niedziela, 1 grudnia 2019

"Jestem śmiercią" Chris Carter


Ostatnio sięgnęłam po książkę, co do której miałam spore oczekiwania i nieco się rozczarowałam. Z kolei do „Jestem śmiercią” byłam nastawiona negatywnie, zatem autor miał trudniejsze zadanie – przekonać mnie, że nie tworzy komercyjnych trocin. Czy mu się udało? Trochę tak i trochę nie, ale o tym niżej.

Chris Carter to twórca, na którego często natykam się w sieci. Wychwalany w grupach fanów kryminałów na FB, wielbiony za geniusz na portalach z recenzjami. Przez te zachwyty zrobiłam się podejrzliwa, poza tym drażniło mnie nazywanie geniuszem pisarza nie za styl czy przesłanie, ale za brutalność. Podobne emocje targały mną przy czytaniu komentarzy o scenie z młoteczkiem z filmu „Seed” Uwe Bolla. Odnosiłam wrażenie, że niektórzy z taką emfazą piszą o cierpieniu ofiar, że jedną rękę trzymają pod biurkiem. Podniecają się jak oprawca z „Hostelu”, znakomicie zagrany przez Ricka Hoffmana. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z rosnącej popularności krwawych kryminałów. Jest popyt – jest podaż. Chleba i igrzysk.

Do rzeczy. Poznałam twórczość Cartera od siódmej części serii o utalentowanym detektywie, który skończył edukację dużo szybciej niż pozostali śmiertelnicy i generalnie „dużo czyta”. Robert Hunter wpada na tropy, nawet gdy jest śmiertelnie zmęczony. Spokojnie rozwiązałby wszystkie sprawy sam, ale musiałby się wyspać. Niestety sen z oczu spędza mu nie tylko bezsenność, ale i Łokropecnie Łokrutny Morderca, który nad każdą ofiarą pastwi się w coraz bardziej wynaturzony sposób. Do tego ma ego po samo niebo, więc rzuca policji wyzwanie. I okruszki – dokładnie tyle śladów, ile chce. Detektywi walczą z czasem, bo tempo śledztwa nie przyspiesza, a ŁŁM stara się jak może, żeby nie brakowało im zajęcia. Czy policji uda się uratować kolejną porwaną kobietę? I jak potoczą się losy maltretowanego Glisty?

W jednym z wywiadów autor przyznaje, że pisze prosto i krótkimi zdaniami, żeby nie znudzić czytelnika. Krótkie są też rozdziały (1-2 strony), co sprawia, że przez książkę się frunie – ani się obejrzałam, a już byłam w połowie. Finalnie przeczytałam „Jestem śmiercią” w jedno popołudnie. Co do brutalności... Ktoś, kto nie oglądał żadnej części „Piły” czy „Hostelu”, nie miał do czynienia z francuskimi horrorami typu "Inside", "Frontière(s)" czy „Martyrs”, ewentualnie z dziwacznymi imho filmami z serii „Hellraiser”, może być porażony ilością krwi spływającej po kartkach. Opisy morderstw u Cartera są bardzo brutalne, a psychopatia Potwora, jak nazywa go jedna z ofiar – przerażająca. Choć przyznam, że zbrodnia numer trzy (kelnerka) wstrząsnęłaby mną o wiele bardziej, gdybym wcześniej nie czytała „Kaikena”. Fani Cartera mogą się teraz zbulwersować, ale Jean-Christophe Grangé przeraził mnie bardziej przy mniejszej liczbie trupów.

A jaka jest moja opinia o całokształcie? Trochę się krzywię, pisząc to, ale jako rozrywka książka spełnia swoje zadanie. Styl jest prosty, czyta się błyskawicznie, a co do samej fabuły, autor nie zostawia czytelnikowi pola do popisu. To nie kryminał z rodzaju tych, nad którymi trzeba się głowić. Nie, tu wszystko mamy wyjaśnione łopatologicznie (tak, to ten długopis kulkowy! Właśnie ten konkretny, nie duży, tylko średni, ten, którym posługuje się morderca! Pamiętacie? Ten długopis sprzed paru rozdziałów!). Zresztą nasz genialny detektyw wpadnie na rozwiązanie sam, a nam je po prostu wytłumaczy. Brzmię, jakbym kpiła i troszkę tak jest. Ale może to kwestia tego, że chyba jednak wolę skandynawskie kryminały, a nie amerykańskie, z mordercami złymi na wskroś, bawiącymi się z policją w kotka i myszkę. ŁŁM brakowało tylko złowieszczego śmiechu prosto z zamku Draculi. Z drugiej strony pewnie sięgnę po którąś z pozostałych części serii. Do piwa i chipsów w sam raz. Literacki fast food, ale raz na jakiś czas nie zaszkodzi.

41 komentarzy:

  1. Słyszałam o tym autorze, ale nie miałam jeszcze okazji czytać żadnej jego książki. I chyba tego nie nadrobię, bo o ile lubię prostą, nieskomplikowaną rozrywkę, o tyle krwawe zbrodnie, o których tu wspominasz, to nie moje klimaty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zbrodnie ma baaardzo krwawe, tu nie ma żadnych wątpliwości.

      Usuń
  2. Chociaż piszesz, że jest prosta do zrozumienia i kryminał, który nie daje nam wielkiego pola do popisu to jestem tą książką bardzo zaciekawiona. Z chęcią ją przeczytam jak wpadnie w moje ręce. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Za dużo ostatnio słucham książek z tematyką śmierci!
    Muszę przystopować, bo to nie służy mojemu nastrojowi, ani zdrowiu.
    Pozdrawiam cieplutko na miły dzień 📖☕🏵️🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Co za dużo, to niezdrowo, wszystko trzeba sobie dawkować.

      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  4. Jak tak piszesz o niej to nie jestem niązainteresownaa ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam koleżankę, która jest maniaczka Cartera, pewnie kiedys czapne jakas jego książkę z jej półki. Ja cenie sobie walor rozrywkowy literatury, wiec moze mi sie spodobać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć wszystkie są podobne, więc możesz czapnąć którąkolwiek, niekoniecznie pierwszą ;)

      Usuń
  6. Eeee.... ja też czasem lubię nie musieć myśleć nad książką, naprawdę. I bardzo lubię kryminały, horrory też, nie ruszają mnie brutalne opisy i "krew ściekająca ze stron". Ale jakoś każde zdanie, jakie napisałaś mnie odrzuca :D jednak zostanę przy lekkich młodzieżówkach jako lekturach obliczonych tylko i wyłącznie na rozrywkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekkie młodzieżówki nie są złe. A co do krwawych kryminałów... Może jednak Fitzek? ;)

      Usuń
  7. Widzę, że główny bohater książki jest na wskroś amerykański - sam uratuje ludzkość przed zagładą;) Mi się przejadły te brutalne kryminały, zamiast czytania dokładnych opisów zbrodni, co ksiązka to bardziej wymyślne, wolę czytać o poszlakach, podejrzanych itd. Mało jest teraz kryminałów w stylu A. Christie. Za to zalewają nas komedie kryminalne i wlaśnie te brutalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Taka trochę sieczka. Popularne jest to, co się szybko i łatwo czyta, rozrywka. Tzn. nie mam nic przeciwko, ale trochę mnie smuci, że przez to nieraz naprawdę fajne, porządne, wartościowe książki nie mogą się przebić.

      Usuń
  8. Słyszałam o nim, i słyszałam o nim dużo dobrego a jeszcze nic nie czytałam. Może to już czas?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może :) Albo podejdzie albo odrzuci, ale przynajmniej go poznasz :)

      Usuń
  9. O tym autorze nic jeszcze nie słyszałam, pierwszy raz czytam o nim u Ciebie :) Muszę nadrobić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nie odrzuca Cię solidna doza brutalności, to zachęcam :)

      Usuń
  10. O samym Carterze słyszałam wiele dobrego. Przeczytam kiedyś jego książkę i wtedy wyrobię sobie zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przyznam szczerze, że nie słyszałam o tym autorze a jestem fanką kryminałów i thrillerów. Prawdę mówiąc nie wiem co jest takiego, że książki z brutalnymi i krwawymi opisami sprzedają się świetnie - sama po takie sięgam ale filmu takiego już w życiu nie obejrzę. Zapiszę sobie nazwisko autora i chętnie sięgnę po książkę :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może w filmach to jest bardziej dosłowne, aż za bardzo? Nie pozostaje nic do wyobraźni, tylko tak chlustają widzowi krwią prosto w twarz ;)

      Usuń
  12. Lubię kryminały, ale ... tylko oglądać. Czytać niekoniecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli Ty w drugą stronę niż poprzedniczka ;)

      Usuń
  13. ja też wolę skandynawskie kryminały. Zdecydowanie wolę!
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Slyszalam wiele dobrego o tym autorze, ale jakoś nie mój typ. Aktualnie lubię czytać książki obyczajowe i od czasu do czasu thrillery psychologiczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja chyba też. To było ciekawe doświadczenie, ale fanką Cartera nie zostanę.

      Usuń
  15. Nie lubię czytać o brutalnych mordercach, więc nie sięgnę po książkę. Nie rozumiem, dlaczego czytelnicy tak lubią krwawe kryminały. Ja tam wolę, jak autor mniej się skupia na wymyślaniu potworności, a bardziej dba o psychologię postaci. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może lubią prostotę - te przysłowiowe igrzyska. Ludzie są dziś przebodźcowani, byle co ich nie rusza, nie lubią się skupiać ani męczyć myśleniem, chcą mieć wszystko podane na tacy. Nie mówię o wszystkich, ale o sporej części. Taki Carter im to zapewnia w stu procentach. Daje czystą rozrywkę, solidne pobudzenie brutalnością i masą krwi.

      Co kto lubi :)

      Usuń
  16. Moje koleżanki nie polecają Cartera, ale ja się jeszcze zastanowię, myślę, że dam którejś z jego książek szansę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można sięgnąć i zobaczyć, czy podejdzie, czy nie ma sensu :)

      Usuń