sobota, 16 kwietnia 2022

"Głusza" Mark Edwards

 

Niesamowicie klimatyczny thriller z atmosferą tak gęstą, że można ją kroić nożem”.

Gęsta, złowieszcza atmosfera, paranormalne zjawiska i fabuła przywodząca na myśl horrory schyłku ubiegłego wieku. (…) Odrobina Kinga, szczypta Mastertona, okraszona tak typowym dla współczesnych przedstawicieli gatunku psychologicznym sznytem. To pozycja, która nie zawiedzie miłośników powieści grozy”.

Wstrząsająco dobra historia. W tej fabule odnajdziesz wszystko to, co zawsze Cię przerażało. (…) Pochłonie Cię bez reszty”.

Idealnie dopracowany, mroczny thriller, który niejednokrotnie przyprawiał mnie o dreszcze”.

Myślę, że sam Stephen King nie powstydziłby się takiej książki”.

Gdybym zaufała którejś z powyższych opinii i kupiła książkę, wołałabym teraz do tej osoby: ODDAWAJ MI PIENIĄDZE!!!

Wyobraźcie sobie, że jesteście nastolatką, która przyjechała z tatą do pensjonatu w leśnej – nomen omen – głuszy. Nie ma tu zasięgu, jest tylko nuda. I tata próbujący być „w dechę”. Wyobraźcie sobie, że jesteście rozwodnikiem, który chce spędzić z córką urlop i nadrobić stracony czas. Miało być sielsko, a wymarzone wakacje zmieniły się w koszmar. Okazało się, że las otaczający pensjonat kryje w sobie straszliwą tajemnicę. W ciemnościach czai się zło, które powróciło po latach. Może nigdy tak naprawdę nie odeszło? Nie sprawdziliście wcześniej mrocznej historii tego miejsca. A teraz jest już za późno. 

Co mogło pójść źle z tak świetną historią? Już po paru stronach wiedziałam, że będzie ciężko. Na kilkanaście stron przed końcem targały mną rozterki. Dumałam, czy uznać „Głuszę” za przeciętną, czy słabą. Czułam się jak nauczycielka, która zaraz przyłoży długopis do odpowiedniej rubryki i wystawi ocenę. Potem przeczytałam posłowie i serce mi zmiękło. Odebrałam autora jako sympatycznego człowieka, twórcę, któremu pisanie sprawiło masę radości. I który ma nadzieję, że takie same emocje będą towarzyszyć czytelnikom. Podał do siebie namiary i zachęcił do dzielenia się wrażeniami z lektury. Może jestem zbyt miękka, ale nie obniżę książce oceny. „Wzruszyła mnie ta mała trupia główka”, jak ująłby to Król Julian. 

Sympatia, jaką poczułam do pisarza, nie zmienia faktu, że uważam styl „Głuszy” za koszmarny. Nie wiem, czy została tak napisana, czy przetłumaczona. Frustracja, która rosła z każdą przewróconą kartką, popchnęła mnie do researchu. Wstukałam do Google'a nazwisko tłumaczki i zaczęłam jej szukać. Brałam pod uwagę, że może mieć sto lat, bo według mnie styl udaje młodzieżowy, ale z czasów młodości dzisiejszych 60-latków. Można by to zrozumieć, gdyby ograniczał się do rozdziałów opowiadanych z perspektywy Toma, głównego bohatera. Ale tak jest w całej książce! Nie byłam pewna, która pani popełniła ten przekład (nie każdy ma oryginalne nazwisko). Okazało się, że ta właściwa sama pochwaliła się na Facebooku, gdzie reklamuje się jako „pisarka, poetka, tłumaczka, malarka, piosenkarka i kompozytorka”:

Jak zmyć z siebie piętno „pani od erotyków”? Świetnie przełożyć świetny thriller!

