środa, 17 kwietnia 2024

"Pod szepczącymi drzwiami" TJ Klune

Czasami bywa tak, że zaczynasz darzyć sympatią nie tyle historię, ile jej twórcę. I nawet się nie orientujesz, kiedy to się dzieje. Tak właśnie było ze mną i TJ Klune, a zaczęło się jeszcze przy poprzedniej książce, „Nad błękitnym morzem”. Jej urok i ciepło skradły mi serce, więc jak tylko nadarzyła się okazja, sięgnęłam po kolejny tytuł. Jak zwykle, zapoznałam się wcześniej z recenzjami, a im więcej było w nich kręcenia nosem (zwłaszcza na „promocję LGBT”), tym bardziej rosła moja ciekawość. Czy „Pod szepczącymi drzwiami” okazało się równie udaną lekturą? Nie do końca, ale o tym niżej.

Historię, którą poznajemy, można by wrzucić do szufladki z opisem „wariacje na temat „Opowieści wigilijnej””. Podobnie jak w słynnym oryginale, mamy tu bohatera, który dopiero w obliczu śmierci uświadamia sobie, jak płytkie, smutne i samotne było jego życie. I podobnie jak u Dickensa, zaczyna rozumieć, że szczęście to nie pieniądze, (bezwzględne) wygrane w sądzie czy (równie bezwzględne) szukanie oszczędności w swojej kancelarii. Że tak naprawdę liczy się zupełnie coś innego.

W dużym skrócie to cała fabuła. Byłoby jednak zbytnim uproszczeniem ograniczać się do zmiany myślenia i podejścia głównego bohatera. Jak można przeczytać na samym końcu, praca nad dziełem pomagała autorowi poradzić sobie ze stratą, pokonać rozpacz po odejściu bliskiej osoby. Zresztą nie trzeba znać treści posłowia, żeby to zobaczyć. Doskonale widać ten ból, a także niesłychaną czułość, z którą TJ Klune opisuje uczucie rodzące się między nowym gościem herbaciarni a przewoźnikiem. Na drodze ich miłości stoi wiele przeszkód, w tym najważniejsza – jeden z nich nie żyje.

W trakcie lektury nie uniknęłam porównywania „Pod szepczącymi drzwiami” z „Nad błękitnym niebem”, ale nie tylko dlatego, że są między nimi podobieństwa. I tu i tam rozkwita romans, i tu i tam bohater musi sporo przepracować w swojej głowie, a przede wszystkim odważyć się zaryzykować. W obu książkach mamy specyficzny styl, lawirujący między nutami poważnymi i zabawnymi, niekiedy wręcz infantylnymi. Może się to podobać lub nie, z pewnością jest charakterystyczne. To, co różni oba dzieła, to skala bólu. Tutaj jest go o wiele więcej, ale czy to dziwne, skoro mowa o śmierci i żałobie?

Sama śmierć nie straszy. Została spersonifikowana i ma konkretną twarz, a umieranie przebiega zwyczajnie. Ot, ktoś przestał żyć i teraz musi zjawić się w herbaciarni, pogodzić z nową sytuacją, a kiedy będzie gotowy – przejść przez szepczące drzwi. Twórca oswoił ten proces, a to, co czeka za drzwiami, ukazał (tak naprawdę nie ukazując) jako coś pięknego, co cieszy każdego człowieka przekraczającego próg. W pełni go rozumiem. Zwłaszcza w żałobie chce się wierzyć, że nie rozstajemy się z ukochanymi na zawsze. Że to tylko chwila na ziemi i znowu się spotkamy. Jeśli o mnie chodzi, na pytanie o to, co się dzieje po śmierci, powtórzyłabym za Keanu Reevesem: „Ci, którzy tutaj zostają, tęsknią”.

