Ostatnio
sięgnęłam po książkę, co do której miałam spore oczekiwania i
nieco się rozczarowałam. Z kolei do „Jestem śmiercią”
byłam nastawiona negatywnie, zatem autor miał trudniejsze zadanie –
przekonać mnie, że nie tworzy komercyjnych trocin. Czy mu się
udało? Trochę tak i trochę nie, ale o tym niżej.
Chris
Carter to twórca, na którego często natykam się w sieci.
Wychwalany w grupach fanów kryminałów na FB, wielbiony za geniusz
na portalach z recenzjami. Przez te zachwyty zrobiłam się
podejrzliwa, poza tym drażniło mnie nazywanie geniuszem pisarza nie
za styl czy przesłanie, ale za brutalność. Podobne emocje targały
mną przy czytaniu komentarzy o scenie z młoteczkiem z filmu „Seed”
Uwe Bolla. Odnosiłam wrażenie, że niektórzy z taką emfazą piszą
o cierpieniu ofiar, że jedną rękę trzymają pod biurkiem.
Podniecają się jak oprawca z „Hostelu”, znakomicie zagrany
przez Ricka Hoffmana. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z
rosnącej popularności krwawych kryminałów. Jest popyt – jest
podaż. Chleba i igrzysk.
Do
rzeczy. Poznałam twórczość Cartera od siódmej części serii o
utalentowanym detektywie, który skończył edukację dużo szybciej
niż pozostali śmiertelnicy i generalnie „dużo czyta”. Robert
Hunter wpada na tropy,
nawet gdy jest śmiertelnie zmęczony. Spokojnie
rozwiązałby wszystkie sprawy sam, ale musiałby się wyspać.
Niestety sen z oczu spędza mu nie tylko bezsenność, ale i
Łokropecnie Łokrutny Morderca, który nad każdą ofiarą pastwi
się w coraz bardziej wynaturzony sposób. Do tego ma ego po samo
niebo, więc rzuca policji wyzwanie. I okruszki – dokładnie tyle
śladów, ile chce. Detektywi walczą z czasem, bo tempo śledztwa
nie przyspiesza, a ŁŁM stara się jak może, żeby nie brakowało
im zajęcia. Czy policji uda się uratować kolejną porwaną
kobietę? I jak potoczą się losy maltretowanego Glisty?
W
jednym z wywiadów autor przyznaje, że pisze prosto i krótkimi
zdaniami, żeby nie znudzić czytelnika. Krótkie są też rozdziały
(1-2 strony), co sprawia, że przez książkę się frunie – ani
się obejrzałam, a już byłam w połowie. Finalnie przeczytałam
„Jestem śmiercią”
w jedno popołudnie. Co do brutalności... Ktoś, kto nie
oglądał żadnej części „Piły” czy „Hostelu”, nie miał
do czynienia z francuskimi horrorami typu "Inside", "Frontière(s)" czy
„Martyrs”, ewentualnie z dziwacznymi imho filmami z serii
„Hellraiser”, może być porażony ilością krwi spływającej
po kartkach. Opisy morderstw u Cartera są bardzo brutalne, a
psychopatia Potwora, jak nazywa go jedna z ofiar – przerażająca.
Choć przyznam, że zbrodnia numer trzy (kelnerka) wstrząsnęłaby
mną o wiele bardziej, gdybym wcześniej nie czytała „Kaikena”.
Fani Cartera mogą się teraz zbulwersować, ale
Jean-Christophe Grangé przeraził mnie bardziej przy mniejszej
liczbie trupów.
A
jaka jest moja opinia o całokształcie? Trochę
się krzywię, pisząc to, ale jako rozrywka książka spełnia swoje
zadanie. Styl jest prosty, czyta się błyskawicznie, a co do samej
fabuły, autor nie zostawia czytelnikowi pola do popisu. To nie
kryminał z rodzaju tych, nad którymi trzeba się głowić. Nie, tu
wszystko mamy wyjaśnione łopatologicznie (tak, to ten długopis
kulkowy! Właśnie ten konkretny, nie duży, tylko średni, ten,
którym posługuje się morderca! Pamiętacie? Ten długopis sprzed
paru rozdziałów!). Zresztą nasz genialny detektyw
wpadnie na rozwiązanie sam, a
nam je po prostu wytłumaczy. Brzmię, jakbym kpiła i troszkę tak
jest. Ale może to kwestia tego, że chyba jednak wolę skandynawskie
kryminały, a nie amerykańskie, z mordercami złymi na wskroś,
bawiącymi się z policją w kotka i myszkę. ŁŁM brakowało tylko
złowieszczego śmiechu prosto z zamku Draculi. Z drugiej strony
pewnie sięgnę po którąś z pozostałych części
serii. Do piwa i chipsów w sam raz. Literacki fast food, ale raz na
jakiś czas nie zaszkodzi.
Słyszałam o tym autorze, ale nie miałam jeszcze okazji czytać żadnej jego książki. I chyba tego nie nadrobię, bo o ile lubię prostą, nieskomplikowaną rozrywkę, o tyle krwawe zbrodnie, o których tu wspominasz, to nie moje klimaty ;)
OdpowiedzUsuńTak, zbrodnie ma baaardzo krwawe, tu nie ma żadnych wątpliwości.
UsuńChociaż piszesz, że jest prosta do zrozumienia i kryminał, który nie daje nam wielkiego pola do popisu to jestem tą książką bardzo zaciekawiona. Z chęcią ją przeczytam jak wpadnie w moje ręce. ;)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twoich wrażeń :)
UsuńZa dużo ostatnio słucham książek z tematyką śmierci!