Yyyy, wiara we własne umiejętności to dobra rzecz, ale moim skromnym zdaniem jest tu o jedno „świetnie” za dużo. Od razu zaznaczam, że nie jestem profesjonalną tłumaczką, więc proszę nie brać przykładu z Soni Dragi (to do wydawnictwa). Nie jestem też profesjonalną piosenkarką, ale usłyszę, gdy ktoś fałszuje. Autor lub tłumaczka – jedno z nich sprawiło, że „Głusza” brzmi, jak brzmi. Czekałam tylko, kiedy pojawi się jakieś urocze „klawo”, „bombowo” czy „czadersko”. W ogóle bym się nie zdziwiła. Niestety styl nie pozwolił mi cieszyć się czytaniem. Historia sama w sobie nie jest zła (legenda o mordercy ukrywającym się w lesie), ale nie czułam nawet grama klimatu. Żadnych ciarek, gęsiej skórki, wstrzymywania oddechu czy chłodu na karku. Emocje jak na grzybach. Poza irytacją, zażenowaniem i smutkiem, że muszę doczytać do końca.

W sieci nie milkną zachwyty, z rzadko tylko przeplatane sceptycznymi głosami. Nie zniechęcam do lektury, bo a nuż będziecie mieć inne zdanie. Zachęcić jednak nie mogę, bo musiałabym skłamać. Wychowałam się na mroku (i gadulstwie) Kinga. Do dziś pamiętam strach, który wywołała we mnie Susan skrobiąca w szybę z prośbą o wpuszczenie. Albo „Odwiedzę cię, kiedy będziesz spał, nauczycielu”. Lubiłam dosadne opisy Mastertona. Ba, nawet Koontza mogę tu przywołać, choć brzydko się zestarzał. Mark Edwards nie dołączy do tego grona. No chyba że w oryginale faktycznie jest gęsto od strachu i czuje się w Płytkich Zdrojach namacalne zło. Wtedy będę wiedzieć, kto jest winny. Lub raczej winna.

Za możliwość lektury dziękuję Wydawnictwu Muza.

* zdjęcie od wydawnictwa

40 komentarzy:

  1. Gdybym czytała te opinie, pewnie bym po nią sięgnęła. Ale wierzę Tobie i pominę!
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś strasznie zła nie jest, ale mnie zdecydowanie nie podeszła ;)

      Usuń
  2. Wierzę, że kiepskie tłumaczenie może zepsuć frajdę z lektury. I jak piszę "kiepskie" to nie chodzi mi o to, że tłumacz nie zna języka, ale jednak jakoś nie umie zbudować atmosfery. Chciałam tę książkę przeczytać, ale teraz chyba poszukam jej w oryginale, bo szkoda psuć sobie historię z potencjałem. Oczywiście nie ma gwarancji, że Edwards pisze wspaniale, ale jednak będę chciała sprawdzić. Mnie już zaniepokoiło tłumaczenie nazw własnych. Skąd te "Płytkie Zdroje"? Przez chwilę myślałam, że tę książkę napisał Polak pod pseudonimem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że ja też się na tym złapałam w pierwszej chwili. I od razu pojawiła się myśl, że to gdzieś na Mazurach, w Bieszczadach czy innym popularnym miejscu ;)

      Jestem w zdecydowanej mniejszości, jeśli chodzi o opinie. Z tego, co widziałam na IG, tłumaczka pęka z dumy. Pod każdym zdjęciem wstawiła komentarz, że to ona, TO ONA przełożyła tę książkę. Nie neguję jej umiejętności translatorskich, ale nie kupił mnie ten styl. Ale znalazłam naprawdę zachwycone recenzje, więc jak widać, gusta są różne :)

      Usuń
    2. O matko kochana, teraz chyba będę musiała sięgnąć po polską wersję też, żeby wyrobić sobie opinię. Przyznam szczerze, że bardzo nie lubię sytuacji, kiedy naokoło ludzie zachwycają się jakąś książką, a mnie się ona nie podobała. Niby wiadomo, że każdy ma prawo do swojego zdania, ale jakoś w głowie mi wtedy kołaczą myśli z cyklu: "ale dlaczego?", "co wy w tym widzicie"?
      Wkręciłam się niedawno w oglądanie jednego kanału o książkach na YT, którego autorka ma kilka filmów o tłumaczeniach i porównaniach tłumaczeń. Ona powiedziała coś takiego, że czytelnicy w dużej części nie zwracają uwagi na język jakim powieść jest napisana. Jak akcja jest okej, bohaterowie fajni, a świat wciągający to już wielu osobom wystarczy i kwestia języka gdzieś schodzi na dalszy plan. Wydaje mi się, że ma dużo racji.

