niedziela, 15 października 2017

"Japońska parasolka" Rani Manicka


"Dziewczynka, pomyślał ze zdziwieniem, zanim jeszcze akuszerka obwieściła ten fakt szorstkim głosem i zanim noworodek rozpłakał się na dobre. Szybko, by nie okazać radości, na którą w skrytości ducha liczył, zakrył tackę z białym cukrem, którą ofiarowałby kapłanowi, gdyby dziecko było chłopcem, i wyciągnął w jego stronę tackę z cukrem palmowym".

"Japońska parasolka" przenosi nas do Malezji w I połowie XX wieku, w czasy, w których kobiety pracują w pocie czoła na poletkach, podczas gdy mężowie (i synowie) raczą się herbatką w knajpce. Kobiety wykonują ciężkie prace fizyczne, kobiety zajmują się domem (w tym sprzątaniem i gotowaniem, żeby mężczyźni nie byli głodni, podczas gdy kobieta będzie pracować na poletku). No i oczywiście kobiety zajmują się dziećmi. W trakcie lektury zastanawiałam się z lekką nutką mściwości, co by było, gdyby te malezyjskie kobiety pewnego dnia się zbuntowały. Malezyjskie próżniaki płci męskiej najprawdopodobniej padłyby z głodu, w smrodzie i brudzie.

Mój wewnętrzny feminizm ryczał, kiedy czytałam o ojcu Parwati, głównej bohaterki. O jego irytacji chrapaniem żony, wycieńczonej porodem. O planowaniu przyszłości córce, ledwo wydała pierwszy krzyk po przyjściu na świat. O jego wyrachowaniu po poznaniu wróżby kapłana, mówiącej, że Parwati czeka nieszczęśliwe małżeństwo ("Jeżeli dziewczynce przeznaczony jest upadek z powodu owych "wtrętów" (ze strony mężczyzn), to przynajmniej niech jej ojciec przedtem zażyje bogactwa").

Feminizm ryczał, kiedy czytałam o przetrzymywaniu jej 16 lat w domu. Miała czekać w cnocie na wywróżonego bogacza, który przyniesie jej ojcu upragnione życie w dostatku. W swojej chciwości wieśniak nie pomyślał o hańbie, w jakiej jego córka może wrócić do domu, kiedy ów bogacz odkryje, że został oszukany i zamiast bladolicej piękności do jego pałacu zawitała dziewczyna o śniadej skórze. Ojcu Parwati nie brakło tupetu, żeby wysłać jej list z wyrzutami, że nie przysyła mu pieniędzy.  Wewnętrzny feminizm wręcz zawył, kiedy poznałam treść listu: matka z tęsknoty za córką zachorowała i nie może pracować, przez co ojciec i bracia (pięciu chłopa!) cierpią niedostatek. Tu muszę zaznaczyć, że Rani Manicka nie ocenia, po prostu opisuje malezyjską rzeczywistość tamtych czasów. To ja oceniam, czytając, i widzę gorzki los kobiet, które się wykorzystuje, ale ich nie szanuje i nie docenia ("Celem życia dziewczyny było szczęśliwe małżeństwo", "Kapłani, rzecz jasna, nie zwrócili uwagi na kobietę z córką", "Żona ma służyć mężowi").

Kasu Marimuthu nie odesłał Parwati do domu, mimo że tak zamierzał. Czasami odwiedzał ją w sypialni, ale wyłącznie po pijanemu, a sam akt odbywał się w ciemnościach. Bohaterka "Japońskiej parasolki" wiedziała, że mąż jej nie kocha, mimo to wciąż nie traciła nadziei na poznanie miłości. Ta jednak przyszła dopiero później, wraz z okupacją japońską. I przybrała postać generała, który uczynił z niej gejszę. Przyznam, że nie do końca przekonała mnie ta miłość - dla mnie to było bardziej pożądanie, rozpalająca żądza, której Parwati przecież wcześniej nie znała.

Mówiąc o dziele Rani Manickiej, nie sposób pominąć Mai, kucharki i szamanki, powiernicy Parwati. To niesamowita postać, o wiele ciekawsza niż pozostałe razem wzięte. Zna odpowiedzi na prawie wszystkie pytania (również te niezadane). Jest niczym wędrowiec pomiędzy światami. Wie jak uleczyć ciało i duszę, a leczy zarówno ziołami, maściami, jak i słowami.

"Wszyscy jesteśmy połączeni. Ilekroć widzisz tragedię innego człowieka, przyjmuj ją tak, jakby spotkała ciebie. Wszyscy jesteśmy komórkami jednego ciała. Wiedz o tym, że ani jedna komórka w ciele nie może umrzeć bez jednoznacznej zgody całego organizmu".

"Bezsilni i nieszczęśliwi sięgają po ostatnią władzę, jaka jest im dana, moc sprawiania bólu".

"Szczęście jest uzależnione od czynników zewnętrznych. Radość płynie z wnętrza bez żadnego powodu".

Nie neguję, że "Japońska parasolka" to dobra książka, kawał wartościowej literatury, dzięki której możemy poznać lepiej hinduskie mity i wierzenia, a także historię i... kompleksy. To piękne opisy miłości, mnóstwo uniwersalnych prawd, skarbnica wiedzy o kilku religiach. Ale to również niezmiernie mnie drażniący wyzysk bohaterki przez kolejnych braci, przyjeżdżających do niej, żeby wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy pod przykrywką troski o jej interesy. Chyba mam zbyt niepokorną naturę na spokojne czytanie takiej literatury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz