czwartek, 1 grudnia 2022

"Zło pójdzie za tobą" Mark Edwards

Trzydziestoparoletni londyńczycy postanawiają wyruszyć w wielką podróż po Europie. Tak sobie wymyślili, bo później czeka ich już tylko ustatkowane życie. Wiecie, małżeństwo, dzieci, takie tam rzeczy, które nie pozwalają na przyjemności. Zwiedzają wiele krajów i świetnie się bawią, aż trafiają do Rumunii, a tam... Na oddalonej od świata stacji kolejowej zostają wyrzuceni z pociągu, bo jechali bez biletów, a paszporty im skradziono. Ogólnie mają przekichane. Wędrują przez szemrane rejony, by finalnie znaleźć się w lesie, przy starej chacie, z której słychać przeraźliwe krzyki. Szczerze mówiąc, brakowało mi jeszcze wyjących w oddali wilków, pełni księżyca i mgły. Albo burzy. I koniecznie zamku nad przepaścią.

 

Leciutko się chichram, ale czasem lubię sobie sięgnąć po coś tendencyjnego, pełnego ogranych klisz. Tak dla czystej rozrywki, do desperadosika i paczki chipsów albo orzeszków. W tym przypadku doszła jeszcze (podszyta obawą) chęć przetestowania pióra twórcy „Głuszy”, która wciąż odbija mi się czkawką. Pierwsze, co sprawdziłam po zobaczeniu maila od wydawnictwa, to nazwisko tłumacza. Uspokojona, że to ktoś inny, zgłosiłam się i pozostało mi czekać na przesyłkę. I wiecie co? Podobało mi się. Naprawdę!

Ale od początku. Kiedy przeczytałam opis „Zło pójdzie za tobą”, przypomniały mi się wszystkie „Hostele”, „The Shrine” z 2010 roku (i obraz polskiej wsi) oraz cała rzesza filmów o turystach, którzy wyjechali na wakacje do Dziury w Dupie, a potem wycięto im narządy, oddano bogaczom do torturowania lub złożono w ofierze lokalnemu bogu. Bohaterom książki również ustawicznie wiatr w oczy i pod górkę. O tym, co wydarzyło się w starej chacie w lesie, dowiadujemy się po wielu, wielu, wielu rozdziałach, ale pisarz cały czas utwierdza czytelnika w przekonaniu, że było to straszne. Jak dla mnie ta gra wstępna trwała nieco zbyt długo. Za każdym razem, gdy Daniel miał komuś wyznać prawdę, oczywiście ktoś musiał mu przerwać. Traumatyczne wydarzenia z urlopu nie tylko zniszczyły jego związek z Laurą. Oboje zaczęli odczuwać, że interesuje się nimi ktoś o wrogich zamiarach. Czyżby faktycznie przyciągnęli coś ze sobą z rumuńskiego lasu?

Kiedy przestałam się już bać, że styl książki będzie równie... hm... specyficzny co w „Głuszy”, zaczęło mi się czytać z przyjemnością. Poza zgrzytem w postaci Olive Oyl przetłumaczonej jako Oliwka Olejek (skoro już, to czemu nie Olej Roślinny?) nie mam większych zastrzeżeń do tłumaczenia. Choć muszę przyznać, że nie startowałam z wysokiego progu. Ale nic to, nie nastawiałam się na ambitną lekturę, lecz na rozrywkę, a to otrzymałam. Na rozwiązanie trzeba sporo poczekać i częściowo je kupuję, a częściowo uważam za przekombinowane. Zdałam sobie z tego sprawę, kiedy opowiadałam komuś fabułę i usłyszałam, jak niektóre zdania śmiesznie brzmią.

Podsumowując, Mark Edwards zaprezentował moim zdaniem całkiem fajną historię. W porównaniu do poprzedniczki jest dużo lepiej, chociaż trzeba mieć na uwadze, że mówimy raczej o kebabie z budki na rogu ulicy, a nie o wykwintnym daniu. Ale czasem chce się zjeść właśnie coś takiego. Jeśli macie ochotę spędzić jedno czy dwa popołudnia z parą, która przeżyła w Rumunii coś potwornego, zachęcam. Być może to jedna z tych książek, które szybko się czyta i równie szybko o nich zapomina, ale samej lektury nie żałuję. I pewnie sięgnę po kolejny tytuł tego autora.

Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.


* zdjęcie od wydawnictwa

32 komentarze:

  1. Zaciekawiłaś mnie tą książką. Chętnie bym ją przeczytała, choć Oliwka Olejek brzmi moim zdaniem idiotycznie, no i trochę dziwne, że autor umieścił akcję w Rumunii, w której zapewne nigdy nie był. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Rumunii nie wspominał, ale w epilogu pisał o swojej wyprawie po Europie i tym, że został okradziony we Francji ;) Czemu wybrał akurat Rumunię? Podejrzewam, że jednak chciał pojechać sztampą ;)

      Usuń
  2. A mocno straszy ta książka? Bo chętnie bym ją sobie przeczytała w ramach rozrywki, pod warunkiem, że robi to w sposób umiarkowany i nie jest zbyt brutalna. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie niespecjalnie straszy, raczej autor stara się budować nastrój, żeby czytelnik czuł napięcie. Ale jeśli chodzi o brutalność, jest tu kilka scen, które mogłyby ucieszyć fanów Cartera. Niedużo, ale jednak. Więc trudno mi powiedzieć, czy by Ci podeszło. Może tak, w końcu książka nie jest przesycona brutalnością.

      Usuń
  3. Aaaa i co ja mam teraz robić? :) Już miałam sobie dać spokój z tym autorem, ale teraz mam ochotę na tę książkę. Przekonałam się, że mnie żaden romans ani lekka komedyjka nie zrelaksuje tak jak dobry horror, nawet jeśli jest pełen ogranych schematów i nie ma w nim ani krzty oryginalności. Uwielbiam filmy, w których grupa turystów (koniecznie z Ameryki) jedzie do Europy (koniecznie wschodniej) i przeżywa jakieś spotkanie z koszmarem. Kurde, zapisuję na listę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo i nie przeżywa ;) Czasem fajnie obejrzeć sobie coś takiego, tylko trzeba się do tego odpowiednio przygotować. Najlepiej wysłać mózg na jakiś krótki urlop ;)

      Usuń
    2. O właśnie, albo i nie przeżywa :) Też dobrze :) Jasne, czasami trzeba trochę wyłączyć myślenie i dać się porwać schematom, chociaż to nie jest proste!

      Usuń
    3. I to niezależnie od czytanego/oglądanego gatunku ;)

      Usuń
    4. Tak, ale nie ukrywam, że mnie łatwiej przyjąć schematy w gatunkach, które lubię najbardziej :)

      Usuń
    5. To chyba mamy podobnie :) Chociaż... nie do końca. Czasem ograniczam się do wzdychania i przewracania oczami (np. przy wątkach romansowych), ale uparcie czytam dalej. A przy kryminałach czuję rozdrażnienie, kiedy coś mi nie pasuje. I nieraz naprawdę mam ochotę rzucić książką. Tak że w sumie to wyszłam na zero i nie wiem sama, o co mi chodziło ;D

      Usuń
    6. Wychodzi na to po prostu, że jednak nasze odczucia czytelnicze to złożona kwestia i nie da się tego ubrać w ramki i precyzyjnie określić, kiedy nas coś irytuje, a kiedy na pewno nie. Czasami zaskakujemy same siebie :)

      Usuń
    7. Ujęłaś to idealnie :) Może czasem trzeba dawać szansę czemuś, co wydaje się nie do końca dla nas, zachowując jednak rozsądek, żeby nie marnować czasu na jałowe rzeczy. Jakoś to wycyrkulować z sensem :)

      Usuń
    8. Cieszę się :) Tak, masz rację. Idąc tym tropem dodałam na półkę w empik go książkę "świąteczną", która różni się od tego, co zazwyczaj czytam. Może zdążę się z nią zapoznać jeszcze w tym roku :)

      Usuń
    9. O, jestem bardzo ciekawa, co to jest i jak Ci się będzie czytało. Mam wrażenie, że tych świątecznych z każdym rokiem jest więcej i są reklamowane wcześniej (niektóre już chyba we wrześniu). No to nic, pozostaje czekać cierpliwie na recenzję :)

      Usuń
    10. Ta książka ma tytuł "It's snow time", ale właśnie się dowiedziałam, że tam nie ma za dużo atmosfery świąt i już mi trochę entuzjazm opadł. Tak, jest tego mnóstwo, ale jak co do czego to wszystkie pisane na jedno kopyto, przynajmniej tak wnioskuję po recenzjach :) Pewnie skończy się na jakimś świątecznym kryminale :)

      Usuń
    11. To książka A. Chrząszcz? Przejrzałam na szybko recenzje (negatywne) i... no, nie zachęcają. Tzn. może to dziwnie zabrzmi, ale czasem jedynki czy dwójki mnie właśnie zachęcają do czytania, bo ich zarzuty są dla mnie plusami. Ale nie w tym wypadku. Chociaż ubawiło mnie zdanie z jednej opinii o tym, że bohaterowie głównie gadają i nic się nie dzieje. Coś mi to przypomniało ;)

      Usuń
    12. Tak, ta. Dodałam sobie ją do empik go, więc przeczytam, bo szkoda, żeby mi się zmarnowała, ale entuzjazm opadł :( Haha, no zobaczymy jak ja to ocenię, staram się przygotować, że to nie arcydzieło i jakoś nastawić się, żeby nie wkurzać się co chwilę. W zasadzie pewnie dzisiaj będę się za nią zabierać. Ostatnio mam ciut gorszą passę, bo trafiam na książki słabe albo średnie.

      Usuń
    13. Zawsze jest nadzieja (nawet jeśli naiwna), że może jednak nie będzie tak źle :/ W każdym razie trzymam kciuki, żeby jednak czytało się przyjemnie. W miarę :)

      Usuń
    14. Przeczytałam i niestety nie podobało mi się :( Mogłam się tego spodziewać, a znowu nabrałam się na ładną okładkę i pochlebne recenzje. Ludzie na LC pisali, że płakali ze śmiechu i bawili się doskonale, a ja (jak zwykle) wywracałam oczami i czekałam na koniec. No, ale mnie nie śmieszy to, że laska utknęła w dziurze na ganku albo skakała z pierwszego piętra, bo randka okazała się nieudana.

      Usuń
    15. Brzmi... dość infantylnie. Rozumiem, że są różne poczucia (?) humoru, ale mnie chyba też by nie podeszło. W sumie to napisałabym tu to samo, co skrobnęłam pod Twoim najnowszym postem, ale właśnie, byłoby to dokładnie to samo ;)

      Usuń
  4. przekonałaś mnie, wchodzę w to. Przeczytam!
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Od czasu do czasu wciągam kebaba, więc może z czasem nabiorę apetytu na ten tytuł :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie słyszałam o tym tytule, ale brzmi bardzo kusząco ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wygląda na to, że to po prostu porządny kawałek literatury gatunkowej ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj to chyba nie dla mnie. Nie lubię przekombinowania klimatu. Albo jest straszno, albo tylko udaje, że jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie znajdzie się jakaś przestraszona czytelniczka albo czytelnik. Być może akurat będzie to ktoś, kto na co dzień nie ogląda zbyt wielu horrorów ;) Fana raczej nic tu nie zaskoczy.

      Usuń
  9. Niby motyw oklepany, ale dobrze wiedzieć, że książka nie jest zła a przekombinowane zakończenie, też zła być nie musi. Już coś mi się o niej obiło o uszy, może będę miała okazję poczytać, to sama się przekonam :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie odradzam. Nie czytało mi się jej źle, nie żałuję, że się zgłosiłam ani nic z tych rzeczy. Na pewno warto samej się przekonać :)

      Usuń