      Usuń
    3. Ja będę mniej delikatna ;) Kiedy czytałam "Głuszę", robiłam się coraz bardziej wkurzona. Nie będę ściemniać, zgłosiłam się do recenzji, bo zaciekawił mnie opis i niektóre z tych opinii. Że King, że mrocznie, że jak z dawnych czasów, że klimat... I potem myślałam sobie coraz częściej: nie zes.rajcie się! Zapamiętam was wszystkich, tych wychwalaczy, co to zapewniali, rękę by sobie dali uciąć, że na pewno każdego wciągnie. Zapamiętam i już nigdy przenigdy nie uwierzę w żadne zachwyty.

      Co do tłumaczenia, też się zgodzę, choć z małym "ale" ;) Dopiero kilka lat temu oświeciło mnie, jak duży wpływ tłumacz ma na treść. Może ją upiększyć albo spaprać. Z tego powodu staram się nie zwracać tak bardzo uwagi na styl przy zagranicznych książkach - czyli robię tak jak czytelnicy według tej jutuberki :) Ale przy "Głuszy" naprawdę się nie dało, no nie dało się.

      Usuń
    4. Mnie "Głusza" wpadła w oko w zapowiedziach i jeszcze zanim zaczęły pojawiać się recenzje to pomyślałam, że to może być super książka. Teraz entuzjazm opadł, ale z lektury nie rezygnuję. Podejdę do tego na chłodno, przynajmniej mam taką nadzieję :) Haha, piąteczka za twoje myśli! Jak widzę na okładce napis, że książka jest taka ekstra, a autor to "drugi King" albo "polski King" to już mi mina rzednie. W większości przypadków takie książki nawet koło powieści Kinga nie stały, ale reklama musi być. No niestety tak jest, że dużo ludzi chwali daną książkę, bo wszyscy chwalą. Takie mam wrażenie. Szczególnie widoczne to jest na instagramie.

      Masz rację, ja dopiero teraz zaczynam doceniać rolę tłumaczy i rozumieć jak trudne mają zadanie. Bo nie wystarczy po prostu znać język i znaczenie słów. Trzeba jeszcze tak tłumaczyć, żeby wszystko do siebie zgrabnie pasowało :)

      Usuń
    5. Niestety. Dlatego podziwiać zdjęcia mogę, pomysłowość aranżacji tła etc., ale jeśli chodzi o opinie (zwłaszcza przedpremierowe), będę sceptyczna :/ No, nie względem wszystkich, ale listę tych, którzy mi podpadli, mam coraz dłuższą ;)

      Dokładnie tak. Żeby pasowało i jeszcze żeby zachować (umiejętnie przełożyć) styl danego autora.

      Usuń
    6. Ja się przyznam, że rzadko czytam opinie o książkach na instagramie, zwłaszcza jeśli mają kilka akapitów. Dla mnie od recenzji jest blog i ewentualnie LC, a instagram to ładne zdjęcia książek i sposób, żeby być na bieżąco z tym, co pojawia się na rynku. Natomiast nie lubię na telefonie czytać recenzji i sama ich też nie piszę, bo ograniczam się do paru zdań.

      Czytałaś książkę "Trzy tłumaczki"? Bo ostatnio zaczęła za mną chodzić, ale jeszcze nie dojrzałam, żeby kupić :)

      Usuń
    7. Też nie znoszę stukać na komórce. Jakoś tego nie ogarniam, sto razy bardziej wolę pisać na lapku. Nieraz dzięki temu omijają mnie guanoburze w sieci, bo czytam je, leżąc na łóżku ze smartfonem w ręku. Żeby się dołączyć do lania sztachetami, musiałabym wstać i podejść do biurka. A po co ;)

      Nie czytałam, dziękuję bardzo za podrzucenie świetnego tytułu :) Sprawdziłam sobie ten tytuł i będę teraz mieć zagwozdkę, na co wydać kolejne punkty uklepane z ankiet. Bo strasznie mnie ta książka kusi :)

