środa, 23 lutego 2022

"Rambo Pierwsza krew" David Morrell

Od przeczytania mija już drugi tydzień, a ja wciąż dumam. Czy polubiłam (wreszcie) ekranizację. Co uważam za lepsze – książkę czy film. Jak ubrać w słowa wszystkie emocje wywołane przez lekturę. Zamiast odpowiadać na te pytania, sama zadam jedno. Czy jest na sali ktoś, kto nie zna Johna Rambo? Dam sobie rękę uciąć, że przynajmniej kojarzycie to nazwisko. Przejdźmy do treści właściwej, czyli mojej subiektywnej opinii, zanim usłyszę w głowie głos Czarka Pazury („I wiesz co? I bym teraz, kur.a, nie miał ręki!”).

Trudno mi pisać o książce bez odnoszenia się do filmu i chyba nie będę się na to silić. O ile nie wszyscy, o tyle większość i tak najpierw oglądała ekranizację. Jeśli chodzi o mnie, nigdy za nią nie przepadałam. Do połowy „Rambo Pierwsza krew” był dla mnie przykry w odbiorze. Dopiero później, gdy akcja nabierała rozpędu, oglądałam prawie z przyjemnością. Zabierając się za pierwowzór, oczekiwałam, że poznam powody tak bezwzględnego traktowania bohatera przez szeryfa oraz jego podwładnych. Być może je zrozumiem i zmienię o nich zdanie – oraz o samym Rambo. Czy zmieniłam?

Zacznijmy jednak od początku. O temacie debiutu ojca Rambo zadecydował przypadek. W 1968 roku David Morrell obejrzał w dzienniku dwa reportaże. Jeden ze zbrojnego starcia w Wietnamie, drugi z zamieszek na ulicach USA. Każdy inny, oba straszne, bo podobne. Niedługo później pisarz przeczytał artykuł, który do cna go oburzył. Tekst opowiadał o grupie hipisów wywiezionych przez policję za miasto po wcześniejszym rozebraniu do naga, polaniu wodą i obcięciu bród oraz włosów. Degeneratami moralnymi okazały się nie wyrzutki, lecz ci od „To Protect and to Serve”. Tak oto w autorze narodziła się myśl.

W 1972 roku ukazuje się powieść o weteranie z Wietnamu, który wraca do domu po ucieczce z niewoli. John Rambo to bohater nagrodzony najwyższym amerykańskim odznaczeniem, Congressional Medal of Honor, ale jednocześnie odrzucony przez ojczyznę. Kraj się go wyrzeka, a obywatele przeganiają jak bezdomnego psa. I to dosłownie. Kiedy John przybywa do miasteczka o nazwie Madison, szeryf Teasle pakuje go do radiowozu i wywozi na peryferia. Przy okazji częstuje go protekcjonalną gadką o tym, że takich jak on (czyt. włóczęgów) tu nie potrzebują, bo same z nimi problemy. Rambo ma dość. Więcej tego nie zniesie. To szesnaste (powtarzam, szesnaste) miasteczko, w którym spotyka się z takim traktowaniem. Uparcie wraca do Madison, co szeryf odbiera jako osobistą zniewagę. Aresztuje mężczyznę za włóczęgostwo i wiezie na komisariat. Na miejscu, podobnie jak nieszczęśni hipisi z reportażu, Rambo trafia pod prysznic, a później ma być ostrzyżony. Jego protesty są ignorowane. Wystarczy jeden błysk ostrza brzytwy blisko twarzy, aby wróciły wspomnienia z Wietnamu. John nie wytrzymuje i przystępuje do ataku. A potem, niczym lawina, wszystko idzie nie tak. Drobne wydarzenie, jeszcze jeden gest pogardy zmienia fabułę w krwawą jatkę, w której uczestniczy policja stanowa, gwardia narodowa oraz masa cywili-cymbałów. A wystarczyło zostawić Rambo w spokoju, bo on naprawdę nie szukał zaczepki.

– Medal of Honor? – spytał Lester Teasle'a. – Kogo ty nam każesz ścigać? Bohatera wojennego? Jakiegoś pierd.lonego komandosa z zielonych beretów?

