sobota, 3 października 2020

"Man size" Daniel Wołyniec

Czytałam „Man size” na raty przez prawie dwa miesiące, ale nie dlatego, że książka mnie nudziła. To prawie 550 stron, których po prostu nie powinno się czytać szybko. Trochę zeszło mi też z recenzją, ale niełatwo pisać, kiedy w głowie chichocze Korwin-Mikke, przewijają się dzieci z Trzeciego Świata, które zazdroszczą sztucznego wąsa, spis cudzołożnic, "wegański syf w stylu falafla" czy moja wyszukiwarka, pełna... dziwnych haseł.

Zacznę od tego, że wiem już, czemu moje spotkanie z autorem nie skończyło się wręczeniem egzemplarza, skrępowanym uśmiechem i zerkaniem w stronę, z której się przyszło, tylko prawie półgodzinną rozmową. Gdybyśmy umówili się w kawiarni (a nie pod pocztą), pewnie wróciłabym do domu rozdygotana jak wiewiórka z prawdziwej historii Czerwonego Kapturka. Po przynajmniej czterech kawach. Daniel Wołyniec nie wyprze się ojcostwa – „Man size” to ewidentnie jego dzieło. Pełne treści, dygresji, filozofowania, gierek słownych, podtekstów, odnośników i emotek. I masy wtrąceń po angielsku. Niektórym przeszkadzały, a mnie akurat świetnie pasowały do fabuły. Oczyma wyobraźni widziałam stereotypowego Polaka, który siedzi w „czikago” od miesiąca.

Nie spotkałam się wcześniej z taką książką – i nie chodzi mi wyłącznie o tematykę. To trochę obyczajówka, trochę manifest filozoficzny, a trochę praca prawie naukowa poświęcona dogłębnej (hehe) anal-izie (podwójne hehe) zagadnienia pornografii. Mówiąc o manifeście, mam na myśli to, że brakowało mi choć jednej informacji o źródłach, na których autor oparł swoje tezy. Gdyby wspomniał, że spytał choć tysiąc użytkowników stron porno. Chociaż stu facetów. Chociaż kolegów z Discorda. Złapałam się na tym, że szukam z tyłu bibliografii. Bo co z tego, że mówimy o porno? Może ktoś robił jakieś badania, ktoś się na porno habilitował? Why not?

Jestem chyba w mniejszości, bo fragmenty o pornobiznesie interesowały mnie bardziej niż historia bohatera. Guglałam jak szalona kolejne frazy (coś mi się wydaje, że będę potrzebować antywirusa) i co rusz rzucałam znad książki jakąś ciekawostką. „Wiesz, że kiedyś były strajki przeciwko viagrze?” „Wiesz, że jest taki zawód jak zastępczy penis?” „Ej, zobacz tę pozycję!” (swoją drogą, żadnemu z nas nie przypadła do gustu konfiguracja „snow angel”. Twarz za blisko stóp, no i bezpośredni widok na trzecie oko... Zbyt duże ryzyko przeciągów)

Bohater... Bosz, nawet w recenzji traktuję go jak reszta – jak Losera, którego można ostentacyjnie ignorować. A przecież on, stylizowany na alter ego autora, próbował tylko zaistnieć w USA jako scenarzysta. I bardzo mu nie wyszło. Zamiast tworzyć kolejne projekty do filmowych hitów, zdobył niechcianą sławę jako nieseksualny (a później wręcz aseksualny) aktor w pornosach. Statysta, żywy rekwizyt, ten, co nie bzyka. Loser z Pure Videos. Antygwiazda sieci, pośmiewisko internetu. Czytając, myślałam: „Chłopie, kto cię jeszcze wydyma?” Taki bidok, tak mu się wszystko sypie, że nic, tylko przytulić. I przewrócić kolejną kartkę.

Kilka kwestii poruszanych w książce nazwałabym śliskimi albo przynajmniej określiłabym tak sposób ich opisania. Przykład? Odbiór filmu porno przez widza. Jak twierdzi autor, „każdy ma własną percepcję treści pornograficznych”, czyli interpretuje to, co widzi, po swojemu. Część widzów w scenach z jedną panią i paroma panami widzi obsługiwanie paru panów przez jedną panią, a dla części to obsługiwanie jednej pani przez paru panów. Czytamy, że przeciwnicy porno mogą twierdzić, że ukazywane treści są „seksistowskie, mizoginistyczne, krzywdzące wobec kobiet”, ale nie znaczy to, że są takie dla widzów. Tylko co w związku z tym? Jeśli ktoś ogląda gwałt, ale nie widzi w nim gwałtu, to znaczy, że nie ogląda gwałtu, lecz – jak Blanka Lipińska – ostry seks z dominatorem? A, lekko prowokacyjnie, gdy Korwin-Wyrwane Z Kontekstu-Mikke zachowuje się jak cham, ale sam nie uważa się za chama, to znaczy, że nie jest chamem?

