Z tą książką było dziwnie. Czytałam ją, odkładałam (bo inne zajęcia), później znów brałam do ręki i po przeczytaniu paru kartek ponownie odkładałam. Właściwie była nudna - niespełna 200-stronicowa historia kobiety, która poznaje sąsiada. Mimo to coś mnie do niej ciągnęło i tak trochę na raty, trochę przy okazji ją skończyłam.
Jak widnieje z tyłu okładki, debiutancka powieść Sophie Bassignac to "błyskotliwa wariacja na temat Okna na podwórze Hitchcocka". I faktycznie, czuć ten klimat, nie tylko przez podobieństwo miejsca akcji. Przy czytaniu ciągle miałam przed oczami to konkretne hitchcockowskie (?) podwórze, na które wyglądały okna wszystkich mieszkań. W "Rozświetlonych akwariach" trudno o tajemnice, bo głosy niosą się po ścianach. Rodzinnym kłótniom towarzyszy milczenie sąsiadów, a czasem wymowne zatrzaśnięcie czyjegoś okna.
Miałam problemy z opisem osobowości głównej bohaterki, Claire. Wycofana, ale ludzi nie unika, nieco nieśmiała, ale potrafi odciąć się rozmówcy, niezależna, ale w miłości namolna. Obserwuje otoczenie, zachowując dystans, jednocześnie nie ma oporów przed powiedzeniem tego, co myśli. Czy to pracodawcy ("W gruncie rzeczy pana największym wrogiem jest czytelnik. Gardzi nim pan za jego marne gusta, ale jest pan zmuszony wydawać to, co on chce. Pańskie życie jest piekłem!", "Tak jest z młodymi: kiedy tylko prosisz, żeby przenieśli przecinek, myślą, że chcesz im zębami odgryźć przyrodzenie"), czy nowo poznanemu sąsiadowi, który nie potrafi ukryć zdziwienia warunkami, w jakich żyje Claire ("Ludzie, którzy nigdy nie otwierają książki, zawsze mają te same uwagi na temat ludzi czytających").
"Rozświetlone akwaria" nie porywają wartką akcją. To opowieść, rzekłabym, bardzo japońska, ale nie dlatego, że mężczyzną, z którym nawiązuje relację Claire, jest Japończyk Ishida, czy dlatego, że w rozmowach często poruszają temat japońskiej kultury ("Oni śpią, ale przed zaśnięciem każdy mocno uchwycił to, co miał przy sobie. Teczki trzymamy między kolanami, paski od toreb przewlekamy przez ręce. Nie możemy się rozluźnić. Bo zawsze mamy coś do stracenia, kiedy w pobliżu jest inny człowiek, nie sądzi pan?").
To powieść pisana emocjami, subtelnościami. Gdyby była obrazem, to impresją. Dla mnie styl pisarki to poezja ukryta w prostych słowach. Smakowałam te zdania, pełna podziwu, że jedno czy dwa wystarczą do opowiedzenia całej historii. Nawet takiej, która jeszcze się nie wydarzyła.
"Claire oddaliła się, aby dać przyjaciółce okazję do obdarowania spojrzeniem mężczyzny z "Le Monde'em", do posłania mu uśmiechu, pozostawienia z siebie czegoś, co warte byłoby podpisu w księdze hotelowej".
"W czasie tego bardzo zdrowego czyśćca, gdy dokonywała się miłosna buchalteria, Claire zrozumiała, że przygotowywał się z nią dla innej, której jeszcze nie spotkał. Gdy byli razem, trochę podróżowali, dużo słuchali muzyki, wymieniali się książkami, każde pogrążone w swojej nerwicy, jak w golfie, we własnym zapachu ciepłej wełny. Testował na niej pozy, pomysły, restauracje i sytuacje, i to wszystko na później, dla innej, lepszej, przy której nie będzie mógł pozwolić sobie na żadne niezręczności".
Niejeden stwierdzi, że powieść jest niemiłosiernie nudna, ale na mnie zrobiła takie wrażenie, że wciąż ją pamiętam. Czy polecam? Tak, komuś, kto lubi delektowanie się czytaniem. Komuś, kto lubi rozwijać się przy lekturze, wynosić z niej coś poza rozrywką i miłym spędzeniem czasu. Pozostałych rzeczywiście może znużyć. Na koniec cytat, który nakłonił mnie do napisania recenzji - wiele mówiąca odpowiedź na pytanie, czemu ludzie nie przepadają za osobami, które kochają książki.
"Ktoś, kto czyta, zawsze sprawia wrażenie, jakby nikogo nie potrzebował. A nikt nie lubi czuć się niepotrzebnym".
Przeczytam bo nie znałam dotąd, a to trochę mój klimat ;)
OdpowiedzUsuńJest subtelna, delikatna, a jednocześnie bardzo błyskotliwa :)
UsuńLubię, gdy ktoś pięknie operuje słowem, więc chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńPolecam zatem gorąco:)
Usuń