czwartek, 17 sierpnia 2023

"Mięśnie dna miednicy bez tabu" Jane Simpson

Nie czytam poradników. Nie czuję takiej potrzeby, bo zwykle wiem, co jest moim problemem, do tego znam rozwiązanie. Najczęściej to lenistwo, bo i artykuł o prokrastynacji potrafię napisać dzień po terminie. W przypadku książki Jane Simpson było inaczej – zainteresowała mnie, kiedy tylko się o niej dowiedziałam. Nie chodzi o samą książkę, lecz o poruszane w niej tematy. Uznałam, że nawet gdyby okazała się nieudana (pisana zbyt trudnym dla laika językiem, nudna czy chaotyczna), i tak warto o niej mówić. Na szczęście to dobra praca, co oceniam jako kobieta, czytelniczka, a także copywriterka dedykowana do artykułów medycznych. I erotycznych, ale o tym innym razem.

Kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki „Mięśnie dna miednicy bez tabu” i przekartkowałam egzemplarz na szybko, złapałam się na myśli, że niektórych odstraszy. Może budzić skojarzenia z podręcznikiem do biologii przez wzgląd na rysunki oraz podział tekstu. Moim zdaniem to trochę podręcznik, a trochę poradnik, w każdym razie bardzo udana kombinacja. Autorka zwraca się bezpośrednio do odbiorców („jeśli widzisz”, „czujesz mięśnie” etc.). Skraca tym dystans, który mógłby powstać między nią a mniej otwartymi osobami, speszonymi np. grafiką z genitaliami albo instrukcjami ćwiczeń czy badań. Tu przyznam, że idę trochę na ślepo, bo sama mogę mieć przesunięte granice przez pisanie tekstów medycznych (i erotycznych). Dla mnie ta praca jest przystępna, fajnie napisana i jeszcze fajniej wydana, ale zdaję sobie sprawę, że kogoś może zawstydzać.

I tu jest pies pogrzebany (Zdies sabaka zaryta). W materiałach promocyjnych wydawnictwa znalazła się informacja, którą pozwolę sobie tutaj wstawić:

Podzielę się z Państwem pewną zaskakującą obserwacją: w trakcie pracy nad tą książką zauważyliśmy, że hasło „mięśnie dna miednicy” dla wielu osób jest… zabawne. Dwuznaczne uśmieszki, aluzje albo zażenowanie to niestety żywy dowód poważnych zaniedbań w naszej edukacji zdrowotnej, nie mówiąc już o profilaktyce.”

Nie ma znaczenia, że ktoś fuknie teraz: „A ja nie mam z tym problemu, wydumane!”. Dowód anegdotyczny to żaden dowód, poza tym wystarczy zerknąć chociażby na FB, na komentarze zawstydzonych pań pod artykułami o menstruacji, inkontynencji czy seksie. Nie powiem, co mam ochotę napisać jednej czy drugiej pańci, której nie podoba się omawianie takich tematów na forum publicznym. Wypowiedzi zniesmaczonych panów pominę, bo nie warto się nad nimi pochylać. To, nad czym warto, to praca nad mięśniami dna macicy.

Jane Simpson to pielęgniarka środowiskowa mająca ćwierć wieku doświadczenia. W swoim poradniku/podręczniku tłumaczy prosto i bez fałszywego wstydu, gdzie są te mięśnie, jak je znaleźć, a także jak ćwiczyć. Podaje metody leczenia i po kolei je opisuje. Prócz tego wyjaśnia, jak ta strefa organizmu zmienia się z upływem lat, po ciążach czy menopauzie. Podkreśla, że kłopoty z trzymaniem moczu, kału i gazów nie muszą przyjść z wiekiem – dotykają też młodych. Zachęca do ćwiczeń w ramach profilaktyki, żeby zniwelować lub całkowicie pozbyć się jakiejś dolegliwości. Jednocześnie przypomina, że zawsze warto skonsultować się z lekarzem. Jako przykład podaje ciężarki dopochwowe, które pomagają utrzymywać mięśnie w dobrej formie. Nie należy ich beztrosko kupować, gdy już cierpisz na jakąś przypadłość (np. wypadanie macicy), bo można ją wtedy pogłębić.

