środa, 23 maja 2012
Kenzo Amour EDP, Kenzo
Zadziwia mnie to jak bardzo może zmieniać się gust. Albo nie, nie gust, tylko sezonowe zachcianki. Nigdy nie przepadałam za słodkościami i kuci kuci "zapaszkami", bo kojarzyły mi się z głupiutkimi niuniami z dyskoteki, a poza tym mdliło mnie od nich.
O ironio, pewnego pięknego zimowego dnia zapragnęłam pachnieć słodko. I to tak słodko jadalnie, tak, żeby ludzie przy mnie głodnieli i chciało im się odwiedzić najbliższą cukiernię. Nastał czas Amour.
Przyznam szczerze, że prześledziłam wcześniej opinie o nim, zaufałam licznym zapewnieniom o perfumach ryżowo-mleczno-słodko-kaszkowych, babeczkowych wręcz. Tak strasznie chciało mi się pachnieć jak babeczka z budyniem!
I Amour taki jest. Pachnie słodko, kobieco, zmysłowo, choć muszę napisać, że nie jest to dokładnie to, czego szukałam. Nie jest aż tak jadalny. Poza tym TEGO pazura w nim nie wyczuwam, ale jest miły dla nosa, słodki, ale nie słitaśny. Nie pachnie tandetnie i kiczowato, klasy mu nie odmówię. I wiele razy usłyszałam, że ładnie pachnę.
Używam póki mogę, bo kiedy nastaną upały, Amour zacznie dusić. Ale kto wie, może wrócę do niego na zimę - o ile nie odkryję czegoś bardziej jadalnego. Poza tym jest w tych perfumach jedna drażniąca nuta, która mnie odrzuca. Całe szczęście znika szybko i pojawia się głównie na początku, kiedy przesadzę z ilością, ale jest ohydna: chemiczna, metaliczna, sztuczna. Taki zgrzyt zapachowy.
Reasumując, ciekawy i słodki, kobiecy. Działa na mężczyzn. Wybija się spośród pospolitych słodkości, pachnie "wyższą półką" i dodaje pewności siebie. Polecam.
EDIT 2015: W ramach eko-oszołomstwa (czyt. kupowania wyłącznie produktów marek, które nie testują na zwierzętach ani nie zlecają tego innym firmom) nie kupię więcej.
* Fotka z sieci.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz