sobota, 29 października 2011
Eclat EDT, Oriflame
Eclat... Nie wiem co jest z nimi nie tak. Używałam ich dawno temu, ale do dziś pamiętam to dziwne uczucie "oblepienia" zapachem - jakby mnie osaczył, otoczył, ograniczył i jeszcze coś na "o-".
Na początku zachwyt. Piękny, słodki, elegancki zapach. Miałam ochotę wylać na siebie całą butelkę, albo chociaż ją... wypić. Taki był śliczny, cudowny i słodki. Jednak z upływem czasu zaczął się do mnie kleić, miałam wrażenie, że zaraz cichaczem, wiotką żółtą smugą, wsączy mi się do nosa i zadusi, zabierze cały tlen i albo zacznę oddychać tą słodyczą albo zginę.
Nie wiem co to jest, jeśli to ma być słynne "otulanie", to ja bardzo dziękuję. Nie chcę.
Może z nim jest jak z kotem? Głaskany mruczy, wygina grzbietek, mruży oczka, ale kiedy pieszczot jest za dużo, kuli się, zaczyna bić ogonem i szukać drogi ucieczki. Zatem troszeczkę Eclat może zachwycać, na krótko i od święta, ale co dzień... Nie umiem sobie tego wyobrazić.
* Fotka z sieci.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nie no wróć do recenzji perfum za mało osób to przeczytało a masz oryginalne podejscie 😁
OdpowiedzUsuńTa pasja trochę mi się przykurzyła ;) Nie kupuję już perfum tak często, a i tak kupowałam głównie małe ilości. Drogi biznes ;) Na takie recenzje czekałoby się jeszcze dłużej niż książek, blog by mi padł ;)
Usuń