      Usuń
    8. Coś mi się obiło o uszy, że od jakiegoś czasu posty na instagram można wrzucać też z komputera, co by jakoś wyjaśniało jak ludzie piszą długaśne teksty. Ale mnie się i tak nie będzie chciało tego robić, tak sądzę przynajmniej :) Instagramowe burze też mnie zazwyczaj omijają i w sumie nie żałuję :)

      Cieszę się, że książka Cię zainteresowała, mnie również, ale niestety nie wiem czy to jest taka pozycja, na którą bez wahania można wydać pieniądze. A może biblioteka?

      Usuń
    9. Wystarczy kilka dni odciąć się od sieci (społecznościówek) i już nie wiem, co się dzieje ;) Nie mówiąc o aferach. Ostatnio ewidentnie zaniedbuję IG, bo jakoś nie mam serca do ustawiania książek do zdjęć. No i nie wiem, co tam słychać.

      Nie wydałabym pieniędzy, tylko punkty. Tzn. tak jakby pieniądze, bo za te punkty dostanę 40 zł. Mam jeszcze kilka dni do namysłu. Może jednak w końcu kupię "Listowieść". Albo coś innego, co za mną chodzi już kolejne lata i nie może się doczekać ;)

      Usuń
    10. Mam wrażenie, że instagram jest tak rozproszony, że nie da się być ze wszystkim na bieżąco. Obserwuje sporo kont, ale np. widzę, że nie zawsze wszystkie nowe posty wyświetlają mi się w takiej samej częstotliwości. A też nie spędzam tam tyle czasu, żeby przescrollować wszystko. Rozumiem brak chęci do wrzucania zdjęć. Sama konto na IG założyłam bez większego przekonania i były czasy, że miesiącami nic nie wrzucałam. Teraz natomiast przeżywam jakiś czytelniczy zryw i to się objawia też chęcią do fotografowania książek :) Z tym, że ja aż tak bardzo się nie wysilam. Rzucę książkę w krzaki albo na stoli nocny i cyk. Nie mówię, że to dobrze, ale co będę lukrować rzeczywistość :) Nie mam też tyle pierdółek typu puszeczki, stoliki, kubeczki, żeby za każdym razem było jakoś inaczej.

      Nie namawiam, nie odwodzę od myśli o posiadaniu tej książki. Podziwiam za dyscyplinę w zakupach, bo ja często kupuję impulsywnie i potem mi się te książki gromadzą. Tzn. teraz już mniej, bo jednak trochę się ogarnęłam, ale był moment, że mnóstwo pieniędzy szło na książki i to wcale nie były jakieś wybitne pozycje.

      Usuń
    11. Ogólnie też nie staram się jakoś super, zwłaszcza w porównaniu z niektórymi. Kojarzę osoby, które kilka godzin pracują nad jednym zdjęciem, zmieniają ustawienia dziesiątki razy etc. Potem widać efekty i są super, ale nie zmienia to faktu, że mnie się nie chce. Do tego mogę się usprawiedliwiać, że zwykle w mieszkaniu mam kiepskie światło (ekspozycja na północ), więc zdjęcia nie wyjdą. Kiepskiej baletnicy... ;)

      Mnie przystopowały dwie rzeczy: brak miejsca na regale i rosnący zbiór świetnych książek, na które brak mi czasu. Obiecuję sobie, że będę przyjmować mniej recenzenckich (ostatnio zrezygnowałam z kilku propozycji, choć dość kusiły) i mniej wypożyczać. Jedna z biblioteki, jedna z regału, jedna z biblioteki, jedna z regału. Taki przynajmniej mam plan, a jak wyjdzie, zobaczymy :)

      Usuń
    12. Mnie też nigdy nie chciałoby się ustawiać tego wszystkiego przez kilka godzin. Jak wpadnę na jakiś pomysł to fajnie, a jak nie to po prostu robię zdjęcie i już. Lubię zabierać książkę w plener i chyba takie zdjęcia mi fajniej wychodzą :) Co do światła to przyznam się, że daję filtr i światłem się specjalnie nie przejmuję. Zazdroszczę mieszkania od północnej strony! Jestem zimnolubna i nienawidzę słońca wpadającego do pokoju przez cały dzień, więc sypialnia od północy to moje marzenie. Niestety ja mam sypialnię od południowego-wschodu, więc latem umieram z gorąca. A salon jest od zachodu, więc też nie lepiej.

      Miejsca na regale też nie mam od dawna. Regularnie przeglądam swoją biblioteczkę i to, czego nie chcę zachowywać oddaję do lokalnej biblioteki. Ale książki i tak mam w pudłach na strychu. Zarówno te przeczytane, jak i czekające na swoją kolej. Inaczej nie ma siły, żebym się pomieściła. Co do rosnącego zbioru to znam ten ból. Ostatnio czytałam bardzo mało, więc kupowanie książek też ograniczyłam. Teraz muszę się pilnować, żeby znowu nie popłynąć, bo takie chomikowanie nie ma sensu. Nie recenzuję już żadnych książek dla wydawnictw, więc chociaż tutaj nie muszę martwić się zaległościami. Jeśli chodzi o Twój plan to brzmi rozsądnie i trzymam kciuki za jego powodzenie. A jak z ebookami? Czytasz?

      Usuń
    13. Jak to zawsze trawa jest bardziej zielona po drugiej stronie płotu ;) Mnie z kolei marzą się okna na południe czy południowy wschód. Domyślam się, że jest gorąco, ale to słońce... U mnie, kiedy jest typowa polska aura, w mieszkaniu jest ciemno i ponuro. Nieraz przyszło włączać światło i po 13.

      Lubię ciepło, ale bez upałów. Nasz królik też ich nie lubi ;) Kiedy jest gorąco, Bobek ledwo zipie. Muszę okładać go butelkami z zimną wodą i włączać mu wentylator. W takim nasłonecznionym mieszkaniu pewnie musiałby być jeszcze jeden duży wiatrak dla niego. Albo klimatyzacja. Ale jestem gotowa na takie poświęcenie ;)

      Unikam e-booków. Męczy mnie czytanie na lapku, poza tym mam wtedy wrażenie, że nie posiadam tej książki, skoro nie mogę jej nawet wziąć do ręki. A fajne egzemplarze chcę mieć na własność :)

      Usuń
    14. To klasyczna sytuacja, musimy się zamienić :) Ja nienawidzę, dosłownie nienawidzę upału i mnie przeszkadza słońce świecące cały dzień, więc latem cierpię. Już teraz mam w sypialni gorąco, mimo że na dworze upału nie ma. Jeśli chodzi o pochmurne dni i wczesne zapalanie światła, nie przeszkadza mi to :) Gdybym miała klimatyzację to pewnie inaczej podchodziłabym do całej sprawy, ale niestety na to się nie zanosi.Biedny króliś, ale dobrze, że o nim myślisz. Moje kocisko też nie lubiło ciepła w domu. Leżał całymi dniami na kafelkach w łazience i czekał na ochłodzenie.

      To piąteczka, nie umiem przemóc się do ebooków. Tłumaczę sobie, że to rozwiązałoby problem z brakiem miejsca na książki, że można zabrać czytnik w podróż, ale nic z tego. Mam starego kindle'a, ale nie korzystam zupełnie.

      Usuń
    15. Byłoby super, gdyby dało się zamienić na krótko - tak akurat na testy i przekonanie się, czy na pewno chcemy, żeby to marzenie się spełniło ;) Teraz jestem przekonana, że milion razy bardziej chciałabym mieć nasłonecznione mieszkanie, ale kto wie. Może zmieniłabym zdanie i przeszła na Twoją stronę? ;)

      Usuń
    16. Zapraszam na chłodną stronę mocy :))

      Usuń
    17. Dziś przeżyłam chwilę grozy, bo pierwszy raz od miesięcy zadzwoniła właścicielka mieszkania. Już przeszło mi przez głowę, że np. chce je sprzedać i zaraz będę musiała przeglądać oferty. I może znalazłabym jakieś nasłonecznione mieszkanie, żeby wreszcie je przetestować.

