czwartek, 22 lutego 2024

Spotkanie w wydawnictwie (czemu na mój debiut trzeba jeszcze zaczekać)


Nie lubię twórczości Musierowicz. Tak, napisałam to, możecie zrywać kostkę brukową. Po latach przeczytałam „McDusię” i utwierdziłam się w tym nielubieniu. Po co zatem ją przywołuję? Za dobre oceny lub czytelnictwo dostałam w podstawówce jej autobiografię. Opowiadała, jak pracowała nad „Opium w rosole”. Jak stworzyła ciężkie, pełne negatywnych emocji dzieło, którym przywaliła redaktorce między oczy. Wojsko na ulicach, internowanie ludzi, stan wojenny pełną gębą. Redaktorka wezwała ją na spotkanie, przycupnęła i zerkała z boku, zanim przeszła do tematu i oznajmiła, że to za mocne. Że trzeba spojrzeć z perspektywy dziecka. No, musiała być w szoku, kiedy po wprowadzeniu czytelników na Roosevelta 5 autorka wysłała jej coś takiego.

Wczoraj, równo rok po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi od wydawnictwa, i ja miałam takie spotkanie. Przegadałyśmy z redaktorką półtorej godziny. Jako że uwielbiam paplać, omal nie zapaplałam jej na śmierć. Okazało się, że mamy wiele wspólnego (nie tylko ciuch z owieczkami). Mimo mojego gadulstwa udało jej się przekazać informację o czymś, czego nie chciała tak nazwać, a co tym jest. Problemem. Nawracał, stukał w ramię, chrząkał za plecami i przypominał o sobie na każdym etapie. Od recenzji blogerek, po pierwsze tak duże badanie rynku. Mój debiut jest tak nietypowy, że nie wiadomo, do kogo kierować reklamy. I jako co go reklamować.

Dobrze, że się przespałam. Wczoraj napisałabym coś w stylu: „Karynom od erotyków przepaliły się styki”, a dziś ujmę to dyplomatycznie: „Fanki erotyków nie spodziewały się w książce tego, co zastały”. Opowieść o Laurze i Massimo to piękna miłość, a historia Jagody i Dawida, jak ujęła to pani z wydawnictwa, budzi w nich dyskomfort. Nazwała to pozornym wyzwoleniem czytelniczek. Seks spoko, rozmawianie o seksie – nie spoko. Chcesz się wyszumieć? Maksymalnie do 30-tki. I dziewczynki nie przeklinają. Scena, w której facet szepcze, że chciałby wylizać cipkę, jest w porządku, ale rozmowa dwóch przyjaciółek i nazwanie jednej przez drugą durną cipką nie jest w porządku. Mówiąc ogólnie, poza sypialnią bądź grzeczna i zachowuj się jak przystało. Carolina Herrera vibe – w pewnym wieku pewnych rzeczy nie wypada.

Trochę ponarzekałyśmy na to pozorne wyzwolenie i pańciowatość (dziewczynki nie przeklinają – chyba że w łóżku). Doszłyśmy do wniosku, że trzeba przemyśleć temat. Pani stwierdziła, że gardzę erotykami. Obruszyłam się, ale później niechętnie przyznałam jej rację. Chciałam napisać erotyk, który sama bym przeczytała. Chciałam udowodnić, że rozrywka tego rodzaju nie musi być głupia, a przede wszystkim toksyczna. Chciałam opisać wiele rzeczy i finalnie wyszło, że fankom erotyków się to nie spodoba, nie powinien być to erotyk i nie powinien być kierowany do takich czytelniczek. W ramach pracy u podstaw chciałam naładować do głów fanek Laury i Massimo trochę mądrości, ale użyłam do tego za dużej łopaty.

Podsumowując, napisałam coś, co zbulwersowało sporo kobiet, zanim trafiło na rynek. Bardzo mi się to podoba, bo liczę na hałas, tylko najpierw musi przybrać formę, którą można jakoś zaklasyfikować. Jestem pod wrażeniem zaangażowania redaktorki. Pamiętam szok, gdy na drugi dzień odpisała, że przeczytała książkę w kilka godzin. I jest pełna entuzjazmu. Dziś walczy o mnie jak lwica. Zawzięła się i liczyła wulgaryzmy u K.N. Haner i paru innych autorek. Okazało się, że wcale nie mam ich więcej niż one. Tak naprawdę nie chodzi o przekleństwa, tylko o ów dyskomfort. Fanki erotyków nie chcą... Znowu idę w złośliwość, bo miałam napisać: „myśleć przy czytaniu”. Wychodzi, że niepokorna bohaterka to taka, co odpyskuje facetowi, ale ostatecznie i tak zrobi, co będzie chciał. Nie taka, co świetnie sobie radzi bez mężczyzny. O takiej czytać nie chcemy. Feminizm, brr!


