sobota, 30 maja 2020

Kot(ek) Książkowy bez kotka


Post ma charakter terapeutyczny i służy głównie mnie. Jeśli nie lubisz kotów, bo wydaje Ci się, że są głupie, fałszywe, interesowne czy cokolwiek w ten deseń, wciśnij mały "x" u góry strony. Na pewno znajdziesz gdzieś indziej jakiś ciekawszy temat do poczytania.

Jak już niektórzy z Was wiedzą, w środę pożegnaliśmy naszego ukochanego kota. Dziubek była z nami prawie dziesięć lat i odeszła nagle, po kilku dniach coraz większych duszności. Gdybyśmy wiedzieli, że nie da się jej uratować, nie dręczylibyśmy jej kolejnymi zastrzykami ani nie zostawialibyśmy w klinice na obserwacji, samej wśród obcych ludzi. Już nigdy nie dowiemy się, co tak naprawdę się stało, czemu nie reagowała na leki. Wiemy tylko, że nasze malutkie mieszkanie jest teraz przeraźliwie puste.

Na pewno nie będziemy mieć innego kota, póki będziemy tu mieszkać. Tutaj każdy kąt należy do Dziubka. Wprowadziliśmy się w połowie czerwca, a dwa tygodnie później dołączyła do nas ona, cudna trikolorka o wielkim sercu i mocnym charakterku. Od tej pory wszędzie razem, z małymi przerwami. Kiedy zdałam sobie sprawę, jak źle znosi samotność, nie zostawialiśmy jej na dłużej niż dzień. Żadnego opuszczania na weekend czy więcej, bo przecież to tylko kot. Wystarczy nasypać jedzenia, nalać wody do miski i nawet nie zauważy, że człowieka nie ma.

Kiedy się budzę, szukam jej na sąsiedniej poduszce. Potem podnoszę głowę i liczę, że wybiegnie zza zasłony ze swoim charakterystycznym zaczepnym chrumkiem. (Nigdy wcześniej nie spotkałam kota, który miałby tyle do powiedzenia na każdy temat.) Kiedy wracam, patrzę pod nogi, bo może jak zwykle czeka pod drzwiami. Albo wypatruje nas w oknie. Szykując się do poobiedniej drzemki, robię miejsce i dla niej, bo może będzie chciała przyjść i zdrzemnąć się razem z nami. Przed snem przesuwam laptopy na biurku, żeby mogła wygodnie na nie wskoczyć i przejść na parapet. Machinalnie odsuwam kołdrę, żeby mogła wejść na łóżko i ułożyć się na swoim miejscu. Unikam patrzenia na jej kącik z jedzeniem, w którym nie ma już miseczek. Tak samo trudno mi tu zaglądać, kiedy widzę ją na zdjęciu, śpiącą tak słodko i spokojnie. Nie zmienię adresu bloga ani głównego zdjęcia, choć pewnie byłoby to prostsze. Muszę po prostu zniknąć na chwilę, na jakiś czas, póki nie przestanie tak strasznie boleć. Nie sądziłam, że rozpacz to czysty fizyczny ból.

Wrócę. Może za tydzień, za dwa, może za miesiąc. Nie wiem. Przeproszę wydawnictwa za niedotrzymane terminy, nieprzeczytane książki, nienapisane recenzje. A może uda mi się coś przeczytać i wrzucić na LC. Nie wiem. Wiem tylko, że straciłam członka rodziny i mam w sercu wielką dziurę.

14 komentarzy:

  1. Strasznie jest mi przykro. Ja straciłam moją przyjaciółkę dwa lata temu. Pomogło przetrwać to, że była ze mną jej córka, więc mieszkanie nie było aż tak puste. Po pół roku dołączyła druga. Musiałam poczekać, żeby nie patrzeć na Młodą przez pryzmat tej, która odeszła. Była jedyna w swoim rodzaju.

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedzę właśnie w pracy i spłakuję makijaż nad Twoim wpisem. Serdecznie Ci współczuję, niestety wiem doskonale jak się teraz czujesz. Dwa lata temu w wakacje pożegnałam mojego kocurka. Miał 18 lat i 4 miesiące, był ze mną przez 2/3 mojego życia. Wciąż nie potrafię o tym napisać bez rozklejania się. Wiem, napisałaś, że nie będzie innego kota, ale z perspektywy czasu powiem Ci, że to złe myślenie. Widzę, że koleżanka z komentarza powyżej też jest tego zdania, więc może warto zastanowić się nad naszymi radami? Może w hołdzie dla Dziubka uratujecie jednak jakiegoś małego kociaka przed ponurym, schroniskowym losem? Nie żeby zajął miejsce swojej poprzedniczki, ale raczej żeby kontynuował to, co ona zaczęła. Pewna pustka w serduszku zostanie na zawsze, ale uwierz mi, kociak przynajmniej w części ją zapełni. Trzymaj się kochana.

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie mi przykro.... nie powiem, że wiem jak to jest stracić kota ale wiem jak to jest stracić przyjaciela, wiem co to za smutek, ból, pustka... piszę to i płaczę.. płaczę za moim Tuptusiem i płaczę za Dziubkiem - nie potrafię o tym myśleć bez takich emocji, one same wylewają i wypływają ze mnie. Pamiętasz jak kiedyś o tym rozmawiałyśmy - powiedziałąm Ci wówczas, że nie chce drugiego Tuptusia i ja rozumiem, że nie chcesz drugiego kota... nikt nie zastąpi naszych przyjaciół, naszego członka rodziny :( Nie wiem... może kiedyś zmienisz zdanie - ja nie zmieniłam ale wiem, że w przyszłości jak będę na swoim uratuje jakąś istotę... ja rozumiem ze u Ciebie to za wcześnie i nawet o tym nie mówię, tak samo wyszło... Moje poprzedniczki napisały piękne słowa "Nie żeby zajął miejsce swojej poprzedniczki, ale raczej żeby kontynuował to, co ona zaczęła" to piękne i mądre słowa... ale na to trzeba być gotowym. Trzymaj się Kochana - mocno i dzielnie. Łączę się w bólu i przekazuje wyrazy współczucia. Jakby co wiesz gdzie jestem....

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi przykro. Zwierzęta odchodzą zdecydowanie za szybko. Rozumiem miłość do kota. Moi rodzice mają kocura, który w tym roku skończy 14 lat. Kot miał być mój, bo to ja go chciałam, ale kot wybrał mamę i to ją kocha najbardziej. Wiem, że niektórzy lubią mówić, że kot nie potrzebuje ludzi, że wystarczy miska, że kot przywiązuje się do miejsca a nie do właściciela, ale absolutnie się z tym nie zgadzam. Nasz kocur bardzo przeżywa każdą rozłąkę z mamą (nie je, nie pije, nie załatwia się, jest smutny), dlatego jak rodzice wyjeżdżają to ja zawsze przyjeżdżam do domu rodzinnego dla niego właśnie, na zastępstwo, żeby chociaż trochę zastąpić ukochaną panią. Bo nikt oprócz nas nie wie, że jego trzeba namówić do jedzenia, postarać się, żeby się napił, podać tabletki, więc żadna przypadkowa osoba dobrze się nim nie zajmie. Mam nadzieję, że moja opowieść nie potęguje twojego bólu. Chciałam po prostu dać znać, że wiem jak to jest, kiedy zwierzę staje się członkiem rodziny. Mimo wszystko trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie mi przykro, bo wiem, jak to jest stracić takiego małego, włochatego przyjaciela. U mnie w domu zwierzęta to członkowie rodziny, nie da się ich zastąpić, nie można ich ignorować, trzeba kochać i zawsze okaże się, że tę miłość odwzajemnią sto razy mocniej. Wysyłam moc ciepła i ukojenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam kota, który odchodząc miał 18 lat. Też się dusiła, wzięłam do weterynarza, ledwo żywą. Dostała zastrzyk, bo nie umiałam podjąć tej jednak decyzji. W domu żałowałam, bo było gorzej. A potem cud. Na miesiąc. Umarła na moich rękach, 2 listopada, o 4 rano. I choć to było straszne, to nie żałuję, że zaryzykowałam. Dostała miesiąc. Zawsze warto.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak bardzo, bardzo mi przykro... Mój kotek miał 14 lat kiedy odszedł. Dwa lata temu. Byłyśmy zrozpaczone, strata członka rodziny jest potwornie trudna. Na razie z Mamą zdecydowałyśmy, że nie będzie nikogo nowego. Rana po tej stracie wciąż się nie zagoiła. To było moje oczko w głowie, wielka miłość i to bardzo wzajemna.

    OdpowiedzUsuń
  8. Doskonale wiem, co czujesz, bo w tym roku straciłam nagle ukochanego psa, który był z nami prawie 11 lat. Jedna wielka pustka. Długo nie mogłam się przyzwyczaić, że nie szczeka, kiedy wchodzę do domu, a otwierając drzwi robiłam to bardzo powoli, z przyzwyczajenia, że może leżeć pod nimi i przygotowywałam się mentalnie na akrobacje w przedpokoju, bo zwykle musiałam go przekraczać. Brakuje mi nawet tych rzeczy, które mnie w nim drażniły.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kendżi, wszyscy kiedyś nas opuszczają.10 lat temu, po 16,5 wspólnych latach odszedł mój piesio, a ja do dziś za nim tęsknię i gdy go wspominam to płaczę.Nie wzięliśmy wtedy następnego pieska, bo baliśmy się,że w pewnej chwili mógłby zostać pies bez nas.Kilka razy śnił mi się mój piesio i to były moje najpiękniejsze sny.To długo boli.A od sierpnia ub. roku opłakuję dodatkowo swego męża. Dziwne, ale ból jest taki sam.Widocznie nasza miłość nie robi różnic pomiędzy tymi, którzy nas na zawsze opuścili. Jesteście oboje jeszcze młodzi, odbędziesz po kiciuni żałobę i weźmiesz inną kicię. Będzie inna, ale na pewno ją pokochasz tak samo mocno.Życzę ci byś jak najprędzej zaznała pociechy tuląc nową Kicię.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo dziękuję Wam wszystkim za komentarze i wsparcie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak bardzo mi przykro i tak bardzo rozumiem, co czujesz... Aż nie wiem, co napisać, bo wiadomo, że żadne słowo nie będzie dostatecznym pocieszeniem. To strata, którą może wyleczyć jedynie czas. Ja Ci więc tylko życzę, żebyś się trzymała, bo przecież kotek pewnie nie lubił, jak byłaś smutna. Trzymaj się ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymać się trzymam, ale na razie jest średnio. Niby wykonuję swoje obowiązki, niby idę do przodu, nawet nowy kotek się pojawił, ale wcale nie tęsknię mniej. Nie sądziłam, że to uczucie było (i jest dalej) tak silne, ta pustka taka wielka.

      Dziękuję Ci bardzo.

      Usuń
  12. Taaaak bardzo, bardzo, bardzo mi przykro!! Sama jestem opiekunem 4 wspaniałych kotów, bez których nie wyobrażam sobie życia! Przesyłam moc uścisków!

    OdpowiedzUsuń