środa, 27 sierpnia 2025

"Jedyna prawda" Olle Lönnaeus

– Podobno zacząłeś szperać na własną rękę wokół śmierci Martena.
– Jeżdżę po ludziach, którzy biją mnie po mordzie. Tak wygląda to moje szperanie. Zaczyna mnie to cholernie męczyć.
– Dowiedziałeś się czegoś nowego?
– Właściwie nie. Kaznodzieja próbował zmiażdżyć mi czaszkę w łuparce do drewna, a Goran wcisnął mi do gęby rewolwer.

W szwedzkiej miejscowości zamordowano mężczyznę. Niewielu go lubiło, nienawidził go syn, ale to właśnie do syna zadzwonił tuż przed śmiercią. Kiedy ten pijany dotarł do domu rodzinnego w środku śnieżycy, zobaczył ojca wiszącego pod sufitem. Zemdlał, a rano na miejscu zbrodni – wstrząśniętego i wciąż nie do końca trzeźwego – zastała go policja.

Malarz zabity za obrazoburczy obraz i rzekomy zabójca marzący o byciu męczennikiem. Syn z wielkim żalem za koszmarne dzieciństwo. Policjantka muzułmanka, samotna w zimnym kraju. Radość muzułmańskich ekstremistów, że niewierny pies poszedł prosto do piekła. Zapowiadało się nieźle, ale im dalej, tym gorzej. Zastanawiałam się, czy to wina pisarza, czy tłumaczki. Myślę, że oboje się do tego przyłożyli, ale bardziej raził mnie język niż fabuła. I nie chodzi tylko o to, że mam uczulenie na słowo „pałaszować”. Miejscami robiło się infantylnie, a mnie przechodziły ciary zażenowania.

Sprawdziłam autora i okazało się, że jest dziennikarzem politycznym wielokrotnie nagradzanym za reportaże śledcze. Gdybym tego nie zrobiła, mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że „Jedyna prawda” to dzieło osoby, która kombinowała, jak napisać kryminał bez wiedzy z tego zakresu. Niby śledztwo prowadzi policjantka Fatima, ale więcej informacji zdobywa nieszczęsny syn ofiary – coraz bardziej poobijany Joel. Tu przyjdzie i dostanie w łeb, tam polezie i o mało nie pogryzą go psy, ale co się dowie, to jego.

Główni bohaterowie są przedziwnie poprowadzeni. Nie wiem, czy Fatima jest źle napisana, czy to ze mną coś nie tak. Kompletnie jej nie rozumiałam. Gdyby mi przyszło opisać charakter tej kobiety, nazwałabym ją niestabilną emocjonalnie. Joela początkowo obdarzyłam sympatią, ale potem nie kibicowałam już nikomu. Czytałam dalej, żeby dowiedzieć się, czy dobrze wytypowałam sprawcę. Obstawiłam bezbłędnie i to od razu. Albo jestem taka mądra, albo historia jest przewidywalna.

Olle Lönnaeus stworzył coś na kształt niezręcznego slow burn. Zmusił bohaterów do oglądania się nago przed lustrem, a mnie do bycia świadkiem. Ona wypinała piersi, szczypała się w pośladki i śmiała uwodzicielsko do odbicia. On oceniał swoje ciało jako chude, ważył w dłoni członek i jądra, planował wizytę u fryzjera. Dla niej był piękny nawet z obitą gębą, ale piękny był również przesłuchiwany Osama, z którym miała sen erotyczny. Nie jestem pewna, czy autorowi udało się pokazać jej samotność. Ja dostrzegłam zwyczajne wyposzczenie.

Żeby nie było, doczytałam do końca, a mogłam odstawić na półkę. Chwilami czułam się niekomfortowo, pogubiona w emocjach bohaterów (zwłaszcza Fatimy). Doceniam wplecenie motywu niechęci do imigrantów i tego, jak z powodu nienawiści dostaje się rykoszetem niewinnym. Doceniam też wątek trudnych relacji rodzinnych i ukazanie, jak dzieciństwo wpływa na dorosłe życie. Być może tekst podobałby mi się bardziej, gdyby przetłumaczył go ktoś inny, nie wiem. Nie będę raczej szukać kolejnych książek tego pisarza, choć nie mówię kategorycznym tonem.

2 komentarze:

  1. Nawet nie wiedziałam, że taka książka powstała, ale jakoś mnie do niej nie ciągnie mimo iż już wiem, że istnieje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kupiłam ją z 7-8 lat temu w Taniej Książce, chyba nie była zbyt znana. Dziś pewnie to samo, choć autor jest dość poczytny - przynajmniej za granicą :)

      Usuń