Na Uniwersytecie Świętego Jana rozpoczyna się kolejny rok akademicki. Tajemnicza organizacja czeka na znak. A raczej na Znak. Trójka studentów poznaje się na sali wykładowej, nie mając pojęcia, że już pierwsza rozmowa zmieni ich życie na zawsze. Ambitna archeolożka przeprowadza rytuał z użyciem znalezionej na wykopaliskach lunuli. Ona również nie zdaje sobie sprawy, że przypieczętowała swój los.
Książka zaintrygowała mnie na wiele sposobów. Okazała się mroczna i fascynująca, z tak duszną, momentami przytłaczającą atmosferą, że czułam, jak bohaterom pot spływa po plecach. Głównie z gorąca, ale często ze strachu. Między Sweeney, Angeliką i Oliverem tworzy się śmiertelnie toksyczna więź. A sama Sweeney czuje, że nie pasuje do tego miejsca, od kiedy trafiła na teren kampusu. Już pierwszej nocy widzi przerażającą scenę, której nie potrafi wytłumaczyć. Bardzo by chciała rano uznać ją za koszmar, gdyby nie pewna rzecz znaleziona pod oknem. Szybko do niej dociera, że wplątała się w coś, czego nie obejmuje umysłem. A to dopiero początek.
Na uwagę zasługuje całkiem dobry research, jeśli chodzi o kulty boginiczne, włącznie z okrutnymi typu kult Kali. Pisząc o religiach matriarchalnych, autorka nie pominęła niechęci archeologów płci męskiej do bardziej zaawansowanych badań w tym zakresie. Aż przypomina mi się Marija Gimbutas i jej złamana kariera!
„Nieistotny według nich był skąpy, ale systematycznie rosnący zbiór dowodów (…) wskazujących na to, że w czasach prehistorycznych istniała w Europie kultura matriarchalna”.
„To kobieta. Figurka bogini. A mimo to ludzie przez sto lat odkopywali te przedmioty i utrzymywali, że to symbole falliczne. Równie dobrze mogliby twierdzić, że to grzyby! Tak samo upierali się, że każde koło czy delta przedstawia tarczę czy słońce, podczas gdy były one znajdowane w otoczeniu milionów takich podobizn bogini, i prawdopodobnie przedstawiały pochwę albo księżyc”.
Skrzywiłam się tylko przy wzmiance o Lilith, bo twórczyni przywołała jej późniejszą wersję, znaną z wierzeń żydowskich. Pewnie pasowało jej to do fabuły, ale szkoda. Lilith to wspaniała postać, ze znacznie dłuższą historią.
Może tak brzmi, ale nie mamy do czynienia z pracą naukową, a z literaturą, rzekłabym, komercyjną. Na Lubimy Czytać książkę Elizabeth Hand podpięto pod kryminał, sensację i thriller. Moim zdaniem fabuła – niczym kulka we flipperach – odbija się od obyczajówki przez kryminał i romans po horror. Całość jest dość gruba (ponad 530 stron) i treściwa, przez co nie czyta się jej szybko. Historia Sweeney i jej przyjaciół to zaledwie szkielet, na którym pisarka oparła masę wątków. Doceniam, choć podejrzewam, że to ta wielowątkowość mogła sprawić, że tytuł przeszedł w Polsce praktycznie bez echa. Walka kobiet, LGBT+, gender, miłość z dużą różnicą wieku oraz miłe mym oczom feminatywy (w tym taksówkarka czy wspomniana wyżej archeolożka). Może na takie tematy było za wcześnie? Może dziś zainteresowanie byłoby większe? „Przebudzenie księżyca” powstało pod koniec XX wieku.
Tytuł zwrócił moją uwagę, bo ktoś gdzieś napisał, że „trąci feminizmem”. To naprawdę ciekawa, nietypowa książka, więc cieszę się, że dołączyła do mojej biblioteczki. Będzie stać obok „Trzech kolorów Bogini”, choć nie jest pracą popularnonaukową.
„Nie możemy ignorować innego oblicza Bogini. Od tysięcy lat udajemy, że Ona nie istnieje, że historia rodzaju ludzkiego zaczyna się od Starego Testamentu i na nim kończy. Ale teraz, po raz pierwszy od wielu tysiącleci, kobiety znowu zaczynają stawać się Jej wyznawczyniami. I to jest cudowne, ale nie możemy wybierać według własnego uznania, który Jej aspekt będziemy czcić. (…) Musimy w niej uznać Matkę i Mścicielkę. Musimy wyznawać Tę, Która Płacze i Tę, Która Tworzy, ale musimy też czcić Tę, Która Niszczy”.
Czytałam i bardzo mi się podobała!
OdpowiedzUsuńJest przedziwna! W jakiś sposób, który trudno byłoby mi wyjaśnić, kojarzy mi się trochę z "Katą" Steinara Bragiego :)
UsuńCiekawa jestem, dlaczego sięgnęłaś po tę powieść. Czy ze względu na wątek kultów boginicznych? :)
OdpowiedzUsuńW sumie tak. Ale to był totalny przypadek, że się na nią natknęłam. Kupowałam na OLX "W imię dziecka" i nie chciałam, żeby przesyłka była droższa niż książka. Poszukałam u sprzedawczyni czegoś ciekawego, zobaczyłam w opisie "kult Białej Bogini" i oko mi błysnęło. Ale na samym początku był czysty przypadek, normalnie bym pewnie w życiu jej nie odkryła :)
UsuńNigdy nie słyszałam o tej książce, więc chyba rzeczywiście przeszła bez echa. Poszukam :) Na pewno "Trzy kolory bogini" chętnie bym przygarnęła.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie będzie łatwiej ją znaleźć niż "Trzy kolory". Ale polecam - jedną i drugą, choć pracę pani Kohli bardziej :) To mój skarb, najcenniejszy w całej biblioteczce :)
Usuńdla mnie to nowość, ciekawa tematyka!
OdpowiedzUsuńhttps://okularnicawkapciach.wordpress.com/
Zgadzam się :)
UsuńNie znałam tej książki, ale temat ciekawy
OdpowiedzUsuńPotwierdzam :)
UsuńTaki klimat to ja kupuję. Chcę mieć tę książkę!
OdpowiedzUsuńTylko raczej nie czytałabym jej w upały, bo łokropecnie w niej duszno ;)
UsuńMoże kiedys, wydaje się dość ciekawe. Chyba ;P
OdpowiedzUsuńP.
Chyba, pf! Foch! ;P
Usuń