Drugim minusem "Odpowiedz, jeśli mnie słyszysz" jest bardzo niestaranna, wręcz niechlujna korekta. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek wcześniej spotkałam się z literówkami i brakami przyimków już na pierwszej stronie. Nie wiem czy korektorce obcięli pensję, czy po prostu jest w tej pracy, bo jest, ale powinna się wstydzić podpisać pod czymś takim. Do mniej więcej 40. strony musiałam walczyć z chęcią zarzucenia tej książki i żalem, że wydałam 9,5 zł na coś wartego najwyżej 3.
Żeby nie było, że przemęczyłam się w imię średnio sensownego aktu masochizmu, im dalej w las, tym lepiej. I to dosłownie w las, bo w nim zaczęła się cała opowieść. Podczas polowania na łosie pada strzał, do którego nikt nie chce się przyznać. Szybko okazuje się, że nie był to przypadkowy wystrzał - ginie jeden z myśliwych. Prócz tego znika jego 13-letnia córka, towarzysząca mu na stanowisku. Rozpoczynają się poszukiwania dziewczynki, startuje również śledztwo. Wraz z jego rozwojem policja z Hagfors poznaje coraz więcej niepokojących faktów. Zabitego nikt właściwie nie lubił, co za tym idzie, przybywa osób mających motyw. Ninni Schulman stopniowo rozszerza kolejne wątki, rzuca tropy, by finalnie uświadomić czytelnikowi coś, co ten wie już od dawna. Że zabójstwa rzadko są przemyślane. Zazwyczaj towarzyszy im przypadek, a jasność umysłu zabójcy przesłaniają emocje. Sprytny plan nie jest wcale taki sprytny.
Podczas lektury napotkałam określenie "szwedzka zawiść" w kontekście zazdroszczenia zabitemu jego zamożności. Jeden z przesłuchiwanych powiedział, że kiedy tylko komuś zaczyna się lepiej powodzić, znajomi patrzą na niego złym okiem. Autorka chyba nie zna pojęcia "polskiej zawiści". Zresztą, może to po prostu ludzka cecha, jedna z największych i najczęściej spotykanych wad naszego gatunku? Jeśli by tak było, jest to jakieś (gorzkie) pocieszenie, że jesteśmy źli tak samo, wszędzie, w każdym zakątku globu.
Sporo krytyki jak na jedną recenzję, a książka nie była taka zła. Przeczytałam ją do końca. Nie było to jednak gorączkowe czytanie z wypiekami na twarzy, żeby jak najszybciej poznać rozwiązanie. Nic z tych rzeczy. Może też zraziłam się do niej przez polowanie, pokazane jako relaksującą rozrywkę, jako coś pięknego? Jako coś, na co można wysyłać szkolną klasę i obruszać się, że młodzież woli jechać na burgery? Moje eko-oszołomskie serduszko nie mogło czytać o tym spokojnie. W każdym razie to moja pierwsza przygoda z serią o Magdalenie Hansson, piszącej artykuły z dzieckiem u piersi. I póki co, nie zanosi się na kontynuację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz