„Jeżeli poszukujecie modlitwy, która pozwoli pamiętać o najczystszej i najprawdziwszej miłości, możecie sięgnąć po tę: „O Stwórco, uczyń ze mnie codziennie, dziś i na zawsze, naczynie dla Dziecka Miłości!”
Myślę, że w mężczyźnie lub kobiecie, którzy odmawiają taką modlitwę, stopniowo namnażają się duchowe komórki ich istnienia – dzielą, łączą, przemieszczają, rozwijają, niczym w ciąży. Czuje się w sobie trzepot przypominający cynobrowe motyle skrzydła osłaniające niezłomne serce, co sygnalizuje rozwijającą się w głębi miłość, która rodzi się wciąż na nowo w codziennym życiu. Z nami, dla nas, przez nas”.
Jeśli macie teraz mniej więcej taką minę: o.0, pomyślcie, jak ja się czułam, kiedy brnęłam przez kolejne strony. Udało mi się dotrwać do końca, a łatwo nie było. Co się nawzdychałam i naprzewracałam oczami, to moje. Były momenty, gdy myślałam, że więcej patosu i egzaltacji nie zniosę. Ale uparłam się, że doczytam. Czemu tak się zawzięłam? Bo to dzieło autorki „Biegnącej z wilkami”, książki-legendy, kobiecej Biblii, spisanego na papierze wsparcia dla tysięcy kobiet. „Biegnąca...” to opus magnum, nad którym Clarissa Pinkola Estes pracowała przez 21 lat. Kiedy dowiedziałam się o nowej książce, w której ponoć mocno zbacza w religijność, zaniepokoiłam się. Czyżby na stare lata zdewociała? Pobiegłam do biblioteki, wypożyczyłam i męczyłam od grudnia. Teraz Wy pomęczcie się ze mną. Albo nie – jeśli macie delikatne uczucia religijne.
Bez wątpienia „Oswobodzenie Silnej Kobiety” to książka o matce Jezusa. Bardzo chciałam, żeby tak nie było. Starałam się nie zwracać uwagi na liczne odniesienia do Matki Boskiej. Szukałam drugiego dna, zachwytu nad żeńską energią, kobiecością, płodnością i całą resztą czczoną od zarania ludzkości. Nigdy wcześniej i przy żadnej innej książce tak bardzo nie ślepłam na treść, udając, że pisarka nie ma na myśli tego, co ma na myśli. No bo czemu miałaby tak drastycznie zboczyć ze ścieżki, którą szła przez lata? Dlaczego miałaby odrzucić mądrość nabytą przez życie, chwycić za różaniec i modlić się do utraty tchu? I to do postaci, którą chrześcijańscy duchowni zmieniali, wręcz deformowali, a z pewnością odczłowieczali przez stulecia. Na kolejnych synodach wykłócali się, czy można ją czcić, czy nie można, bo z jednej strony to matka boga, ale z drugiej tylko naczynie. No i kobieta – kto widział, żeby stawiać ją na piedestale? Finalnie powstał szablon pokornej służki i matki, równie nierealny co jej macierzyństwo. Jak to pisał swego czasu Wojtyła („List Jana Pawła II do kobiet”): „To „królowanie” Maryi jest służeniem! To Jej służenie jest „królowaniem””! Ona miałaby być Silną Kobietą?
Nieważne, jak bardzo się starałam. Pierwszą część czytałam z nadzieją, drugą ze złością, a trzecią z rezygnacją. W okolicach połowy musiałam się poddać i przyznać, że czytam wytwór osoby rozkochanej w Matce Boskiej. Przy czym nie jest to Maryja, do której przyzwyczaili się polscy katolicy. To Nasza Pani, Matka Uwielbiona, Święta Kobieta, Silna Kobieta, wreszcie Matka Boża z Guadalupe, patronka obu Ameryk. Autorka poświęca jej dziesiątki modlitw (które bez mrugnięcia okiem omijałam) i co rusz przywołuje jej imię. Przytacza mnóstwo przykładów zachłanności, okrucieństwa i pogardy, jaką tzw. cywilizowany człowiek niósł ze sobą przez wieki. Gdzie się nie pojawił, wszystko niszczył nie kagankiem, a pochodnią oświaty. Miażdżył zastaną kulturę i krzewił chrześcijaństwo mieczem. Bezlitośnie tępił dawne wierzenia, zwłaszcza w boginie. Przy czym dla autorki każde z nich było jakąś wersją kultu Silnej Kobiety, czyli finalnie Maryi. Próbowano je wyplenić, a Silną Kobietę (Maryję) – uwięzić. W przeszłości niszcząc świątynie i zastępując je „prawilnymi”, a później zabraniając wiernym modlić się do swojej opiekunki. Tak jak to było w Parafii Naszej Pani z Guadalupe, gdzie po remoncie kościoła zakryto mural z Matką Miłosierdzia. Protestujący usłyszeli: „Maryja ma swoje miejsce! Ma klęczeć u stóp krzyża!”
Autorka widzi w Maryi Boginię Matkę, co stanowczo odrzucam. Wielu chrześcijan (i katolików) zrobi to samo, choć z zupełnie innych pobudek. Dla nich to będzie jakaś forma bluźnierstwa, a dla mnie bzdura. I to dość bezczelna. Kult Bogini Matki jest kultem prastarym, a chrześcijaństwo powstało ledwie 2 tysiące lat temu. To – obok islamu – jedna z najmłodszych religii świata, choć jej twórcy oparli ją na wierzeniach wcześniejszych, m.in. sumeryjskich. Nie zgadzam się na zawłaszczenie dziedzictwa kulturowego tylu cywilizacji przez jeden konkretny nurt. Szczególnie taki, który przyczynił się do krzywd milionów ludzi. Nie ma znaczenia, że w teorii to łagodna religia miłości i szacunku do bliźniego. Liczą się fakty.
Czy jest coś, co mi się w tej natchnionej książce podobało? Czy znalazłam w niej coś poza modlitwami i wspomnieniami kontaktów z Matką Uwielbioną, sięgającymi wczesnego dzieciństwa? Tak. Autorka uważa, że nie ma licencji na relacje z Maryją. Nie trzeba żadnej pieczęci „approved by Vatican”. Nikt nie musi „zasłużyć” na cud objawienia, bo ten może spotkać każdego (pomijam, czy ww. istnieje). Jednocześnie nikt nie ma prawa ustalać reguł ani przywłaszczać sobie Silnej Kobiety – więzić jej metaforycznie, w szablonach czy dosłownie, za ścianą jak wspomniany mural. „Stosując ograniczenia, które mają uregulować, kto jest, a kto nie jest uprawniony do spotykania się z Naszą Panią, Kościół przesadza ją do coraz mniejszych doniczek”. Każdy może wierzyć w nią tak, jak chce, wyobrażać ją sobie w dowolny sposób. Z ciemną twarzą, jak afrykańskie Czarne Madonny, otoczoną kwiatami lub wyglądającą jak „nieznajomy, który okaże wam dobroć przywracającą wam siły”.
Spodobała mi się też przypowieść o tym, jak trafić do nieba. Jahwe robił w niej obchód po włościach i zdziwiony zauważył wiele dusz, których – według niego – nie powinno tam być. Między innymi, dostrzegł Cyganów grających w kości, dziecięce prostytutki, parę uprawiającą seks czy księży bawiących się z potomstwem. Była też kobieta modląca się po swojemu, nie jak nakazuje katechizm. Święty Piotr wyjaśnił bogu, że co prawda odprawia delikwentów spod bram nieba, ale tylnym wejściem wpuszcza ich Maryja i jej syn. Kurtyna.
Podsumowując, „Oswobodzenie Silnej Kobiety” kosztowało mnie sporo nerwów. Wielokrotnie miałam chęć zwrócić książkę do biblioteki. Nie wątpię, że autorka jest dobrą, poczciwą osobą, która pomogła rzeszom ludzi. Ma złote serce i roztacza wokół siebie niesamowitą energię. Ale nie trafia do mnie jej uduchowiony styl i nie przekonuje teza, że Maryja to Bogini Matka. Niemniej przeczytam „Biegnącą z wilkami”, a to, czy to zrobię, zależało właśnie od lektury „Oswobodzonej”. Czyli bilans wychodzi na plus.
Czuć emocje wyzierające z tej recenzji, mogę sobie tylko wyobrażać, jak bardzo denerwowało Cię czytanie tej książki ;>
OdpowiedzUsuńOj tak! To była przedziwna mieszanka irytacji, zażenowania, zdenerwowania i kręcenia głową z niedowierzaniem. Zasłużyłam na medal z ziemniaka, a na pewno na talerz frytek z majonezem ;)
UsuńNie można oczekiwać od autorki (żadnej) że trafi do nas ze wszystkimi poglądami. Nawet jeśli z inną książką się zgadzamy, kolejna może być kompletnie nie dla nas. Religia, wierzenia to śliski temat. Myślę, że każdy może spojrzeć na tę ksiażkę trochę inaczej, niektórych już na wstępie odrzuci tematyka. Chyba należę do ostatniej grupy :) ale przypowieść jak trafić do nieba też mi się spodobała :).
