niedziela, 15 września 2019

"Witaj na świecie, maleńka" Fannie Flagg


Fannie Flagg to chyba jedyna pisarka, której bez mrugnięcia okiem wybaczam lukrowatość i nierealność świata przedstawionego. U innych z prychnięciem ominę sielską anielską okładkę, u niej mnie taka urzeka. Zasiadając do jej książek, nastawiam się na ciepło otulające człowieka jak miły kocyk oraz przekonanie, że „dobrych ludzi jest więcej”. Godzę się z tym, że złe wydarzenia z życia bohaterów układają się zadziwiająco łatwo. Nie krzywię się na przerysowanie cech charakteru i zachowań. Biorę autorkę z całym dobrodziejstwem, bo i to przerysowanie i nierealność, i bajkowość jest okraszona przemiłym (rzekłabym nawet: lekko babcinym) humorem, sprawiającym, że chce się uśmiechnąć przy czytaniu. A samą książkę przytulić do serca.

Nie wiem, czy dane mi się będzie jeszcze kiedykolwiek ogrzać się jakąś książką tak mocno i przyjemnie, jak ogrzały mnie „Smażone zielone pomidory”. Jeśli ktokolwiek sięgnie po kolejny tytuł Fannie z takim nastawieniem, może się rozczarować. Nie znaczy to jednak, że te kolejne są kiepskie. Po prostu... Na szczycie podium jest miejsce tylko dla jednej. „Witaj na świecie, maleńka” nie jest „...pomidorami”. Zdecydowanie. Pojawiają się w niej przekleństwa (nawet sporo. Dopiero po kilkunastu przestałam się łapać na myśli, że autorce to jakoś tak... nie wypada), a główna bohaterka to kobieta z problemami, które próbuje utopić w alkoholu i przelotnych związkach. Nie umie, a raczej boi się zaangażować. Nie chce nikogo pokochać, sama nie wie czemu. Nie pamięta.

W książce jest sporo goryczy i samotności, uciekania przed przeszłością i strachu przed zadawaniem pytań. Jak na ironię, bohaterka to dziennikarka. Dena Nordstrom jest przepracowana i ma coraz większe problemy ze zdrowiem. Wielu ją podziwia, wielu zazdrości, a wielu z radością patrzyłoby na jej upadek. Nowy Jork lat 70-tych nie zna litości, jest jak wielkie korpo – nie liczy się człowiek, tylko wyniki. Kobiety mają gorzej, zwłaszcza gdy są piękne. Jeśli ośmielą się mierzyć wyżej i są w tym skuteczne, otoczenie od razu przypina im łatkę „kariera przez łóżko”. No bo jakżeby inaczej. Pokątnie szepczą tak nie tylko koleżanki-brzydule, ale i odrzuceni koledzy. Plotka jest jak hydra – trudno z nią walczyć, żeby nie zostać pokąsanym.

Z drugiej strony mamy urokliwe Elmwood Springs, gdzie wszyscy się znają, ślą sobie pozdrowienia przez płotki, wymieniają uprzejmości na ulicy i w sklepie. Nikomu się nie spieszy. Tu nawet krew w żyłach płynie wolniej. Kiedy Dena ląduje w miasteczku po raz pierwszy, myśli głównie o ucieczce. Kiedy trafia tu po raz drugi, zaczyna się wyciszać. I odkrywać, co naprawdę jest dla niej ważne.

Fannie poruszyła w tej książce kilka tematów, w tym problem segregacji rasowej. Otworzyła mi oczy na pewien element historii, o którym wcześniej nie myślałam. To bardzo ważna część fabuły, ale nie napiszę więcej, bo byłby to spojler. W „Witaj na świecie, maleńka” są też wątki, które nazwałabym feministycznymi, motyw ciemnej strony popularności oraz homoseksualizmu. Nie wszyscy pamiętają, że w latach 70-tych poza kolorem skóry liczyła się także płeć. Nie było łatwo czarnoskórym mężczyznom, a co dopiero mówić o czarnoskórych kobietach. Podwójnie dyskryminowane, o wykształcenie i dobrą pracę musiały się starać z podwójnym wysiłkiem. Przykre, kiedy pomyśleć, jak powoli to się zmienia.

