- Ciekawa historia pełna zwrotów akcji? Jest.
- Porządny research? Jest.
- Poprawny, bogaty język? Jest.
- Co zatem nie zagrało?
Nieskromnie przyznam, że uważam się za osobę oczytaną, choć nie pochłaniam już książek w takim tempie, a z pewnością nie w takiej liczbie jak w szkole średniej czy na studiach. Zwyczajnie brak mi na to czasu. Nie miewam problemów z rozumieniem tekstu ani ze skupieniem się na czytaniu. Uwielbiam Yrsę Sigurdardottir, która wymaga od czytelnika pełnej uwagi i zaangażowania. Najnowsze dzieło Katarzyny Bondy również nie sprawiło mi trudności. Niemniej przy Yrsie zdarzało mi się zarwać noc, aby poznać zakończenie, a „Klatkę dla niewinnych” odkładałam wiele razy. Gdzie tkwi problem?
Znów powtórzyła się historia, jaką przeżyłam podczas czytania „Damy z blizną”. Niby wszystko w porządku, a jednak nie ma „flow”. Nie znalazłam nic, do czego mogłabym się przyczepić, mimo to lektura nie sprawiła mi przyjemności. Przez cały czas zastanawiałam się, o co właściwie mi chodzi. Co jest nie tak? Doszłam do wniosku, że to ten specyficzny, przez wielu uwielbiany, a przez wielu znienawidzony styl pisarki. Sposób przedstawiania rzeczywistości, który zaskarbił jej rzesze fanów – oraz rzesze malkontentów. Treściwy, gęsty, pełen porównań oraz dopowiedzeń. Przykładowo, w trakcie rozmowy Katarzyna Bonda nie tylko wkłada kwestie w usta bohaterów, ale informuje czytelnika, o czym myślą albo czy mówią prawdę. Buduje każdej scenie swego rodzaju rusztowanie, przez co nie mogę gładko przejść dalej, do kolejnych wydarzeń. Doceniam starania, ale wolę lżejszą formę.
Sama twórczyni wypowiadała się w jednym z wywiadów, że stworzyła lekką opowieść, która nadaje się na plażę. A przynajmniej taką ma nadzieję. Cóż, polemizowałabym. Spotkałam się też z opiniami mówiącymi, że „Klatka dla niewinnych” to jedna z najbardziej złożonych, o ile nie najbardziej zagmatwana książka w całej karierze pisarki. Nie mam porównania, więc ocenę zostawiam tym, którzy znają jej pióro. Mogę za to stwierdzić, że najnowszy tytuł opiera się w dużej mierze na dialogach. Bohaterowie rozmawiają i rozmawiają. Spotykają się na ulicy, w mieszkaniu, na komisariacie czy w kawiarni i rozmawiają, rozmawiają, rozmawiają... Można odnieść wrażenie, ze nowe trupy pojawiają się w tle, intrygi zawiązują się na dalszym planie, a my dowiadujemy się o nich z, jakżeby inaczej, kolejnych dialogów.
Może słówko o fabule. To piąta część serii o Hubercie Meyerze, ale nie miałam problemu z odnalezieniem się, więc można ją traktować jak osobną książkę. Profiler przybywa do Warszawy, aby zbadać sprawę śmierci kobiety, która wypadła z balkonu. Mogłoby się wydawać, że to zwyczajny, choć tragiczny wypadek. Kiedy jednak dodamy do tego okrutny mord sprzed kilku lat oraz fakt, że zmarła to matka zabitej osoby i teściowa mężczyzny odsiadującego wyrok za tę zbrodnię, nic nie jest proste. Tym bardziej że zabójca był na przepustce, gdy zdarzył się felerny wypadek... Jakby Meyerowi mało było komplikacji, wciąż ktoś go nagabuje. A to dziennikarka z tematem, który może zatrząść opinią publiczną (o ile ktoś jej uwierzy), a to brat zaginionej lata temu dziewczyny, a to kamienicznicy. Wszyscy podejrzanie interesują się postępami w śledztwie. Tymczasem profiler z każdym krokiem pakuje się w coraz większe kłopoty. Pikanterii historii dodaje zagłębienie się w świat BDSM, przy czym nie mam na myśli czerwonego pokoju Christina Grey'a. Jak wspomniałam na początku, autorka odrobiła pracę domową.
Tyle mamy w tym kociołku, a finalnie smak potrawki mi nie podszedł. Nie mogę jednak w żadnym wypadku uznać „Klatki...” za kiepską książkę. To treściwy kryminał ze starannie opracowaną fabułą, w której można się pogubić, jeśli ktoś będzie czytać nieuważnie. Myślę, że fanom p. Bondy przypadnie do gustu. W podziękowaniach widać, ile osób przyłożyło do niej rękę i jak napracowała się sama pisarka. Znów się powtórzę – doceniam starania, ale wolę lżejszą formę.
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.
Nie czytałam tej pozycji, ale przyznam szczerze, że jakoś mnie w stronę Kasi Bondy nie ciągnie. Próbowałam 2 razy zrobić podejście do jej książek, ale jakoś mi nigdy nie udało się wciągnąć. Może to był zły czas na kryminały, a może coś innego nie zagrało... Nie wiem. Ale to w sumie ciekawe, że banalna pozycja potrafi poruszyć duszę, a coś co wedle wszelkich prawideł powinno stać się arcydziełem jest ledwie poprawne.
