piątek, 8 grudnia 2017
"Drobny kłopot" Mark Haddon
Wśród opinii, jakie na temat powieści Marka Haddona znalazłam w sieci, sporo było sceptycznych, niezadowolonych i kręcących noskiem. Na humor w książce, że wcale nie śmieszny. Na samą książkę, że przegadana. Że dziwna. I że niektóre sceny były fuj, ble i niesmaczne. Tuszę, że niesmak budził opis stosunku dwojga niekoniecznie pięknych i młodych ludzi - obwisłe pośladki, klapnięte piersi, pomarszczone jajka i takie tam. Do scen niesmacznych doszły też zboczone, jak pisali co poniektórzy oburzeni. Domyślam się, że czytelnicze ślepka uraziło zamieszczenie w powieści opisu homoseksualnego aktu. Cóż, życie. Co poniektórym oburzonym zawsze pozostaje bezpieczna klasyka, w której nie ma miejsca na takie zbezeceństwa jak seksy gejoskie.
Mnie powieść spodobała się od pierwszej strony, a nie określiłabym się jako osobę, która rozumie i/lub lubi angielski humor. Monty Python średnio mnie bawi (ponoć dlatego, że jestem kobietą), z drugiej strony nie przeczę, że ubawiłam się przy oglądaniu "Zgonu na pogrzebie", pełnego scen absurdalnych, oburzających, rozbrajających. Może angielski humor angielskiemu humorowi nierówny, nie wiem, w każdym razie "Drobny kłopot" zapewnił mi sporo przyjemności przy czytaniu. I nie chodzi bynajmniej o lekką, przyjemną lekturkę, o której zapomni się na drugi dzień. Powieść jest zabawna, ale z pewnością nie głupiutka. Za dużo w niej goryczy i smutku, choć ów smutek z czasem zaczyna odpływać w oparach leków i alkoholu w stronę paranoi.
Już miałam pisać o głównym bohaterze, kiedy uświadomiłam sobie, że tu jest nim cała rodzina. Poznajemy każdego z jej członków, jego problemy i rozterki oraz konsekwencje ponoszone w wyniku podjętych decyzji. Jako pierwszy przedstawia nam się George Hall, senior rodu i, jak się szybko okazuje, hipochondryk. Podobały mi się jego wewnętrzne komentarze, jego cyniczne i zgryźliwe poczucie humoru. Gdybym miała się z kimś zżyć, to z nim, póki nie zaczął popadać w obłęd, wywołany jedną niewielką zmianą skórną na biodrze. Nie polubiłam Jean, żony George'a, za jej zamiatanie problemów pod dywan oraz za główny popełniony przez nią grzech. Nie poczułam też sympatii do Katie, córki, szarpiącej się wewnętrznie, czy wyjść za człowieka, który nie jest tak przystojny jak ojciec jej dziecka, ale zapewnia jej poczucie bezpieczeństwa. Sama nie wiedziała, czy go kocha, czy szuka stabilizacji dla siebie i synka. No i jest jeszcze Jamie, syn, czarna owca rodziny. Gej, który boi się wyjść z szafy. Każdy z nich ma swoje własne strachy. Każdy musi w najbliższym czasie podjąć trudną decyzję, która zaważy nie tylko na jego życiu. Stres zwiększa się wraz z odliczaniem dni do wielkiego wydarzenia w życiu rodziny. Aż następuje kulminacja, przypominająca nieco... wybicie szamba.
Nie brzmi jak opis zabawnej książki, prawda? "Drobny kłopot" nie jest weekendowym czytadełkiem, nie jest lekką komedyjką. Autor komentuje rzeczywistość w zabawny sposób, ale tematy, jakie porusza, nie są wcale błahe. Gdyby na podstawie tej książki nakręcono film, podejrzewam, że mógłby wyglądać jak "Zgon na pogrzebie". I pewnie ubawiłabym się na nim tak samo. To taka słodko-gorzka opowieść, po którą warto sięgnąć, kiedy chciałoby się przeczytać coś życiowego, zabawnego, ale nie naiwnego. Ze swojej strony polecam.
Marcadores:
cynizm-sarkazm-orgazm,
komedia,
Mark Haddon,
obyczajowe,
rodzinka,
toksyczne relacje
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Coś takiego mi się przyda- leżę z choróbskiem i nastrój mam właśnie słodko- gorzki... :)
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz też zgryźliwy humor, taki cyniczny dość, to powinno Ci się spodobać :)
UsuńSama jestem w posiadaniu cyniczno-zgryźliwego humoru więc lubię to też zobaczyć u kogoś innego
OdpowiedzUsuńZatem myślę, że śmiało mogę Ci to polecić.
Usuń