niedziela, 13 października 2024

Jesienne paplanie (okołoksiążkowe)

Podczas przeglądania archiwum bloga zdałam sobie sprawę, jak mało książek czytałam w tym roku. Przy stosunkowo dużej ilości wolnego czasu. Paradoksalnie, samego czytania było sporo, ale głównie w ramach researchu. Prawo, medycyna, ogrodnictwo, astronomia, motoryzacja, feminizm, psychologia... Nie próżnowałam. Ale jeśli chodzi o książki, archiwum z tego roku pokazało mi zaskakująco mało wpisów.

Na pomysł posta wpadłam, gdy kolejny weekend zbierałam się do recenzji „Kiedy kobiety były smokami”. Naprawdę dobra pozycja, czytałam wciągnięta w fabułę. Podziwiam pióro autorki i to, jak udało jej się wywołać we mnie masę rozmaitych uczuć bez wskazywania palcem, kiedy powinnam je odczuwać. Może rzuca mi się to w oczy tak mocno, bo wcześniej czytałam „Zmierzch”. Tam dosłownie podtykano mi pod nos, że Bella się zdenerwowała, bała się czy irytowała etc., ale emocje jak na grzybach... No, może nie teraz. Teraz w sieci zalewają mnie zdjęcia grzybów, przechwałki, ile kto zebrał i newsy o bitwach grzybiarzy.

Do brzegu. Brałam się za recenzję, już prawie byłabym pisała, ale zawsze coś. No nie chciało mi się, nie było weny. Najwyraźniej mam odpuścić, bo po co na siłę. Zamiast tego wolę skrobnąć trochę na temat, a trochę z boku. Otóż zachwycam się ostatnio książkami dla dzieci. Wypożyczyłam „Baśniobór” i czytam z dużym zainteresowaniem. Nie polubiłam bohaterów, bo Seth wiecznie łamie zakazy, a Kendra niby taka grzeczna i miła, a jednak cwana. W niefajny sposób.

Przeczytałam dwa zbiory bajek i baśni, w tym te, co zatrzęsły prawą stroną Węgier. Poznałam świetną serię o emocjach, tak cudną, że wzmiankę o niej wplotłam kilka miesięcy wcześniej do książki „świątecznej”, a teraz do „Królewny”. Przeczytałam słynną „Wielką Pandę i Małego Smoka”, a zaraz po niej był „Chłopiec, kret, lis i koń”. Bosz, jak to chwyta za serce! Szczególnie jeden fragment. Ci, co mają mnie w znajomych na IG, wiedzą.

Jest prawie połowa października. Gdyby nie to, że „Chłopki” zrecenzowałam w styczniu, mogłabym już ogłosić, że najwspanialszą, najsłodszą, smutną i piękną jednocześnie, bezapelacyjnie najlepszą, którą poznałam w tym roku książką jest „Puste miejsce po zajączku”. O matko, ja to chcę! Może zbliża mi się okres, może to jakieś nagromadzenie dziwnych emocji, może cokolwiek, ale wzruszyłam się przy niej i prawie pobeczałam. Kiedyś ją sobie kupię, tak po prostu. Nieważne, że mam co najmniej trzy dychy więcej niż sugerowany czytelnik. Jest przepiękna wizualnie i tekstowo. Bardzo chciałam wpleść ją do „Królewny”, ale nie mam na to pomysłu (poza uśmierceniem kogoś, a tego wolę uniknąć).

A propos samej „Królewny”, prawie kończę. Bliżej 5 niż 10 rozdziałów i mamy to. Wyszło mniej ponuro i przygnębiająco, niż zakładałam. Może nie potrafię aż tak dołująco, może nie było jednak takiej potrzeby, a może tylko mi się wydaje, że jest pozytywnie. W każdym razie ostatnia prosta. Nie piszcie „przeczytam” czy „zajrzę”, kto będzie chciał, kliknie link i tyle. Zdzwonimy się ;) Skończę, poprawię i wyślę w świat. Moje wydawnictwo zajęło się krakowskimi targami, ale i bez tego bym go nie zaczepiała. Rozumiem, że plan im się poprzestawiał, wyszły 2 ekranizacje, więc skorzystali z okazji i zrobili wydania z filmowymi okładkami. Ale mimo wszystko czuję niesmak.

Można by wróżyć, czy gdybym napisała typowy erotyk z bohaterką bez poglądów, byłby wydany. Tylko czy wtedy redaktorka przeczytałaby go w tym samym dniu i odpisała na drugi? Już się tego nie dowiem. „Królewna” to kolejna nietypowa książka na moim koncie, bo jest (chyba) NA, a nie ma w niej seksu. W sensie scenek, bo o samym seksie wspominam. Nie mam konceptu na promocję, bo ani TikToka, ani zasięgów. Na Threads widzę posty typu „Napisałam rozdział! Ej, napisałam rozdział!”, ale mnie skręca. Aktualnie wrzucam cytaty jak okruszki. W planach mam jedną czy dwie gównoburze o różnicy między mizoginem a incelem. Wciąż to mylą. Mój bohater to incel, więc wiecie, trzeba go bronić ;)

Podsumowując, popaplałam o wszystkim i o niczym. Czytam (dziś znowu o medycynie), piszę, zachwycam się tytułami dla najmłodszych. I jakoś leci.

6 komentarzy:

  1. U mnie teraz jakiś dziwny okres zapanował. Pogubiłam się troszkę i wszystko mam rozpaprane. Rodzina twierdzi, że to dlatego, że zbyt wiele mnie interesuje, a łapanie wielu srok za ogon nie jest dobre. Dlatego przez to moje rozedrganie też mało przeczytałam książek jak na mnie i możliwości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby zatem ten dziwny okres minął jak najszybciej. U Ciebie i u mnie w sumie też.

      Usuń
  2. U mnie jest podobnie, jak nie tak samo!
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to przez tę porę roku. Jeśli byłoby nas więcej, takie wytłumaczenie nabrałoby sensu :)

      Usuń
  3. Pozwolę sobie napisać, że przeczytam, bo wiesz, że przeczytam :) Czekam tylko na spokojniejszy moment. Z doskoku podczytuje teraz "Jedno po drugim" Ruth Ware, ale to takie wyrywane parę minut w ciągu dnia. Jestem na 99% przekonana, że gdybyś napisała typowy erotyk z bohaterką, która ma jedną szarą komórkę i to nastawioną na ciągłe seksy z ultra przystojnym brutalem to już miałabyś debiut wydany, a w kieszeni umowy na kolejne książki. Niestety rynek wydawniczy się stacza, albo to my czytelnicy się staczamy skoro takie powieści się sprzedają. Nie zabrzmiało to optymistycznie, ale tak naprawdę ciągle trzymam kciuki za twój debiut i wierzę, że się uda :) Na przekór tym wszystkim durnotom o napalonych babach tylko czekających na bogatego gangstera. Co do literatury dziecięcej to przyznam, że tego obszaru nie znam w ogóle i nie ciągnie mnie też do zmiany tego stanu rzeczy. Ja chyba po prostu z tych mniej wrażliwych i podatnych na wzruszenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, w ogóle nie pomyślałam o Tobie przy pisaniu tej notki :) Możliwe, że zdążę skończyć, zanim sięgniesz. Ostatnim razem machnęłaś bodajże w 3 dni :)
      Czasami łapię się na myśli, że przecież tyle tego jest, napalonych lasek, bogaczy albo motocyklistów "z trudną przeszłością", ja go naprawię etc. Wszystko na jedno kopyto, w końcu się przeje. A może wcale nie? Niby mają dojść do Polski trendy na mądrzejsze książki, ale dopiero za rok czy dwa.

      Jasne, rozumiem. Nie kojarzysz "Baśnioboru"? Ja go wcześniej nie znałam, ale ponoć to dość znana seria fantasy. Nawet fajnie się czyta, ale cały czas mam wątpliwości, czy to odpowiednie dla Tymka. Zaraz mu pęknie 7 lat, ale mimo wszystko... W każdym razie czytam ja i na razie naprawdę mi się podoba :)

      Usuń