OdpowiedzUsuńMnie popchnęła w jej stronę ciekawość :) Chciałam poznać słynną autorkę. Tak samo chcę poznać Mroza i pozostałych "znańszych" pisarzy. Ale wszystko w swoim czasie ;)
Usuń"Odpowiednie dać rzeczy słowo", jak to pięknie ujął Norwid. Bardzo szanuję warsztat autorki, a przede wszystkim to, ile wysiłku wkłada w pracę. Bo to naprawdę widać. Z tym, że efekt mnie nie porywa. Po prostu, czytałam, bo czytałam, ale cały czas czułam, że czytam. A te książki, które mnie porywają, sprawiają, że znikam, nie ma mnie. Jestem w tym świecie i przeżywam razem z bohaterami :)
A to ja tak mam z Mrozem :) ludzie zarzucają mu różne rzeczy, a ja ich nawet nie widzę, bo akcja rwie się do przodu, dialogi i riposty są świetne, końca praktycznie nie da się przewidzieć - kwintesencja rozrywki. Pewnie, są lepsze i gorsze pozycje, ale ogólnie jestem fanką Chyłki i Zordona :)
UsuńW końcu coś wypożyczę. Z Chyłką oglądałam tylko serial i jakkolwiek bohaterkę uważam za mocno przerysowaną, oglądałam z zaciekawieniem :)
UsuńNajpierw chcę przeczytać trzy książki autorki, które mam w domu.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Rozumiem :)
UsuńNie znam książek tej autorki i nie ciągnie mnie do niej. Ci najpopularniejsi autorzy nigdy do mnie nie trafiają (wyjątkiem jest King), mam przekonanie, że to, co podoba się tłumom, mnie się nie spodoba. I odwrotnie. :)
OdpowiedzUsuńMało znam tych znanych, ale nie bez powodu są znani. Piszą w taki sposób, żeby trafić do jak największej liczby osób. Wiedzą, co robią, żeby zarobić ;) Ty masz specyficzny gust :) Nie kojarzę u innych blogerek nawet ułamka literatury, po którą sięgasz. Na książki, o których piszesz, pewnie nigdzie indziej bym nie trafiła. Cieszę się, że jest takie miejsce, gdzie można natrafić na coś innego :)
UsuńNo właśnie z Bondą mam podobny problem. Niby wszystko jest super, ale ostatecznie jest tego tyle i tak napisane, że zamiast ciekawić zaczyna mnie nużyć. Od dłuższego czasu już nie patrzę nawet na jej książki.
OdpowiedzUsuńJa pewnie kiedyś jeszcze, w nieokreślonej przyszłości, przeczytam coś innego, żeby upewnić się, czy to rzeczywiście nie jest autorka dla mnie. Ale nie za szybko ;)
UsuńTrochę słabo, że można się pogubić. Kryminały według mnie powinny być na tyle lekkie, że przeoczenie albo lekkie ominięcie opisu czy dwóch nie sprawi, że czegoś się nie będzie rozumiało. Na razie nie planuję czytać. :)
OdpowiedzUsuńLekko zakręcone też lubię :) Yrsę uwielbiam i polecam wszystkim, a ona potrafi stworzyć taką historię, że głowa mała. A z panią Bondą coś mi ewidentnie nie zagrało.
UsuńLubię Bondę, ale czasem potrafić przekombinować. Wszyscy rozmawiają i rozmawiają? Dobrze, że chociaż nieboszczyki milczą ;)
OdpowiedzUsuńDialogi ciągną się na kilka-kilkanaście stron. Co za dużo... ;)
Usuńostatnio Bonda jest niestety nierówna, coraz więcej książek mnie po prostu rozczarowuje....
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
Spróbuję kiedyś z którąś z jej starszych książek. A nuż mi się spodoba :)
UsuńAleż się wahałam, po otrzymaniu propozycji zrecenzowania tej książki. Jak nigdy ;) Nie czytałam jeszcze żadnej Bondy, więc myślałam, że okazja idealna i sama trafia w moje ręce, ale później przeczytałam, że to kolejna część serii i zrezygnowałam. Może jak autorka napisze pojedynczą historię to w końcu przekonam się, czy było czego żałować ;)
OdpowiedzUsuń"Klatka..." nie miała zbyt wielu nawiązań do poprzednich części, a przynajmniej takich, które utrudniałyby śledzenie akcji. Ale i bez tego było nad czym myśleć ;)
Usuńgreat post!Like your blog, thank you for sharing.
OdpowiedzUsuńwhat is a luxhairshop yaki wig homecoming
These contents have greatly helped me.
.
UsuńMi jakoś nie po drodze z tą autorką, aczkolwiek czytałam coś kilka lat temu. Moze za szybko się zniechęciłam
OdpowiedzUsuńMoże, a może po prostu nie jest Ci z nią po drodze. Tak jak być może i mnie ;)
UsuńNie czytałam tej książki, ale po przeczytaniu, że są tam wątki BDSM, to kurczę chyba jednak się nie skuszę. Nie przepadam za takimi książkami.
OdpowiedzUsuńZapraszam: mangusie.pl
Nie ma tam "scenek", więc raczej nikt się nie zgorszy ;) Po prostu autorka dosyć dobrze opisuje temat, więc można się sporo dowiedzieć. Ale wiadomo, nic na siłę :)
Usuń