Ucieszyłam się, kiedy nadarzyła mi się okazja do poznania jednego z noblistów. Intrygował mnie od momentu, gdy usłyszał o nim cały świat, ale jakoś nie było sposobności sięgnąć po któryś z tytułów. Według wydawnictwa „Pierwsza osoba liczby pojedynczej” to nie tylko książka wymarzona dla wiernych fanów Murakamiego, ale także idealna dla osób, które dopiero zaczynają przygodę z jego twórczością”. Zatem nic, tylko siąść i czytać.
Przeczytałam. I wiecie co, nie wiem, co mam o tym sądzić. Nie mogę powiedzieć, że mi się podobało, ale nie mam żadnego argumentu za tym, żeby uznać to najnowsze dzieło za nieudane. Ot, chyba nie poczułam „flow” z autorem. Pisze subtelnie, spod jego pióra wyfruwają nie tyle wspomnienia, co impresje. Ulotne jak puch na wietrze, jak nitki babiego lata połyskujące w promieniach słońca. Zostałam zaproszona do tego efemerycznego świata, ale czułam się w nim niezgrabnie niczym nastolatka w dojrzewającym ciele.
Z jednej strony nie miałam problemu z ujrzeniem pięknej dziewczyny przytulającej do piersi płytę Beatlesów. Śledziłam wzrokiem, jak idzie szkolnym korytarzem, a dół jej spódnicy delikatnie się kołysze. Usłyszałam dzwoneczki, które wprawiły serce bohatera w drżenie, a z czasem stały się „miernikiem stopnia wymarzoności” kolejnych dziewczyn. Razem z nim sączyłam piwo i słuchałam opowieści tajemniczej małpy. Kontemplowałam muzykę i udawałam zainteresowanie meczem baseballu. Z drugiej strony wpadłam w konsternację po przeczytaniu historii recitalu fortepianowego. Patrzyłam na bohatera z takim samym niezrozumieniem jak jego kolega, któremu ją opowiedział.
Gdybym miała w dużym skrócie opisać fabułę, stwierdziłabym, że w najnowszym zbiorze opowiadań Haruki Murakami wraca do czasów młodości. Konstatuje z goryczą: „Myśl, że dawne dziewczyny zrobiły się stare, wprawia mnie w przygnębienie, bo uzmysławia mi, że moje marzenia z dawnych lat straciły już moc”. Mogę mu jedynie (nieco cynicznie) zacytować Szymborską: „Bruneci z filmów, bracia koleżanek, nauczyciel rysunków, ach, polegną wszyscy”. Życie, panie, życie. Wszystkich nas dopadnie, wysuszy kwiatki w wazonie i pomarszczy ludzkie twarze.
Dziwna to recenzja, ale i dziwne moje odczucia. Miałabym duży problem z oceną „Liczby pojedynczej...”, gdybym musiała jakąś wystawić. Na szczęście nie muszę. Myślę, że rzeczywiście wiernym fanom się spodoba, skoro autor „powrócił do czytelników w najwyższym stylu”. Pewnie i zdobędzie nowych – zauroczy ich swoją subtelnością. Jeśli chodzi o mnie, pisarz klepnął zachęcająco w kanapę i zaprosił do wspólnego oglądania starych albumów. Chyba jednak postąpię jak gość, który z grzeczności wypił herbatę, a teraz zerka już w stronę drzwi.
Za możliwość przeczytania przedpremierowego egzemplarza dziękuję Wydawnictwu Muza.
Premiera: 12 listopada 2020
Pierwszy akapit tej recenzji to złoto! Chichram się bardzo, bo ja nie umiem polubić się z twórczością Murakamiego. Miałam kilka podejść i nie zaiskrzyło. I tak jak mówisz, zawsze zerkam niecierpliwie w stronę drzwi. Widocznie to nie nasza bajka.
OdpowiedzUsuńChyba tak. Aczkolwiek samego czytania nie żałuję, bo zaspokoiłam swoją ciekawość :)
UsuńNie czytałam Murakamiego. Może i nawet mnie ciągnie i ciekawi, ale chyba jeszcze nie na tyle by dać mu szansę. Poczekam, dojrzeję, może i mnie najdzie na tyle, by przestać się wahać ;)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś, jak będzie czas, miejsce i chęci :)
UsuńJa Murakamiego przeczytałam jedną książkę. I niestety musiałam ją ocenić (bo to współpraca była). Oceniłam dość nisko, bo zupełnie mi książka pomieszała w głowie. Raczej już nie wrócę do tego pisarza.
OdpowiedzUsuńChyba jest coś w tym, co niektórzy mówią - albo trafi (jak strzała Amora) albo zdecydowanie nie.
UsuńJa tam go bardzo lubię, i czekam na tę książkę w swoich łapkach, albo raczej na czytniku :)
OdpowiedzUsuńLiczni fani dobrej literatury (mnie nie zachwycił, ale uważam, że pisze co najmniej dobrze) zawsze cieszą :)
UsuńOd dawna planuję przeczytać jakąś książkę tego autora. Pewnie to zrobię i teraz będę ciekawa moich odczuć.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Również jestem ciekawa Twoich odczuć :)
UsuńMuszę wreszcie coś tego autora przeczytać, bo wstyd. A bardzo mnie do niego ciągnie.
OdpowiedzUsuńA tam wstyd, pewnie podobnie jak u mnie jakoś nie było okazji ;) Co się odwlecze... :)
UsuńNie czytałam twórczości autora, nie było jakoś okazji, nie wiem zresztą czy polubiłabym to pióro. Jest to na pewno książka wartościowa i zdobędzie swoich wiernych fanów, ale czy to na pewno klimat w którym czułabym się dobrze? Zdaje mi się, że odpowiem na to pytanie przecząco. Recenzja cudowna, naprawdę złoto!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ♡
Może kiedyś zechcesz się przekonać, a może nie poczujesz takiej potrzebny. Nic na siłę :)
UsuńDużo słyszę o autore ale jeszcze nie czytalam jego książki ;)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś będzie okazja, czas i ochota ;)
UsuńA ja właśnie odwrotnie bo jeszcze nie słyszałam o tym Autorze, ale z chęcią bym się zapoznała.
OdpowiedzUsuńWidziałam, że napisał całkiem sporo książek, więc wybór jest duży :)
UsuńMurakamiego jeszcze nic nie czytałam, aż wstyd ;/
OdpowiedzUsuńOj tam, wstyd :)
UsuńMurakami noblistą? Dobre sobie.
OdpowiedzUsuń