Jak pisałam wyżej, takich kwestii jest kilka i są według mnie bardzo śliskie. Nie można odmówić autorowi zdolności stymulowania czytelników. Jego treści skłaniają do (zażartych) dyskusji. Nie można mu też odmówić niesamowitego oczytania czy olbrzymiej wiedzy o filmach (nie tylko XXX). Choć ta wiedza akurat mnie nie dziwi, zważywszy na jego wykształcenie. Prócz tego ma świetne pióro, bogaty zasób słownictwa i fantastyczne poczucie humoru. Dawno się tak nie uśmiałam przy czytaniu.

Jeżeli chodzi o wady książki, moim zdaniem jest to okładka. Od razu kojarzy się z jakimś tanim romansem i nie zachęca do czytania w autobusie. Druga wada to... nieznane nazwisko autora. Uważam, że „Man size” zasługuje na uwagę czytelników, ale ponieważ wydawnictwo nie zapewniło twórcy żadnej promocji, tytuł zniknął w tłumie innych. Profesjonalna okładka, jeszcze jedna korekta (mój orto-nazizm wypaczał parę błędów), konkretna reklama i voila, mamy kolejnego świetnego pisarza na rynku.

Za możliwość przeczytania egzemplarza bardzo dziękuję autorowi.

38 komentarzy:

  1. Jak spojrzałam na okładkę, to od razu pomyślałam, że to kolejny z tych podobnych do siebie erotyków, a tu czytam Twoją recenzję i takie zaskoczenie. Szkoda, że wydawnictwo nie zadbało o bardziej wyróżniającą okładkę, albo taką nieco więcej mówiącą o treści. A jeśli chodzi o korektę, to we wspomnianym wydawnictwie chyba niekoniecznie ona funkcjonuje...
    Tematyka pornografii jednak mnie nie interesuje na tyle, żebym chciała poznać tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na nowaresy to naprawdę świetnie napisany tekst. Chociaż to zasługa autora, nie wydawnictwa. Ale nie dziwi mnie, że nie zamierzasz jej czytać - wiem, że taka tematyka niespecjalnie Ci podchodzi :)

      Usuń
    2. Korekta w tym wydawnictwie najprawdopodobniej nie funkcjonuje a nie niezbyt :P
      Co do książki to nie ineresuje mnie taki temat... to nie moja bajka ale Kotek o tymwie :*

      Usuń
    3. Chyba tego samego znamy ;)

      Usuń
  2. W pierwszej chwili przeżyłam szok, że to erotyk i na dodatek dobry skoro chwalisz. Dopiero potem ogarnęłam, że to jednak książka innego rodzaju. Napisałaś o braku bibliografii i od razu skojarzyła mi się publikacja mojej znajomej. Nie czytałam jej, ale słuchałam kiedyś prelekcji autorki o pornografii w kulturze i bardzo sensownie i ciekawie się wypowiadała. W linku jest adres do pobrania darmowego egzemplarza. W ramach porn studies są i doktoraty i habilitacje, więc jak najbardziej można poczytać o analizach podpartych konkretnymi badaniami :)
    http://tricksterzy.pl/o-pornografii-naukowo-biblioteka-trickstera-wzbogacila-sie-o-kolejny-tom/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rety, bardzo Ci dziękuję za ten link! Nie sądziłam, że jest coś takiego (chociaż w sumie czemu miałoby nie być?). Chętnie poczytam :)

      Usuń
    2. Nie ma sprawy, cieszę się, że Cię zaciekawiłam :) Mam nadzieję, że z książki też będziesz zadowolona. No właśnie, wszystko można przebadać z odpowiednim podejściem :))

      Usuń
    3. Wciąż nie zasiadłam do czytania, ale to świetny motywator. Mam w tym tygodniu kupę pracy i to jest dla mnie taka marchewka ;)

      Usuń
    4. Cieszę się tym bardziej :) Może w końcu i ja przeczytam, bo poleciłam, ale w sumie do końca nie wiem co :P

      Usuń
    5. ;D

      To będziemy obie mieć fajną lekturę na weekend. Albo nieco później ;)

      Usuń
  3. Oj zabrakło tej książce promocji, no i okładka bardzo ją skrzywdziła.
    Ja również czytałam i jest to cos oryginalnego, ciekawego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby wziął się za nią np. Vesper, zrobiłby jej rewelacyjną okładkę, wypromował i być może mielibyśmy teraz drugiego Urbanowicza :)

      Usuń
  4. Pierwszy rzut oka na zdjęcie - no way! jakiś tani porno-romans, czy ja dobrze trafiłam? Przecież tutaj nigdy czegoś takiego nie było ^^
    A jednak... ciekawa treść. Z Twojej recenzji zainteresował mnie ten zastępczy penis :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porno-romans już był ("Osaczona"), ale czy tani... ;) A tę naprawdę polecam, chociaż trzeba mieć na uwadze, że jest oryginalna, specyficzna i być może nie każdemu podejdzie.

      Usuń
  5. Mnie też nie interesuje ta tematyka. :) A jeśli autor liczył, że Novae Res wypromuje jego książkę czy choćby przeprowadzi korektę, to wykazał się niestety naiwnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo po prostu niewiedzą. Sporo osób chce dziś (i nie tylko dziś) wydać książkę, nie każdy wie, że niektóre firmy na tym żerują.

      Usuń
  6. Jestem prawie w połowie tej zacnej książki, która umilała mi czas w pociągu. Aż miałam ochotę wszystkim zerkającym na okładkę powiedzieć: ej to nie jest jakiś tani erotyk, to naprawdę warto przeczytać :D. Chociaż może się domyślili, że coś nie halo, skoro zamiast westchnień spod maseczki wydawałam z siebie parsknięcia śmiechem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przydałoby się jej drugie wydanie, z inną okładką. I innym wydawnictwem :)

      Usuń
  7. To fakt, okładka od razu wskazuje, że to albo romansidło albo erotyk. A tu zaskoczenie. Trochę nie moje klimaty, ale szkoda ze nie postaralli się bardziej z okładka, no chyba że chodziło im o to żeby przyciągnąć ludzi którzy myślą że to typowo erotyk..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skuszeni zaczną czytać i zarzucą książkę po max. paru stron, rozczarowani i źli. A to naprawdę kawał porządnej lektury, tylko dla osób, które wiedzą, co znajdą w środku, a nie przyciągniętych niedobraną okładką.

      Usuń
  8. Coraz bardziej mnie zachęcasz do tego Autora!
    Jestem pewna, że postaram się kupić coś z jego dzieł - czy są dostępne w EMPIKu? Czy może jako ebook?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Empiku to nie wiem, ale widziałam w paru księgarniach ebooki (np. w Taniej Książce).

      Autor na razie napisał tylko tę jedną, ale bardzo ją polecam :)

      Usuń
  9. faktycznie okładka od razu sugeruje pewien rodzaj treści, niekoniecznie mnie by zachęciła, bez czyjeś opinii ;)
    https://okularnicawkapciach.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Faktycznie ta okładka jest taka raczej odrzucająca w kwestii czytania oczywiście haha.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiedziałam, że jak ktoś ma dobrze i ciekawie napisać o tej książce to musisz to być Ty ;) Ja się nie podjęłam jej czytania i recenzowania, i nie żałuję, chociaż autorowi życzę jak najlepiej. Okładka - fakt masakra, treść no nie bardzo mnie zainteresowała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, aż się zarumieniłam! Dziękuję :)

      No fakt, treść zdecydowanie nie trafi do wszystkich, nie ma co kryć. Jeśli ktoś nie będzie chciał sięgnąć, to nie sięgnie, choćby nie wiadomo w jaką formę to ubrać. Ale i tak uważam, że zasługuje na dobrą promocję. Nie mówiąc o okładce ;)

      Usuń
  12. Na temat porno sporo już napisano, np. http://bazhum.muzhp.pl/artykul/lista/?generalQuery=pornografia i https://ruj.uj.edu.pl/xmlui/discover?query=pornografia&submit=Id%C5%BA
    Powiem Ci, że mi się okładka podoba - tak bardzo nie przystaje do treści, jak marzenia bohatera do rzeczywistości xD
    Z postrzeganiem pornografii wydaje mi się, że wiele zależy od tego, gdzie postawimy granicę miedzy sztuką a rzeczywistością. Naczelny wąsacz kreuje swoimi "przemyśleniami" rzeczywistość i ma swoich zwolenników, Lipińska romantyzuje gwałt i to jest niebezpieczne, natomiast myślę, że pornografia jest totalnym zawieszeniem realizmu i ma tak nieokreślone tło, że łatwo ją interpretować w dowolny sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie można odmówić Ci racji, patrząc od tej strony. Problem w widzach, konkretnie w tym, że trafiają na pornografię również młodziaki, a nawet dzieci. A one nie interpretują, tylko biorą wszystko dosłownie, nie stawiają żadnych granic, bo brak im wiedzy. Takim może to nieźle namieszać w głowie i zapakować ją szkodliwymi treściami.

      Usuń