Nie sięgnęłabym po tę książkę, gdyby znajoma na Instagramie nie porównała jej do „Cyrku nocy” Erin Morgenstern. Przy okazji dziwiła się, że tak podobne pozycje spotkały się z tak odmienną reakcją czytelników. Jedna zrobiła furorę, o drugiej mało kto słyszał. A jeśli słyszał i kupił, to się rozczarował. Mogę się mylić, ale moim zdaniem „Zakochany przez przypadek” nie wzbudził zainteresowania polskich czytelników z winy wydawnictwa.
Oczyma wyobraźni widzę przysłowiową (czy raczej „kabaretową”) Mariolkę oddelegowaną do projektu pt.: „Zachęcić jak najwięcej osób do zakupu”. Co się sprzedaje zawsze i wszędzie? Romans! Zatem wstawmy z tyłu opis „To historia o tym, jak rodzi się miłość, i o tym, że nic na świecie nie jest w stanie sprawić, żeby umarła”. Ubierzmy całość w czerwoną, filiżankowo-kokardkową okładkę z połyskującymi tu i ówdzie serduszkami. Wciśnijmy ją czytelnikom jako romans i liczmy zyski. Ci, którzy nastawili się na słodką opowiastkę (bo okładka + opis), wyżyją się na książce. I pisarzu. Trudno, po odejściu od kasy reklamacji nie uznajemy.
Irytuję się, bo to naprawdę świetna, zasługująca na docenienie historia, która miała pecha. Rzesze czytelników odepchnęła od niej okładka, skądinąd niebrzydka, ale kompletnie niepasująca do treści. Przyciągnęła tych, którzy oczekiwali love story, a otrzymali... coś dziwnego. Jak pięść do nosa pasuje do niej również tytuł. Oryginalny brzmi „The Coincidence Makers”, czyli „Kreatorzy przypadków”. Nie jest to absolutnie romans – to opowieść z pogranicza realizmu magicznego, ze szczyptą fantasy. Opowiada o trójce bohaterów, którzy poznali się na kursie na tytułowego kreatora przypadków. Ich praca polega na tworzeniu pozornych zbiegów okoliczności. Niekiedy to przewrócenie filiżanki, czasem nakłonienie kogoś do skręcenia w lewo, a nie w prawo. Drobiazgi, które mają znaczenie. Guy wcześniej był wymyślonym przyjacielem, a dziś cieszy się fizycznym ciałem. Pytana o poprzednie stanowisko Emily zawsze znajdzie sposób na uniknięcie odpowiedzi. A Eric uwielbia kreować przypadki tak, żeby przy okazji umówić się na randkę. Za każdym razem, gdy otrzymują nowe zadanie, mogą z niego zrezygnować. Co się z nimi stanie, kiedy naniosą podpis na dokumencie? Tylko jedno z nich zna prawdę.
Napisałam, że „Zakochany przez przypadek” to historia trójki ludzi, ale tak naprawdę jest ich czworo. Pojawia się jeszcze Albert, wyjątkowo skuteczny w swoim zawodzie, mimo że nigdy samodzielnie nie wykonał zlecenia. Przez długi czas wydaje się, że jego opowieść nie ma związku z pozostałymi bohaterami. A później wszystko się wyjaśnia. Wraz z rozwojem fabuły Guy upewnia się, że praca kreatorów często jest elementem czegoś większego. Kiedy jego droga przetnie się ze ścieżką Alberta, będzie musiał podjąć decyzję. I przestać w końcu być taki pasywny.
Debiut izraelskiego pisarza to przepiękna, niezwykle ciepła opowieść. Mimo że Yoav Blum napisał ją dosyć prostym językiem, jest pełna magii. To historia, która nadaje sens pozornie nieistotnym rzeczom. Po cóż kreator przypadków miałby jechać do Brazylii, żeby nakłonić motyla do machnięcia skrzydełkiem? Dlaczego praca zapalnika tak bardzo rozczula? „Zakochany...” daje romantykom nadzieję na to, że może gdzieś tam, za rogiem, drugie serce bije w takim samym rytmie. Czas nie ma znaczenia, bo jeśli macie się spotkać, to i tak się spotkacie – w tym albo następnym życiu.
