Prócz tego, że w powieści Pera Pettersona strony skrzypią od mrozu, więcej jest tu pominięte, niż napisane. Relacja bohaterki jest pozbawiona emocji, chłodna jak jutlandzkie powietrze. Zastanawiałam się, czy ma w ogóle jakieś uczucia, czy wszystko w niej zamarzło pod wpływem aury i atmosfery panującej w domu. A później przypomniałam sobie, kto opowiada tę historię – 60-letnia kobieta, patrząca na przeszłość z dystansem. „Byłam wtedy taka młoda, ale pamiętam, że pomyślałam: Mam dwadzieścia trzy lata, a życie już się skończyło. Pozostała tylko resztka”. Co było dalej? Czy Syberia była dla niej tym, czym Moskwa dla sióstr ze sztuki Czechowa? Co było po tym, kiedy pękło jej serce?
„Na Syberię” to dobra książka, która mi się nie spodobała. Nie polubiłam żadnego z bohaterów, mimo że wielu współczułam. Bohaterce, której nie kochała ani fanatycznie religijna matka, ani wycofany ojciec, przeżywający całe życie odrzucenie przez własnych rodziców („urodziłeś się w bólach, a spłodzony zostałeś w bólach jeszcze większych. Od samego początku byłeś jak cierń w ciele”.). Dziadkowi, który przez kilka dekad z wzajemnością nie znosił żony, nieszczęścia topił w alkoholu, aż zabrakło mu sił. Babci, która całe życie trzymała głowę wysoko, znosząc milczenie męża. Oschła, surowa i wyniosła, podejrzewam, że została zmuszona do ślubu. On też. Współczułam Lucyferowi, czarnemu rumakowi dziadka, który po jego śmierci nie pozwolił się nikomu okiełznać, a w nocy, po której miał przyjechać stryj Nils, uciekł ze stajni i ślad po nim zaginął. Współczułam świni, która wolała utonąć, niż trafić do rzeźni – ledwo dźwig przeniósł ją z promu i postawił na ziemi, rzuciła się do wody i utopiła bez jednego kwiku. Współczułam starej szkapie, zamęczonej przez handlarza szmatami w scenie bardzo podobnej do tej, którą do dziś pamiętam ze „Zbrodni i kary”.
Nie współczułam za to matce bohaterki, pochłoniętej czytaniem Biblii i śpiewaniem psalmów. Serce Inger Marie tak mocno przepełniała miłość do Jezusa, że zabrakło jej dla własnych dzieci. A na pewno dla córki, bo syna na swój sposób kochała. Nie współczułam też Jasperowi, który jak jeden z wielu uwierzył w komunistyczną ideologię. Od dziecka wiedział, że chce rozwalać stary świat i tworzyć nowe porządki. A czemu mu nie współczułam? Według opisu, „Na Syberię” to „przejmujący obraz głębokiej relacji między bratem a siostrą”. Wielu czytelników znalazło w książce wspaniałą miłość rodzeństwa, które mogło liczyć tylko na siebie w domu pełnym chłodu fizycznego i emocjonalnego. A według mnie jej nie było. Znalazłam ogromną miłość siostry do brata, przechodzącą w uwielbienie. Jasper zapewne też ją kochał, ale raziły mnie jego okrutne żarty – wiedząc, czego siostra się boi, często podsycał jej lęk. Tyczyło to zarówno „niegroźnego” straszenia np. kamiennymi lwami czy domem starej zielarki, jak i strachu największego ze wszystkich. O życie brata. Kiedy przeczytałam o stopach, które zdarła do krwi, biegnąc po pomoc dla niego, poczułam ogromną złość.
Uważam, że „Na Syberię” to bardzo dobra książka, napisana schludnym, a przy tym plastycznym językiem. Można się z niej sporo dowiedzieć o okresie niemieckiej okupacji Danii i o stosunkach duńsko-norweskich. Ale przede wszystkim to przeraźliwie smutna opowieść o braku miłości. Oczywiście polecam, bo dobre książki warto polecać. Ale do niej nie wrócę.
