piątek, 21 czerwca 2024

"Czartoryska. Historia o marzycielce" Monika Raspen

Zawsze chętnie sięgam po historie kobiet wyjątkowych, lecz zapomnianych lub zepchniętych na dalszy plan, żeby nie przyćmiewały mężczyzn. Podobnie jak po opowieści o kobietach przedstawianych do tej pory w przekłamany sposób. Były zbyt ambitne, zbyt waleczne, zbyt potężne, więc nieżyczliwi robili, co mogli, żeby zniszczyć ich wizerunek. Jak? Różnie, ale często najprościej, jak się da. Przez to, co dziś znamy jako slutshaming.

Zacznijmy jednak od początku. I to dosłownie, bo „Czartoryska. Historia o marzycielce” jest debiutem. Autorka poświęciła go Elżbiecie Flemming, która weszła do historii jako Izabela Czartoryska. Gdy ją poznajemy, ciężko choruje na ospę. Kiedy babka upewnia się, że 15-latka raczej przeżyje, wydaje ją za znacznie starszego wuja. Byle majątek został w rodzinie. Izabela jest przerażona sytuacją, w tym nocą poślubną, o której nie ma zielonego pojęcia. I tak zaczyna się jej niedola. W nowej rodzinie, gdzie poza życzliwymi są fałszywi ludzie oraz jawni wrogowie. Przy mężu, który w małżeńskim łożu jest kiepski, ale chętnie nadrabia u bardziej doświadczonych kochanek.

Przez lata z zakompleksionego, zahukanego brzydkiego kaczątka wyrasta całkiem przystojna kaczuszka. Nie łabędź, kaczuszka, ale taka, która umie już dobrze się zaprezentować i zawalczyć o swoje. Jednocześnie rozpaczliwie łaknie miłości, a próby jej znalezienia owocują kolejnymi dziećmi. Więcej ich przyjdzie pochować, niż wychować, a poza stratą potomstwa Izabela będzie cierpieć z powodu zdrad męża i obłudnego otoczenia. Ale się nie poddaje. Wręcz przeciwnie, każdy cios od losu wzmacnia jej charakter.

Mimo tytułu książka Moniki Raspen przybliża nie tylko historię Czartoryskiej. Poznajemy też inne kobiety, a raczej autorka posługuje się ich przykładami, aby opisać podwójne standardy panujące w tamtych czasach. Chodzi m.in. o gwałty, które hańbiły nie gwałciciela, a ofiarę. Zniszczoną, popsutą, której już nikt nie weźmie. Chodzi o małżeńskie zdrady. Choćby obie strony zdradzały, on był usprawiedliwiony, ona wytykana palcami. Chodzi o sam seks, który przez stulecia miał sprawiać przyjemność jedynie mężczyznom. Kobiety miały być rozpieczętowane w noc poślubną i niczym klacz rozpłodowa pokryte przez (często starego) męża. Nic dziwnego, że wiele z nich kojarzyło stosunek jako obrzydliwy, bolesny akt niezbędny do rozrodu. Dopiero z kochankiem odkrywały rozkosz fizycznej miłości.

W posłowiu autorka pisze, że starała się przekazać jak najwięcej prawdy historycznej, a zarazem przyznaje, że jej narracja jest nietypowa. I że w „nielicznych momentach odrobinę nagina rzeczywistość, żeby akcja była bardziej dynamiczna”. Zauważa, że wiele bolączek, które doskwierały kobietom w XVIII w., istnieje i dziś. To wspomniane podwójne standardy, wpływ religii na władzę czy zbytnie skupienie na wizerunku. W kilku recenzjach natknęłam się na zarzut (?), że czuć w książce współczesne poglądy. Być może coś jest na rzeczy. Izabela Czartoryska bez wątpienia wyprzedzała swoje czasy. Niemniej odniosłam wrażenie, że parę rozmów powstało tylko po to, aby lewostronnie doedukować czytelnika. Choć im przytakuję, uważam, że fabuła nic by nie straciła, gdyby zniknęły.

Jak widnieje na tylnej okładce, powieść to „zbeletryzowana biografia arystokratki”. Styl jest przyjemny, a słownictwo bogate, tak samo jak wiedza pisarki. Można się sporo dowiedzieć, a jeśli ktoś jest „brzydliwy”, kilka naturalistycznych detali weźmie go z zaskoczenia. Nie radzę jeść przy części o Paryżu. Jeśli chodzi o zarzuty, co najmniej cztery osoby pracowały nad tekstem i żadna nie wyłapała babola na 253. stronie. Ciastko pączowe, rili? Kręciłam też nosem przy kumulacji pecha, który nie pozwalał bohaterom się spotkać. Prawie jak dziewięć sezonów „How I met Your Mother”.

Do brzegu. Czy debiut Moniki Raspen mi się podobał? Tak, mimo paru minusów czytało mi się dobrze. Nie ukrywam, że mają na to wpływ moje poglądy, dość zbieżne z autorką. Polecam książkę wielbicielom historii, ale tym z otwartą głową. Jeśli kogoś razi kobieca perspektywa, nie znajdzie tu nic dla siebie.

Za możliwość lektury bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.

18 komentarzy:

  1. Z tego co przeczytałam jasno wynika, że książka dla mnie! Zamawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parę wad wypatrzyłam, ale ogółem na plus. Moim zdaniem :) Dobrze, że takie książki powstają.

      Usuń
  2. Ale ładna okładka! Już sama, bez opisu, mnie zainteresowała!
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę z natury jestem sceptyczna wobec beletryzowania biografii, ale po tak dobrej recenzji czuję się trochę mniej zmartwiona jakością książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że ja też nie lubię? Wręcz mnie to drażni, a jeszcze bardziej irytuje mnie upiększanie i koloryzowanie zbrodni. Jakby prawdziwa tragedia to było za mało, trzeba chlusnąć jeszcze z wiadro krwi. Albo dwa. Tutaj czytało mi się dość dobrze, choć zauważyłam tendencje autorki do czasami namolnego przekazywania swoich poglądów. Chciała dobrze, ale za dużo to i prosię nie zje.

      Usuń
  4. Nie ukrywam, że biografie mnie nie interesują, chociaż tutaj kusi to, że autorka przedstawia inny punkt widzenia niż zazwyczaj mówi się o postaciach historycznych, więc nie jest to książka, która ma okazję szybko zagościć w mojej bibliotece. Nie wiem też jak zapatruje się na beletryzowane biografie, bo chyba jeszcze żadnej nie czytałam, więc może jednak powinnam sięgnąć po ten tytuł? Głośno myślę :) Natomiast co do edukacji czytelników to jednak wolę jak autorzy nie są tacy dosłowni. Edukacja jak najbardziej, pokazywanie swoich poglądów też, byle nie tak w stylu "kawa na ławę", że odbiorca nie ma szans dojść do jakichś refleksji, bo już wszystko zostało wyłożone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im więcej myślę o tej książce, tym bardziej upewniam się, że wolałabym stricte biografię. To trochę pokłosie tego, o czym pisałam Ci w swoim ostatnim mailu. Ogółem oceniam ją pozytywnie, ale te parę minusów może drażnić. Nie wiem, czy bym Ci ją polecała. Myślę, że jak na pierwszy raz z beletryzowaną biografią lepsze mogłoby być coś innego. Nie dam sobie nic uciąć, że na pewno Ci podejdzie :)

      Usuń
    2. W sumie jak się tak zastanowić to chyba też dochodzę do wniosku, że lepiej byłoby najpierw sięgnąć po zwykłą biografię, a potem ewentualnie po tę beletryzowaną, żeby mieć już większą wiedzę o postaci. Na razie spasuję :)

      Usuń
    3. Rozumiem :) Myślę (a przynajmniej mam nadzieję), że będzie jeszcze sporo okazji do poznania tej postaci.

      Usuń
  5. Nie tym razem ;> Poczekam na inne propozycje.
    P.

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu przeczytałam książkę i mogę przeczytać Twoją recenzję ;). Jak sama zauważyłaś, mamy podobne opinie o tej książce. Nie zawarłam tego u mnie w recenzji, ale zgadzam się też z tym, że pewne momenty powstały w celach powiedzmy edukacyjnych i w sumie książka niewiele by straciła, gdyby ich nie było. I tak, przy opisie Paryża chwilami było mi niedobrze ;).
    Ale ogólnie warto było przeczytać tę książkę i ciekawa jestem jej kontynuacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w sumie trochę też jestem ciekawa, choć mam lekko ambiwalentny stosunek do samej autorki. Nie umiem nawet za bardzo wyjaśnić, dlaczego.

      Usuń
  7. Pamiętam jak czytałam fragmenty pamiętnika Izabeli, jak opisywała samą siebie. To ładne, to nie, to ujdzie. Rozczuliło mnie to. Była w tym taka na wskroś ludzka. Często na postaci historyczne (łącznie z własnymi przodkami) patrzymy w zmitologizowany sposób. A jak dokopoemy się do tego, że każdy z nich kochał, płakał, nienawidził, przeklinał, miał pryszcze, biegunkę, kompleksy, sarkastyczne powiedzonka i masę innych rzeczy, to często łapie nas niedowierzanie połączone z zachwytem. Ecce homo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednorazowi aż do szpiku kości, jak ujęłaby to Szymborska :) W pewnym sensie to przerażające i piękne jednocześnie. Szczerze mówiąc, nie miałam chyba takich rozkminek na temat osób z przeszłości, ale kiedy się tak bliżej nad tym zastanowić... Inni, a jednak tacy sami jak my dzisiaj.

      Usuń
    2. Może w tym po części kryje się fenomen "1670"? To nasz świat ubrany w kontusze. I owszem, realia się zmienią, normy społeczne, ale rdzeń człowieka zostaje taki sam 😉 ciężko sobie wyobrazić nobliwą prababcię jako młodą dziewczynę, która wodziła chłopaków w za nos, a potem przez przypadek okazuje się, że nasze wyskoki to pikuś 😜 i to mnie straszliwie rozbraja ☺️

      Usuń
    3. Całkiem możliwe :) Choć w moim przypadku to był zachwyt humorem i niuansami, które trzeba było wyłowić. Niekiedy ten humor był toporny i walił po oczach, ale dzisiaj chyba trzeba, przynajmniej czasami i w niektórych tematach. Ale kto wie, może po części jest właśnie tak, jak piszesz :)

      Usuń