No
i poznałam Słynnego Pisarza, jednego z tych, co to nie wypada nie
znać. Poznałam i nawet mi się podobało, choć jest parę „ale”.
Rzadko mam okazję zaczynać serię od pierwszego tomu i
tym razem nie było inaczej. Nie uważam jednak, żebym wiele na tym
straciła. Po dotarciu do zakończenia cieszę się, że nie zaczęłam
od trzeciego.
Ale
od początku. Po prawie roku od zakupu nadszedł wreszcie czas (i
ochota), żeby zdjąć z półki książkę o enigmatycznym tytule
„Zapisane w kościach”. Przymierzałam się do niej już parę
razy, ale zazwyczaj było to wieczorem, a że to kieszonkowa wersja,
to i małe literki, więc... No, nie było nam po drodze. Za to kiedy
w końcu zaczęłam czytać, szybko mnie wciągnęła. To druga część
serii o antropologu sądowym Davidzie Hunterze. Już był w ogródku,
już witał się z gąską – jechał na lotnisko, żeby spędzić
czas z ukochaną, gdy zadzwonił telefon. Jak można się domyślić,
musiał zmienić plany i tak oto wylądował na maleńkiej wyspie
należącej do archipelagu Hybryd Zewnętrznych. Znanej tylko z tego
– jak stwierdziła jedna z byłych mieszkanek – że jest w czymś
trzecia. Dzięki autorowi wiemy, że Runa to najdalej na północ
wysunięty zakątek Wielkiej Brytanii. Mały punkt na oceanie w
górnej części globu, gdzie jest szaroburo i wietrznie. Z
zainteresowaniem szukałam w sieci informacji na temat tej wyspy.
Ciekawiło mnie, czy jest zamieszkana, czy pisarz ją zaludnił (choć
to zbyt mocne słowo, gdy mowa o ok. dwustu osobach) na potrzeby
napisania książki.
Nasz
bohater ma sprawdzić, czy malutka Runa stała się miejscem zbrodni,
czy doszło na niej do przypadkowej śmierci w wyniku pożaru.
Jest paskudnie i zimno, lokalsi są ciekawscy, ale niezbyt
przychylnie nastawieni do obcych, do tego przełożony Huntera nie
pali się do przysłania ekipy, bo ma na głowie katastrofę
kolejową. No i jest jeszcze ktoś, komu wyraźnie nie podoba się
śledztwo doktora. Nie cofnie się
przed niczym, żeby zatrzeć ślady swojej zbrodni, bo jemu z
kolei bardzo pali się do działania.
Pogoda,
łagodnie ujmując, pod psem, a czworonoga przywołuję nie bez
powodu. Na wyspie przewijają się tylko dwie sztuki (golden
retriever Oscar i owczarek szkocki Bess), ale utkwiła mi w głowie
historia psów z innej wyspy, St Kildy. Bardzo przykra historia.
Perypetie
Davida na Runie można streścić w paru słowach: „Biednemu
zawsze wiatr w oczy”. Utknął na wyspie, którą sztorm odcina
od cywilizacji. Nie działają telefony i łącza satelitarne, nie
może skontaktować się z lądem i wezwać pomocy. Stracił aparat,
więc na miejscu zbrodni musi rysować, a że zwichnął rękę i
nosi temblak, to mu nie idzie. Do tego aura pogarsza się z każdą
chwilą – jak nie wieje, to pada, albo wieje i pada. Coraz
bardziej, intensywniej, groźniej. Akcja też nabiera tempa, aż
zaczyna przypominać tornado. Pojawiają się kolejne trupy,
podejrzewam kolejne osoby, próbuję połączyć elementy układanki
w sensowną całość... Pod koniec zastanawiałam się, co jeszcze
się przydarzy i kiedy autor pozwoli czytelnikom zejść z tej
karuzeli.
Wspominałam
o zakończeniu? Nie lubię takiego szarpnięcia fabułą, kiedy
człowiek przymierza się do odłożenia książki, już czuje tylną
okładkę, a tu taki zwrot akcji. Oczywiście wiem, że rozwiązanie
nie jest takie, jakie się nasuwa, bo nie może takie być. Nie
zmienia to jednak faktu, że wolę czytać tomy serii, które mogą
być (względnie) samodzielną książką. „Zapisane w kościach”
zostawia mnie z frustracją, bo nie poznam ciągu dalszego, jeśli
nie zdobędę następnej części.
