Rozedrgane palce, szloch wstrzymywany w gardle, oczy, które uparcie wciąż zachodzą łzami... Zanim udało mi się uspokoić oddech i zatrzymać roztrzęsione dłonie na uspokajająco chłodnej klawiaturze, minęło kilka dobrych minut. Myśli wciąż kłębią się w mojej głowie jak stado kolibrów, a serce bije tak szybko i gwałtownie, jakby miało zaraz rozsadzić mi klatkę piersiową. Nie wiem, czy dziś zasnę... Czy kiedykolwiek zasnę... Ta nawałnica emocji, jaka przetoczyła się przez moją duszę... Jak wrócić do rzeczywistości po czymś takim? Jak sobie z tym poradzić?
A, nie. Chciałam pokazać, że też umiem w ckliwość ;)
Agnieszka
Lingas-Łoniewska pisze w stylu, który kompletnie do mnie
nie trafia. Nazywana przez fanki Dilerką Emocji, u mnie również je
wywołała, ale zdecydowanie nie takie, o jakie chodziło. Od
czytania zrobiły mi się zakwasy na oczach. Tak często nimi
przewracałam, że to nie było już przewracanie, a oczny
kołowrotek. Miałam świadomość, że trzymam w ręku romans, więc
spotkam kobiety piękne jak z obrazka i przystojnych mężczyzn z
sześciopakiem na brzuchu. Będę czytać o cudownych pierwszych
razach, idealnym dopasowaniu ciał i dusz. Ale, na Afrodytę i Erosa,
czy to naprawdę musiało być napisane w taki sposób, że miałam
nie ciary, a drgawki żenady?
Po
co się za to brałaś, zapytacie. Ano po to, żeby przeczytać
romans, bo tak właściwie to ja lubię romanse. „Zakochaną
złośnicę” lubię. I „Dom nad jeziorem” lubię (no doooobra.
Bo Keanu). I „Serce nie sługa” też (ale ten z Hugh Jackmanem).
Do tego zmieniam się w fontannę za każdym razem, kiedy oglądam
„Siedem dusz”... To akurat nie jest zbyt dobry przykład, ale
daję go po to, żeby pokazać, że naprawdę potrafię się
wzruszyć. Uważam się za osobę o dość romantycznym usposobieniu
i nie mam nic przeciwko pięknym historiom miłosnym. Ale nic nie
poradzę na to, że czasem włącza mi się tryb szydercy. Zwłaszcza,
gdy trafiam na całkiem niegłupią opowieść napisaną w stylu
pretensjonalno-potocznym. Egzaltacja i patos suto przeplatana
wulgaryzmami, które same w sobie mi nie przeszkadzają, ale w
takim zestawieniu kojarzą mi się z brykającym kucykiem Pony. W
obróżce nabijanej ćwiekami.
Z
autorką po raz pierwszy spotkałam się w ubiegłym roku, kiedy
wypożyczyłam z biblioteki „Łatwopalnych”. Była to jedna
jedyna książka, przez którą w 2019 roku nie udało mi się
przebrnąć. Próbowałam, ale poległam. „Bez
pożegnania” miało być drugą szansą daną pisarce,
sprawdzeniem, czy tamto było tylko wypadkiem przy pracy, czy po
prostu pani ma taki styl. Pani ma taki styl.
Sama
historia nie jest zła. To kontynuacja wątków z debiutu autorki
pt.: "Bez
przebaczenia",
wydanego dekadę temu w tzw. nowaresach. Nie miałam większych
trudności w zorientowaniu się, kto z kim i dlaczego, mimo licznych
nawiązań do faktów, których nie opisano. Mamy tu klasyk w
postaci dwójki bohaterów poturbowanych przez los. Jacek to
przystojny żołnierz z
wyniesioną z misji traumą, a dokładniej z zespołem stresu
pourazowego (PTSD). Weronika to rudowłosa „dziesiątka”,
terapeutka i psycholożka, która pomaga mu się uporać z
potrzaskaną psychiką. Drugi wątek autorka poświęciła Piotrowi i
Pauli, którzy – o ile dobrze zrozumiałam – byli głównymi
bohaterami w „Bez przebaczenia”. Wtedy niedomówienia i
przedziwne wybory splatały i zrywały ich relacje, dziś tworzą
idealne małżeństwo kończące większość rozmów seksem. W tle
przewija się też trzeci duet (Ola i Kuba), który musi sobie wiele
wyjaśnić. Ogółem wszyscy są ze sobą w jakiś sposób powiązani
– ten jest bratem tamtej, ta była kiedyś z tamtym, a ten zerwał
z tamtą. Do każdego bohatera odzywa się przeszłość, która chce
wyrównać rachunki. Albo, jak u Piotra, powracają demony PTSD.
Powtarzam,
sama historia nie jest zła. Żołnierskie zmagania ze
wspomnieniami z misji w Afganistanie dają podwaliny pod
opowieść, która chwyta za serce i nie pozwala o sobie zapomnieć.
Pisarka przybliża temat związków z takimi mężczyznami i
problemów, jakie przeżywają kobiety żołnierzy („misjonarki”).
Niestety nie mogłam się skupić na potencjale książki, bo
przytłumił go sposób, w jaki została napisana. Wzdychałam
ciężko, ilekroć widziałam kolejne „Piotrusiu”, „maleńka”,
„jesteś moim cudem, całym światem i tym jednym pokojem, w którym
zaraz będę cię kochał”, czy sentencje w rodzaju: „(kobieta)
którą odnalazłem na skraju piekła. Która wróciła do mnie ze
skraju nieba”... Przetykane to tu to tam soczystą kurewką, żeby
czytelnik nie zapomniał, że ma do czynienia z żołnierzami.
Podsumowując,
w najnowszej powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej doceniam to, że:
- jest krótka,
- porusza trudny i ważny temat PTSD,
- bohaterowie w jednej ze scen spacerują po Wrocławiu, mieście, które bardzo lubię,
- pisarka ma dobry gust muzyczny,
- na spotkaniach autorskich zbiera karmę dla zwierząt w schronisku.
Nie
podoba mi się styl. Bardzo. Myślę, że do dwóch razy sztuka,
trzeciego nie będzie. Niemniej „Bez pożegnania” spełnia
wszystkie kryteria romansu, więc trafi w gusta niejednej
miłośniczki historii z oczywistym zakończeniem. I niejedna osoba
spędzi nad tą książką bardzo przyjemny wieczór. Kto zna i lubi
warsztat Dilerki Emocji, z pewnością będzie usatysfakcjonowany.
Za
możliwość przeczytania przedpremierowego egzemplarza dziękuję
wydawnictwu Burda Książki.
Premiera: 25
marca 2020
Jestem ciekawa czym są te zakwasy co do samej książki to nie jestem fanką romansów - podziękuje ;)
OdpowiedzUsuńSą bardzo nieprzyjemnym uczuciem ;)
UsuńJa też nie jestem, ale dobry romans chętnie bym przeczytała. Wciąż szukam :/
To chyba nie chce doświadczać :P
UsuńA może coś z klasyki? :)
Nie ma w tym nic fajnego ;)
UsuńMoże. Na razie mam sporo innych, w tym zaległe, o piętrzących się na regale nie wspomnę. Romanse mogą poczekać. Czeka Was jeszcze jedna recenzja romansu/erotyku i na razie koniec u mnie z tymi tematami ;)
Czyli masz co robić i myśli masz zajęte ;)
UsuńDokładnie ;)
UsuńAle jakiś strach jest?
UsuńJakiś może i jest, nie mówię, że nie.
UsuńTrzymaj się <3
UsuńTy też :*
UsuńMusimy :*
UsuńNie mamy wyjścia :)
UsuńZgadza się
UsuńAutorkę kojarzę, ale nigdy nie czytałam żadnej jej książki i myślę, że nic nie straciłam :)
OdpowiedzUsuńNieśmiało przytaknę ;)
UsuńNo, faktycznie, nie wychwalasz książki, trochę po niej jedziesz, no, ale co poradzić, skoro piszesz prawdę i przez "Bez pożegnania" naprawdę dostałaś zakwasów ocznych (hah - pierwsze słyszę ten tekst, jest świetny). :P
OdpowiedzUsuńJest jakiś plus - już wiem, że to nie dla mnie. Oczy się zregenerują, szare komórki odżyją, a ja będę nauczona doświadczeniem, że mam tego nie tykać ;)
UsuńNie znam autorki, ale książka wydaje się ciekawa.
