczęście w tym przypadku mi to nie grozi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz tak - moim zdaniem - przesadzają z reklamami, że chyba lepiej na nic się nie nastawiać. A czasami nie czytać żadnych opisów. Tylko jak wtedy wybierać te książki? ;)

      Usuń
    2. Często tak robię, że w ogóle nie czytam opisu albo czytam tylko do pewnego momentu, żeby tak bardzo pobieżnie zorientować się do jakiego gatunku książka należy. Nie wiem czy to jest dobry sposób, bo parę razy się rozczarowałam, ale mnie denerwują spoilery w opisach z okładki. Był czas, że notorycznie wydawcy wspominali o jakimś wydarzeniu, a ono pojawiało się w połowie książki albo pod koniec. Bardzo mnie to wkurza.

      Usuń
    3. Ooo, od razu miałam skojarzenie z "Nikt, tylko my"! Moim zdaniem to całkiem dobra książka, ale miała totalnie spapraną promocję. Wystarczyłoby usunąć ostatnie zdanie z tylnej okładki i ogólnie z opisu. A tak - większość recenzentów waliła spojlerem, a cała reszta narzekała na to, że książka nudna, bo nic się nie dzieje. Byłoby inaczej, gdyby nie było wiadomo od początku, kto mści się na kim i za co. Straszna fuszerka wydawnictwa :/

      Usuń
  9. Fajna fotka ;>

    P.

    OdpowiedzUsuń
  10. Widzieć śmierć matki, w dodatku śmierć zadaną przez ojca, to straszne przeżycie... Zaciekawiłaś mnie. Okładka rzeczywiście jest ładna i dopracowana – podobnie jak zdjęcie, z którym idealnie się zgrywa. :) Sama je robiłaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, choć miałam pomocnika - trzymacza eksponatu ;)

      Usuń
  11. Po okładce spodziewałabym się ckliwej opowiastki. Jednak nie można tak oceniać, oj nie. Ale znacznie bardziej pasowałaby okładka, jakie proponuje Skarpa Warszawska - szare tło i jeden wybijający się element. Tak jak w przypadku Małgorzaty Rogali, bo opis bardzo mi się skojarzył z jej powieściami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że tutaj i tak nie jest źle (w sensie melodramatycznie na siłę), jak to nieraz zdarza się w tzw. babskiej literaturze. Wiesz, ładna pani w kapeluszu w ogrodzie albo na plaży. Może i miłe dla oka, ale od razu budzi skojarzenia z jakąś właśnie ckliwą opowiastką :)

      A tutaj ckliwie nie jest, bynajmniej.

      Usuń