Podsumowując, uważam „Pod szepczącymi drzwiami” za książkę piękną i wartą przeczytania, choć nie idealną. Czasem wpada w infantylne tony, które nie do końca do mnie przemawiają. Więcej w niej rozmów niż akcji, więc niecierpliwi mogą się... zniecierpliwić. Niech nawet po nią nie sięga ktoś, kto uważa, że prawdziwa miłość może połączyć tylko heteronormatywnych, a gdy serce bije do tej samej płci, ma bić po cichu i w domu. Zarzuty typu „promowanie elgiebetów” litościwie pominę, bo szkoda strzępić ryja. Sami oceńcie, czy chcecie przeczytać. Ja polecam i na pewno wypożyczę inne książki tego autora.

12 komentarzy:

  1. Mam oko na autora i jego książki, ale wciąż brakuje mi na nie czasu. Z pewnością jednak nadejdzie moment, w którym dam się porwać lekturze ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim skromnym zdaniem naprawdę warto go poznać :)

      Usuń
  2. ja bardzo chętnie ją przeczytam! Zauroczyła mnie okładka!
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, okładka jest urocza. I pasuje do treści :)

      Usuń
  3. Raczej nie jest to książka dla mnie, głównie z powodu tego, że wątek romantyczny jest na pierwszym planie, jeśli dobrze zrozumiałam. No i jeszcze ta śmierć i żałoba. Wiem, że to może być piękna i pewnie na swój sposób pocieszająca historia, ale jakoś nie mam nastroju na takie tematy. Wspomniałaś, że jest trochę infantylnie i przyznam, że okładka mi się kojarzy właśnie z literaturą dziecięcą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, musiałam się porządnie zastanowić. Wątek romantyczny jest ważny, ale nie byłam pewna, czy był na pierwszym planie. Chyba (z naciskiem na chyba) tak, ale pozostałe także były istotne. Śmierć i żałoba, rozliczanie się z błędów życiowych etc. zajmowało sporo miejsca, więc tego nie przeskoczymy. Jeśli Ci nie odpowiada, książka by Ci nie podeszła. Podobnie jak humor. No nic, może z następną będzie inaczej :)

      Usuń
    2. Czasami jakaś książka do mnie woła i od razu czuję, że miałabym ochotę ją przeczytać, a w tym przypadku zupełnie tego nie czuję, więc jest to dla mnie sygnał, żeby nie kombinować :) Chociaż możliwe, że kiedyś zmienię zdanie, nigdy nie wiadomo :)

      Usuń
    3. Nic na siłę. Osobiście zachęcam, ale wiem, że jednak lepiej ufać swojej intuicji :)

      Usuń
  4. Kocham za tekst 'szkoda strzępić ryja' :D
    Po książkę sięgnę, bo tak samo autor mnie urzekł książką "Nad błękitnym morzem" - umiał uchwycić emocje i przekazać czytelnikowi ciepło. Relacje mnie naprawdę zaintrygowały, a widzę, że to się nieczęsto zdarza, gdy mówimy o książkach lgbt (często brakuje mi chemii między bohaterami, ale nie umiem jeszcze nazwać, z czego to wynika). Ale będę szukać po bibliotekach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby nie napisać brzydko, ujmę to tak: rozbraja mnie kręcenie noskiem i krzywienie się niektórych osobników, gdy czytają historię miłości dwóch mężczyzn czy dwóch kobiet. Hetero para nie wzbudziłaby takich emocji, ale wystarczyło wstawić dwóch panów i już kwik, że olaboga, wpychajo giejów na siłę. Aż chce się wkleić mema z papieżem rozstawiającym ręce ponad tłumem i tekstem "Nie zesrajcie się!"
      Amen ;)

      Usuń
  5. Słyszałam mnóstwo dobrych słów o Nad błękitnym morzem, ale nawet nie wiedziałam, że wydano więcej jego książek w Polsce. I chyba zaczęłabym poznawanie jego prozy jednak od błękitnego morza ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, zdecydowanie szłabym w tę stronę :)

      Usuń