Przeczytałam tę książkę z dużą przyjemnością, choć nie z takim zachwytem jak „Smażone...” Widać w niej serce Fannie, dobroduszność i prostolinijność bohaterów (chętnie wypiłabym herbatkę z ciocią Elner), więc jeśli ktoś tęskni do takich rozkosznych opisów, bardzo polecam. Przyznam też, że z radością odwiedziłabym Elmwood Springs. Nie chciałabym w nim mieszkać na stałe, ale tak samo nie chciałabym mieszkać w domku z piernika. Mam na to zbyt ponury charakter. I staram się ograniczać cukier.

47 komentarzy:

  1. Dawno temu czytałam książkę tej autorki, chyba to była książka 'Wciąż o Tobie śnie' ale jakoś mnie nie porwała i pamiętam, że styl autorki też do końca mi nie odpowiadał. Ale może dam kiedyś szansę tej autorce i przeczytam ' Smażone zielone pomidory'.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawno już przymierzam się do tego nazwiska, ale w pierwszej kolejności planuję się zabrać za Pomidory jednak. Ale jeśli zachwycę się nimi tak jak Ty, to pewnie i po tę sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo jestem ciekawa, co będziesz sądzić o "Smażonych..." :)

      Usuń
  3. Kochana
    Dziękuję za propozycje i polecenie tej książki😄
    Ja ostatnio słucham, zatem poszukam i napiszę, jak i czy mi się podobała🤗
    Pozdrawiam serdecznie na miły dzień i tydzień cały 🌻❤️☕🙋☀️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisz napisz :)

      Dziękuję i od-pozdrawiam również :) Tu u nas się potężnie rozlało, a mnie zmogło i chodzę teraz taka śnięta. Mam nadzieję, że odzyskam energię, bo czeka nowy tydzień i nowe obowiązki :)

      Usuń
  4. Muszę przeczytać, wszak to Fannie!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie o niej napisałaś i chyba do niej zajrzę ale to za jakiś czas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak Cię najdzie ochota ;)

      Usuń
    2. Nie inaczej 😁

      PS. Przyszliśmy ze sklepu i padliśmy. Nie ma to jak przespać większość dnia 😁

      Usuń
    3. PS Jak w ogóle się nie spi to nie ma dziwota :D

      Usuń
    4. Śpi się, tylko mało ;)

      Usuń
    5. Mało czyli prawie w ogóle?

      Usuń
    6. Nie, po prostu za mało. Kwestia złej organizacji :/

      Usuń
    7. Trzeba się ogarnąć i tyle :)

      Usuń
    8. Jest powiedzmy i bardzo a nie samo powiedzmy, czyli nie jest tak źle xD

      Usuń
    9. Dziś zjadło mi godzinę. Budzik zerwał mnie o 8, klupnęłam w niego, żeby przestawić go na 9, odłożyłam, przyłożyłam głowę do poduszki i... zadzwonił ponownie. Była 9! Nie wiem, jak to się stało, ukradli mi godzinę snu :/ Ale pracuję, deadline do 16, więc muszę skończyć artykuł.

      Usuń
    10. Po prostu potrzebujesz tego snu - organizmu nie oszukasz

      Usuń
    11. Ale ileż można? Nie mogę przespać połowy życia :/

      Usuń
  6. Książka słodka, jak najlepszą czekolada.
    Zdaje się, że tego właśnie potrzebuję najbardziej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem mogę gorąco i z czystym sumieniem polecić takie kalorie :)

      Usuń
  7. Ja tez wszystko wybaczamtej autorce. Jest cudowna

    OdpowiedzUsuń
  8. Autorki nie znam ale chętnie sięgnę po tą książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro nie znasz, gorąco polecam Ci najpierw pomidory :)