Przez długie lata uważałam ekranizację za bezmyślną nawalankę z osiłkiem, który walczy z całą armią. Później zrozumiałam, że to nie jest zwykła durna strzelanka. To jeden z pierwszych filmów o tragedii weteranów wojennych. O tym, że dla wszystkich włącznie z amerykańskimi władzami byłoby lepiej, gdyby tacy żołnierze wracali do kraju w trumnie. Niestety wracali żywi, choć często bez kończyn, więc nie wyglądali dobrze przed kamerami. No i te ich dziwne zachowania, pretensje zamiast wdzięczności... Gdzie podział się ich patriotyzm? Rząd USA długo wzbraniał się przed dostrzeżeniem PTSD. Oraz przyznaniem, że wykorzystał swoich żołnierzy, wypychając ich na wojnę i udając, że nie istnieją po powrocie. W filmie i w książce poznajemy ten temat bliżej dzięki przemyśleniom Rambo. Widzimy jego koszmary, obserwujemy, jak walczy z własnymi demonami, jak się miota. Wiele osób uważa, że książka przedstawia to lepiej, a ja się waham. Z pewnością książkowy John Rambo jest bardziej ludzki. Cierpi, a nawet płacze. Kiedy złość przejmuje nad nim kontrolę, próbuje zrealizować swój plan zniszczenia wszystkich i wszystkiego. To odróżnia go od bohatera z filmu, który chce po prostu przetrwać. Najbardziej znacząca różnica między książką a ekranizacją to zakończenie. Książkowe jest w pełni zrozumiałe, choć przygnębiające. Filmowe też przygnębia, ale inaczej.

Nie wiem czy i kogo mogłabym zachęcić do sięgnięcia po tę książkę. Ewentualnie tych, którzy znają film, ale chcą poznać więcej szczegółów – jak ja. „Rambo Pierwsza Krew” to pisana prostym językiem, obfitująca w wulgaryzmy opowieść o złamanym człowieku. Żadne z niej wybitne dzieło, ale może skłaniać do dyskusji. O patriotyzmie. O wojnie. O PTSD. O byciu innym i podejściu społeczeństwa do tych, którzy nie pasują. Dla jednych będzie czystą rozrywką, dla drugich antywojennym manifestem. Nie sądzę, żebym pomyliła się, jeśli stwierdzę, że dla wszystkich jej bohater jest już częścią historii.

* zdjęcie okładki z sieci

30 komentarzy:

  1. Witam serdecznie ♡
    Książki nie czytałam a film znam z kilku ujęć. Mój mąż bardzo lubi oglądać Rambo, ja raczej jestem zwolenniczką innych gatunków filmowych ale trzeba przyznać - postać Rambo to historia, znana każdemu postać :) Świetna recenzja!
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo lubię pozostałe części, mimo że nie mają nic wspólnego z filmem. Tę... niezbyt, z powodu szeryfa i reszty. Bohatera lubię, nawet w wersji książkowej, gdzie nie jest tak sympatyczny jak w filmie.

      Jeszcze raz życzę Ci (Wam) udanej zabawy w sobotę! <3

      Usuń
  2. Znam film - oj szeryf mnie wkurzał. Po książkę raczej nie sięgnę. Wolę czytać coś w stylu "Cienkiej, czerwonej linii".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaspokoiłam ciekawość i też raczej nie wracam :)

      Usuń
  3. Morrell? Ten Morrell jest autorem Rambo? Ok, to jest wiadomość dnia, bo jak wspomniałaś, że czytasz wersję książkową to spodziewałam się, że na okładce będzie jakiś no name. I nie mam pojęcia dlaczego...
    Książki nie czytałam, filmu nie lubię, ale strasznie mnie przygnębił ten tekst. W ludziach jest tyle złości i głupoty... Gdzie się to w nas mieści? Przecież jest jeszcze poczucie humoru, radość, miłość, uprzejmość... Dziwne z nas stworzenia. Teraz, kiedy na Ukrainie jest tak niespokojnie, znów możemy mieć do czynienia z wojenną traumą na szerszą skalę, z eskalacja różnych zachowań. Utrzymanie władzy kosztem ludzkiego życia to nie głupota, to zło :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niespokojnie to dość łagodne słowo. Sądzę, że Putin, tak samo jak Łukaszenka czy dyktator chiński (nie chce mi się sprawdzać jego nazwiska, nie zasługuje na większą uwagę) nie oddadzą władzy dobrowolnie. Przyssali się do niej i nie wyobrażają już sobie życia jako tzw. zwykły człowiek. Po nich choćby potop.

