niedziela, 26 maja 2024

"Martwy sad" Mieczysław Gorzka

Najprzyjemniejsze w czytaniu tej książki było siedzenie na balkonie w niedzielny poranek i wygrzewanie się na słońcu. Niestety, sama lektura mnie wymęczyła i ciągnęła się parę tygodni. Dokończyłam „Martwy sad”, tylko dlatego, żeby nie dokładać do listy „niedoczytane” kolejnego tytułu. Dyplomatycznie rzecz ujmując, na mój zastój czytelniczy nie pomógł, choć zapowiadał się nieźle.

Marcin Zakrzewski jest komisarzem policji. Trafia na miejsce zbrodni i zalicza niespodziewane spotkanie z mordercą. Kiedy postanawia przemilczeć to, co od niego usłyszał, mam złe przeczucia. Oho, czy to jeden z tych kryminałów, w których zatajamy ważne informacje i łazimy samotnie w niebezpieczne miejsca? Niestety, to nie jedyny i bynajmniej nie największy minus debiutu pana Gorzki.

Sporo w tej opowieści dzieje się przypadkiem. Przyjaciółka sugeruje Marcinowi powrót do sprawy sprzed lat i sru! Mamy serię niewyjaśnionych zaginięć na przestrzeni 70 lat. Komisarz musi wyjaśnić, czy to dzieło jednego sprawcy i czy łączy się ze współczesnymi przestępstwami. Jeśli zakładacie, że będziecie śledzić historię i wpadniecie na jakiś trop – płonne nadzieje. Zakrzewskiemu w odpowiednich momentach nad głową zapala się żarówka, a nam pozostaje przewracać kolejne kartki.

Przykre, bo „Martwy sad” naprawdę ma potencjał. Przykre, bo fabuła jest ciekawa, ale została opowiedziana w nieciekawy, momentami wręcz w nudny sposób. Nie wymagam od twórcy totalnej zmiany stylu, niemniej redaktorka mogłaby go zachęcić do rezygnacji z rozbijania gunwa na atomy ze szczegółowego opisywania każdej czynności i przemierzanych tras. Trudno mi było nie wzdychać przy czytaniu, że bohater kupił w sklepie dwie ostatnie bułki, dokupił wędlinę, ser, przyjechał do domu, zrobił sobie kanapkę... Pojechał ulicą X, skręcił w Z, minął Y, objechał rondo Z... W niektórych książkach w ogóle nie czuje się klimatu danego miasta. Tutaj mamy skrupulatność aż do przesady.

Doceniam, że w końcu mamy zwykłego człowieka, bez nałogów, podłej przeszłości, zawodowego wypalenia czy zblazowania. Marcin to dobry facet. Ale czy ten pozytywny akcent równoważy wady takie jak:

  • wątek romansowy z dupy – serio, już bardziej wiarygodne są dla mnie historyjki z pornosów. Gdybym była złośliwa, napisałabym, że romans powstał wyłącznie dlatego, że komisarz kupił paczkę gumek.

  • Jałowe, nienaturalne dialogi – bardzo, bardzo źle mi się czytało przez sztuczne, hiper poprawne rozmowy bohaterów. Często o niczym. Ot, takie paplanie dla paplania.

  • Żarówka nad głową – koncept, na który Zakrzewski wpada nagle, bo tak. Rozwiązanie nasuwa się samo, bo ktoś coś powiedział.

  • Styl – poprawny, ładny, bogate słownictwo etc., ale bez iskry, która nie pozwoliłaby mi się oderwać od czytania. Nazwałabym go stylem piątkowego ucznia, który jest oczytany i pisze pięknie, ale nie umie porwać.

Brzmię, jakbym bezlitośnie zamiatała panem Gorzką podłogę. Nie znam człowieka, nic do niego nie mam, co nie zmienia faktu, że męczyłam się przy czytaniu. Ponoć w kolejnych książkach jest lepiej, więc go nie skreślam. Przekonałam się, że wcale nie trzeba poznawać autora od jego debiutu. Można przeczytać np. najnowsze dzieło – i tak zrobię, kiedy tylko pojawi się w mojej bibliotece.

18 komentarzy:

  1. Dlatego właśnie boję się debiutu - wydaje się, że piąteczka, ale jak nie porywa to dupa blada 😜 smakowała mu chociaż ta kanapka? 🤭
    Z książką, filmem i człowiekiem musi być flow, gdy tego brakuje to mimo szczerych chęci przyjaźni nie będzie. Kiedyś czytałam książki w myśl zasady, że jak już zaczęłam to skończę, ale nie ma sensu się męczyć. A siły gumek nie lekceważ - ci by było jakby nie miał? Mogłaby być wpadka, alimenty, trauma, pijaństwo i już po komisarzu bez problemów 😜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był tak pochłonięty przeglądaniem papierów, że chyba nie odnotował smaku. Albo ja, znudzona opisem przyrządzania tej kanapki :D Co do gumek, propsuję, że pomyślał o zabezpieczeniu, ale partnerka zapraszała go do domu na rozmowę w sprawie ich pracy, nie na bzykanko ;)

      Bzykanko było, ale to już inna kwestia :D

      Usuń
  2. Na szczęście ja uważam, że autor ewoluuje. Każda kolejna książka jest ciut lepsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mnie pociesza. Gdyby kolejne książki miały być podobne do "Martwego sadu", nie dałabym rady przez nie przebrnąć. Zaczekam na "Nie Anioła" i go przeczytam, jak już będzie w bibliotece.

      Usuń
  3. No cóż, czyli Gorzka nie dla mnie. Już po "Krwawnicy" nabrałam podejrzeń, że nie nadajemy z autorem na tych samych falach, a teraz utwierdziłam się w tej opinii. Serio nie rozumiem jakim cudem tyle osób chwali jego książki. Chyba faktycznie polski rynek kryminałów cierpi na jakiś kryzys i zastój skoro takie tytuły są uważana ze dobre. Nienawidzę jak w książkach muszę czytać dokładną listę czynności wykonywanych przez bohaterów. Aż mnie ciarki przeszły jak wspomniałaś o tych, że "kupił ser, wędlinę, zrobił kanapkę, a potem pojechał tu i tam". Wątek romansowy w kryminale to w ogóle często pasuje jak kwiatek do kożucha. Albo jest sztampowy, albo właśnie pojawia się znikąd. Ubawiłam się, czytając twoją recenzję, ale rozumiem, że tobie do śmiechu nie było w trakcie lektury. Trzymam kciuki, żebyś trafiła na lepszą książkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno są gorsze, kiepsko napisane, szkodliwe książki. Ale czy to usprawiedliwia tę? W pewnym momencie złapałam się na myśli, że czytam na siłę w imię... sama nie wiem czego. A wczoraj uparłam się, żeby dokończyć.

      Tutaj był potencjał, więc w sumie nie dziwi mnie, że autor dostał kolejne szanse. Jednocześnie żywię głęboką nadzieję, że wybito mu z głowy tak szczegółowe opisy i romanse. Ktoś na LC napisał, że współczuje lektorowi ;) Ja bym chyba usnęła podczas czytania, że bohater gdzieś jedzie i jedzie, i jedzie. A wcale nie ma daleko! ;)

      Usuń
    2. Oj są, co do tego nie mam wątpliwości, po prostu jak widzę na LC ocenę typu 7 to nastawiam się, że jednak książka będzie dobra. A potem okazuje się, że niekoniecznie... Też tak mam, że nie przerywam czytania nawet jak mi się nie podoba. Trochę to strata czasu, ale jednak nie umiem się zmusić, żeby nie czytać do końca.

      Właśnie też mnie zastanawia gdzie w takiej sytuacji jest wydawnictwo? Bo rozumiem naprawdę, że autor może popełniać błędy, zwłaszcza przy debiucie, ale nikt z wydawnictwa nie widzi, że taka wyliczanka czynności nie jest potrzebna?

      Usuń
    3. To ja staram się z tym walczyć. Jak widać po tej książce, nie zawsze mi się udaje, ale naprawdę się staram. Szkoda czasu, kiedy czeka tyle (lepszych) tytułów. Można się nabawić - albo pogłębić - zastoju czytelniczego ;)

      Może stwierdzono, że OK, trochę za dużo takich detali, ale przejdzie mu z czasem albo kto wie, może spodobają się czytelnikom. Pojęcia nie mam, z jakim nastawieniem do tego podeszli.

      Usuń
    4. Masz rację, też uważam, że szkoda czasu na nietrafione książki, ale jakoś sama nie umiem się przemóc i zrezygnować z lektury, zwłaszcza jeśli jest to kryminał i jednak chciałabym się dowiedzieć, kto zabił :)

      Albo w ogóle ich to nie obeszło, na zasadzie jakiejś taśmowej produkcji. Przydałby się komentarz kogoś, kto pracuje w wydawnictwie.

      Usuń
    5. To ja tak miałam z moim ostatnim Kingiem ("Joyland"). Przestał mnie ciekawić, więc przeszłam do ostatnich stron, żeby dowiedzieć się, o co chodziło :) I wiem już, co się stało, nie wiem tylko dlaczego ;)

      Usuń
    6. Może jeszcze do niego wrócisz? :)

      Usuń
    7. Może kiedyś, aczkolwiek wątpię, bo wciąż pamiętam, jak coraz mniej chętnie po niego sięgałam. Ale never say never, jak to śpiewał Justin Bieber ;)

      Usuń
    8. U mnie też kilka książek Kinga czeka i jakoś na razie boję się je czytać. Nie chciałabym znowu narzekać i znowu rozczarować się autorem, którego lubię :(

      Usuń
    9. W pełni rozumiem obawy :)

      Usuń
  4. Mam autora gdzieś tam na liście tych, których chciałabym poznać, a nawet więcej - na regale czekają już dwie czy trzy jego książki. Do tej pory wydawało mi się, że jego powieści mogą mi się spodobać, ale teraz już nie jestem taka pewna. Ale spróbuję, może mam coś z jego nowszych tytułów.

    A co do takich zwyczajnych śledczych to na myśl przyszła mi od razu do głowy seria z Williamem Wistingiem od Horsta. Miło wspominam trzy pierwsze tomy i przypomniałam sobie, że chciałam tę znajomość kontynuować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma sporo fanów, a i ja - mimo zarzutów, które nasunęły mi się podczas czytania - nie uważam, że to kiepski autor. Myślę, że warto go przetestować. A nuż złapiesz z nim flow :)

      Horsta jeszcze nic nie czytałam, ale kojarzę nazwisko. Przewijało się kilkukrotnie na grupkach "kryminalistów". Kiedyś w końcu go poznam.

      Usuń
  5. Ostatnio u mnie deszczowo a poczytałabym sobie chętnie na balkonie... No może nie akurat tę książkę, bo duża szansa, że też mi nie podejdzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie to samo, nawet zaczęło zalewać jakieś piwnice :/ Ale może tylko dziś, a jutro zacznie się przejaśniać. I będzie znowu można posiedzieć na balkonie :)

      Usuń