Brzmię,
jakby mi się nie podobało, ale podobało mi się. Co prawda im
bliżej końca, tym bardziej czułam się, jakby Simon Beckett
wrzucił mnie do pralki, ale byłam zaintrygowana i chciałam się
przekonać, czy dobrze wytypowałam sprawcę. Udało mi się w
połowie. Jeśli będę mieć okazję przeczytać pozostałe książki
z serii o Hunterze, chętnie to zrobię. I Wam też polecam, o ile jeszcze go nie znacie.
Nie znam autora, ani książki.
OdpowiedzUsuńAle wiesz, że słucham, zatem jeśli znajdę- przeczytam- posłucham, bo zachęciłaś mnie:)
Pozdrawiam serdecznie na kolejne miłe jesienne dni:)
Tylko czasami jest dość krwawo, trzeba mieć to na uwadze. Ale jeśli lubisz (choćby czasami) takie kryminalne klimaty, to naprawdę polecam :)
UsuńOd-pozdrawiam, mimo bólu głowy zwiastującego sezon grzewczy i smog w powietrzu ;)
czytałam jego dwie książki i były naprawdę ok:)
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
To ja mam tylko tę, ale nie mówię nie. Chętnie poznam pozostałe :)
UsuńSłynny autor a ja o nim nie słyszałam i nie czytałam jego książek a przynajmniej nie kojarzę ;) Chpociać Hunter coś mi mówi ;)
OdpowiedzUsuńMożliwe, że nawet kiedyś jakiś film czy serial zrobili albo po prostu Ci się gdzieś przewinął. Dość znane w środowisku (kryminalnym) nazwisko :)
UsuńPewnie tak... znane ale bliżej nie poznnae ;)
UsuńMoże kiedyś będzie poznane, o ile będziesz mieć taką ochotę :)
UsuńZ ochotą bywa różnie xD
UsuńNie da się zaprzeczyć. Pewnie masz też wiele innych opcji do czytania, więc skupisz się na tym, co Ci odpowiada najbardziej. Nie na jakimś tam Beckecie ;)
UsuńSkupaim się na tym aby tematycznie pasowało do wyzwania xD
UsuńI prawidłowo :)
UsuńCzasme trudno znaleźć książkę aby była w temacie ;)
UsuńKombinatoryka stosowana w praktyce ;)
UsuńLubisz kombinować? :D
UsuńNiespecjalnie, ale czasem trzeba ;)
UsuńJak to w zyciu :)
UsuńJak to w życiu ;)
Usuń:)
Usuń:)
UsuńNie słyszałam jeszcze nic o tym autorze! Muszę go poznać ;)
OdpowiedzUsuńO, czyli jednak nie wszyscy go znają? :)
UsuńNo wypada poznać autora, ale jakos jeszcze nie bylo mi po drodze
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś Wasze drogi się zejdą ;)
UsuńJa jeszcze nie znam tego pisarza, ale nie wiem, czy w ogóle poznam :)
OdpowiedzUsuńNie czujesz specjalnej ochoty? Nic na siłę, pewnie nie każdemu podejdzie. Jak zresztą wszystko :)
UsuńRewelacyjny zabieg marketingowy. Książka musi być fascynująca, skoro czujesz niedosyt...
OdpowiedzUsuńSięgnę
Tymczasem refleksyjnie u mnie z Fannie Flagg " Smażone zielone pomidory"
U Ciebie znalazłam tytuł i jestem zachwycona
Z jednej strony tak, ale z drugiej może irytować. Nie chcę kupować (na razie) nowych książek, więc albo wybiorę się do biblioteki, albo nie dowiem się, co było dalej :/
UsuńFannie... Strasznie żałuję, że nie mogę mieć wybiórczej amnezji. Co jakiś czas zapominałabym, że czytałam Pomidory i mogłabym je przeczytać kolejny i kolejny, i kolejny raz :D Cieszę się, że Ci się podoba :)
Chociaż napisane w dziwnym stylu, to porywają taką nadzwyczajnością przemijania.
UsuńDobrzy Ludzie 😁 na zawsze zostają w sercach
Obecnie zaczytuje się Murakami
" Śmierć Komandora"
Nie mogę się oderwać
Pozdrawiam
Są takie... Nie wiem sama... Prowadzą do takiego świata, w którym chciałabym się schować raz na jakiś czas. Taki cukierkowy, dobry i sielski.
UsuńNie czytałam jeszcze nic tego autora, ale kojarzę nazwisko. Na pewno nadejdzie jego pora, bo chcę się przekonać, jaki jest.