Są takie książki... dobre ale do przeczytania na raz i dopiero po czasie okazuje się czy człowiek jes tw stanie jeszcze o nich wspomnieć
OdpowiedzUsuńO tej będę długo myśleć, bo zadała więcej pytań, niż dostarczyła odpowiedzi. To bardzo mądra książka, tylko taka smutna, że sporo z niej przeszło na mnie.
UsuńSmutna... tak poczułam i to mnie trochę przybija.... teraz nie jest dla mnie odpowiedni czas na te książki.... nie czuje się "gotowa" aby czytać smutne książki.
UsuńRozumiem. To w takim razie zdecydowanie nie jest książka na teraz.
UsuńKażda ksiązka wymaga odpowiedniego czasu
UsuńTo prawda.
Usuń:)
Usuń;)
UsuńTo co teraz uśmieszki? :D
UsuńA czemu by nie? ;) Teraz mam więcej czasu, więc mogę się częściej uśmiechać ;)
UsuńA wcześniej brakowało czasu na uśmiechy? :D
UsuńCzasem brakowało ;)
UsuńIm więcej uśmiechu tym lepiej :D
UsuńZgadzam się :) Może nie w każdej, ale w większości sytuacji - również tych złych - da się znaleźć pozytywne strony. Teraz mam więcej czasu na relaks, przyjemności i uśmiechanie się :)
UsuńZupełnie inna osoba? :)
UsuńMożna tak powiedzieć. A Ty wiesz, ile ja mam teraz energii? :D Normalnie zwlec się z łóżka przed 9 to niesamowite osiągnięcie, a dziś na ten przykład zastanawiałam się, czy nie wstać o 6, skoro już się obudziłam ;D
UsuńWstałam o 8 ;)
Temat ciekawy, mnie nieznany, zatem tytuł zapisuję- dziękuję:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności zostawiam:)
Nie mówię, że książka nieinteresująca, ale jednak nie w moim guście, więc po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńRozumiem. Nic na siłę :)
UsuńNasunęło mi się dość płytkie skojarzenie, że tak mi teraz niemiłosiernie gorąco, że chętnie przeczytałabym książkę, w której jest tyle chłodu, a nawet zimna. Ale to tylko taka błaha myśl, a tak poważnie, zapisałam tytuł i pewnie rozejrzę się za nim, ale jeszcze nie teraz. Tematyka wydaje mi się zbyt smutna i przytłaczająca na te chwilę.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że sięgnęłam po nią właśnie z tego powodu - że miała być (i była) taka zimna? :) Pewnie czytana w zimie mroziłaby podwójnie.
UsuńZdecydowanie nie jest to dobra pozycja na niezbyt miły czas i nastrój. Zdecydowanie.
Czyli jednak skojarzenie miałam dobre :) W takim razie poczekam na lepszy czas, na razie gips mnie denerwuje i wszystko przygnębia, więc nie będę sobie dokładała książką.
UsuńTo może czas na jakąś komedię kryminalną czy insze czytadełko? Albo jakąś totalnie tendencyjną sensację. Lubię czasem obejrzeć sobie taki film, w którym od razu wiadomo, kto jest dobry, a kto zły i wiadomo, że zły dostanie konkretny łomot ;)
UsuńTemat na pewno bardzo ciekawy i zarazem dość oryginalny.
OdpowiedzUsuńAle skoro nie polecasz, to chyba jednak nie tym razem :)
Tak połowicznie, rzekłabym :) Polecam, bo jest dobra, ale jednocześnie zasmuca, przybija i dołuje. Przynajmniej ze mną tak zrobiła.