      Ale chciała tylko poinformować, że podnosi czynsz o trzy stówy :/

      Usuń
  3. „Wyobraźcie sobie, że jesteście nastolatką, która przyjechała z tatą do pensjonatu w leśnej – nomen omen – głuszy. Nie ma tu zasięgu, jest tylko nuda” – nie, nie potrafię sobie tego wyobrazić. Dla mnie wyjazd do lasu byłby czymś bardzo ciekawym. :) W sumie miałabym chęć przeczytać tę książkę. Wierzę, że jest niezbyt dobra, ale po prostu niekiedy mam chęć na coś kiepskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale w tej wersji nie byłabyś sobą, tylko tą nastolatką ;) Ze smartfonem BEZ ZASIĘGU!!! ;)

      Sama chętnie pojechałabym na takie odludzie. Przykładowo na Podlasie (kiedy będzie spokojnie) albo znowu w Bieszczady.

      Usuń
  4. Szkoda, że historia, która ma potencjał jest marna. Miałam na książkę ochotę, ale sobie odpuszczę. Może autor "się rozpisze" i następna historia będzie lepsza...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo przynajmniej lepiej napisana/przetłumaczona ;)

      Usuń
  5. Obserwuję Ig tłumaczki. Nie raz się uśmiałam, czytając jej rozważania o tłumaczonych erotykach😉 Ten thriller to było chyba jej spełnieniem marzeń 🤷‍♀️ W każdym razie nie planowałam i nue planuję na razie czytać 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przeczę, i ja do niej zajrzałam. W sensie na IG tłumaczki ;)

      Usuń
  6. Czytałam ostatnio recenzję podobnej książki, ale nie wiem, czy tej samej; ciekawe czy wyszły dwie podobne w jednym czasie czy to jednak ta sama...
    Będę się trzymała od tego tytułu z najdalszego daleka!
    Podziwiam za to skrupulatność i ciekawość w poszukiwaniach tłumaczki ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To złość, to złość mnie do tego popychała ;)

      Usuń
    2. Złość (szczególnie na książki!) to znakomita motywacja ^^

      Usuń
    3. Trudno się nie złościć ;) Zwłaszcza, kiedy przed premierą ktoś pisze o Kingu, zapewnia, że książka nie zawiedzie miłośników powieści grozy, a po premierze wystawia drugą, nieco inną opinię. Cytuję poniżej:

      "Cudownie klimatyczna pozycja rozrywkowa. Nie jest to może przykład literatury górnych lotów, „Głusza” napisana jest bardzo prostym językiem, nie można jej jednak odmówić tego, że podczas lektury zabawa jest przednia! Idealna książka na weekend, na majówkę, obiecuję".

      Można powiedzieć, że czuję lekki niesmak ;)

      Usuń
  7. Jakiś nie dla mnie gęste paranormal activity, ale też mnie wzrusza ta mała trupia główka ;) głównie dlatego, że uwielbiam ludzi z pasją :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też :) Ale paranormalne klimaty również, tylko muszą być naprawdę gęste ;)

      Usuń
  8. Widać dobrze opłacona reklama :P. W sumie już te opinie, które zacytowałaś wydały mi się naciągane. Trzeba Kinga zapytać, czy by się nie powstydził :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze wszystkich opinii wstawionych do egz. recenzenckiego właśnie ta zirytowała mnie najbardziej ;)

      Usuń
    2. Niektórzy niestety tak sobie bezkarnie używają nazwisk znanych autorów :/

      Usuń
    3. Batożyłabym za to na środku wsi :/

      Usuń
  9. Szkoda..., bardzo dużo tej książki wszędzie i myślałam, że to sztos, ale jednak przereklamowana ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. To ja z przyjaźni i do autora, i do tłumaczki pozwolę sobie odpuścić tę lekturę. ;) Akurat takie rzeczy niemiłosiernie mnie drażnią.
    Swoją drogą jestem ciekawa czy to my jako czytelnicy mamy teraz wyższe oczekiwania (np. ze względu na cenę)/mamy większe wyczucie, czy to jakość tłumaczeń się obniża...

    OdpowiedzUsuń