Pozdrawiam również! :)
Nie znam, ale chętnie poznam, bo recenzja brzmi zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńMnie się podobało, choć strasznie motał, im bliżej końca. Ale nie dało się oderwać, więc cel osiągnął :)
UsuńUwielbiam Becketta. Przeczytałam trzy pierwsze książki z serii, wiem, że już są kolejne, więc na pewno te następne też będę czytać :)
OdpowiedzUsuńCzyli Ciebie zachęcać nie trzeba :D
UsuńKiedyś czytałam którąś z książek tego autora i pamiętam, że bardzo obrazowo opisywał wygląd zwłok. Te roje much, te jajeczka składane do otworów w ciele... :)
OdpowiedzUsuńZ tego go kojarzę :) Akurat w "Zapisanych..." nie było jajeczek, bo ofiarę spalono, ale i tak obrazy były dość konkretne. Pewnie znalazłaby się niejedna osoba co najmniej zdegustowana :)
UsuńCzasem tak jest, że w recenzji same narzekania, ale same miłe wspomnienia po lekturze zostają :) Chociaż szczerze mówiąc, ja wielu narzekań tu nie widzę. Cóż, jeśli autora wstyd nie znać, to ja się bardzo wstydzę, bo nawet o nim nie słyszałam, dlatego czym prędzej tytuł zapisuję i będę nadrabiać.
OdpowiedzUsuńCzyli jednak nie byłam ostatnią osobą na świecie, która dopiero teraz sięgnęła po jego książkę :) Samo nazwisko kojarzyłam już wcześniej, ale nie było okazji poczytać. Może miałam takie podejście, że wszyscy go znają, bo siedzę w paru grupach "kryminalnych" na FB :)
UsuńNie znałam, ale zaraz chętnie poszukam na swoim czytniku tego tytułu... i serię zdecydowanie muszę zacząć od początku.
OdpowiedzUsuńJestem chyba jakimś ewenementem, bo już któryś raz zaczynam serię od środka czy choćby od drugiej części. No jak trafię, tak mam ;) A Becketta polecam, jeśli lubisz kryminały :)
UsuńZnam, ale nie czytałam! :D Z Beckettem jakoś zawsze mi było nie po drodze, nawet miałam jakąś jego książkę, ale komuś pożyczyłam i... No właśnie. xD Może jednak czas w końcu spróbować. :D
OdpowiedzUsuńZe swojej strony zachęcam. Sama nie wiem, czemu zwlekałam tak długo :)
UsuńSłyszałam o autorze, ale jeszcze nie czytałam. Z przyjemnością w niedługim czasie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńBędę w takim razie czekać na Twoją opinię :)
UsuńPrzeczytam :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że może Ci się spodobać :)
UsuńKsiążki Becketta jeszcze przede mną ;)
OdpowiedzUsuńMoże przyjdzie na niego odpowiedni czas :)
UsuńZupełnie zgadzam się z Twoim podsumowaniem. Tak samo jak film z serii powinien bronić się sam, jakby po "wyjęciu" go z jego uniwersum, jako osobne dzieło, tak samo książka będąca częścią przygód jakichś bohaterów. Oczywiście może, a nawet powinna pozostawiać jakieś nierozwiązane zagadki, tajemnice, abyśmy chcieli sięgnąć po następne tomy, ale jeśli jest tak jak w opisanym przez Ciebie wyżej przykładzie - sama pewnie byłabym sfrustrowana. Jednak muszę przyznać, że zaciekawiła mnie ta książka. :)
OdpowiedzUsuńTo takie chyba dość rozsądne - napisać coś, co nawiązuje do poprzednich części, ale jest na tyle skończone (wątki rozwiązane, zagadka wyjaśniona, morderca poznany i ujęty etc.), że spokojnie można, ale nie musi się sięgać po kolejne. A tak? Ten niedosyt jest straszny :D
UsuńBardzo lubię jego książki z serii o Hunterze. Te spoza serii już takie fajne nie są. Kurcze ja bym nie mogła czytac nie po kolei, bym psychicznie tego nie zniosła, zawsze ale to absolutnie zawsze czytam w kolejności, jak Pan Buk nakazał 😀
OdpowiedzUsuńNie miałabym nic przeciwko temu, żeby też tak robić, ale jakoś nie wychodzi. Tzn. teraz mogłabym się bardziej pilnować z kupowaniem po kolei, ale staram się nie kupować wcale ;) A wcześniej kupowałam, jak mi się trafiło, nie przejmowałam się, że nie po kolei. Tylko z jednym Indridasonem udało mi się trafić na pierwszą część. A i Agathę Raisin też łapnęłam pierwszą. A tak... było różnie ;)
Usuń