Świat bez cierpienia, wojen i naturalnej śmierci? Świat, w którym nie możesz umrzeć, chociażby się bardzo chciało? Cóż to za rzeczywistość? To przyszłość, w której nie ma rządów, nie ma polityków, a wszystkim kieruje istota doskonała. Kolejny Bóg stworzony przez człowieka – sztuczna inteligencja. Nie dotyczą jej ludzkie błędy ani emocje, bo decyzje podejmuje wyłącznie z rozsądku. Nie sposób jej przekupić, gdyż jest perfekcyjnie sprawiedliwa. Brzmi niby cudownie, a jednak nie do końca. Coś musi być nie tak. Gdzieś musi być haczyk.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz w moje ręce trafiła fantastyka. Sama nie wiem, czemu tak rzadko po nią sięgam, zwłaszcza że filmy z tego gatunku oglądam chętnie. Z książkami jakoś mi nie po drodze. No ale przeczytałam. Co więcej, „Kosiarze” przypadli mi do gustu, choć nie należę do grupy docelowej, bo nie jestem nastolatką.
Zacznijmy od tego, że to pierwsza część serii „Żniwa śmierci”, a jej autorem jest Neal Shusterman. Ponoć sławny pisarz, ale że nie znam się na fantastyce, to był mój pierwszy kontakt z tym panem. Czego oczekiwałam? Skoro to literatura młodzieżowa, uproszczonej historii, dynamicznej akcji i raczej papierowych bohaterów. A przynajmniej takich, którzy nie zastanawiają się nad niczym zbyt długo. Wolą działać i wszystko intensywnie przeżywają. Myślę, że byłam zadowolona z lektury dzięki właśnie takiemu nastawieniu.
Pierwszy tom trylogii opowiada o dwójce nastolatków, których Kosiarz Faraday wytypował na praktykantów. Nie uszczęśliwiło to ani Citry, ani Rowana, bo oznaczało wyrwanie na rok z domu, coś w rodzaju społecznego ostracyzmu i świadomość, że są rywalami. Gdy tylko decyzja zapadła, czuli się wśród rodziny i znajomych jak trędowaci. Kosiarzowi się nie odmawia, nie tylko dlatego, że bliscy praktykanta otrzymują roczny immunitet. Kosiarze to odbieracze życia, więc budzą lęk. Jako jedyni mogą „zebrać” kogoś definitywnie i nieodwracalnie. Tak, że nie znajdziesz już ratunku w centrum ożywiania.
Zastanawiałam się, kiedy i co okaże się problemem tego idealnego świata. Mogłam się domyślić, że będzie to jedyny aspekt, którego nie kontroluje sztuczna inteligencja. Czynnik ludzki. Aż chciałoby się zanucić za Closterkellerem:
Czytało się dobrze, ale powtarzam, miałam świadomość, że czytam młodzieżówkę z wszystkimi wadami tej literatury. Bohaterzy serii „Żniwa śmierci” faktycznie okazali się papierowi. Nie kupiłam uczucia, które między nimi zakwitło. Nie widziałam emocji, więc po prostu śledziłam fabułę. Dodatkowo w okolicach środka tłumaczka była chyba zmęczona, bo w tekst wkradło się parę kolokwializmów. Gdyby były wszędzie, wzruszyłabym ramionami, ale pojawiły się i zniknęły jak kiepskie fajerwerki. Po co? Czemu?
Podsumowując, „Kosiarze” mi się spodobali i zapisałam się do biblioteki na drugą część. Ciekawi mnie ten świat, więc mam nadzieję, że dowiem się więcej na temat jego funkcjonowania. Między innymi, czemu w kosmosie nie działa nieśmiertelność. To książka prosta i czuć, że jest dla młodszego czytelnika. Jeśli ktoś lubi młodzieżowe dystopie, polecam. Jeśli lubi pogłębioną charakterystykę bohaterów, może się rozczarować.
Lubię sięgać po młodzieżówki i czasem po fantastykę, ale akurat ten tytuł mnie nie zainteresował.
OdpowiedzUsuńJasne, rozumiem :)
UsuńSkojarzyło mi się z serią "Żniwiarz" Pauliny Hendel. Nie czytałam, bo już mam lekki przesyt folkowego fantasy. Nic nie mam do słowiańskich bogów i demonów, się w pewnym momencie zrobiło się za gęsto.
