„Doskonale skonstruowany thriller psychologiczny, w którym medyczne kwestie są pretekstem do zarysowania skomplikowanej intrygi, pełnej kłamstw, zawiedzionych nadziei i miłości. Szokujący zwrot akcji”.
Moim zdaniem powyższy opis lekko wprowadza w błąd. Może nie tyle mija się z prawdą, co generuje oczekiwania, których książka nie jest w stanie spełnić. Oczywiście, de gustibus i te sprawy. Niemniej uważam, że ktoś, kto nastawi się na pełną napięcia opowieść, od której nie da się oderwać, może być rozczarowany. Czemu? Już wyjaśniam.
Przeczytałam „Pielęgniarkę” w okamgnieniu. Praktycznie za jednym posiedzeniem. Nie mogę jednak powiedzieć, że zrobiłam to, bo historia mnie wciągnęła, zafascynowała i nie pozwalała odłożyć książki. Kartki przewracały się same, bo styl autorki jest lekki, prosty i przyjemny. Lektury absolutnie nie żałuję, choć istnieje ryzyko, że za jakiś czas treść wyleci mi z głowy.
Bohaterka J.A. Corrigan popełniła zbrodnię – a przynajmniej tak twierdzi. W sądzie poddała się bez walki, odrzucając opcję niepoczytalności zaproponowaną przez obronę. Na spokojnie przyjęła wyrok, a co za tym idzie, wizję spędzenia w więzieniu dwudziestu lat. Jak czytamy w opisie, „Rose Marlowe jest sumienną pielęgniarką, kochającą żoną – i bezlitosną morderczynią. Choć sama się do tego przyznaje, to jednak trudno uwierzyć, by ta piękna i życzliwa osoba była zdolna do zabicia bezbronnego pacjenta z zimną krwią”. Po kilku miesiącach nieoczekiwanie zgadza się na rozmowę z pisarzem, który w jej historii widzi swoją wielką szansę. I tak wraz z Theo poznajemy wersję kobiety. Ze spotkania na spotkanie przybywa informacji, które – niczym klocki w układance – łączą się w niepokojącą kompozycję.
Mam z tą książką podobny problem co swego czasu z „Głuszą”. Tu też twórczyni na końcu zwraca się do czytelnika z nadzieją, że jej dzieło przypadło mu do gustu. Opowiada, jak cieszyła się przy pisaniu, jak polubiła swoich bohaterów i jak wielką radość sprawiało jej obserwowanie, jak ożywają na kartkach (monitorze). Osobiście odebrałam ów list od autorki jako (zapewne) niezamierzone wiązanie rąk ewentualnym krytykantom. Takie trochę „Prawda, że moje dziecko jest ładne?” + „Jeśli ci się podobało, zostaw lajka, suba i wciśnij dzwoneczek”. Aż chce się zamienić powyższe „z nadzieją” na „z oczekiwaniem”.
Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest kiepska książka. Nie męczyłam się przy czytaniu, nie wzdychałam z frustracją, że trafiłam na gniot i muszę go zrecenzować. Po prostu nastawiłam się na „mroczny thriller psychologiczny z zawikłaną intrygą kryminalną”, a otrzymałam obyczajówkę, która na pierwszym zakręcie odbija w stronę romansu, aby pod koniec przypomnieć sobie, że miała zaszokować odbiorców. Plot twistu domyśliłam się dość szybko, a wcześniej widziałam wszystkie red flagi i słyszałam wyjące syreny ignorowane przez heroinę. Trochę zbyt prosto.
Gdyby ktoś pytał mnie o zdanie, wolałabym, aby autorka zostawiła miejsce na niedopowiedzenia. Gdyby prowadziła nas na manowce, zwodziła i zaskakiwała. Moglibyśmy się zastanawiać, czy Rose czegoś sobie nie uroiła. Mogłaby się wahać, jak robiła to bohaterka „Dziecka Rosemary”. A my wraz z nią. Tymczasem historia biegnie prościutko jak po sznurku. Dla tych, którzy czytali sporo tego typu książek, może być przewidywalna. Poprawna i całkiem ciekawa, ale nieodbiegająca od wielu innych z tej kategorii.
„Pielęgniarka” to opowieść o naiwnej, toksycznej miłości. I o zemście. Oraz o tym, że jedno i drugie bywa czasem ślepe, co potwierdza szyderczy chichot losu. Nie polecam, nie odradzam. Można przeczytać, ale trzęsienia ziemi (raczej) nie wywoła.
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Słowne.
Rzuciła mi się w oczy jakiś czas temu i nawet zastanawiałam się czy jej nie przeczytać, ale jakoś to wszystko wydało mi się za proste - nie wiem czy dobrze celuję, ale moją pierwszą myślą było: "Ojej, pewnie była przekonana, że podała podwójną dawkę leku i się teraz karze". Czyli - ta dam - sama sobie rozwiązałam zagadkę i to jeszcze przed czytaniem. To jest talent, co nie? :P
OdpowiedzUsuńNie wiem, co napisać, żeby za bardzo Cię nie nakierować ;)
UsuńOstatnio widuję tę książkę na instagramie i jakoś nie miałam do tej pory chęci jej przeczytać. Jednak, o dziwo, Twoje lekkie rozczarowanie i fakt, że nie jest to historia trzymająca w napięciu i nie jest też mrocznym thrillerem, a raczej obyczajówką z motywami, zachęca mnie do tej lektury XD. Wiem, jestem dziwna, ale ostatnio nie mam chęci na ciężkie, mroczne klimaty, tylko na coś lekkiego, co jest napisane prosto i szybko się czyta ;)
OdpowiedzUsuńA tam dziwna :) Po prostu zachęciło Cię to, co mnie... przynajmniej tutaj, tak raczej średnio. Lekkim książkom nie mówię nie, o ile nie udają mrocznych ;)
UsuńSama nie wiem. :) Z jednej strony nie lubię wątków romansowych, z drugiej intryguje mnie postać pielęgniarki, która zabiła bądź nie zabiła pacjenta. Ale dwadzieścia lat to chyba nieduży wyrok za morderstwo?
OdpowiedzUsuńTo bardzo ciekawa, złożona postać. Sporo przeszła. Czyn, za który została osądzona, to nie tyle morderstwo, co... hm... No, na pewno człowiek stracił życie, ale nie była to okrutna zbrodnia. Autorka starała się możliwie jak najbardziej to zamotać ;)
UsuńNawet chciałam ją wziąć do recenzji, ale ostatecznie zdecydowałam się na "Sąsiadkę" i z Twojej recenzji wynika, że nie ma co specjalnie żałować.
OdpowiedzUsuńMoże zdecyduję się na lekturę jak będę zimową porą chorować i mieć ograniczone funkcje poznawcze :)
Moim zdaniem można przeczytać, ale nic nie stracisz, jeśli nie przeczytasz. Ot, fajna, lekka, niezobowiązująca :)
UsuńTaka widzę typowa na wakacje, albo dla mnie to książka pociągowa. Lekko się czyta i tyle. Nic nie wnosi do życia :)
OdpowiedzUsuńhttps://okularnicawkapciach.wordpress.com/
W punkt! :)
UsuńJak już pisałam na instagramie, rzuciła mi się w oczy ta książka i byłam ciekawa recenzji. No, ale wiem już, że próżno w niej szukać mocnych wrażeń i pewnie też domyślę się do czego zmierza fabuła. Nie wykluczam lektury, ale raczej jak książka sama do mnie przyjdzie w postaci jakiejś mega promocji albo czegoś w tym styl :D
OdpowiedzUsuńByło jedno zaskoczonko pod sam koniec, ale to trochę za mało, żebym uznała całość za mrożącą krew w żyłach, wciągającą po uszy historię. Ot tak, do poczytania na balkonie ;)
UsuńDobrze, że w ogólnym rozrachunku zachowałaś pozytywne wrażenia z lektury :)
UsuńNo tak, ogólnie to było pozytywne. Pofrunęła już do następnego czytelnika, niech się dobrze czyta ;)
UsuńZnaleźć dobry thriller wcale nie jest łatwo...To zdecydowanie mój gatunek, ale od książki oczekuję że będzie mnie wbijać w fotel. Obawiam się, że ta książka może nie spełnić moich oczekiwań.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że możesz mieć rację ;)
UsuńTo nie książka dla mnie :< I to bardzo słabo, gdy blurb nie odpowiada treści.
OdpowiedzUsuńObiecuje gruszki na wierzbie ;)
UsuńStanowcze zdecydowane raczej nie ;>
OdpowiedzUsuńP.
Ok, przyjęłam ;)
Usuń