OdpowiedzUsuńAutorka ma chyba spore grono swoich fanek, więc dla nich z pewnością jest ciekawa. Ja niestety nie mogę jej polecić.
UsuńZ gustami się nie dyskutuje, każdy na swoje, dotyczy to także książek i ich tematyki📚
OdpowiedzUsuńJa teraz " siedzę" w kryminałach, thrillerach.
Blogowicze zadają mi pytania, dlaczego, inni się dziwią, że ja na co dzień wrażliwa i taka tematyka.
Mam tak i już.
Gdy zaczynam lekkie książki nudzą mnie.
Pewnie mi to przejdzie.
Przedstawioną przez Ciebie autorkę znam, czytałam kiedyś, nawet z chęcią.
Teraz nie wiem, jaki byłby odbiór jej powieści.
Pozdrawiam serdecznie na kolejne spokoje, słoneczne, marcowe dni🧡🌷🙋🌤️
Z pierwszym zdaniem nie mogę się zgodzić :) O gustach dyskutuje się najczęściej. To powiedzenie z tej samej grupy co "o zmarłych tylko dobrze". Też nieprawdziwe ;) Niemniej rozumiem, o co Ci chodzi.
UsuńOsobiście nie chcę zamykać się w jednej dziedzinie i czytać np. wyłącznie kryminały. Ale wiem, że są takie osoby i w pełni im to odpowiada. Zatem cóż mi do tego? :)
Pozdrawiam deszczowo :)
zdecydowanie odmówię, chociaż okładka bardzo udana
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie dziwię się ;)
UsuńJuż słowo 'romans' do mnie nie przemawia zbytnio. A Twoja recenzja przekonuje, że nie chcę czytać tej książki
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
subjektiv-buch.blogspot.com
Ja nie mówię "nie" romansom, ale wiem, że zdecydowanie mówię "nie" książkom tej autorki :/
UsuńSłyszałam już o tej książce... i raczej dalej będę jej unikać :/
OdpowiedzUsuńTeż bym tak zrobiła ;)
UsuńDużo się teraz pisze na temat tej książki i mnie przekonała. Lecz zacznę od pierwszej części. ;)
OdpowiedzUsuńSkoro Cię przekonała, śmiało sięgaj ;) Ja podziękuję ;)
UsuńJakoś nie za bardzo moje klimaty, chociaż kto wie, może by przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńMoże. Mnie zdecydowanie nie podeszła ;)
UsuńSzkoda, liczyłam na dużo lepszą historię. Ja nie jestem miłośniczką romansów, więc wątpię czy w tej książce znajdę coś dla siebie :(
OdpowiedzUsuńCzyli następna recenzja też nie przypadnie Ci do gustu :/ Ale za to kolejna - jestem pewna, że jak najbardziej! :)
UsuńCzytałam nie tak znowu dawno historię z podobnym wątkiem, i to nawet 2tomowke 😁 Teraz też jestem po romansie, który zachwala cały IG, a mnie niestety... Chociaż ocznych zakwasów nie dostałam 😂
OdpowiedzUsuńJak to nikomu dziś nie można wierzyć ;) Im więcej pochwał, tym bardziej trzeba zachować sceptycyzm ;)
UsuńA też dodam, że romantyzmu, sentymentalizmu,i wrażliwości ogólnej płaczliwości przy czytaniu i oglądaniu wzruszających rzeczy mi nie brakuje 😂😉
UsuńJa niby udaję taką twardą i cyniczną, a wystarczy włączyć odpowiedni film i, jak Nel z "W pustyni i w puszczy", mam oczy w mokrym miejscu ;)
UsuńRozbroiłas mnie poczatkiem recezji😂
OdpowiedzUsuńTak mnie natchnęło ;D
Usuń