niedziela, 5 lipca 2015

Na zakupy z facetem? No way!


Uwielbiam chodzić sama na zakupy. Mam wtedy święty spokój – nikt mi nie ględzi nad uchem, nikt nie stoi przy mnie jak pies na deszczu, tęsknie zerkając w stronę drzwi, nikogo nie znosi w stronę kas, kiedy mam jeszcze chęć przejrzeć kilka rzeczy (ciuchów, kosmetyków, whatever) i pozastanawiać się nad tym które i czy w ogóle kupić. Nikogo nie muszę zostawiać przed wejściem do drogerii, żeby wraz z innymi nieszczęśnikami siedział na ławeczce ze zwieszoną głową i odliczał minuty do końca męczarni. Brak takiemu tylko smyczy, na której można by go było przywiązać do jakiejś paprotki. Zaiste, smutny widok.


Na zakupy w duecie wybieramy się tylko i wyłącznie, kiedy w grę wchodzi zapełnienie lodówki albo kupienie jakiegoś ciuszka (bardziej stresująca sytuacja), który jest NAPRAWDĘ potrzebny. Przed rzuceniem się sobie do gardeł i tarzaniem między regałami chroni nas wtedy lista z produktami do odfajkowania. „Checked!”, długopis skreśla jeden po drugim kolejne rzeczy. Uff! Odbębnione, możemy wziąć azymut na kasę i, zadowoleni z siebie, wyjść ze sklepu. Kolejny raz obeszło się bez rozlewu krwi. Zwycięstwo!

Ale nie zawsze tak było. Dobrze pamiętam te chwile stękania, cierpiętniczych min, wleczenia się noga za nogą jak na ścięcie – ogółem psucia mi przyjemności zakupów. Nie to, żebym namiętnie uwielbiała rajdy po galeriach, ale czasem trzeba coś kupić i byłoby fajnie nie robić z tego tragedii, tylko wziąć sprawę na klatę i pójść na współpracę. Skracając dzięki temu nie tylko swoje męki. Przeszliśmy wiele nierzadko trudnych rozmów i ustaliliśmy plan działania, który pozwala nam wyjść ze sklepu w takim samym składzie/stanie, w jakim do niego przyszliśmy.


Dziś mogę się tylko (gorzko) uśmiechnąć, kiedy mijam w galerii parę, w której ona nadąsana idzie przodem, a misiaczek sunie z tyłu, pomstując na czym świat stoi. No sama słodycz, randka idealna. Czy naprawdę nie lepiej wybrać się osobno i oszczędzić sobie nawzajem nerwów? Czy naprawdę lepiej użerać się z misiaczkiem między regałami niż w samotności (chlip!) na spokojnie kupić co trzeba? Albo wybrać się na shopping z koleżanką i w ten sposób zrelaksować? Wiem, że sporo babeczek to lubi, więc w czym problem?

Nie mówię o zakupach dla rodziny, bo to trochę inna sprawa. Mówię o jednej z wielu opcji spędzania wspólnie czasu – a wezmę se misia na randkę w galerii, bedzie fajnie. Nie, nie będzie, jeśli misiu tego nie lubi, jeśli misia to nudzi, jeśli jest tylko kwestią czasu, kiedy misiowi pęknie żyłka przy ślęczeniu w przymierzalni.

 
Naprawdę nie musicie 24 godziny na dobę oddychać tym samym powietrzem. Wszystko jest kwestią dogadania się dwojga osób. Banalne, ale prawdziwe.

* Wszystkie fotki znalezione w sieci.

2 komentarze:

  1. No patrz, a ja na ciuchowe zakupy najbardziej lubię z chłopem pójść :) Wyjątkowo cierpliwa z niego bestia, gdy przymierzam, zdejmuję i zakładam, porównuję i grymaszę;) Mało tego,często sam mi jakąś perełkę wynajdzie na wieszaku, albo nitkę z tyłu dyndającą dostrzeże:) Sama nigdy nie mogę się zdecydować, co wziąć i w lustrze zbyt krytycznym okiem na siebie patrzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To masz skarb w domu po prostu :))) U mnie jest tak, że nawet i z koleżanką nie łażę - sama kupię szybciej, mogę pogrymasić ile mi się podoba i pozastanawiać się do woli. Nikogo nie wkurzam i nikt mnie nie wkurza ;)))

      Usuń