Czasami tak bywa. Czasami napotykamy na swojej drodze istotę wyjątkową, tak piękną, że aż stajemy w miejscu i odwracamy za nią głowę. Kompletnie nam w niej zawróciła. Ale później, kiedy zaczynamy ją lepiej poznawać, okazuje się, że poza atrakcyjną powłoką ma też wady. I to takie, które sprawiają, że przestaje nam się tak bardzo podobać. Choć wizualnie wciąż jest piękna, zwyczajnie już nas nie interesuje.
Czasami tak bywa. Tak właśnie stało się z tą książką.
Skusiła mnie tytułem, opisem z przodu („Opowieść o kobietach obdarzonych szczyptą szaleństwa”) oraz treścią na tylnej okładce. Być może moje rozczarowanie jest tak duże, bo nastawiałam się na historię odważnych, niezależnych kobiet, które nie boją się sięgać po swoje mimo trudności, kłód rzucanych pod nogi przez czasy, patriarchat etc. A wyszło... No, nie do końca tak, jak sobie wyobrażałam.
Fabuła „Wariatek” jest prowadzona niespiesznie. Czuć dystans, jakby była pokryta kurzem. Trochę mi się przez to kojarzy z japońskimi dziełami, z którymi miałam kontakt, ale nie chciałabym nikogo wprowadzać w błąd tą sugestią. Po prostu... tak mi się kojarzy. Ale nie dziwne, wszak to opowieść o życiu kilku kobiet z jednej rodziny. Zaczyna się w czasach okołowojennych, od prababki. A nawet praprababki, gdyby się uprzeć.
Na początku byłam zachwycona. Urzekła mnie postać Julii, która powoli, spokojnie, w bardzo przemyślany sposób wydzierała swoje życie z ram ustalonych przez rodzinę. Robiła to skutecznie, na tyle, na ile mogła. Nawet w dojrzałym wieku musiała pogodzić się z tym, że jako (tylko) kobieta ciągle jest na gorszej pozycji. Przykład? Nie mogła dostać rodzinnego obrazu w ramach spadku, bo tego typu pamiątki dziedziczą wyłącznie mężczyźni. A ona, pomimo upływu lat, wciąż była na cenzurowanym za to, że odważyła się kiedyś żyć inaczej.
Początek poświęcony Julii mnie oczarował (i zasmucił, ale takie były czasy). Za to kolejne bohaterki budziły coraz większy grymas na mojej twarzy. Albo ustępowały miejsca mniej zdolnym i bardzo zakompleksionym przez to mężom, albo zwracały uwagę na osobniki, które powinny mieć nad głową wielki czerwony neon „Uciekaj od niego!” Najbardziej drażniły mnie chyba te, którym nie zależało. Na swoim szczęściu, na swoim talencie, na niczym. Kompletnie ich nie rozumiałam.
Męscy bohaterowie, którzy przewinęli się przez „Wariatki”, byli za mało albo za bardzo. Wpisani (wręcz wdrukowani) w konwenanse, żywcem wyjęci z szablonu albo rozedrgani, uciekający przed życiem, niedostosowani. Nawet jeśli kochali, to z daleka – bo proza życia zabija namiętność.
Zaczynałam urzeczona, a kończyłam, żeby doczytać. Jednocześnie chcę podkreślić, że cały czas uważam dzieło Chantal Delsol za kawał dobrej literatury. Jest pięknie pisane, choć trochę niedzisiejszo, więc nie każdemu będzie odpowiadać. Po prostu... to przystojny mężczyzna, który zawrócił mi w głowie, a później zniechęcił charakterem.
"przystojny mężczyzna, który zawrócił mi w głowie, a później zniechęcił charakterem" świetne podsumowanie książki!
OdpowiedzUsuńJa się raczej nie skuszę, obecnie sama nie wiem co chcę czytać, bo aktualnie mam tak mało czasu, że nawet nie umiem dobrać tytułów i gatunków ;)
Czasem taki kołowrotek jest potrzebny. Byle nie za długo, bo wymęczy :)
UsuńPierwszy akapit to święte słowa, powiedziałabym. Wielka szkoda, że tak się z tą książką potoczyło, bo można sobie wyobrażać, że powinna być cudowna i pokrzepiająca. A tu nie do końca w ten sposób wyszło. Nie będę ryzykować i cieszę się, że napisałaś recenzję, bo mogłabym się złapać na obiecujący opis :)
OdpowiedzUsuńKiedy tylko go przeczytałam, od razu dodałam książkę do reszty wypożyczanych. Myślałam, że będzie tak cudownie, a okazało się... Że jest gorzko, rozczarowująco i dołująco. Ale zawsze jest szansa, że to kwestia (niepotrzebnego) nastawiania się na coś, czego autorka wcale nie obiecywała.
UsuńMoże tak być niestety, że to kwestia nastawienia albo opakowania i marketingowych chwytów mających czytelnikowi sugerować, że jest to książka taka i taka, a potem czytelnik sięga i lipa. Od razu mi się przypomniała trylogia Nurowskiej "Panny i wdowy". Wiele lat temu rzuciłam się na nią, bo zbierała świetne opinie, a okazała się dla mnie strasznym, przepraszam za wyrażenie, gniotem. Miałam wrażenie, że bohaterki nic tylko wiążą się z nieodpowiednimi facetami, rodzą dzieci i zostają wysłane na Syberię...
UsuńMiałam tę trylogię, bo kupiłam kiedyś chyba z dziesięć jej książek, zafascynowana "Rosyjskim kochankiem". Czekały na swój czas, aż po kilku latach je sprzedałam. Widzę, że nie straciłam zbyt wiele, puszczając je w świat bez czytania :/
UsuńCo do "Wariatek", sama nie wiem, czego to była wina. No ale rozczarowanie jest. Nie żałuję lektury, tylko ten niesmak... Może to niczyja wina?
Moim zdaniem zdecydowanie nic nie straciłaś. Była swego czasu faza na Nurowską, ale ja się zraziłam i do tej pory nic innego nie czytałam.
UsuńMoże tak być. Szkoda, że ostatnio u Ciebie gorszy czas jeśli chodzi o wybór książek. Mam nadzieję, że teraz czytasz coś super :)
Ja jej chyba nie rozumiem. Kiedyś nawet myślałam, że jestem jakimś snowflakem, wyjątkowym płateczkiem (jak to płateczki ;)) bo nie rozumiem jej bohaterek. A dziś... nie wiem, jaka jest przyczyna, ale już mnie to nie interesuje.
UsuńNo właśnie teraz w końcu nadszedł czas na "Szczelinę". A najśmieszniejsze, że oglądaliśmy kilka dni temu jej ekranizację. Miałam sobie oszczędzać wiedzę o fabule, ale ciekawość zwyciężyła :) Sporo już wiem, ale i tak czytam - żeby wyciągnąć własne wnioski.
Z tego, co pamiętam to jej bohaterek też nie rozumiałam. W imię miłości jechały na Sybir za ukochanym i zachodziły kolejno w ciążę. Tak zapamiętałam trylogię "Panny i wdowy", może coś pomieszałam, ale nie zamierzam sprawdzać :)
UsuńJest ekranizacja "Szczeliny"? To może być ciekawe... Trzymam kciuki, żeby mimo wszystko książka przypadła Ci do gustu :)
Ech... brzmi... W każdym razie nie kusi mnie, żeby sięgnąć.
UsuńJest, dowiedziałam się zupełnym przypadkiem. Trudno było ją znaleźć, do tego potrzebne były jeszcze napisy, za którymi też trzeba było się nachodzić. Podobał mi się też film, choć cały czas kojarzył mi się z "Blair witch project".
Pewnie nie będę miała w sobie tyle determinacji, żeby szukać i filmu, i napisów, bo ostatnio oglądam tylko to, co mam na streamingu. Ale gdybym jakimś cudem miała do niego dostęp to nie odmówię sobie seansu :)
UsuńJeśli chciałabyś obejrzeć, mogę podać Ci namiary. Ja sama nie szukałam, ale byłam świadkiem wzmożonych poszukiwań i, jakby co, mogę podpytać :)
UsuńTo poproszę, nigdy nie wiadomo kiedy najdzie mnie ochota na oglądanie :)
UsuńPoszło mailem :)
UsuńA tytuł książki taki obiecujący!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
W pewnym sensie nawet pasuje, ale nie tak, jak myślałam, że będzie :/
UsuńPozdrawiam również! :)
przyznaję, lubię takie książki, które opowiadają losy różnych kobiet z jednej rodziny, na przestrzeni lat...
OdpowiedzUsuńhttps://okularnicawkapciach.wordpress.com/
Ja w sumie też :) Ale w tej pokładałam nadzieje, być może niesłusznie. Skoro lubisz takie opowieści, to Ci ją polecam, bo uważam, że zła nie jest.
UsuńCieszę się, że tak zupełnie się nie zniechęciłaś do tej książki, bo wiem, jak trudno otrząsnąć się z lekturowego rozczarowania.
OdpowiedzUsuńDalej uważam, że jest dobra, ale nie spełniła moich oczekiwań.
UsuńRaczej się nie skuszę na tę książkę. :) A jak uważasz, tytuł jest dobrze dobrany do treści? Czy te bohaterki to istotnie "wariatki"?
OdpowiedzUsuńDobre pytanie :) Też się nad tym zastanawiałam czytając recenzję. Zresztą co to znaczy być wariatką? :P
UsuńUważam, że tytuł pasuje, o ile uznamy, że wariatką można nazwać kobietę, która nie zachowuje się tak jak inne, jak wypada. Nie wpisuje się w ramy, odstaje od normy. Tutaj żadna bohaterka nie pasowała, chociaż postępowały bardzo różnie. Moim zdaniem żadna nie miała zaburzeń psychicznych, po prostu były "inne".
Usuń.
UsuńStawiam taktyczną kropkę, bo właściwie odpisałam Wam obu :)
Rodzinne sagi są dla mnie nie do przejścia. Chyba, że to romansidła w typie Bridgertonów, ale to się czyta dla rozrywki. Te sploty i przechodzenie z pokolenia na pokolenie po prostu mnie przerasta. Ale po tytule nie spodziewałabym się takiej opowieści. A mówili, by nie oceniać po okładce :P
OdpowiedzUsuńW innych recenzjach czytałam zachwyty, więc to kwestia bardzo subiektywna. Mnie chyba skusiła głównie ta "szczypta szaleństwa", którą rozumiałam jako pęd ku niezależności. Tymczasem okazała się głównie niepasowaniem do świata - na kilka różnych sposobów.
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńJednym słowem rozczarowanie. Myślę, że gdybym przeczytała ten tytuł miałabym podobne odczucia. Raczej nie urzekła mnie jej fabuła, może to być dla kogoś rewelacyjne dzieło, ale dla mnie... chyba nie bardzo. Wygląda na to, że lubię książki w zupełnie innym stylu. Poza tym, chyba tytuł może być ciut mylący. Gdy słyszę "wariatki" to wyobrażam sobie szalone kobiety, z poczuciem humoru, które lubią się bawić i tak dalej. Może pasowałby tytuł "Inne" albo "Niedopasowane" ? :D
Pozdrawiam cieplutko ♡
A wiesz, że to mógłby być bardzo dobry pomysł z tymi tytułami? Bardzo dobre propozycje podsunęłaś :)
UsuńPozdrawiam również! :)