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ale chyba kojarzę i tytuł i autorkę :)
UsuńJuż wiesz, że mnie się książka podobała ;) Jak na młodzieżówkę to właśnie dostałam więcej niż się spodziewałam. Co więcej, drugi tom jest jeszcze lepszy!
OdpowiedzUsuńTo mnie pozostaje cierpliwie czekać w kolejce :)
UsuńKiedyś mój brat uwielbiał takie tematy, ja jakoś nigdy nie polubiłam...
OdpowiedzUsuńhttps://okularnicawkapciach.wordpress.com/
Trzeba to lubić. Albo poczujesz, albo nie :)
UsuńMam u siebie na regale i myślę, że niebawem dam szansę tej książce. :)
OdpowiedzUsuńMoże teraz nadszedł jej czas. Udanej lektury - na zaś :)
UsuńTematyka mnie zainteresowała. Trochę szkoda, że młodzieżówka, myślę, że wolałbym tutaj coś mniej uproszczonego, choć po literaturę młodzieżową też dość często sięgam, więc może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńDobrze mi się czytało i jestem ciekawa, jak to dalej przebiega. Tak że ogólnie polecam :)
UsuńJak już wiesz, mnie się ta książka nie podobała, więc nie będę się powtarzać :) Tak sobie myślę, że dałam się nabrać na posty zachwalające jaka ta młodzieżowka jest niby dojrzała i że na pewno absolutnie spodoba się dorosłym czytelnikom. No i złapałam zonka, może gdybym miała inne nastawienie to poszłoby lepiej. W każdym razie ja kończę przygodę z tą serią po pierwszym tomie.
OdpowiedzUsuńŁagodnie mówiąc, nie przepadam za takimi gwarancjami, że na pewno, na milion procent coś się komuś spodoba i polecający dałby sobie za to rękę uciąć. Raz i drugi się natnę, a potem przestanę mu w cokolwiek wierzyć.
UsuńAż mi się przypomniały zachwyty nad "Głuszą"...
Też nie lubię takiego obwieszczania jaka to książka jest wspaniała. No i nauczyłam się już, że na rzetelne oceny na bookstagramie to trzeba poczekać. Przy premierze wielu książek są same ochy i achy, a potem dopiero przychodzą też negatywne recenzje. Co do "Głuszy" to jeszcze niedawno widziałam ten tytuł u kogoś w zestawieniu najlepszych horrorów na wakacje czy coś w tym stylu :P
UsuńOj tak, trzeba poczekać. Obserwuję kilka profili na IG, które współpracują z wydawnictwami, tyle że nie barterowo, a za pieniądze. Jeden wyróżniają przepiękne zdjęcia, no babeczka robi je cudowne! Tzn. wstawia, ktoś inny ją fotografuje ;) No ale fotki cudne, a recenzje... dla mnie bezwartościowe, bo chwali wszystko jak leci. Nacięłam się na nie kilka razy i nigdy więcej nie zaufam jej poleceniom.
UsuńPolecała też "Głuszę", a jakże ;D
Właśnie mnie to zastanawia, że ludzie zgadzają się na to, by te profile tak wyglądały. Rozumiem kasa, ale wątpię, że jest na tyle duża, żeby ktoś z tego żył. A tu ludzie wolą reklamować wszystko jak leci zamiast zastanowić się, co naprawdę sądzą o danej książce.
UsuńWiesz co, nie mam żadnych dowodów poza własnymi przypuszczeniami, ale wydaje mi się, że można się z tego utrzymać. Tacy książkowi (i nie tylko) influ kupują profesjonalne aparaty i robią naprawdę cudne zdjęcia, żeby przyciągać reklamodawców. Przyciągają, dostają więcej kasy i kręci się dalej.
UsuńMożliwe, że tak. Ja jestem jeszcze z czasów, gdzie naokoło trąbiło się, że na blogu o książkach czy w ogóle kulturze to nie można nic zarobić. Natomiast może masz rację, że to wszystko inaczej wygląda w erze mediów społecznościowych. W końcu skąd niektórzy mieliby też czas, żeby co chwilę publikować coś nowego.
UsuńWszystko się pozmieniało i to błyskawicznie. Dziś nie trzeba już pracować w tradycyjny sposób (na zmiany etc.), wystarczy dobry pomysł i masa zapału. No i pilnowanie się, bo chwila moment i algorytmy pokazują fakersa ;)
UsuńNie czytuję za bardzo tego gatunku, ale ten tytuł od jakiegoś czasu za mną chodzi
OdpowiedzUsuńMoże to znak? ;)
Usuń