      Usuń
  9. Nie lubię cukierkowości, zbyt prostych rozwiązań ale zainteresowałaś mnie tym, że u tej autorki jakoś przesadzają one mniej. Być może jej styl pisania ma coś w sobie i warto coś szansę. W każdym razie smażone pomidory pewnie lepiej zostawić na koniec, by delektować się innymi potrawami :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według mnie jest cudowna i przekochana, ale trzeba się do niej odpowiednio nastawić. Jeśli potraktować ją zbyt poważnie, może odrzucić i swoją słodkością i naiwnością. A to taka puchata babeczka, żadna z niej wuzetka z lekką nutką goryczki ;)

      Pomidory chyba dałabym na początek. Jeśli inne Ci nie podejdą, możesz się zrazić, a one naprawdę zasługują na szansę :)

      Usuń
  10. uwielbiam jej styl, szczególnie jesienią, poprawia mi nastrój w ponury dzień. :)
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciepło się robi na ciele i duszy od samego czytania :)

      Usuń
  11. Bardzo chętnie zapoznałabym się z tą historią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, choć jeśli nie znasz autorki, zachęcam do zaczęcia od "Smażonych zielonych pomidorów" :)

      Usuń
  12. Ta autorka wciąż jeszcze przede mną. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się coś jej przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam nadzieję, że Ci się spodoba tak jak mnie :)

      Usuń
  13. Witaj, w Twoim profilu zainteresowało mnie to, że piszesz o sobie w 3 osobie,a poza tym zdanie" Woli ceniacka niż niemowlacka"(czy to oznacza woli cwaniaka od niemowlaka?). Myślę, że każdy kto lubi czytać ma swojego ulubionego autora lub autorów jeżeli interesuje go określony gatunek literacki. Tytuł "Smażone zielone pomidory" nie jest mi obcy, więc możliwe, że książkę znam. Natomiast pozostałe tytuły obce i nazwisko autorki nie wbiło mi się w pamięć. Dziękuję za komentarz na moim blogu pod najnowszym postem. Adres strony zanotowałam, będę zaglądała. Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam witam :)

      W sumie to trudno byłoby mi wybrać jednego autora i jeden gatunek. Nie chcę się na nic zamykać.

      Ceniacek to szczeniaczek :) Choć szczerze to i tak wolę kotka, gdybym miała wybierać.

      Pozdrawiam serdecznie w chłodny poniedziałek :)

      Usuń
  14. Szalenie lubię twórczość pani Flagg, właśnie za to, że jest taka ciepła, miła, sielska... Znam większość jej książek i tak, jak i Ty, wybaczam jej nadmiar lukru w historiach ;). "Witaj na świecie, maleńka" też lubię, chociaż zgadzam się z Tobą, że "Smażonym, zielonym pomidorom" nie dorówna...
    A teraz czytam "Całe miasto o tym mówi", czyli historię Elmwood Springs.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam witam :)

      Mam tę książkę :) Zresztą mam wszystkie - udało mi się je wyłapać w sieci (a nie było to łatwe, zwłaszcza za "Babską stacją" się nalatałam), ale chcę je sobie dawkować. Kojarzę, że Fannie nie ma już zamiaru napisać nic dłuższego niż opowiadanie, więc kiedy przeczytam wszystko, co pochodzi spod jej pióra, nie będzie nic więcej :/

      Usuń
  15. Ja tam nawet lubię takie urokliwe klimaty, babciny humor, naiwny optymizm, nierealnie łatwo rozwiązujące się problemy, bajkowość itd. Pod warunkiem, że książka ma "to coś" (co sprawia, że wywołuje rozkoszne ciepło zamiast grymasu politowania). Nie czytałam jeszcze żadnej powieści tej autorki, ale coś mi się wydaje, że to dobra opcja na ponure jesienne wieczory :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam gorąco, przede wszystkim "Smażone zielone pomidory". Rozgrzeją Cię od środka :)

      Usuń
  16. Simon Beckett wciąż przede mną, ale Twój kot to słodziak <3

    OdpowiedzUsuń