Podsumowując już na serio, na etapie projektowania okładki wyszło, że powinnam przerobić debiut na obyczajówkę. Tak samo będzie z prequelem. Ustaliłyśmy, że olewamy gadanie o infantylności Jagody, która nie przejmuje się, że w jej wieku nie wypada wyglądać seksownie. I odbierdolta się od piżamy w owieczki. Nie zmieniamy charakteru bohaterki, tylko charakter samej historii. Pisałam erotyk, ale nie napisałam erotyku. Kończę kolejną wypowiedzią: „To jest książka o sytuacji kobiet”. Plus „Zróbmy z pani Żulczyka!”

18 komentarzy:

  1. Jestem bardzo ciekawa Twojej książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jestem ciekawa :D Czeka ją porządne przemeblowanie.

      Usuń
  2. Po okładce...ech. Po tej notce... Kurde, kiedy premiera?! No serio, aż się nie mogę doczekać. Te podwójne standardy, aż mnie skręcają. Może i lepiej, że zmieniacie kwalifikację gatunkową - "piękne" historie o porwaniu i syndromie sztokholmskim... To jednak wolę poczytać o myśleniu 😉 tylko wiesz, romantyczna moja duszyczka i tak będzie wyglądała ślubu na koniec porno 🤣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może (te konkretne) miłośniczki erotyków myślały, że feministki nie przeżywają romansów? ;) A może po prostu za dużo napakowałam tego, co je striggerowało? Spodziewały się seksu, miłosnych dram, ale nie pozostałych wątków. No i na pewno nie takiej bohaterki :D Zdecydowanie nie chcę pisać historii rodem z "365 dni", więc idziemy w literaturę obyczajową.
      O premierze na razie nie myślmy, skoro muszę przysiąść do treści. Sprężę się, jak mogę, ale to pewnie kwestia paru miesięcy. Tak sądzę :/ Mam tylko nadzieję, że będzie się opłacało i narobię szumu - z korzyścią dla siebie i wydawnictwa.

      Usuń
  3. Podgrzałaś moją ciekawość!! Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymaj, trzymaj. Okazało się, że jeszcze trzeba. Jakiś czas ;)

      Usuń
  4. no to teraz nic tylko czekam !
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja popracuję, poprzerabiam, żeby pasowało do konkretnej szufladki i też czekam :)

      Usuń
  5. Ależ wspaniała redaktorka Ci się trafiła! Zaskoczyłaś mnie informacją, że uwielbiasz gadać. A Twoje recenzje są takie zwięzłe i konkretne. To oczywiście komplement, bo lubię zwięzłe i konkretne. Może to i dobrze, że debiut będzie nazywany obyczajówką. Więcej osób po niego sięgnie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, od samego początku to było widać. Prawdziwa tygrysica! :)
      Uwielbiam gadać i potrafię to robić dosłownie godzinami. Nie wiem, jakie ona ma wrażenia z naszego spotkania (pomijając sam cel - ustalenie dalszych działań), ale ja wyszłam z siedziby zadowolona. Oczywiście, byłoby fajnie, gdyby książka poszła już w świat, ale chyba faktycznie pukałam w złe drzwi. Skoro zaczęłam od obyczajówek (które siedzą w szufladzie), powinnam od razu iść w tę stronę. Nie myśleć o gatunku, którym zauważono, że gardzę ;)

      Usuń
  6. Fanki erotyków chcą kolejnej oklepanej książki pisanej pod schemat? No błagam... Mam nadzieję, że wspólnie z redaktorką wywalczycie książkę, która będzie Ci odpowiadać, ale też tak, która docenią czytelnicy. Mnie się oryginał podoba i nie ugrzeczniałbym jej :). A bulwers czytelniczek faktycznie może zrobić reklamę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy choćby przywołać Blankę Lipińską ;) No ale ona ma potężne plecy, więc co by nie gadali, i tak wyda wszystko, co będzie chciała. Stać ją nawet na własne wydawnictwo.

      Siedzę nad tym drugi dzień. Dziś odezwę się do babeczki z pytaniem, czy udajemy, że bohaterowie nie mają genitaliów i zakochali się w swoich charakterach, czy jednak zostawiamy (chociaż) aluzje, że ich do siebie ciągnie ;)

      Usuń
  7. Bardzo ciekawy blog! Na pewno będę częściej odwiedzać. Zapraszam też na mojego nowego bloga - mylifeline.

    OdpowiedzUsuń
  8. No i teraz z niecierpliwością czekam na Twoje dzieło :)

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest w sumie fascynujące - chociaż bardzo mi przykro, że Twój debiut się opóźnia - ale żeby był aż taki problem z grupą docelową. Bardzo podoba mi się to określenie, że użyłaś za dużej łopaty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twierdziłam, że napisałam erotyk, więc wydawnictwo myślało o promocji pod tym kątem. Nie chcę, żeby to zabrzmiało... dziwnie, ale chyba miałam za dobre zdanie o czytelniczkach takiej literatury ;) Albo po prostu grupa tych recenzentek trafiła się bardzo (stereo)typowa.

      Usuń