Wróciłam zmęczona do domu z myślą, że zjem cokolwiek i mknę pod kołdrę. Zabrałam ze sobą książkę, która czekała na swoją kolej na półce chyba z pół roku. Oczy same mi się zamykały, ale zaczęłam czytać (żeby dobić się już do końca) i... nie mogłam się od niej oderwać. Wciągnęła mnie już od pierwszej strony jak dobry kryminał, a miała być przecież "zwykłą" obyczajówką. Gdyby nie zmęczenie, skończyłabym ją późno w nocy. Była pierwszą rzeczą, po którą sięgnęłam, kiedy tylko otworzyłam oczy następnego dnia. Taka to była zwykła obyczajówka.
Już dawno żadna książka nie zrobiła na mnie tak dużego wrażenia. Kiedy przeczytałam, że "Pani Kimble" to debiut amerykańskiej pisarki, mój szacunek do jej dzieła jeszcze się zwiększył. (A potem złapałam się na myśli, że czemu właściwie traktuje się debiuty tak, jakby autor dopiero uczył się pisać? Przecież mógł tworzyć od lat, tylko zdecydował się na wydanie własnej książki dopiero teraz. Podobnie jest na forach, gdzie nowy użytkownik jest często traktowany jak mały niemądry żuczek, a może mieć o wiele szerszą wiedzę niż połowa forumowiczów razem wzięta. Ot, taka dygresja.) Jennifer Haigh stworzyła bardzo gorzką powieść o trzech kobietach, które związały się z tym samym mężczyzną. Tytuł mógłby brzmieć właściwie "Panie Kimble", bo każda z nich była jego żoną. Każda żyła z nim w innym czasie i przy każdej udawał kogoś innego, a wszystkie łączył rozpaczliwy głód miłości, którą - jak im się wydawało - znalazły w jego niesamowicie niebieskich oczach.
Jennifer Haigh opowiedziała nam historie trzech żon Kena Kimble'a. Tak niby różnych, a jednak podobnych. Pierwszą żonę, śliczną i młodziutką, poznał w czasach, kiedy nie wolno jej było nosić szortów, odsłaniać zasłon ani słuchać radia podczas prac w domu. Nie mówiąc o bliższych kontaktach z ciemnoskórymi. Druga, niezależna i zamożna, zaufała mu, pokonując wstyd i strach, że już jej nikt nie zechce. Osobiście uważam, że to ona została przez niego skrzywdzona najbardziej. Trzecią, niczym diament, doszlifował, żeby mogła błyszczeć u jego boku. Spędziła z nim najwięcej czasu, szybko wpajając sobie podstawową prawdę o charakterze jej męża: Ken nie lubił nieatrakcyjnych ludzi.
Ja, jako czytelnik, wiedziałam więcej. Mogłabym się denerwować na naiwność każdej z żon, na przymykanie oczu na niepokojące sygnały, począwszy od szeptanych pokątnie ploteczek, przez głos rodziny, proszący o rozsądek, a skończywszy na milczącej zgodzie na bycie ozdobą na przyjęciach. Każda z nich widziała rysy, pojawiające się coraz liczniej na kryształowej postaci Kena Kimble'a, ale każda starała się je ignorować, okłamując innych, a przede wszystkim samą siebie.
Męża nie ma w domu. Pojechał do Missouri odwiedzić rodziców.
Kena nie obchodzą pieniądze, ma pracę. (Koszenie trawników?) To tymczasowe. Szuka innej pracy.
Kupuje stare domy, remontuje je i odsprzedaje tanio biednym rodzinom. Nie zarabia na tym złamanego grosza.
Mogłabym się irytować naiwnością, zaślepieniem czy wręcz głupotą każdej z żon. Mogłabym. Ale czy dziś nie ma takich kobiet - łaknących uczucia, zachwyconych zainteresowaniem, jakim darzy je mężczyzna, być może pierwszy, który zwrócił na nie uwagę? Czy na damskich forach nie ma setek wątków rozżalonych użytkowniczek, które nie mogą (nie chcą) pojąć, że są źle traktowane, nieszanowane, wykorzystywane i okłamywane, i to nie z nimi jest coś nie tak? I problemem nie jest (nie powinno być) to, jak się zmienić, żeby ON był zadowolony, tylko jak pozbyć się z życia kogoś tak toksycznego.
Autorka to bardzo wnikliwy obserwator. Świetnym, plastycznym językiem kreuje rzeczywistość, którą można poczuć i dotknąć - jak wiatr od oceanu na Florydzie czy duchotę upału w Wirginii. Pokazuje niespełnione marzenia i ból, jaki towarzyszy zderzeniu bohaterek z rzeczywistością. Tęsknotę za przeszłością i świadomość dokonania złych wyborów. Czas, który niszczy, ale i buduje. Choćby na ruinach. Bez dwóch zdań polecam wszystkim, którzy lubią czytać dobre książki o (trudnym) życiu.
Takie lubię :) Kolejna pozycja do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńZaskoczyła mnie ta książka. Gdybym wiedziała, że jest tak dobra (oczywiście, moim zdaniem), już dawno bym po nią sięgnęła :)
Usuń