      Usuń
  4. Zaskoczyłaś mnie informacją, że to historia o tragedii weterana wojennego, bo ja właśnie uważałam ten film za bezmyślną nawalankę. Oglądałam go dwa razy, ale przyznaję, że niedokładnie i że zostałam do oglądania zmuszona. A co Cię skłoniło do sięgnięcia po książkę? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę Cię namawiać do trzeciego seansu, choć uważam to za najlepsze rozwiązanie :) Już na samym początku filmu jest scena, w której Rambo chce odwiedzić znajomego z oddziału i dowiaduje się od jego matki, że zmarł. Dopadł go rak wywołany chemikaliami, jakie armia USA rozpylała nad wietnamskimi terenami. To wstrząsa Johnem, zwłaszcza że był to ostatni żyjący kolega z oddziału. Później jeszcze parokrotnie przewija się się wątek oszukanych, wykorzystanych żołnierzy, którzy nie mogą już żyć normalnie, tak wojna zniszczyła ich psychikę.

      Sięgnęłam po książkę, kiedy tylko się o niej dowiedziałam. Chciałam poznać powód zachowania szeryfa. Oburzało mnie, a w filmie nie wyjaśniono, dlaczego odnosił się do Rambo z taką wrogością i pogardą.

      Usuń
  5. przyznam szczerze,że to nie jest moja książkowa bajka ;) I filmowa tak samo....
    okularnicawkapciach.wordpress.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet nie wiedziałam, że film jest ekranizacją. Ja go uwielbiam. Ryczałam jak bóbr. Nigdy nie postrzegałam go w kategorii "nawalanki"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zawsze wilgotniały oczy przy przemowie Rambo pod koniec filmu. Ten wykrzyczany wyrzut (do kraju, armii, systemu) był naprawdę mocny.

      Usuń
  7. Nawet nie widziałam, że jest książka. Mój brat uwielbia ten film :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeżeli chodzi o Rambo, to jakoś nigdy nie przepadałam za filmami o nim. Dlatego do książek również nie nie ciągnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Znam film. Książki nie:)

    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wiele osób nie wie, że to ekranizacja :)

      Usuń
  10. Lubię publikacje o weteranach wojennych ❤

    OdpowiedzUsuń
  11. Jako siostra 2 braci znam większość tego typu filmów i nawet lubiłam je oglądać, ale jako typową rozrywkę. Drugiego dnia mogłam się jedynie domyślać, ale chyba mało kto w wieku nastoletnim to robi 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz rację :) Nie pamiętam, czy oglądałam ten film jako dziecko. Na pewno jako kilkulatka obejrzałam z zafascynowaniem "Wejście smoka" ;)

      Usuń
  12. Wstyd się przyznać, ale nie wiedziałam, że słynny film jest ekranizacją książki. Cóż, po lekturę chyba nie sięgnę, ale twoja recenzja dobrze pokazuje, że jest w tej historii drugie dno, o którym nie wiedziałam. Zwłaszcza teraz dyskusje o wojnie i PTSD na pewno przybiorą na sile :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak myślę :/ Problem będzie się tylko zwiększać.

      Usuń
  13. Rambo kto to Rambo? Nie no spokojnie spokojnie zachowaj swoją rękę. Słyszeć, oczywiście słyszałam, film oglądałam tak fragmentami. Faktycznie miałam go za za bezmyślną nawalankę z osiłkiem. Po Twojej recenzji trochę inaczej na niego spojrzałam. Zachęciłaś mnie do dokładnego obejrzenia, może i przeczytania :). O tej stronie wojny mało się mówi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj znać, kiedy obejrzysz. Jestem ciekawa Twojego spojrzenia.

      To prawda, wojna zabiera życia, nawet kiedy ludziom udaje się przetrwać. PTSD nie pozwala im wrócić do normalności.

      Usuń
  14. Nie miałam pojęcia, że film powstał na podstawie książki! I w dodatku, e jej autorem jest Morrell!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja się przyznam, że nie znałam wcześniej autora. A tu wyszło, że jest bardzo znany :)

      Usuń