OdpowiedzUsuńNiezgadzanie się z poglądami to jedno, a zmiana o 180 stopni to drugie ;) Zupełnie jakby autorce spadła na głowę dachówka, kiedy przechodziła obok kościoła. Opinie na Lubimy Czytać nieco mnie odstraszały, ale już kupiłam "Biegnącą z wilkami". Musiałam rozstrzygnąć, czy jest sens ją czytać. Gdyby się okazało, że autorka przez większość życia uczyła kobiety, jak myśleć TEŻ o sobie, a nie tylko o innych, a na starość zaleca modlitwę, to bym stwierdziła, że zachorowała na demencję. Albo gorzej, zapachniały jej pieniążki jak Abby Johnson.
UsuńNie sięgnę po tę książkę, ale nie ze względu na tematykę, a styl. Rany, ta próbka, którą wrzuciłaś to jakiś koszmar. Nie dałabym rady tego przeczytać bez względu na to, co myślę o kulcie Maryi. Podziwiam, że przebrnęłaś!
OdpowiedzUsuńSama siebie podziwiam ;)
UsuńI słusznie :))
UsuńZa to teraz siedzę i cziluję się kolejną częścią "K-Pax" :) Zapracowałam sobie na to ;)
UsuńDalszego ciągu tej historii nie znam, kusisz tym "K-Paksem" bardzo :)
UsuńWygląda na to*, że cała seria to taka muszelka, w której można się schować i zalepić wejście jak jakiś skorupiak. Żeby odciąć się od świata choć na chwilę :)
Usuń* Ostatni tom nie jest o procie, więc nie wiem, czy też mnie tak otuli. Ale jestem dobrej myśli :)
Tego Ci życzę :) Oby seria spełniła taką rolę :)
UsuńOdpukać (jestem przy ostatnim) otula. No i już w kolejce czeka następna w podobnym klimacie. Naczytam się dobrych, miłych rzeczy na zapas :)
UsuńAch, przed chwilą skończyłam czytać "Czułą przewodniczkę", w której pojawiły się właśnie nawiązania do "Biegnącej z wilkami", o której to książce prawdę mówiąc nigdy wcześniej nie słyszałam. Także idealnie wstrzeliłaś mi się z tą recenzją "Oswobodzenia dzikiej kobiety".
OdpowiedzUsuńPonad wszelką wątpliwość po "Oswobodzenie..." nie sięgnę i to z wielu powodów, spośród których każdy jeden byłby dla mnie solidnym znakiem ostrzegawczym, a w sumie tworzą moją głęboką niechęć. :D Podziwiam, że dotrwałaś, po opisie Twoich stadiów emocjonalnych wnioskuję, że nie była to łatwa decyzja. ;)
Jestem arcyciekawa jak ocenisz "Biegnącą...", jeśli faktycznie po nią sięgniesz. Trochę zaskakująca jest taka przemiana u autorki - intryguje mnie czy wcześniej też miała takie naleciałości tylko w znacznie mniejszym stopniu, czy jednak faktycznie coś wydarzyło się w jej życiu co tak mocno je odmieniło.
Według jej słów z "Oswobodzonej" było tak zawsze. Ponoć spotkała Naszą Panią już jako kilkulatka. A kiedyś, również jako dziecko, rzuciła tonącemu różaniec i to mu pomogło. Tak że tego. Widzę tutaj coś, co już kiedyś nazwałam syndromem Agnieszki Chylińskiej ;) Kiedy rozpoczęła solową karierę, stwierdziła, że w końcu robi to, co zawsze chciała robić. Czyli wcześniej tego nie robiła, tylko była mroczna, hm, wbrew sobie? Na siłę? Może autorka książki też "dorosła"? Zakładam, że nie było tego widać w "Biegnącej z wilkami", bo te nieliczne opinie na LC wyrażają bardzo duże (negatywne) zaskoczenie.
UsuńNa pewno przeczytam, choć miałam wątpliwości :)
Czytając Twoją recenzję można poczuć jak bardzo ta książką jest denerwująca. Pełna jestem podziwu, że ją skończyłaś :) Jestem też ciekawa Twoich wrażeń z lektury "Biegnącej z wilkami". Czytałam ją dość dawno temu i byłam pod wrażeniem, choć teraz średnio pamiętam. Podobała mi się w niej analiza baśni, to było fascynujące. Z drugiej strony jako poradnik, a tak ta książka jest przedstawiana, nie sprawdziła się w moim przypadku w ogóle. Na fali czytania podobnych książek przeczytałam jeszcze "Boginie w każdej kobiecie" Bolen. Autorka zajmuje się analizą archetypów zaczerpniętych z mitów greckich. W porównaniu z "Biegnącą z wilkami" jest to napisane równie interesująco, ale o wiele bardziej konkretnie i wyciągnęłam coś z tej książki dla siebie (nie mówię tu o wpisach na blogu ;)), więc ją polecam, jeśli oczywiście będziesz miała jeszcze ochotę na ten literatury.
OdpowiedzUsuńO, dziękuję bardzo za tytuł, nie znałam tej książki :) Niestety nie będę miała skąd jej wypożyczyć, ale spróbuję znaleźć ją w sieci. Z takich około mitologicznych klimatów mam w domowej biblioteczce "Kapłanki, Amazonki i Czarownice", ale jeszcze nie czytałam :)
UsuńOczywiście miało być: "na ten typ literatury". "Kapłanki, Amazonki i Czarownice" też mam na półce i też jeszcze nie czytałam :)
UsuńMam nadzieję, że obie będziemy zadowolone z lektury - kiedy już w końcu to przeczytamy :)
UsuńO matko! Boska ;D
OdpowiedzUsuńP.
Z Guadalupe ;)
UsuńO nie, już po przeczytaniu cytatu mam dosyć tej książki. Autorka sprawia wrażenie osoby niespełna rozumu.
OdpowiedzUsuńJest bardzo uduchowiona ;)
UsuńO nie, nie i jeszcze raz nie! Szkoda książki, by walić nią o ścianę a coś czuję, że wzbudziłaby we mnie falę negatywnych emocji! Nie dla mnie takie lektury, podziwiam, że przebrnęłaś.
OdpowiedzUsuńJeszcze tylko muszę się zmusić, żeby przejechać pół miasta i wreszcie zwrócić ją do biblioteki. I o niej zapomnieć :)
UsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńNiezwykle emocjonująca recenzja, aż bije od niej uczuciami! Przyznam, że nie pamiętam kiedy czytałam coś tak soczystego jak twój wpis! Doskonała recenzja, idealna, pochłonęła mnie, od początku aż do końca twardo trzymała. Książka oczywiście nie dla mnie. Religia to w ogóle nie jest mój temat. Bardzo miło mi jednak było przeczytać twoją recenzję i dumna jestem, że przetrwałaś tę jakże wyjątkową pod wieloma względami książkę :D
Ale ta przypowieść Jak trafić do nieba fajna :D
Pozdrawiam cieplutko ♡
Trwało to długo i wymagało wiele potu. I zaciśnięcia zębów. Ale na szczęście były momenty (nieliczne, ale jednak), kiedy trafiałam na coś miłego. Jak ta przypowieść :)
UsuńPozdrawiam również! :)
Kurczę nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że napisałaś o tej książce, bo miałam ją na oku. Jednak widzę, że również bym się irytowała podczas jej czytania - tym bardziej, że od dawna nie jestem wierzącą osobą.
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś może uniknąć kilkutygodniowej męki czytania tej książki dzięki mnie, to bardzo się cieszę ;)
UsuńJestem wierząca, ale nie przepadam za książkami ludzi po nawróceniu, ten patos, te uduchowione słowa mnie odstraszają. Raczej wolę te, w których wierzący piszą o wątpliwościach, życiu, trudnościach z wiarą itp. Także ta książka raczej w moje ręce nie trafi ;)
OdpowiedzUsuńRaczej nie sądzę, żeby podeszła wierzącym. Doprecyzuję: w Jahwe ;) I nie wiem, czy można tu mówić o nawróceniu. Być może autorka szła sobie przez życie, prowadziła badania i tak kroczek po kroczku poukładała sobie w głowie, że wszystkie drogi prowadzą do Maryi. Dyplomatycznie ujmując, nie zgadzam się z nią :)
UsuńKsiążka raczej nie w moim guście.
OdpowiedzUsuńRozumiem :)
UsuńOj nie nie dla mnie :D ! I nie kupię jej jak będziemy robić zakupy do bibliotece! :)
OdpowiedzUsuńMogłaby leżeć i kurzyć się tak jak egzemplarz wypożyczony przeze mnie. Prolongowałam go kilka razy, przez ten czas nikt nie ustawił się w kolejce, żeby go przeczytać po mnie :)
Usuń