Mogłabym pisać i pisać, bo naprawdę warto poświęcić uwagę tej książce. Jak wspominałam na początku, byłam pozytywnie nastawiona, gdy jeszcze nie znałam jej treści ani formy. Teraz, po przeczytaniu, tym bardziej ją polecam. Uważam, że powinna znaleźć swoje miejsce w każdej domowej biblioteczce. Będzie świetnym prezentem dla mamy, siostry lub przyjaciółki. Nieważne, że nie masz kłopotów z „tymi rzeczami”. Możesz dalej ich nie mieć, jeśli ją przeczytasz. Jeśli się pojawią, będziesz wiedzieć, jak sobie z nimi poradzić. A przede wszystkim pokonasz prawdziwy problem – przestaniesz traktować ten temat jak tabu.

Egzemplarz do recenzji podesłało mi Wydawnictwo Literackie, za co bardzo dziękuję.

16 komentarzy:

  1. Chyba temat robi się powoli popularny, bo widziałam książkę o jodze mięśni dna miednicy i coś czuję, że będą kolejne ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie widziałam, ale jeśli by tak faktycznie było, to bardzo mnie to cieszy :)

      Usuń
  2. Bardzo ważna publikacja, a skoro jeszcze przystępnie opisująca zagadnienie to stanie na półce w mojej bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że poradniki poruszające takie i podobne zagadnienia ukazują się na rynku i jest ich coraz więcej. Mnie kombinacja "trochę poradnik, trochę podręcznik" wydaje się wartościowa zachęcająca do nabycia, bo mogę przypuszczać, że otrzymam konkretną wiedzę a nie rozwlekłe rozważania autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nie, rozwlekłych rozważań tu nie ma, co najwyżej przykłady z życia i (treściwe) opowieści o przypadkach pacjentek. Polecam :)

      Usuń
  4. Witam serdecznie ♡
    Fajnie, że książki na takie tematy pojawiają się- to znaczy że jest na nie popyt. Jeżeli jest na nie popyt, to znaczy, że przestają być tematem tabu ;) Warto rozmawiać o kobiecych (i nie tylko kobiecych) sprawach, dolegliwościach, niepewnościach. Profilaktyka jest w życiu ważna, tym bardziej, że nasz naród nie specjalnie lubi wizyty lekarskie ;)
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj racja, ilu ludzi wybiera się do lekarza dopiero wtedy, kiedy jest naprawdę źle i ból nie pozwala żyć.

      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  5. Mnie zaskakuje, że dorosłych ludzi może jakoś zawstydzać mówienie o mięśniach dna miednicy. Co w tym wstydliwego? Od razu się najeżam, bo mam wrażenie, że to jednak jest związane z patriarchalnym wychowaniem. Bo jak to tak, rozmawiać o kobiecych narządach "tam" i jeszcze omawiać dolegliwości i ćwiczenia? Tfu, ważne żeby "konar zapłonął" a kobieta niech nie narzeka. Odpaliłam się trochę, ale serio żeby w XXI wieku kogoś zawstydzała grafika z genitaliami to już przesada. Co do samej książki, nie słyszałam o niej, ale chętnie przeczytam, bo tak jak mówisz, nie wiadomo kiedy wiedza w niej zawarta może się przydać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam bardzo podobne odczucia. Opieram się głównie na komentarzach w sieci, ale o ile ktoś mi nie udowodni, że to marna próbka, będę się na nich opierać. Ilekroć natykam się na reklamy jakichś produktów czy metod, zawsze pod spodem jest kotłowanina w komentarzach. Faceci - bo to obrzydliwe, niesmaczne, fuj, po co o tym pisać, hehe, popuszczają etc. Kobiety - co za brak klasy, nikt już dzisiaj nie dba o intymność, wszystko na wierzch, wszystko na forum publiczne, jak tak można?! Ręce opadają. Zawsze sobie myślę, jak biedne są córki takich kobiet. Mają problem, a nie mogą pisnąć nawet własnej matce, bo to fuj i nie trzeba mówić głośno :/

      Usuń
    2. Obawiam się, że komentarze są tutaj dość dobrym miernikiem poglądów innych ludzi, zwłaszcza takich spoza naszej bańki. Pocieszam się, że te rozsądne osoby po prostu nie komentują i nie wdają się w dyskusje z kimś, kto uważa, że "hehe, popuszczają". No nic, oby więcej takich książek i normalizowania tematów, które nie powinny być tabu.

      Usuń
    3. To by był bardzo optymistyczny wariant i chętnie mu przytaknę. Bardzo mi odpowiada wizja, że mądrzy robią swoje, a głupi się kłócą. Czasem warto dyskutować, ale czasem ta druga strona chce jedynie poddymić.

      Usuń
    4. Otóż to, trzymajmy się optymistycznej wersji :)

      Usuń
  6. Też nie czytuję zwykle poradników, ale ten mnie zaintrygował, chętnie poznam go bliżej :)

    OdpowiedzUsuń