„Nietrudno było dostrzec w jej słowach uniwersalną ludzką tęsknotę za znaczeniem, której się z jakiegoś powodu po niej nie spodziewałam – niesłusznie, przyznaję. Trudno człowiekowi przejść przez życie bez poczucia sensu. Uciekamy się do rozmaitych określeń – siły wyższej, cudu – wciąż jednak chodzi o sens życia, o znak, kierunek, wskazówkę”.
Jak można przeczytać na okładce, „Ciało z jej ciała” to „historie ludzi, którzy podarowali komuś część siebie”. W tym króciutkim opisie zawiera się właściwie cała treść książki. Autorka sama przeszła transplantację, a potem postanowiła poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego dawcy zostali dawcami. Skontaktowała się z wieloma osobami, z niektórymi na żywo, z niektórymi wyłącznie mailowo czy telefonicznie. Z niektórymi wcale. Do dziś wyrzuca sobie brak choćby listu, choćby pocztówki z podziękowaniami, którą powinna wysłać do rodziny zmarłego dawcy pierwszej nerki. Dawczynię drugiej poznała osobiście. Ona była ogniwem, które niczym łańcuch pociągnęło za sobą dalsze działania – wyruszenie w podróż dosłowną oraz emocjonalną.
Jednocześnie mam sporo przemyśleń i niewiele pytań, więc nie będę się rozwlekać. Tak jak Slavenka Drakulić dziwiłam się, czytając wyjaśnienia niektórych z tych ludzi. Próbowałam je zrozumieć, choćby częściowo spojrzeć na ten temat z ich perspektywy. W grupie darczyńców znalazł się kontrowersyjny milioner, bohater głośnego wywiadu, dzięki któremu wielu ludzi po raz pierwszy usłyszało o przeszczepach od niespokrewnionych dawców. Była też młoda dziewczyna, która swoją decyzją sprzeciwiła się woli dziadka, głowy patriarchalnej rodziny. Była studentka i osoba duchowna, wyznawcy jakichś religii oraz osoby niezwiązane bliżej z żadnym kultem (niekoniecznie ateiści). Każda z nich miała własne powody do oddania nerki komuś zupełnie obcemu. Dla jednych była to wdzięczność, dla innych gest altruizmu, dla jeszcze innych czyn oczywisty. Po prostu trzeba było to zrobić.
Autorka poruszyła wiele ciekawych tematów, w tym kwestię obaw, które żywi zarówno dawca, jak i biorca. Pierwszy może zakładać, że drugi będzie zobowiązany do wdzięczności, że zacznie czuć „brzemię daru”. Drugi z kolei może się obawiać, że pierwszy będzie oczekiwał od niego kontaktu, dbania o otrzymany narząd, udowodnienia, że na niego zasługuje. Niby różne lęki, a mogą ciążyć tak samo. Sama pewnie miałabym podobne obawy jako biorczyni. A jako dawczyni? Jestem w stanie zrozumieć, że „poprzedni właściciel” chciałby mnie poznać. I zapewne w jakiś sposób ocenić, do kogo trafił jego dar.
Książka czekała na półce kilka lat, aż wreszcie się doczekała. Jeśli interesujecie się taką tematyką i odpowiada Wam spokojna narracja, polecam.
„Dawczynię drugiej nerki poznała osobiście”. A właściwie dlaczego autorka musiała mieć po raz drugi przeszczepioną nerkę? Ta pierwsza nie przyjęła się, przestała po pewnym czasie pracować? :)
OdpowiedzUsuńTa pierwsza wystarczyła tylko (albo aż) na 15 lat i odmówiła posłuszeństwa.
UsuńTrudny temat... podziwiam wszystkich, którzy oddają swój organ obcym ludziom. Nie wiem czy ja bym się zdobyła na coś takiego, zwłaszcza dla osoby, której zupełnie nie znam. Nie wiem czy sięgnę po książkę, ale motywacje osób decydujących się na coś takiego są dla mnie zagadką.
OdpowiedzUsuńMyślę, że temat nie został tu wyczerpany, ale sporo ludzi się wypowiedziało. Szczerze to ja też nie wiem, czy bym to zrobiła. Bliskiej osobie tak, mogłabym oddać jakiś narząd, ale obcej... Po śmierci to co innego, niech wycinają, co się da, ale za życia. Nie wiem, naprawdę nie wiem.
UsuńMyślę tak samo. Mam jakieś paranoiczne pomysły, że oddałabym komuś obcemu nerkę, a potem okazałoby się, że jednak ktoś z rodziny jej potrzebuje, albo ja sama zachoruje. Wiem, że prawdopodobieństwo takiego obrotu wydarzeń jest niewielkie, ale takie myśli chodzą mi po głowie jak zastanawiam się nad tematem.
UsuńJak tak dumam nad tym głębiej, to tym bardziej podziwiam tych, którzy się zdecydowali. Bo im więcej to analizujemy, tym trudniejsza wydaje się ta decyzja :/
UsuńOtóż to. I trudno mi oczekiwać, że ktoś oddałby nerkę obcej osobie skoro ja sama mam takie wątpliwości.
UsuńAle mam dzisiaj zawias ze wszystkim! Włącznie z odpisywaniem na komentarze...
UsuńDo tego nie na temat ;)
Tak się czasami dzieje :) Luz :)
UsuńTeraz mogę zwalić na pogodę. I pierwsze zmiany (wstawanie o 4) ;)
UsuńJak na pogodę to i ja mogę zwalić. Wstawanie o 4 to nawet dla mnie trochę hardkor, wolę o 6 :)
UsuńJa też, ale co poradzić. O 6 to chłop już zaczyna pracę (co 3 tg) :/
UsuńWspółczuję, żebym ja zaczynała o 6 to musiałabym też wstawać o 4. Masakra.
UsuńZa każdym razem boli tak samo mocno ;)
UsuńNaprawdę interesujący temat, ale mam wrażenie, że typ książki niekoniecznie dla mnie.
OdpowiedzUsuńJest takie ryzyko :)
Usuńtematyka tej książki wydaje się bardzo ciekawa, jest zainteresowana tą książką:)
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
Zatem mocno polecam :)
UsuńJak tak na to teraz spojrzałam, to chyba trudniej byłoby mi być biorcą
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak czy siak cieszyłabyś się, że masz szansę na normalne życie. Co nie zmienia faktu, że dylematy by były...
Usuń