– Jeżdżę po ludziach, którzy biją mnie po mordzie. Tak wygląda to moje szperanie. Zaczyna mnie to cholernie męczyć.
W szwedzkiej miejscowości zamordowano mężczyznę. Niewielu go lubiło, nienawidził go syn, ale to właśnie do syna zadzwonił tuż przed śmiercią. Kiedy ten pijany dotarł do domu rodzinnego w środku śnieżycy, zobaczył ojca wiszącego pod sufitem. Zemdlał, a rano na miejscu zbrodni – wstrząśniętego i wciąż nie do końca trzeźwego – zastała go policja.
Malarz zabity za obrazoburczy obraz i rzekomy zabójca marzący o byciu męczennikiem. Syn z wielkim żalem za koszmarne dzieciństwo. Policjantka muzułmanka, samotna w zimnym kraju. Radość muzułmańskich ekstremistów, że niewierny pies poszedł prosto do piekła. Zapowiadało się nieźle, ale im dalej, tym gorzej. Zastanawiałam się, czy to wina pisarza, czy tłumaczki. Myślę, że oboje się do tego przyłożyli, ale bardziej raził mnie język niż fabuła. I nie chodzi tylko o to, że mam uczulenie na słowo „pałaszować”. Miejscami robiło się infantylnie, a mnie przechodziły ciary zażenowania.
Sprawdziłam autora i okazało się, że jest dziennikarzem politycznym wielokrotnie nagradzanym za reportaże śledcze. Gdybym tego nie zrobiła, mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że „Jedyna prawda” to dzieło osoby, która kombinowała, jak napisać kryminał bez wiedzy z tego zakresu. Niby śledztwo prowadzi policjantka Fatima, ale więcej informacji zdobywa nieszczęsny syn ofiary – coraz bardziej poobijany Joel. Tu przyjdzie i dostanie w łeb, tam polezie i o mało nie pogryzą go psy, ale co się dowie, to jego.
Główni bohaterowie są przedziwnie poprowadzeni. Nie wiem, czy Fatima jest źle napisana, czy to ze mną coś nie tak. Kompletnie jej nie rozumiałam. Gdyby mi przyszło opisać charakter tej kobiety, nazwałabym ją niestabilną emocjonalnie. Joela początkowo obdarzyłam sympatią, ale potem nie kibicowałam już nikomu. Czytałam dalej, żeby dowiedzieć się, czy dobrze wytypowałam sprawcę. Obstawiłam bezbłędnie i to od razu. Albo jestem taka mądra, albo historia jest przewidywalna.
Olle Lönnaeus stworzył coś na kształt niezręcznego slow burn. Zmusił bohaterów do oglądania się nago przed lustrem, a mnie do bycia świadkiem. Ona wypinała piersi, szczypała się w pośladki i śmiała uwodzicielsko do odbicia. On oceniał swoje ciało jako chude, ważył w dłoni członek i jądra, planował wizytę u fryzjera. Dla niej był piękny nawet z obitą gębą, ale piękny był również przesłuchiwany Osama, z którym miała sen erotyczny. Nie jestem pewna, czy autorowi udało się pokazać jej samotność. Ja dostrzegłam zwyczajne wyposzczenie.
Żeby nie było, doczytałam do końca, a mogłam odstawić na półkę. Chwilami czułam się niekomfortowo, pogubiona w emocjach bohaterów (zwłaszcza Fatimy). Doceniam wplecenie motywu niechęci do imigrantów i tego, jak z powodu nienawiści dostaje się rykoszetem niewinnym. Doceniam też wątek trudnych relacji rodzinnych i ukazanie, jak dzieciństwo wpływa na dorosłe życie. Być może tekst podobałby mi się bardziej, gdyby przetłumaczył go ktoś inny, nie wiem. Nie będę raczej szukać kolejnych książek tego pisarza, choć nie mówię kategorycznym tonem.
Nawet nie wiedziałam, że taka książka powstała, ale jakoś mnie do niej nie ciągnie mimo iż już wiem, że istnieje :)
OdpowiedzUsuńKupiłam ją z 7-8 lat temu w Taniej Książce, chyba nie była zbyt znana. Dziś pewnie to samo, choć autor jest dość poczytny - przynajmniej za granicą :)
UsuńMatko kochana, mam tę książkę, ale chyba nigdy jej nie przeczytam skoro tak kiepsko to wszystko jest poprowadzone :( Jestem przekonana, że kupiłam ją na fali popularności skandynawskich kryminałów, kiedy prawie wszystko wydawało mi się ciekawe. Szkoda, że nie była to książka, która zrobiłaby na tobie pozytywne wrażenie :( Dobrze zrozumiałam, że bohaterowie robią dokładnie to, co opisałaś? Szczypią się w piersi i łapią za członek? Trochę to nie pasuje do kryminału...
OdpowiedzUsuńNo dziwne to jest. Jakieś takie momentami rozmamłane. Podesłałam Ci screeny na IG :)
UsuńPowiem Ci, że totalnie z dupy są te wtrącenia bohaterów, ale chyba nic mnie już nie zdziwi :)
UsuńOj, żebyś się - nomen omen - nie zdziwiła ;)
UsuńCieszę się, że nigdy nie trafiłam na tę książkę i po przeczytaniu Twojego postu na pewno po nią nie sięgnę, jak gdzieś na nią trafię.
OdpowiedzUsuńNie namawiam, sama przeczytałam i w sumie nie żałuję, ale nic nie urwało, szału nie było, niczego specjalnego nie było ;)
UsuńNo to chyba sobie odpuszczę ten tytuł....
OdpowiedzUsuńhttps://okularnicawkapciach.wordpress.com/
Niewiele stracisz, moim zdaniem :)
UsuńJeszcze do przedostatniego akapitu sądziłam, że to po prostu słaba książka, ale po tym akapicie pomyślałam - po co ona w ogóle została napisana.
OdpowiedzUsuńDobre pytanie :) Choć może nie skreślałabym całej książki, tylko przetłumaczyła ją na nowo i wycięła kilka przedziwnych wątków. Tak myślę, momentami nawet mi się podobała.
UsuńZaczęłam czytać recenzję i myślę sobie "o, to dobra książka", ale doczytałam ją do końca i stwierdziłam, że nie będę szukać tego tytułu. Nie przepadam za historiami, gdzie to wszyscy poza policją dochodzą do prawdy, a studium więdnącego członka przerabiałam aż za często na studiach, żebym z własnej woli sięgała po tego typu opisy.
OdpowiedzUsuńNo, ten członek ważony w dłoni i samodzielne amatorskie śledztwo może zniechęcać :)
Usuń