UsuńPięknie piszesz. Uwielbiam czytać twoje recenzje
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo miło mi to czytać. Cieszę się, że Ci się podobają :)
UsuńJa też bardzo lubię Twoje recenzje i każdą książkę zapisuję :) Nawet te, które Ci nie wchodzą ;)
OdpowiedzUsuńAlbo wchodzą, szanuję i darzę dużym respektem, ale po prostu mi z nimi nie po drodze ;)
UsuńDziękuję za miłe słowa :)
Bardzo dobra, rzetelna recenzja i już wiadomo czego można się spodziewać po książce. Myślę, że nie skusze się na nią, bo jestem bardzo emocjonalna i pewnie bym się tylko zdołowała czytając.
OdpowiedzUsuńMam jeszcze jedną jego książkę przed sobą, ale na razie zostawię ją sobie na lepszy czas. Doceniam i szanuję autora, ale poczekam z nim troszkę.
UsuńSmutna, zimna, przeszywająca do szpiku kości. Bardzo dobra recenzja. Ciekawe podejście do lektury. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam również.
Usuńjak zimna i smutna dla coś dla mnie!
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
Powinna Ci przypaść do gustu :)
UsuńWłaśnie po takie książki sięgam najczęściej, lubię kiedy ten smutek i rozpacz przelewają się chociaż trochę na mnie jako czytelnika wtedy wiem, że książka była naprawdę warta przeczytania. Jeśli chodzi o książkę " Na Syerię" mogłabym się skusić i sięgnąć po nią.
OdpowiedzUsuńUważam, że warto, że to naprawdę dobra książka. Tylko trzeba wybrać na nią dobry moment, bo może przelać za dużo smutku na czytelnika.
UsuńOd czasu do czasu warto przejrzeć się w smutku.
OdpowiedzUsuńŁatwiej przychodzi wtedy człowiekowi docenienie radości, których w normalnych warunkach nie dostrzega ...
Po książkę sięgnę, jak oswoję się że swoim smutkiem
Pozdrawiam
To prawda, tak samo jak ze zdrowiem - dopiero po chorobie docenia się, jak fajny jest stan zdrowego człowieka, kiedy nic nie boli i jest się sprawnym jak wcześniej.
UsuńRozumiem.
Temat wydaje się naprawdę interesujący, ale póki co odpuszczę ją sobie. Na takie historię muszę mieć odpowiedni nastrój.
OdpowiedzUsuńTak, to nie jest książka z tych, które czyta się szybko i lekko. Zdecydowanie nie, trzeba znaleźć na nią dobry czas.
UsuńZaciekawiłaś mnie tą książką. :) Autora znam już z „Kradnąc konie”. Też jest napisana schludnym, plastycznym językiem i opowiada o braku miłości. Widzę, że w „Na Syberię” znajduje się sporo scen o cierpieniu zwierząt – wieziona do rzeźni świnia, męczona szkapa itd. Bardzo źle mi się czyta takie sceny.
OdpowiedzUsuńOne są epizodyczne, po prostu ja zwracam na takie rzeczy uwagę. W innych recenzjach nie widziałam nawet śladu o nich, więc może jestem przeczulona. W każdym razie zawsze takie coś wyłapuję.
Usuń"Kradnąc konie" muszę przeczytać. Mam jeszcze "Nie zgadzam się", ale na razie daję sobie czas na Pera.
Książka na swój sposób inna niż wszystkie, ale chyba podaruję sobie takie ciężkie klimaty. Zresztą brutalny świat, w którym świnia topi się z nieszczęścia, a koń zostaje zamęczony, to nie dla mnie, jestem na to strasznie wyczulona... Z wielką przyjemnością za to przeczytałam Twoją recenzję. :)
OdpowiedzUsuńNie widziałam w innych recenzjach (choć z pewnością nie czytałam wszystkich. Może kilkanaście?), żeby ktoś o tym pisał. Po prostu ja zawsze zwrócę na takie rzeczy uwagę w książce, przez co niekiedy moje recenzje są... specyficzne :)
UsuńBardzo dobrze specyficzne! ;)
Usuń:)
Usuń