********
Po okładce i tytule sięgnęłabym po angielską wersję. Lubię fantastykę, ale nie przepadam za magią wplataną w nasz świat przez przypadek. Ta książka mnie zaintrygowała, bo wierzę, że nic się nie dzieje bez przyczyny :)
OdpowiedzUsuńCzyli mogłaby Ci się spodobać, tak myślę :)
UsuńA który z bohaterów jest tym zakochanym przez przypadek? :) Kolory użyte do tworzenia polskiej i angielskiej okładki są podobne, a jednak polska mnie zniechęca, a angielska nie. Polska pasowałaby do książki infantylnej, słodziutkiej, głupkowatej.
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że Guy. Ale to taki tytuł na siłę :)
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńPolska okładka jest naprawdę urocza, ale ta angielska pasuje bardziej. Ciekawa jestem tej książki. Myślę, ze to może być coś dla mnie :) Lubię takie ciepłe, pełne magii historie. Są idealne do przeczytania w letnie dni pod jabłonką :)
Cudowna, pełna serca recenzja :)
Pozdrawiam cieplutko ♡
No fakt, historia jest lekka, w sam raz do poczytania w ogrodzie. Lekka, ale nie głupiutka :)
UsuńTo jedna z tych książek, po które sama bym nie sięgnęła. Dobrze, że ludzie piszą blogi i opowiadają o książkach bo można przeoczyć, albo widzieć, ale nie dać szansy naprawdę dobrym książkom.
OdpowiedzUsuńKtóre zniknęły w tłumie innych albo zostały skrzywdzone niedopasowaną okładką :/
UsuńSama nie uważam siebie za romantyczkę, więc gdyby nie Twoja recenzja, w życiu nie pokusiłabym się o tę książkę. Nie zachęcała mnie ani okładka, ani opis. Ale dzięki Tobie jestem bardziej skłonna po nią sięgnąć. Zainteresowało mnie wspomniane ciepło i magia. :)
OdpowiedzUsuńNie każda z nas jest romantyczkom, a jednak warto czytać romanse. Jabym nie pokusiła się sięgnąć po przeczytani
UsuńJa chyba wciąż trochę jestem, ale kiedyś bardziej ;) A książka, myślę, naprawdę zasługuje na uwagę. A na pewno na danie jej szansy.
Usuń.
UsuńRzeczywiście nie zwróciłabym uwagi na ten tytuł. Okładka w wersji angielskiej zdecydowanie lepsza. Treść mnie zaciekawiła, więc skuszę się i przeczytam. A co!!
OdpowiedzUsuńZ tego, co widziałam w sieci, skusiła najwięcej osób zainteresowanych romansem. To się zdziwili ;)
UsuńKsiążką niedostanym od Wydawnictw nie d
OdpowiedzUsuńMoże poprosisz kogoś o pomoc w ogarnięciu komentarzy? Wyraźnie cię to przerasta.
UsuńUmiem pisać komentarze. Nie musisz się wyzłośliwiać. Złość piękności szkodzi a jak widzę że książki nie dostałaś od wyd
UsuńWłaśnie widać, jak umiesz ;)
UsuńKolejny raz stękasz, że blogerzy dostają książki od wydawnictw. Strasznie cię to boli, ale to nie mój problem. Spróbuj popytać, może też coś dostaniesz. Tylko wiesz, recenzowanie jest trudniejsze niż wstawianie komentarzy ;)
okładka taka nieco świąteczna, ale jednak najważniejsza jest treść, a to ona mnie ciekawi!
OdpowiedzUsuńFakt, treść jest najważniejsza :)
UsuńJest różnica w tych okładkach ;)
OdpowiedzUsuńPolska chyba jest najbardziej "słitaśna" ze wszystkich, jakie widziałam :)
UsuńNo właśnie, ja też myślałam, że to ckliwy romansik. Mam w planach tę książkę, więc gdybym sięgnęła po nią z takim nastawieniem, to bym się srogo rozczarowała. Dzięki Ci za tę recenzję, teraz już wiem czego się spodziewać... I jestem bardziej ciekawa ;)
OdpowiedzUsuńTo nie jest romans, a z pewnością nie ckliwy :) Jest tam całkiem sporo o miłości, ale nie o romansie. Jeśli już, to co najwyżej preludium do tego :)
UsuńMimo wszystko okładka ma znaczenie. Jakieś ma. Mnie ta pierwsza trochę takimi świętami zalatuje :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kolorowo
Jest coś na rzeczy z tymi świętami, bo już kolejnej osobie się tak skojarzyło ;)
Usuń