OdpowiedzUsuńMuszę przystopować, bo to nie służy mojemu nastrojowi, ani zdrowiu.
Pozdrawiam cieplutko na miły dzień 📖☕🏵️🤗
Rozumiem. Co za dużo, to niezdrowo, wszystko trzeba sobie dawkować.
UsuńPozdrawiam również :)
Jak tak piszesz o niej to nie jestem niązainteresownaa ;P
OdpowiedzUsuńA wiesz, że w ogóle mnie to nie dziwi? ;D
Usuń;)
UsuńNo i po problemie ;D
UsuńTa jest :)
UsuńTy problemów żadnych nie masz?;) Tak prywatnie? ;)
UsuńOdpukać, nie :)
UsuńPuk puk :)
UsuńOdpuk odpuk ;D
UsuńHaha... odpukane xD
Usuń;D
UsuńMam koleżankę, która jest maniaczka Cartera, pewnie kiedys czapne jakas jego książkę z jej półki. Ja cenie sobie walor rozrywkowy literatury, wiec moze mi sie spodobać.
OdpowiedzUsuńPonoć wszystkie są podobne, więc możesz czapnąć którąkolwiek, niekoniecznie pierwszą ;)
UsuńEeee.... ja też czasem lubię nie musieć myśleć nad książką, naprawdę. I bardzo lubię kryminały, horrory też, nie ruszają mnie brutalne opisy i "krew ściekająca ze stron". Ale jakoś każde zdanie, jakie napisałaś mnie odrzuca :D jednak zostanę przy lekkich młodzieżówkach jako lekturach obliczonych tylko i wyłącznie na rozrywkę :)
OdpowiedzUsuńLekkie młodzieżówki nie są złe. A co do krwawych kryminałów... Może jednak Fitzek? ;)
UsuńWidzę, że główny bohater książki jest na wskroś amerykański - sam uratuje ludzkość przed zagładą;) Mi się przejadły te brutalne kryminały, zamiast czytania dokładnych opisów zbrodni, co ksiązka to bardziej wymyślne, wolę czytać o poszlakach, podejrzanych itd. Mało jest teraz kryminałów w stylu A. Christie. Za to zalewają nas komedie kryminalne i wlaśnie te brutalne.
OdpowiedzUsuńTo prawda. Taka trochę sieczka. Popularne jest to, co się szybko i łatwo czyta, rozrywka. Tzn. nie mam nic przeciwko, ale trochę mnie smuci, że przez to nieraz naprawdę fajne, porządne, wartościowe książki nie mogą się przebić.
UsuńSłyszałam o nim, i słyszałam o nim dużo dobrego a jeszcze nic nie czytałam. Może to już czas?
OdpowiedzUsuńMoże :) Albo podejdzie albo odrzuci, ale przynajmniej go poznasz :)
UsuńO tym autorze nic jeszcze nie słyszałam, pierwszy raz czytam o nim u Ciebie :) Muszę nadrobić ;)
OdpowiedzUsuńJeśli nie odrzuca Cię solidna doza brutalności, to zachęcam :)
UsuńO samym Carterze słyszałam wiele dobrego. Przeczytam kiedyś jego książkę i wtedy wyrobię sobie zdanie :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czy przypadnie Ci do gustu :)
UsuńPrzyznam szczerze, że nie słyszałam o tym autorze a jestem fanką kryminałów i thrillerów. Prawdę mówiąc nie wiem co jest takiego, że książki z brutalnymi i krwawymi opisami sprzedają się świetnie - sama po takie sięgam ale filmu takiego już w życiu nie obejrzę. Zapiszę sobie nazwisko autora i chętnie sięgnę po książkę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Może w filmach to jest bardziej dosłowne, aż za bardzo? Nie pozostaje nic do wyobraźni, tylko tak chlustają widzowi krwią prosto w twarz ;)
UsuńLubię kryminały, ale ... tylko oglądać. Czytać niekoniecznie.
OdpowiedzUsuńCzyli Ty w drugą stronę niż poprzedniczka ;)
Usuńja też wolę skandynawskie kryminały. Zdecydowanie wolę!
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
Filmowy gust też mamy podobny :)
UsuńSlyszalam wiele dobrego o tym autorze, ale jakoś nie mój typ. Aktualnie lubię czytać książki obyczajowe i od czasu do czasu thrillery psychologiczne.
OdpowiedzUsuńJa chyba też. To było ciekawe doświadczenie, ale fanką Cartera nie zostanę.
UsuńNie lubię czytać o brutalnych mordercach, więc nie sięgnę po książkę. Nie rozumiem, dlaczego czytelnicy tak lubią krwawe kryminały. Ja tam wolę, jak autor mniej się skupia na wymyślaniu potworności, a bardziej dba o psychologię postaci. :)
OdpowiedzUsuńMoże lubią prostotę - te przysłowiowe igrzyska. Ludzie są dziś przebodźcowani, byle co ich nie rusza, nie lubią się skupiać ani męczyć myśleniem, chcą mieć wszystko podane na tacy. Nie mówię o wszystkich, ale o sporej części. Taki Carter im to zapewnia w stu procentach. Daje czystą rozrywkę, solidne pobudzenie brutalnością i masą krwi.
UsuńCo kto lubi :)
Moje koleżanki nie polecają Cartera, ale ja się jeszcze zastanowię, myślę, że dam którejś z jego książek szansę :)
OdpowiedzUsuńMożna sięgnąć i zobaczyć, czy podejdzie, czy nie ma sensu :)
Usuń